Na decyzję o formie startu jeszcze jest czas. Na razie wszyscy, łącznie z Solidarną Polską, Konfederacją i AGROunią, deklarują, że chcą iść osobno. Co oznacza, że tymczasem chcą się odróżnić, dać zapamiętać, pokazać wyborcom swoje cechy charakterystyczne.
Trochę szkoda, że opozycja odebrała Zjednoczonej Prawicy show. Wyborcy już zasiedli przed telewizorami z paczką orzeszków, by patrzeć, jak Mateusz Morawiecki drze włosy z głowy, a Zbigniew Ziobro zgrzyta zębami, aż iskry lecą, tymczasem dostali kolejny odcinek serialu o tym, jak opozycja nie potrafi się dogadać. W zgodzie udało im się sformułować poprawki, które jednak Zjednoczona Prawica równie zgodnie odrzuciła. Wówczas nastąpiło rozproszenie opozycji, która nie umiała wspólnie zareagować.
Polska 2050 odrzuciła zmiany w ustawie o Sądzie Najwyższym. Powody były czytelne: zmiany były niepraworządne, niezgodne z konstytucją. Dużo mniej jasne było tłumaczenie PO i Lewicy, których posłanki i posłowie wstrzymali się od głosu, zwłaszcza że prawniczki i prawnicy tych partii, jak Kamila Gasiuk-Pihowicz, Anna Maria Żukowska czy Krzysztof Śmiszek, zagłosowali przeciw.
Spóźniony prezent pod choinkę: PiS chce pieniędzy z KPO, opozycja wszystko spieprzyła
czytaj także
Hołownia oberwał co prawda od liberalnych polityków i dziennikarzy za powodowanie rozłamu, ale ostatecznie, jak przypomina rzeczniczka Polski 2050 Katarzyna Karpa-Świderek, posłów w kole jest zaledwie siedmioro, ich głosy nie przeważyły szali. Zmiany przeszły, a Polska 2050 mogła pokazać się na tle opozycji jako radykalne centrum.
Tylko siedmioro posłów, ale najwyraźniej do budowy jedności na opozycji są oni Platformie niezbędni. Bo wyborcom zdecydowanym popierać PO łatwiej będzie zaakceptować jedną listę całej opozycji niż koalicję z Lewicą. Centrum w postaci Hołowni jest więc nieodzowne. Kulminacja tego odcinka miała miejsce w sobotę 21 stycznia w Łodzi, gdzie odbył się pierwszy zjazd partii Polska 2050 Szymona Hołowni.
Przewodniczącym w wyniku niemal jednogłośnego wyboru został sam Hołownia, który do zarządu zaprosił wiceprzewodniczących: Michała Koboskę, sekretarzynię generalną Agnieszkę Buczyńską, skarbnika Jacka Kozłowskiego, a także Hannę Gill-Piątek, Paulinę Hennig-Kloskę, Pawła Zalewskiego i Macieja Żywnę.
Nastrój panował dobry – partii udało się dotrwać do roku wyborczego bez subwencji, z niewielkim przedstawicielstwem w Sejmie. Udało się też przetrwać powrót do polskiej polityki Donalda Tuska, który odebrał partii Hołowni przynajmniej 10 punktów proc. poparcia i strącił z pozycji drugiej najpopularniejszej partii, którą cieszyła się jeszcze wiosną 2021 roku, mając około 20 proc. poparcia przy niespełna 15 dla KO. Polska 2050 przetrwała też inwazję Rosji na Ukrainę, kiedy wyborcy zwracali się ku partiom mającym wpływ na rzeczywistość dziś, a nie snującym rozważania o lepszym świecie za trzydzieści lat. Teraz ugrupowanie oscyluje wokół 10 proc. poparcia i nie chce oddać już ani jednego głosu, bo nie uda mu się wprowadzić do Sejmu wszystkich kandydatów ze wszystkich województw.
Polska 2050 pokazuje kandydatów na kandydatów. Nie chce być tylko „partią Hołowni”
czytaj także
Radykalne centrum
„Radykalne centrum” − tak nazwał pozycję Polski 2050 w czasie sobotniego zjazdu Szymon Hołownia i jakkolwiek jest to oksymoron, a poglądy partii są charakterystyczne jak budyń z groszkiem – ani obiad, ani deser – chce tę pozycję utrzymać. Nie jest to łatwe, bo w centrum już jest tłok. Pewnie dlatego potrzebna jest „radykalność” i „odwaga”.
W centrum są wyborcy PiS, konserwatywni, ale którym zależy na unijnych pieniądzach. Są wyborcy PO, którym zależy nie tylko pieniądzach, ale na aktywnej obecności w Unii, bardziej progresywni, a może tylko świadomi, że Donald Tusk progresywności wymaga. Hołownia staje pomiędzy nimi i sporo czasu podczas sobotniego zjazdu poświęcił na to, by podkreślić różnicę między nim i Tuskiem, kpiąco, wyzywająco, zaczynając od „Drogi Donaldzie”, na co sala zareagowała śmiechem.
Dla wielu komentatorów był to znak, że o wspólnej liście i w ogóle współpracy opozycji można zapomnieć. Tomasz Lis nie skorzystał z możliwości niezabierania głosu i napisał o kałowni. Kolejne głosy straszą, że jeśli PiS wygra trzecią kadencję, to będzie to wina Hołowni.
Jednak dla tego polityka wspólna lista nie jest kusząca i raczej być nie może. Paradoksalnie spadek, który zaliczyła Polska 2050 po powrocie Donalda Tuska, pokazał, że partia jest wyborem dla kilku grup wyborców. Dla zmęczonych niemrawymi działaniami PO pod rządami Borysa Budki, dla zmęczonych polaryzacją PO−PiS, szukających siły demokratycznej i proeuropejskiej, ale niezbyt progresywnej, zniechęconych hipokryzją i cynizmem polityków, a także dla radykałów, gotowych wywrócić stolik, byle coś się zmieniło.
Hołownia chce więc utrzymać pozycję nie tylko centrum, ale siły, która do polityki poszła niejako z musu, nieco się nią brzydząc. 90 proc. kandydatek i kandydatów na listy wyborcze mają stanowić osoby aktywistyczne, eksperckie, bez politycznego doświadczenia. W swoim długim wystąpieniu lider dużo czasu poświęcił na docenienie aktywistów, wolontariuszy zaangażowanych nie w partię, ale w Ruch Polska 2050, którzy sadzili drzewa, zbierali śmieci w lasach, udzielali korepetycji, pomagali starszym i młodszym w czasie pandemii. Powtarzał o odwadze, której potrzeba, by się angażować społecznie czy „cierpliwie czekać na potrzebującego w biurze poselskim”, ale i zbierać cięgi od kolegów z opozycji, jeśli zagłosuje się po swojemu, „zgodnie z sumieniem i wartościami”. „Tak stoję, inaczej nie mogę” − mówił Hołownia, cytując Lutra.
czytaj także
Dogadać się czy wykiwać
Wspólna lista to pomysł Donalda Tuska. Zupełnie nienowy, bo tak samo w jedność chciał grać jeszcze Grzegorz Schetyna, a potem powtarzał to Borys Budka, proponując Koalicję 276 i jednocześnie okazując niechęć do rozmów z potencjalnymi koalicjantami, którzy się o pomyśle dowiadywali zaskoczeni w czasie konferencji.
Tak wtedy, jak i teraz PO próbuje wszystkich zagonić pod jeden, najlepiej własny sztandar, kwestię programu pozostawiając na po wyborach, podczas gdy pozostałe partie demokratyczne właśnie o programie i warunkach współpracy chcą rozmawiać.
To, co partie demokratyczne mają ze sobą wspólnego, to podkreślanie znaczenia obecności w Unii Europejskiej i zielona transformacja. Dla Lewicy, PO i Polski 2050 wspólny jest też postulat rozdziału Kościoła od państwa. Odstaje tu tylko PSL. To już i tak sporo, bo kiedy Budka forsował pomysł Koalicji 276, sprawy klimatu dla wielu wciąż nie były oczywiste, a PO wciąż miała nadzieję na odbudowanie dobrych relacji z Kościołem.
To, co te partie różni, to z pewnością kwestie gospodarcze i rola państwa. Choć i tu, choćby na poziomie płac dla nauczycieli, PO przysunęło się nieco do Lewicy, to przecież jeszcze niedawno poklepywało po plecach Konfederację. Za sprawą twardej deklaracji Donalda Tuska PO i Lewicę zbliża jeszcze podejście do praw kobiet i mniejszości, które jednocześnie odróżnia je od Polski 2050. Ta, jak tłumaczył w czasie Campusu Polska Szymon Hołownia, „ma na ten temat zdanie jednoznaczne, czyli każdy decyduje w zgodzie z własnym sumieniem”. Tu z kolei jest płaszczyzna porozumienia Polski 2050 z PSL-em, problemem są za to kwestie ekologii i praw zwierząt.
Narzucana przez PO wizja opozycji idącej przeciw PiS ławą, bez uzgodnienia następnych kroków, jest zatem problematyczna. Polityczki PO, m.in. Małgorzatę Kidawę-Błońską, pytania o program wciąż śmieszą.
Rzeczniczka Polski 2050 Katarzyna Karpa-Świderek mówiła wprost, że powtarzana przez część polityków KO opowieść o tym, jak to „nie udało się utrzymać wspólnego frontu na opozycji, bo Szymon Hołownia się wyłamał”, jest nie tylko nieprawdziwa, ale jest rzeczywistym problemem. − To jest niedobre dla całej opozycji, bo to rzeczywiście daje wrażenie, że jest pokłócona, że nie ma poważnych rozmów między politykami, że są skrajne różnice, których nie da się zasypać. To może być mylące i demobilizujące dla wyborców demokratycznej opozycji − tłumaczy.
Może warto się zastanowić: czy PO rzeczywiście chce wspólnej listy? Jasne, tak powtarza. Ale czy nie skuteczniej byłoby wyciągnąć program, skoro partnerzy o to proszą, przygotować kilka wspólnych postulatów, choćby to minimum, które ich łączy, a w innych sprawach istotnych dla wyborców zebrać się w mniejszych zespołach?
Może po prostu grają tak, jak potrafią, ale pomysł jednej listy bez gotowości negocjacji postulatów wygląda na próbę szantażu: nie chcecie iść razem, to znaczy jesteście nieodpowiedzialni i przez was przegramy kolejną kadencję. W ten sposób partia bez programu okazuje się najodpowiedzialniejsza.
Jednak Szymona Hołownię również można zapytać, czy próbował przekonać do głosowania przeciw nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym partnerów z opozycji? Podobno Donald Tusk wiedział o jego argumentach i rozumiał „jak własna żona”. Teraz wydaje się, że walka o jedność na opozycji jest walką pozorną, a tak naprawdę tylko kolejną formą spychania się z ringu demokratycznych partii.
czytaj także
Karty na stół
Jednocześnie za rozpad tej jedności, nigdy nieistniejącej, nikt nie chce wziąć odpowiedzialności. PO co chwila zżyma się, że pójdzie sama, skoro inaczej się nie da, jakby nie słysząc Lewicy, która powtarza, że jest gotowa na współpracę. Szymon Hołownia po tym, jak się zdecydowanie odróżnił, głosując inaczej niż reszta, mówił z kolei, że jest gotowy startować sam, bo nie widzi gotowości ze strony PO i Lewicy. Za chwilę okazało się jednak, że gotów jest wrócić do rozmów.
Tak samo jak Lewica, która 21 stycznia wystąpiła w roli rozjemców, apelując o współpracę i pokazując swój plan minimum: „deklarujemy naszym partnerom z demokratycznej opozycji gotowość do wzięcia współodpowiedzialności za Polskę po nadchodzących wyborach i stworzenie koalicji rządzącej. Zapraszamy do dyskusji na temat wspólnych priorytetów po odsunięciu PiS od władzy. Lewica w przyszłym rządzie to gwarancja realizacji ważnych postulatów; budowy dostępnych mieszkań, godnych emerytur, przywrócenia praworządności, nowoczesnej szkoły wolnej od indoktrynacji, przywrócenia pełni praw kobiet, rzeczywistego rozdziału Kościoła od państwa, przeciwdziałania kryzysowi klimatycznemu, wyższych płac i nade wszystko wyjścia z kryzysu gospodarczego”.
Polska 2050 też wyłożyła na stół swoje dziesięć obietnic, jak zastąpienie obowiązkowego funduszu kościelnego dobrowolnym odpisem podatkowym, edukacja antydyskryminacyjna czy zagwarantowanie wizyty u lekarza specjalisty w ciągu trzech miesięcy. Nie są to radykalne postulaty, pewnie można się będzie dogadać. Hołownianie proponują też nowe narzędzie demokratyczne, czyli senat obywatelski, złożony ze stu losowo wyłonionych z mandatem na jeden rok obywatelek i obywateli, którzy będą konsultować strategiczne kierunki zmian proponowane przez rząd. Senat ma być głosem doradczym, z którym rząd będzie się jednak musiał liczyć. Czekamy na karty KO.
Galopujący Major: Opozycjo, odetnij się od Platformy Obywatelskiej
czytaj także
Zaczyna się czas mobilizacji wyborców, zdobywania ich zaufania. A nie demobilizacji, pokazywania małostkowości i ambicyjek polityków, podczas gdy państwo się oligarchizuje i osuwa w stronę autorytaryzmu w momencie, gdy za ścianą toczy się wojna. To nie czas na podstawianie koalicjantom nóg i kopanie po kostkach, ale uzgodnienie pozycji. Na decyzję o formie startu jeszcze jest czas. Na razie wszyscy, łącznie z Solidarną Polską, Konfederacją i AGROunią, deklarują, że chcą iść osobno. Co oznacza, że tymczasem chcą się odróżnić, dać zapamiętać, pokazać wyborcom swoje cechy charakterystyczne.
Jak przypomniał Szymon Hołownia, w ciągu najbliższych lat odbędą się kolejno cztery narodowe głosowania. Partie nie wygrają ich, jeśli pozbawią się swoich barw, tym samym tracąc charakter i energię. Partie demokratyczne muszą jednak pamiętać, że jeśli przegrają pierwsze z serii, kolejne staną pod znakiem zapytania.