Gdybym pracował w TVP, z tekstów publikowanych w „Wyborczej” przez weteranów transformacji zrobiłbym materiał w kampanii wyborczej PiS. Kaczyński nie musi straszyć ludzi wymyślonymi liberałami, bo ci prawdziwi sami się pchają, żeby fantazjować o neoliberalnej terapii po wyborach.
Nie jesteśmy ejdżystami. Emeryci i weterani dawnych kampanii (wyborczych) też mają prawo mówić, co myślą o następnych. Każdy może. Proszę bardzo! Zanim się jednak to opublikuje, zwłaszcza bez komentarza czy kontry, warto moment pomyśleć.
W „Wolnej Sobocie”, weekendowym magazynie „Wyborczej” z 25 lutego 2023 roku, o strategii gospodarczej dla opozycji po wygranych wyborach na jesieni dyskutują Leszek Balcerowicz (rocznik 1947) w wywiadzie udzielonym Witoldowi Gadomskiemu (rocznik 1953) z Ernestem Skalskim (rocznik 1935).
Nikogo młodszego w tej debacie nie ma. Pomysł, aby zaprosić do dyskusji np. kogoś z roczników lat 80., ewidentnie nie przyszedł nikomu do głowy. A to już przecież też nie są młodzi ludzie, są po czterdziestce, ale niektórzy i niektóre z nich naprawdę mają coś do powiedzenia.
Nie jesteśmy ejdżystami, powtórzmy, ale wiek ma znaczenie. Dojdziemy do tego za chwilę.
Co mówi Balcerowicz? Że opozycja robi błąd, kiedy obiecuje wyborcom, że nie cofnie żadnego z wprowadzonych w czasach PiS programów socjalnych. „[…] Poglądy polskiego społeczeństwa zostały tak zniekształcone przez rozdawnictwo socjalne, że uniemożliwi to powrót do polityki nastawionej na długofalowy rozwój” – mówi ojciec założyciel polskiej transformacji lat 90.
Polemizuje z nim Skalski, jeden z szefów w „Wyborczej” w tamtym czasie. Skalski zgadza się z Balcerowiczem co do zasady: „rozdawnictwo” jest czymś złym. O wyborcach PiS pisze tak: „Są [wśród nich] wyznawcy, w większości raczej starsi, gorzej wykształceni, przeważnie z prowincji, uzależnieni osobiście od pisowskiego rozdawnictwa, dla których Kaczyński i PiS to samo dobro, a co złe, to wina Tuska”.
czytaj także
Skalski uważa jednak, że opozycja powinna w zasadzie okłamać wyborców. Najpierw mówić, że nie ruszy pisowskiego „rozdawnictwa”, wygrać wybory, a potem i tak je obciąć. Nazywa to „spinem”. Ja nazwałbym to oszustwem, ale nie kłóćmy się o słowa.
Skalski różni się od Balcerowicza wyłącznie w kwestii taktyki wyborczej, ale nie pryncypiów. Obaj myślą to samo: trzeba ciąć „socjal” i ograniczać „rozdawnictwo”.
Charakterystyczne, że żaden z panów nie mówi konkretnie, co w zasadzie opozycja powinna obciąć. Na czym polega to „rozdawnictwo pisowskie”? Naprawdę bowiem nie ma go aż tak dużo! Co wchodzi w grę? Program 500+, niewaloryzowany od 2015 roku. Wyprawka szkolna dla dzieci: 300 zł rocznie. Do tego 13. i 14. emerytura obiecana przez PiS.
To tyle. Coś jeszcze? Można oczywiście opowiadać o tym, że trzeba ograniczać „rozdawnictwo”, ale warto, aby któryś z panów jasno się wypowiedział, jakiej grupie społecznej według niego należy odebrać pieniądze – pieniądze, które w dodatku, powiedzmy sobie szczerze, nie są wcale duże.
Wygodniej jest mówić o abstrakcjach, prawda?
Zatrzymajmy się też nad samym słowem „rozdawnictwo”. W istocie nie chodzi bowiem o rozdawnictwo, ale o redystrybucję: z podatków jednych grup społecznych (np. osób zamożniejszych, jak Balcerowicz, Skalski, Gadomski czy chociażby niżej podpisany) daje się drugim (np. emerytom).
Ktoś może to uważać za niesprawiedliwe (ja akurat uważam, że to nie tylko sprawiedliwe, ale i pożądane). Wypada jednak zdobyć się na odwagę i to wykrztusić: „uważam, że opozycja powinna zlikwidować 500+”. Wykrztuście to, panowie! Dziwnym trafem jednak nie przechodzi im to przez gardło. Zastanawiam się dlaczego.
Jedyne prawdziwe rozdawnictwo, które PiS uprawia, to rozdawnictwo swoim: willi, posad, grantów, stanowisk w radach nadzorczych. I je rzeczywiście trzeba będzie zlikwidować. Co do tego nie ma sporu. W skali budżetu są to jednak małe sumy. Główne ryzyko polega na tym, że opozycja zechce PiS po prostu zastąpić i sama będzie konsumować konfitury, które Kaczyński pootwierał. Nie takie rozdawnictwo jednak Balcerowicz i Skalski mają na myśli.
Być może winę tu ponosi biografia. Szczyt karier wszystkich trzech panów przypadł na lata 90. Na transformacji wszyscy trzej dużo zyskali: w pieniądzu, władzy, prestiżu. Każdy z nich jest dziś emerytem (albo prawie emerytem), konsumującym to, co zgromadził. Na zdrowie zresztą: życzę im wszystkim, zupełnie szczerze, jak najlepiej.
Kość ogonowa miękiszona, czyli Kultura Liberalna adoptuje Terlikowskiego
czytaj także
Punkt siedzenia wpływa jednak na punkt widzenia! Perspektywa zamożnego emeryta, którego szczyt aktywności zawodowej minął dwadzieścia czy trzydzieści lat temu, jest zupełnie inna niż osoby, która dzisiaj wychowuje dzieci w wieku szkolnym, spłaca kredyt, albo wreszcie – musi żyć z niskiej emerytury. Takich ludzi jest w Polsce przytłaczająca większość. I oni wybiorą nowy rząd, a nie Skalski, Balcerowicz i Gadomski. Warto zdać sobie sprawę, że pod względem wykształcenia i dochodów należy się do górnego 0,1 proc. polskiej populacji (zgaduję, nie zaglądałem panom w PIT-y).
Ludzie o innym statusie mają inne od waszych interesy i będą ich bronić. Czterdziestolatek zarabiający medianę zarobków – niecałe 7 tys. brutto – i mający w rodzinie emerytów z przeciętną emeryturą (ok. 3 tys. brutto) jest żywo zainteresowany w tym, aby przyszły rząd nie obcinał tych transferów, które już dostaje jego rodzina. To jest jego fundamentalny życiowy interes!
Trzeba żyć na innej planecie, żeby tego nie rozumieć (Tusk akurat rozumie, za co go zgodnie Skalski z Balcerowiczem krytykują). Nie wiem, jaka to planeta, ale z pewnością nie jest to Ziemia. A przynajmniej należeć do zupełnie innej grupy demograficznej. Tak, wiek i status wpływają na poglądy: przypomnienie tego to nie jest ejdżyzm.
Dziennikarka wynajmuje mieszkanie na Facebooku. Wszystko poszło nie tak
czytaj także
Ta „polemika” pomiędzy Balcerowiczem i Skalskim to oczywiście czysty i bezinteresowny prezent dla władzy i żer dla propagandy PiS. Nie trzeba wymyślać strasznego liberała, który chce zabrać ludziom pieniądze. Nie trzeba kłamać – wystarczy zacytować artykuły z „Wyborczej”.
Rządowe media nie mają oczywiście problemu z okłamywaniem ludzi, ale tym razem nawet nie muszą. Apeluję więc do koleżanek i kolegów z „Wyborczej”: naprawdę tak bardzo chcecie, żeby wygrał PiS? Serio wam na tym zależy? Bo tak to niestety wygląda.