Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

Antifa. Mokry sen prawicy i pobożne życzenie lewicy

Prawica śni o Antifie, bo zyskuje dzięki niej nowy, ciężki paragraf oraz chce się mieć z kim bić. Lewica zaś chce wierzyć, że gdzieś w sekrecie istnieje rzutka i dziarska młodzież, która w razie czego stanie w obronie liberalnej demokracji. Jedni i drudzy narażają się na śmieszność.

Reportaż
Kontekst

👊🏻 Antifa to ruch, który wyrósł z anarchistycznych i punkowych środowisk lat 90., broniących się przed skinheadami i neonazistami.
❓ Podczas demonstracji w Warszawie Kolorowa Niepodległa 2011 policja otoczyła siedzibę Krytyki Politycznej, gdzie ukryli się niemieccy antyfaszyści. Do dziś krążą mity na temat tego, skąd się tam wzięli i co robili.
🚓 Antifa, luźna i niehierarchiczna wspólnota, jest dziś demonizowana i wykorzystywana przez prawicę do straszenia i uzasadniania represji.

Miałem 13 lat i jak co niedzielę szedłem z mamą i bratem do kościoła. Ulica nazywała się Spokojna, co dobrze oddawało klimat okolicy, ale tego dnia zwyczajową beztroskę rodzinnego spaceru przerwał wrzask dobiegający od strony ulicy Ewangelickiej. Mama zatrzymała nas i cofnęliśmy się kilka metrów. Słychać było śpiew męskich gardeł, a po chwili zza zakrętu wyłoniła się tyraliera skinheadów i kiboli połączonych sił Motoru Lublin i Śląska Wrocław. Jako 13-latek dobrze już wiedziałem, kto jest kim w świecie subkultur i ulicznej bandyterki, a skini uchodzili za bezwzględnych brutali, których należało się wystrzegać. Większość moich starszych kolegów to byli metale i punki, zwani przez neonazistów brudasami. Potyczki brudasów i skinów to był w Lublinie chleb powszedni. Krążyły też opowieści o prawdziwych bitwach rozgrywanych na przedmieściach. Dzisiaj nazwalibyśmy je ustawkami.

Czytaj także Antifa: codzienny antyfaszyzm Mark Bray

Staliśmy przed schodkami prowadzącymi na charakterystyczny nasyp, na którym ulokowane były trzy zabytkowe, acz zaniedbane wille oraz dawna niemiecka strzelnica z czasów wojny. Na nasypie pojawiła się osoba, która dostrzegłszy zbliżający się tumult, sprintem ruszyła w kierunku willi, w której mieściła się herbaciarnia Zielony Imbryk. W budynku tym odbywały się cyklicznie punkowe giełdy, gdzie można było kupić kasety i płyty z muzyką, koszulki, ćwieki, kolczyki, naszywki. Giełda była też okazją do spotkania młodzieży anarchistycznej, a willa jeszcze długo służyła jako namiastka późniejszego skłotu Tektura.

Neonazistowscy chuligani ryknęli i ruszyli biegiem w tamtym kierunku, wspinając się na skarpę i rzucając na siedzących przed wejściem ludzi. Od strony Krakowskiego Przedmieścia zawyła syrena policyjna, a ze skłotu słychać było wrzaski. Nie dało się obejść sytuacji, więc patrzyliśmy, jak skini zaczynają się wycofywać, osaczeni przez policję z jednej i kontratakujących anarchistycznych bojówkarzy z drugiej strony. Poleciały za nimi butelki, cegły i deski, a wobec nadciągających sił policyjnych wszyscy rozbiegli się w swoje strony, bo policja nie dba o rozróżnienie, kto zaczął.

Któryś z napastników porzucił za sobą czerwony kij bejsbolowy z nasmarowanym korektorem krzyżem celtyckim. Zauważyłem go, schowałem pod drzewem na pobliskim cmentarzu ewangelickim i ku przerażeniu mamy zgarnąłem w drodze powrotnej do domu. Miałem go jeszcze wiele lat, dopóki gdzieś nie zaginął, pożyczony koledze jako rekwizyt do szkolnego teatru.

Czytaj także Niemcy, nie naziści. O niemieckich antyfaszystach w II RP Przemysław Kmieciak

Bojówkarze, którzy odparli wówczas atak skinheadów, to protoplaści tego, co dzisiaj nazywa się Antifą. Także dziś są to młodzi, sprawni fizycznie, odważni członkowie i członkinie ruchu anarchistycznego, którzy deklarują zdolność oraz wolę fizycznego ochraniania punkowych koncertów, skłotów i demonstracji. Nie prowadzą rejestru członków, nie wydają legitymacji ani nie pobierają składek. Nie ma tam nawet mowy o przynależności, bo udział w ruchu może być utajony, epizodyczny lub akcydentalny, jako że anarchistyczna młodzież często się przemieszcza. Wszystko opiera się o relacje towarzyskie oraz zobowiązania względem solidarnej społeczności.

Społeczność ta jest jak na 40-milionowy kraj maleńka i rozproszona, zwłaszcza w porównaniu z odpowiednikami w Niemczech, Francji, Hiszpanii czy Włoszech. Opisane przeze mnie starcie było z okresu schyłkowego subkultur lat dziewięćdziesiątych. Skini i punki to dzisiaj folklor. Faszyzm się znormalizował i rozpłynął pośród garniturków Młodzieży Wszechpolskiej czy Ordo Iuris, rekonstruktorskich mundurów, sutann, dresów kiboli i normikowych dżinsów konfiarzy. A punk zmarł na marskość wątroby.

Polski anarchizm nie jest propozycją polityczną, tylko stylem życia, mikrokulturą. To młodzi ludzie, którzy szukają dla siebie marginesu wolności w pejzażu dużych miast i systemu ustrojowego całej Europy. Jest w tym jakiś heroizm radykalnego, bezkompromisowego odcinania się od zjawisk zidentyfikowanych jako zagrożenie dla indywidualnej wolności. Obsesyjny indywidualizm współczesnych anarchistów paraliżuje rozwój ich idei, bo ogrom energii muszą wkładać w najprostsze kwestie dotyczące współżycia, jak choćby mieszkanie pod jednym dachem czy na jednym kawałku ziemi.

Black Bloc i Kolorowa Niepodległa

W latach dwutysięcznych Europa i świat poznały lewicową młodzież z ruchu alterglobalistycznego lepiej, niż by chciały. Wszystkie najistotniejsze szczyty kapitalistycznych instytucji – Banku Światowego, Światowej Organizacji Handlu, Forum Ekonomicznego, Międzynarodowego Funduszu Walutowego i przywódców G8, od Seattle przez Waszyngton, Davos, Pragę, Genuę, aż po Melbourne, uświetniane były potężnymi zamieszkami. Płonęły samochody, wybijano witryny ekskluzywnych sklepów i banków, przeprowadzano skoordynowane ataki na stojącą na straży kapitału policję.

Czytaj także Wolfenstein w imię Ameryki bez nazistów Michal Chmela

Wszystko to za sprawą organizmu zwanego Czarnym Blokiem. Jest to taktyka opracowana na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych przez niemieckich lewaków, biorących udział w demonstracjach antyrządowych i antysystemowych. Wobec istotnej przewagi sił policyjnych i idących za tym represji prawnych, uczestnicy manifestacji ubierali się w jednolicie czarne stroje i maski, po czym szli ulicami ściśnięci blisko siebie, by stanowić trudną do rozbicia formację. Uniemożliwiało to również późniejszą identyfikację na podstawie zdjęć czy materiałów wideo. Idący w bloku demonstranci przewyższali policję mobilnością, a dołożywszy do tego odrobinę pomyślunku i koordynacji, ośmieszali funkcjonariuszy i zostawiali za sobą szlak zniszczenia w centrach bogatych miast.

Zwieńczeniem dekady antykapitalistycznego oburzenia były zamieszki w Rzymie w 2011 roku. Europejscy anarchiści zastawili tam taktyczne pułapki na oddziały włoskiej policji i sparaliżowali miasto. Upokorzenie sił porządkowych było tak dotkliwe, że władze Rzymu zawiesiły demokratyczne prawo do protestu, a przeciwko zadymiarzom uruchomiono retorykę antyterrorystyczną. Niezbyt skutecznie, bo sprawców schwytano zaledwie kilkunastu.

To, co dzisiaj nazywamy Antifą, to połączenie schedy po punkach z tym, co zostało z alterglobalistycznych wystąpień ruchu Oburzonych. Z jednej strony będzie to więc wsobna mikroformacja ochraniająca skłoty przed neonazistami, a z drugiej – dziesiątki samoorganizujących się, antykapitalistycznych ruchów protestu, których celem jest konfrontacja z policją lub którąś z publicznych odsłon skrajnej prawicy.

Mniej więcej w tym samym czasie, gdy palono Rzym, Antifa zawitała również pod polskie strzechy. Tutaj znowu historia osobista. 11 listopada 2011 roku w centrum Warszawy odbywały się dwie duże demonstracje z okazji Święta Niepodległości: organizowany przez nacjonalistów Marsz Niepodległości oraz Kolorowa Niepodległa, zwołana przez koalicję środowisk lewicowych. Jako fotograf dokumentowałem ówczesne wydarzenia z ramienia Krytyki Politycznej, która wzięła na siebie rolę liderki strony postępowej.

Niedługo po rozstawieniu sceny na ulicy Marszałkowskiej któraś z koleżanek powiedziała mi, że coś się stało w siedzibie KP, Nowym Wspaniałym Świecie, i policja obstawiła budynek. Pobiegłem to sprawdzić – nie tylko budynek, ale cały odcinek ulicy Nowy Świat zamknięty został przez zamaskowanych funkcjonariuszy w kaskach. Z zewnątrz nie sposób było się domyślić, co się tam dzieje. Koledzy machali mi z okien i krzyczeli, że nikt nie może wyjść ani wejść do lokalu. Ktoś rozmawiał przez telefon z ludźmi wewnątrz, którzy też nie byli w stanie wyjaśnić więcej niż to, że przy wejściu policja stłoczyła kilkadziesiąt osób i jest szarpanina.

Reszty musieliśmy się stopniowo dowiadywać z serwisów internetowych – i były to same niespodzianki. Oto według narracji największych stacji telewizyjnych w siedzibie Krytyki Politycznej zatrzymano grupę kilkudziesięciu agresywnych bojówkarzy z Niemiec, którzy zamierzali stanąć naprzeciw Marszu Niepodległości uzbrojeni w kastety, gaz pieprzowy i inne niebezpieczne przedmioty odnalezione w lokalu.

W Krytyce Politycznej pracowaliśmy kolektywnie, wspólnie podejmując decyzje i opowiadając sobie swoją pracę, a w NWŚ byłem do późnych godzin jeszcze dzień wcześniej i nie widziałem tam ani Niemców, ani żadnej ze wspomnianych broni. Nikt nie wspominał, że jacyś bojówkarze mają nas zamiar odwiedzić.

Czytaj także Kto tu jest nazistą? Jak Rosjanie manipulują historią i statusem ofiary Paulina Siegień

Odwiedzili jednak na zaproszenie którejś z mniejszych organizacji wchodzących w skład koalicji. Rok wcześniej niemieckim lewakom i lewaczkom wespół z mieszkańcami Drezna udało się skutecznie zablokować ogromny nazistowski marsz, który regularnie zawłaszczał sobie ulice tego miasta. Był to ogromny sukces i ktoś wpadł na pomysł, że Kolorowej Niepodległej przyda się wsparcie przyjaciół z zachodu.

Antyfaszyści wyznaczyli sobie miejsce zbiórki na rogu Świętokrzyskiej i Nowego Światu, po czym ruszyli na Marszałkowską, ale nie zaszli daleko, bo wdali się w awanturę z jakimś prawackim rekonstruktorem. Zaskakująco szybko pojawiła się policja w sile kilku radiowozów i pognała antyfaszystów z powrotem w stronę Świętokrzyskiej, gdzie zostali wzięci w dwa ognie i zmuszeni do schronienia się w NWŚ, gdzie w pośpiechu opróżnili kieszenie, próbując chować się, gdzie popadnie. Lokal okrążono, Niemców zatrzymano.

Fot. Jakub Szafrański

W przeciągu kilku kolejnych godzin aż do wieczora uczestnicy Marszu Niepodległości – kibole, naziole, narodowcy, rekonstruktorzy i rodziny z dziećmi – pustoszyli okolice placu Konstytucji. Biegałem za nimi z aparatem, dokumentując demolowane radiowozy, zrywany bruk, tłuczone szyby wiat przystankowych, napadanych przechodniów, przemoc policji oraz podpalony wóz transmisyjny stacji TVN. Żądne zadymy bandy nacjonalistów polowały na lewactwo w całym Śródmieściu na długo po tym, gdy zakończyła się Kolorowa Niepodległa.

Gdy próbowaliśmy z zespołem Krytyki Politycznej wydostać się z Marszałkowskiej, jakaś uprzejma staruszka wskazała nas bandzie kiboli, którzy ruszyli na nas z wrzaskiem. Biegliśmy w stronę zaparkowanych nieopodal wozów policyjnych, ale na ten widok pozostawieni do opieki nad nimi funkcjonariusze pozamykali się w szoferkach. Nie było Antify, żeby nas ochronić i krucho by z nami było, gdyby nie życzliwi pracownicy Costa Coffee, gdzie wpadliśmy zziajani. O tym, jak wiele ryzykowali, dowiedzieliśmy się w ciągu kolejnych paru dni, gdy liberalne media odpowiedzialnością za zamieszki w stolicy uparcie próbowały obciążyć właśnie Krytykę Polityczną.

Czytaj także Niech żyje wolność: jakie zakazy moglibyśmy znieść? Jakub Szafrański

„Nie pierdol się, tylko pytaj od razu, dlaczego zaprosili Niemców” – podpowiadał znany dziennikarz dużej rozgłośni radiowej swojej koleżance po fachu. Stałem za nimi na sali pełnej mediów, gdzie za chwilę miała zacząć się konferencja prasowa zorganizowana przez Krytykę Polityczną, mająca przedstawić naszą perspektywę tych zajść.  

Setki tysięcy złotych strat, zastraszone społeczeństwo, ranni i aresztowani – to był bezpośredni efekt nacjonalistycznej rozróby, ale media głównego nurtu oraz topowi politycy winy upatrywali w prowokacyjnej obecności Antify, zaproszonej ich zdaniem przez lewicową organizację pozarządową. Antify, która nawet nie zbliżyła się do którejkolwiek z dwóch manifestacji. Krytyka Polityczna dała merytoryczny odpór tej nagonce, ale kosztowało nas to dużo energii i zdrowia oraz nie uchroniło przed przykrymi konsekwencjami w kolejnych latach działalności. Dziś media głównego nurtu ochoczo zapraszają naszych komentatorów i pytają, kto zalegitymizował w Polsce skrajną prawicę.

Anti-antifa Donalda Trumpa

W 2020 roku przez Stany Zjednoczone przetoczyła się fala protestów przeciwko rasizmowi i policyjnej przemocy, związana z zabójstwem George’a Floyda. Ówczesny prokurator generalny William Barr stwierdził, że tam, gdzie dochodziło do zamieszek, demonstranci używali taktyki w stylu Antify. Śpiewkę podchwycił prezydent Donald Trump, a za nim jego świta oraz sprzyjające mu media. Trump już wówczas zapowiedział zakwalifikowanie Antify jako grupy terrorystycznej, ale szybko okazało się, że nie ma do tego narzędzi prawnych.

Podczas swojej drugiej kadencji republikański prezydent poczyna sobie znacznie śmielej niż poprzednio i 22 września 2025 opublikował rozporządzenie określające Antifę „wewnętrzną organizacją terrorystyczną” i przypisując jej szereg zarzutów, które można sprowadzić do tego, że Antifa aktywnie działa na rzecz obalenia rządu USA.

Czytaj także Prawo i przemoc. O źródłach brutalności policji Kristian Williams

Według Trumpa jest to bezpośrednia reakcja na zabójstwo youtubera Charliego Kirka, ale to oczywiste kłamstwo. Nie ma żadnych przesłanek, by wiązać aresztowanego zamachowca z ruchem anarchistycznym. Trump chce uderzyć w demonstrantów oraz aktywistów uniemożliwiających pracę agentom ICE, amerykańskiego Urzędu Celno-Imigracyjnego. W najważniejszych miastach Stanów Zjednoczonych ludzie skrzykują się i ostrzegają migrantów przed patrolami ICE, blokują bramy ich posterunków oraz organizują pikiety. Swoim rozporządzeniem Trump klasyfikuje te działania jako aktywność antypaństwową i próbuje zastraszyć obywateli.

Ale dzieje się coś jeszcze. Wciągając demonstrantów pod mianownik Antify, Trump próbuje odebrać im walor społeczny. Pomimo powszechności oporu, wyrażający go stają się członkami organizacji tajemnej i niszowej, a zarazem wrogiem łatwym do sklasyfikowania i ogarnięcia rozumem, zwłaszcza rozumem miłośników teorii spiskowych.

Co więcej, po prawej stronie działa kilka fanatycznych organizacji, które faktycznie mają strukturę, hierarchię, liderów, ideologię i broń. Najlepiej dali się poznać Proud Boys, którzy „ochraniali” szturmujących Kapitol 6 stycznia 2021 roku. Po zamieszkach aresztowano i skazano pięciu liderów organizacji. W procesach okazało się, że razem z Oath Keepers i wyznawcami QAnon sprawnie pokierowali oni atakiem, mieli go w planie i gdyby nie zostali powstrzymani, obaliliby legalny rząd USA.

Trump ułaskawił organizatorów szturmu i potrzebuje symetrycznej organizacji po lewej stronie, bo taka asymetria wygląda brzydko nawet jak na wątpliwe standardy obecnej administracji.

Ochraniajcie kościoły

27 października 2020 roku prezes PiS Jarosław Kaczyński wezwał swoich stronników do obrony kościołów przed uczestniczkami Strajków Kobiet. Stwierdził, że demonstracje odbywające się w całej Polsce wydają się być zorganizowane, nihilistyczne i wulgarne.

Kibole, faszyści i inni nacjonalistyczni awanturnicy potraktowali to jako przyzwolenie na przemoc. Był tylko jeden problem. W demonstracjach przeciwko zaostrzaniu prawa do aborcji brały udział głównie dziewczyny, ewentualnie ich partnerzy, dzieci i koledzy. Dziewczyn się nie bije, jak głosi nasze narodowe, przedszkolne hasło, więc prawaccy bojówkarze mieli nie lada zagwozdkę. Niektórym to nie przeszkadzało i w zgodzie z dyspensą Kaczyńskiego atakowali kobiety.

Fot. Jakub Szafrański
Fot. Jakub Szafrański

Pozostali szukali na ulicach Antify.

Strajki Kobiet dokumentowałem i relacjonowałem obszernie. Wzdłuż tras przemarszów grasowały kilkunasto-, kilkudziesięcioosobowe bandy zamaskowanych typów, biegając od bramy do bramy w wielkim podnieceniu. Gdziekolwiek spostrzegli inną grupkę ludzi lub wydawało im się, że ktoś coś do nich krzyknął lub im się przygląda, gnali szukając bitki, bez większych rezultatów. Po prostu brakowało przeciwnika. Towarzyszyła temu desperacja i rozczarowanie. Tak wykształciła się Anti-Antifa. Jest to bzdura, ale na murach do dzisiaj pojawiają się namazane spayem hasła tego ruchu, a w sklepach można kupić taki merch.

Czytaj także Cześć i chwała dezerterom Jakub Szafrański

Polska prawica pręży się i nadyma, a nie ma się z kim bić. Sprawa jest żałosna, ale też bardzo niebezpieczna. Ten, kto wskaże rzeszom narodowców kogoś do bicia, zdobędzie ich serca, umysły i pięści – kosztem bogu ducha winnych ofiar ulicznych napaści. Najlepiej jakby poszli do wojska, ale nie miejmy złudzeń. Ich wrzaski to nie jest patriotyzm rozumiany jako powinność wobec państwa, tylko bandytyzm. Tym ludziom nie potrzeba generała, a wysoko postawionego eksperta od ustawek. Znamy kogoś takiego?

Trumpizm promieniuje na Europę i również premier Węgier Wiktor Orban ogłosił, że Antifa jest organizacją terrorystyczną i będzie w jego kraju ścigana. Orban od lat łasi się do Trumpa, ale gest ten pozostaje pusty do momentu, gdy na Węgrzech czy w jakimkolwiek innym kraju, który pójdzie tym śladem, nie zacznie się jakieś prodemokratyczne wzmożenie.

Ponieważ Antifa jako organizacja nie istnieje, opinia publiczna nie ma pojęcia, o kim mowa. Można dzięki temu przypisać tę afiliację każdemu nieszczęśnikowi i oskarżyć go o bardzo poważne przestępstwo. To, że wykazanie przynależności do Antify będzie niemal niemożliwe, nie ma znaczenia. Ważne, że powszechnie stosowane również w Polsce narzędzie SLAPPu zyskuje nowy wymiar, bo nie grozi grzywną czy pracami społecznymi, ale wieloletnim więzieniem, a wcześniej – niemal pewnym aresztem.

Co więcej w Polsce, podobnie jak w USA Donalda Trumpa, istnieją organizacje, które faktycznie mogłyby wysadzić jakąś władzę z siodła, a przynajmniej solidnie nią wstrząsnąć. Organizacje, które są otwarcie antydemokratyczne, tworzą siatki, są zarządzane przez liderów, spotykają się regularnie, ćwiczą taktykę i technikę walki w środowisku miejskim oraz tworzą listy wrogów z zamiarem ich fizycznego wyeliminowania lub podporządkowania. To ONR, Straż Marszu Niepodległości, Wojownicy Maryi, niezliczone bojówki kibolskie i grupy rekonstruktorskie, pragnące żyć życiem wilka.

Prawica śni o Antifie, bo zyskuje dzięki niej nowy, ciężki paragraf oraz chce się mieć z kim bić. Lewica zaś chce wierzyć, że gdzieś w sekrecie istnieje rzutka i dziarska młodzież, która w razie czego stanie w obronie liberalnej demokracji. Jedni i drudzy narażają się na śmieszność. Gdyby Antifa przedziwnym zbiegiem okoliczności objawiła się jako siła polityczna, to z jednej strony nie nadawałaby się do inwigilacji, bo identyfikować się z ruchem kulturowym może każdy, wszędzie i niezależnie od innych. Z drugiej zaś, nawet gdyby tych młodych antyfaszystów objawiły się dziesiątki tysięcy, to wedle anarchistycznych ideałów miałaby ona w dupie klasę średnią i jej zatapiane przez Nawrockiego, Kaczyńskiego i Rydzyka państwo.

Komentarze

Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.

Zaloguj się, aby skomentować
0 komentarzy
Komentarze w treści
Zobacz wszystkie