Kraj

Boże, chroń polskiego rolnika (albo jak wyjść z Unii, żeby nie było na nas)

Komisja Europejska, nie chcąc destabilizacji rynku i niepokojów, wprowadziła w maju embargo na ukraińskie zboża – najpierw do czerwca, potem do 15 września. Czasu, by zorganizować działający system tranzytu, wzmocnić infrastrukturę portową i zatkać podejrzane kanały wpływu produktów z Ukrainy na polski rynek, jednak zabrakło.

Polska dość długo grała na bycie enfant terrible Unii Europejskiej, wokół którego lepiej chodzić na palcach, a kolejne awantury buforować, żeby zapobiec rozpętaniu większych. Wszystko jednak wskazuje na to, że pokłady cierpliwości wobec „suwerenistycznej” polityki prowadzonej przez polski rząd, polegającej na zrywaniu umów, lekceważeniu prawa i odwracaniu się od sojuszników, już się wyczerpały. W piątek Komisja Europejska podtrzymała decyzję o zniesieniu embargo na ukraińskie zboże.

Epicki gambit rządu Morawieckiego albo państwo z kukurydzy

Nie tak sprawni jak w Mołdawii

Do ostatniej chwili o taką decyzję apelował do Ursuli von der Leyen prezydent Wołodymyr Zełenski. Z drugiej strony trwały naciski Polski, a także Węgier, Bułgarii i Słowacji, które teraz dołączyły do polskiego bojkotu postanowień KE.

Zważmy racje. Ukraina toczy ciężką wojnę, codziennie giną ludzie na froncie i w miastach atakowanych rakietami i dronami. Wojna kosztuje, demokratyczny świat wspomaga Ukrainę, pozwalając państwu działać, ale to tylko kroplówka. Bogactwem Ukrainy jest zboże, które ma swoich stałych odbiorców, a to, w czym kraj potrzebował wsparcia, to pomoc logistyczna w transporcie, skoro szlak handlowy przez Morze Czarne nie jest bezpieczny.

Czasu było dużo. Wojna trwa już półtora roku. Już zeszłe lato pokazało, że rząd nie zorganizował tranzytu, ale zboże z Ukrainy i tak wchodzi podejrzanymi drogami na polski rynek, obniżając tym samym ceny. Słyszeliśmy wówczas o zbożu „technicznym”, gorszej jakości, którym można palić w elektrowniach.

Proceder trwał, polscy rolnicy biednieli, polscy wytwórcy pasz zarabiali, aż w końcu w kwietniu rząd pod wpływem coraz gwałtowniejszych protestów stwierdził, że czas najwyższy bronić polskiego rolnika. Poleciała głowa ministra Henryka Kowalczyka, a na jego miejscu zasiadł minister Telus, który obiecał dopłaty osłonowe dla rolników i wprowadzenie embargo na produkty z Ukrainy, nawet wbrew Unii.

Polska zamyka granice dla zboża z Ukrainy. Czy jesteśmy fałszywą sojuszniczką Kijowa?

Komisja Europejska, nie chcąc destabilizacji rynku i niepokojów, wprowadziła w maju embargo – najpierw do czerwca, potem do 15 września. Czasu, by zorganizować działający system tranzytu, wzmocnić infrastrukturę portową i zatkać podejrzane kanały wpływu produktów z Ukrainy na polski rynek, jednak zabrakło.

Ministerstwo rolnictwa w sprawie logistyki nie zrobiło nic. Nie wprowadzono w życie nawet prostego pomysłu PSL, polegającego na opłacie kaucyjnej pobieranej od przewoźnika na granicy z Ukrainą i oddawanej na drugiej granicy – tak, by była pewność, że zboże nie „rozpłynie się” gdzieś pomiędzy. Tranzyt udało się zorganizować Turcji czy Mołdawii, dlaczego nie Polsce?

PiS nie zrobił nic z tej prostej przyczyny, że destabilizacja rynku i pogorszenie sytuacji rolników są mu zwyczajnie na rękę. Tuż przed wyborami może ich „ratować” dopłatami i kierować ich gniew na Ukrainę – minister Telus oświadczył w ubiegłym tygodniu, że Ukraina w Unii to wielkie niebezpieczeństwo dla polskiego rolnictwa.

Niech Bóg ma w opiece polskich rolników. Bo rząd nie pomoże

Nadszedł 15 września, a PiS, łamiąc przepisy unijne i z odnosząc się do Ukrainy z otwartą wrogością, ogłosił, że podtrzymuje embargo. Na Twitterze i w plenerze trwa zmasowana akcja propagandowa. Premier Morawiecki, minister rozwoju Waldemar Buda i minister rolnictwa Robert Telus ogłaszają bojkot decyzji KE, przekonując, że bronią polskich rolników.

W czasie Święta Wdzięczności Polskiej Wsi, które odbyło się 17 września we wsi Miętne koło Garwolina, premier wyraził wiarę w mądrość polskich rolników oraz życzenie, by „Bóg ich miał w opiece”.

Cóż, chyba ma rację. Mam nadzieję, że mądrzy polscy rolnicy zdają sobie sprawę z tego, że Ukraina walczy za nasze bezpieczeństwo i w naszym własnym pieprzonym interesie jest to, żeby przetrwała i wygrała. Że naszym obowiązkiem jest jej pomagać, np. poprzez ułatwienie sprzedaży ukraińskich zbóż, które mają swoich stałych odbiorców i którzy na to zboże czekają.

Oby polscy rolnicy wiedzieli, że w wojnie, jaką Rosja wydała Ukrainie za chęć dołączenia do Unii, kluczowa jest solidarność UE i USA wobec Ukrainy. Powtarzał to w nieskończoność prezydent Duda, słyszeli to zatem widzowie wszystkich mediów. I wiedzą, że sprawa solidarności z Ukrainą to teraz jest właśnie kwestia bezpieczeństwa. Dlatego słowa ministra Telusa o tym, że Ukraina w UE zagraża Polsce, są po prostu złowrogie. Są łamaniem elementarnych zasad solidarności.

Wierzę, że polscy rolnicy zdają sobie sprawę, że to zła wola – bo chyba jednak nie nieudolność polskiego rządu – sprawiła, że tranzyt wciąż nie działa. Zboże znika, znajduje się w silosach wielkich producentów, być może pisowskich oligarchątek – i destabilizuje ceny.

Trybalizm kontra spiski. Kto wygra spór wokół ukraińskiego zboża?

Mam też nadzieję, że polscy rolnicy potrafią liczyć i patrząc na politykę PiS wobec UE i Ukrainy zastanawiają się, czy jednak nie opłaca im się bardziej pobieranie dopłat właśnie z Unii, niż tych trzech tysięcy zapomogi z naszych podatków od PiS-u. A ta wcale nie byłaby potrzebna, gdyby logistyka działała i nie dochodziło przy tym do żadnych machlojek.

Rolnicy zapytają, czy można mieć i jedne opłaty, i drugie? Może jeszcze przez moment, bo Polski tak szybko z Unii wyrzucić się nie da. Natomiast za sprawą kolejnych afer sami stawiamy się poza europejskim systemem prawnym i systemem wartości.

Już od dwóch lat widać, że granicą obowiązywania praw człowieka jest granica na Odrze, nie na Bugu. Nie chronimy też granic UE. Ta polsko-białoruska przecieka, mimo obecności rozmaitych wojaków, rosomaków i płotu. Afera wizowa pokazała, że będąc w strefie Schengen nie potrafimy respektować jej przepisów, i krzycząc, że nie chcemy relokacji dwóch tysięcy osób, samodzielnie prowadzimy „relokację” migrantów do Polski, ale i do Niemczech, Szwecji, a nawet w USA.

Jeśli nie przestrzegamy umów i przepisów i wyłamujemy się ze wspólnej polityki, to być może przestaną nas też dotyczyć korzyści z niej płynące. A wtedy, zgodnie z życzeniami premiera Morawieckiego, niech Bóg ma w opiece polskich rolników.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Katarzyna Przyborska
Katarzyna Przyborska
Dziennikarka KrytykaPolityczna.pl
Dziennikarka KrytykaPolityczna.pl, antropolożka kultury, absolwentka The Graduate School for Social Research IFiS PAN; mama. Była redaktorką w Ośrodku KARTA i w „Newsweeku Historia”. Współredaktorka książki „Salon. Niezależni w »świetlicy« Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego 1976-79”. Autorka książki „Żaba”, wydanej przez Krytykę Polityczną.
Zamknij