Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

Czy atak na Rymanowskiego go wzmocni, czy pogrzebie?

Propagowanie szurskich teorii żywieniowych i innych to zwykle bilet w jedną stronę. W pewnym momencie część polityków po prostu przestanie przychodzić do Rymanowskiego, gdyż wizyta u niego będzie wizytą u tego typa, którego goście leczą raka witaminą C.

ObserwujObserwujesz
Kontekst

🧬 W wywiadzie na kanale Rymanowski Live z prof. Grażyną Cichosz „Żywieniowy przekręt” pojawiły się kontrowersyjne tezy o szkodliwości soi, lepszego żywienia w czasach PRL niż dziś czy ryzykowaniu zdrowia przez wegetarian i wegan.

📉 Eksperci z dziedziny dietetyki i medycyny zarzucili prof. Cichosz powielanie fałszywych lub nierzetelnych informacji, a „Newsweek” w okładkowym tekście numeru z tego tygodnia pisze o „bredniach u Rymanowskiego”.

📰 Dziennikarz odpowiedział oświadczeniem w serwisie X. W większości poparła go prawica, z którą kojarzony jest Rymanowski. Sytuacja zainicjowała burzliwą dyskusję na temat wolności słowa i etyki dziennikarskiej.

Być może awantura o program u Bogdana Rymanowskiego, w którym niejaka prof. Cichosz opowiadała koszmarne wręcz (zdaniem dietetyków) idiotyzmy o żywieniu, w tym zwłaszcza soi, jest jedną z lepszych rzeczy, które zdarzyły się ostatnio w polskich mediach. W końcu nie zawsze kłócimy się o wolność słowa w kontekście badań naukowych. Same badania nad soją zostawmy tym, którzy w przeciwieństwie do prof. Cichosz od antybiotyków w serze na soi się znają. My zajmiemy się ową wolnością słowa w kontekście oświadczenia Rymanowskiego.

Kiedy brak wolności słowa nie przeszkadza prawicy 

To oświadczenie jest bowiem tyleż kuriozalne, co znamienne dla myślenia prawicowego. Wbrew twierdzeniom dziennikarza nie jest tak, że „wolność jest albo jej nie ma”. Nie chodzi już tylko o klasyczny dylemat tożsamości ze statku Tezeusza – kiedy wolność (słowa albo jakakolwiek inna) po wyjęciu kolejnych wolnościowych praw przestaje być wolnością, albo czy kraj, w którym nie mogę kupić legalnie heroiny i muszę robić prawo jazdy, jest nadal krajem wolnym. Chodzi o dość oczywisty fakt, że każda wolność – także wolność słowa – ma swoje ograniczenia.

Czytaj także Organizujcie się albo kibole i szury zrobią to za was Przemysław Witkowski

Dlatego nawet u Rymanowskiego nie można w ramach wolności słowa ujawniać tajemnic państwowych albo nawoływać do wysadzania przedszkoli. Po prostu wolność słowa, jak każde inne prawo, niejako konkuruje z innymi prawami (np. prawem do bezpieczeństwa) i nie zawsze stawiana jest na pierwszym miejscu. Zresztą tak samo wolność rozumie przecież rzekomo wolnościowa prawica. Stąd jej poparcie dla karania za obrazę uczuć religijnych czy ataki na artystów, którzy robią artystyczne prowokacje religijne. Wówczas jakoś brak wolności słowa prawicy nie przeszkadza.

Najlepszym obecnie laboratorium prawicowego rozumienia wolności jest Ameryka ukochanego przez prawicę Trumpa. Państwo, gdzie nie tylko zwalnia się komików za żart z prezydenta czy odbiera uczelniom chroniącym swych studentów gwarantowane prawnie dotacje, ale gdzie służby potrafią zatrzymywać na granicy za śmieszne memy z Vancem, a w republikańskich stanach oczyszczają biblioteki z „nieprawomyślnych książek”. Orwell, który – jak wiadomo – do końca życia był demokratycznym socjalistą, pisałby dziś swój Rok 1984 pewnie właśnie na takiej republikańskiej Florydzie.

Panie Rymanowski, nie jest pan tylko podstawką

Nie jest też prawdą, jak twierdzi Rymanowski, iż „każdy zasługuje na wysłuchanie. Żadni policjanci myśli nie mogą dyktować dziennikarzowi, kogo może, a kogo nie może zapraszać”. Jest to bzdura nie tylko dlatego, że nie każdy zasługuje na wysłuchanie, bo Polaków jest blisko 37 milionów i jeśli jesteś zwykłym normikiem, to gwiazda typu Rymanowski nawet nie spojrzy w twoją stronę. Jest też bzdurą dlatego, że opinia publiczna oczywiście dyktuje, kogo można, a kogo nie można zapraszać.

Dobrym tego przykładem jest słynny wywiad braci Karnowskich z ambasadorem Rosji tuż po ataku na Ukrainę, z którego już jako „bracia Kremlowscy” musieli się gęsto tłumaczyć. Albo rezygnacja Stanowskiego z debaty Bartosiak–Sykulski, kiedy zaproszeniem proputinowskiego Sykulskiego była oburzona zwykła opinia publiczna, a nie żaden „policjant myśli”. Dlatego gdy tylko pojawia się choćby groźba spadku subskrypcji, którymi Rymanowski tak się chełpi, to wielki pan niezależny z zaproszenia gościa na czworakach się wycofa. Przestańmy udawać, że jest inaczej. Jedna afera typu Pandoragate i nagle wszystkie media mają cię na czarnej liście.

Jest wreszcie oczywistą bzdurą wiara „w zdolność moich widzów do samodzielnego myślenia i wyciągania wniosków”. Trzeba być Rymanowskim, żeby wierzyć w to, iż widz po całym dniu pracy będzie wertował Google Scholara (na prawicy raczej nieużywany) albo robił kilkuletnie doświadczenia z hodowli soi, żeby sprawdzić, czy jakaś profesorka ma rację, czy nie.

Przerzucanie na widzów odpowiedzialności za weryfikację wiarygodności przekazu gościa w specjalistycznych tematach jest chyba jedną z bardziej niezrozumiałych ról, jaką pełni popularny dziennikarz, zwłaszcza z takimi zasięgami. Nie, panie Rymanowski, pan nie jest tylko podstawką do mikrofonu. Chciał pan mieć zasięgi? Chce pan zarabiać dziesiątki tysięcy na reklamach z wyświetleń? To teraz bądź pan dorosły i bierz odpowiedzialność za dobór gości albo po programie rób research i debunkuj nienaukowe bzdury. Inaczej cała ta kasa jest trefna.

Antynaukowy kompleks prawicy

Tyle na temat bzdur samego Rymanowskiego. Nie łudzę się jednak, iż to cokolwiek pomoże. Przede wszystkim dlatego, że prawica może i wyznaje „chłopski rozum”, jeśli chodzi o dyskurs naukowy, ale doskonale rozumie, że właśnie ów chłopski rozum jest elementem jej sukcesu.

Przez lata mieliśmy nawet swoisty kompleks prawicy, która co prawda zawsze miała nadreprezentację historyków czy drobnych przedsiębiorców, ale trudno było u nich szukać kogoś, kto rzeczywiście jest uznanym naukowcem w dziedzinach medycznych czy przyrodniczych. Stąd z jednej strony każdy z tytułem w tych dziedzinach jest na wagę złota, bez względu na to, jakie bzdury opowiada, a z drugiej powstał cały antynaukowy ruch na prawicy, kwestionujący kompleksowo cały dyskurs naukowy jako zakłamany i sprzedany biznesowi.

Oczywiście dotyczyło to wyłącznie dyskursu nauk przyrodniczych, bo już na przykład w dziedzinie historii, w której polska prawica czuje się IPN-em mocna, nauka nie jest sprzedajna. Stąd rzekomo jedno wielkie zakłamanie tych wszystkich profesorków po Harvardach i Oksfordach, których naukowe kłamstewka prześwietlić może tylko pan Janek z warzywniaka swoimi amatorskimi badaniami i studiami na uczelni w Rzeszowie w głębokim PRL. Wtedy to była nauka, nie to, co teraz.

W momencie, gdy kwestionowanie nauki zaczęło dawać zasięgi, a co za tym idzie – polityczną popularność, coraz więcej prawicowych polityków zaczęło się pod to podczepiać. Stąd jeszcze kilka dekad temu możliwa była wspólna, globalna i – co najważniejsze – skuteczna walka z dziurą ozonową. Dziś już coś takiego jest praktycznie niemożliwe. Dla politycznych zysków prawicowi politycy gotowi są kwestionować skuteczność szczepionek czy nawet kulistość Ziemi. W konsekwencji zaczęły się pod to podczepiać media, a sukces Fox News tylko utwierdził (także polskich) prawicowych dziennikarzy, jaką żyłą złota są szury.

Jeśli dodamy do tego (delikatnie mówiąc) niezbyt imponujące rozgarnięcie przeciętnego polskiego prawicowego publicysty w sprawach naukowych, to nic dziwnego, że jedyną osobą, która może na prawicy mówić o nauce, jest Tomasz Rożek. Taki Dominik Zdort swego czasu mapę odchyleń pogodowych o -5 od średniej (czyli zera) odczytał jako temperatury minusowe latem w Paryżu. Rafał Ziemkiewicz gardłował, że jeden polski lekarz antyklimatyczny radiolog jest fizykiem, gdyż prawdopodobnie myślał, iż anglojęzyczne physician (lekarz) tłumaczy się jako fizyk (physicist).

Na tle takich gwiazd pani profesor u wyważonego Rymanowskiego to rzeczywiście nowa jakość, nawet jeśli nie za bardzo mówi prawdę.

Rymanowski dla klików może więc w to brnąć i ostatnie zdanie, „dopiero się rozkręcam”, może być jedynym, które w tym jego kuriozalnym oświadczeniu ma sens. Zwłaszcza że wbrew temu, co się o nim pisze, Rymanowski nie jest na prawicy dziennikarzem wybitnie stronniczym i potrafi maskować swoje poglądy. Ma o wiele lepszy warsztat niż choćby Robert Mazurek, który zarzuca gości swoimi tezami z nie wiadomo skąd i nie daje powiedzieć zdania.

Czytaj także Panie Robercie, dlaczego pan ośmiesza dziennikarstwo? Piotr Wójcik

Rymanowski potrafi być bezstronny, stąd nic dziwnego, że dla drugiej strony był zawsze bardziej strawny niż np. Dorota Gawryluk, która tego nie potrafiła. Oskarżenia mainstreamowego „Newsweeka”, wyglądające bardziej na próbę wylania frustracji i ukarania go za prawicowe poglądy, tylko mu narobią fejmu i wywindują poparcie.

Tyle że pójście w stronę propagowania szurskich teorii żywieniowych i wszystkich innych to zwykle bilet w jedną stronę. W pewnym momencie po prostu część polityków przestanie do niego przychodzić, gdyż wizyta u Rymanowskiego będzie wizytą u tego typa, którego goście leczą raka witaminą C. I cała budowana przez lata kariera „obiektywnego” dziennikarza runie w odmętach spiskowego myślenia.

Pytanie, czy dla pieniędzy jest w stanie Rymanowski dać tak aż głębokiego nura. Bo po nim mało kto już wypływa na mainstreamową powierzchnię.

Komentarze

Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.

Zaloguj się, aby skomentować
0 komentarzy
Komentarze w treści
Zobacz wszystkie