Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

Czas to wreszcie powiedzieć: mamy antypolską prawicę

„Precz z Zielonym Ładem”, „Precz z Niebieskim Ładem” (to o UE), „Precz z Tęczowym Ładem!” – wykrzykuje polska prawica. Trudno się oprzeć wrażeniu, że jedyny ład, z którym jej po drodze, to russkij mir.

Festiwalowe figurki czerwonych klaunów

Profesor Andrzej Nowak występuje w Berlinie na konferencji największych polakożerców w UE. Ewa Zajączkowska-Hernik szczuje na Ukraińców i kopiuje przekaz dnia rosyjskich agencji. Robert Bąkiewicz burzy zaufanie w relacjach z naszym sąsiadem i sojusznikiem. Ich stronnictwa chcą zahamowania transformacji energetycznej, podsycają wrogość do Unii Europejskiej, osłabiają autorytet nauki teoriami spiskowymi, a nawet zachęcają do niezdrowego trybu życia.

Współczesna prawica działa na szkodę Polski i Polaków – wewnętrznie i w relacjach międzynarodowych.

Co wiedzą o nas Rosjanie?

Wyobraźcie sobie prezentację w siedzibie Służby Wywiadu Zagranicznego w Moskwie. Oficer przedstawia plan ataku na strategiczne interesy Polski: sojusze, bezpieczeństwo terytorialne, suwerenność energetyczną, odporność cyfrową i spójność społeczną. Następny slajd pokazuje metody: podważać zaufanie do rządu, wojska i nauki, wbijać klin między Polaków a Ukraińców oraz torpedować transformację gospodarczą. Narzędzia realizacji tego planu to skoordynowane kampanie dezinformacji: boty, fałszywe konta, podszywanie się pod media oraz nagłaśnianie wypowiedzi krajowych aktorów skłonnych do antysojuszniczych narracji.

Efekt ma być prosty: chaos i rosnący koszt polityczny dla modernizacyjnych decyzji.

W ramach wojny kognitywnej Rosja chce doprowadzić do stanu, w którym społeczeństwo powątpiewa w racjonalność decyzji strategicznych, domaga się za to rozwiązań szkodliwych i antyrozwojowych. Władza musi dopasowywać do tych zniekształceń swoją narrację, a polityczny koszt działań na rzecz wzmocnienia naszej odporności i modernizacji wzrasta. Cele strategiczne się oddalają i stają się coraz trudniejsze do udźwignięcia.

Czytaj także 5 najnowszych hitów rosyjskiej dezinformacji Paweł Jędral

Specjaliści z NASK monitorujący środowisko sieciowe zwracają uwagę na powtarzające się motywy w działaniach dezinformacyjnych: kreowanie negatywnego wizerunku Ukraińców; przedstawianie ich jako uprzywilejowanej grupy kosztem Polaków; rozdrapywanie ran historycznych z Rzezią Wołyńską na czele, fałszowanie obrazu konfliktu; promowanie tezy o nieuchronnej wygranej Rosji; oraz narracje o upadku cywilizacji zachodniej. Wszystko to prowadzi do delegitymizacji Ukrainy jako partnera, którego należy wspierać i zaburzenia stosunków Polski z sojusznikami.

Polscy aktorzy na rosyjskim planie

Rosyjskie operacje działają, gdy mają lokalne „przykrycie”: wypowiedzi krajowych polityków, prowokacje aktywistów czy artykuły publicystyczne, które, niezależnie od intencji autorów, nadają zewnętrznym narracjom pozory logiki, spójności i zgodności z polskim interesem. Im szerzej takie wypowiedzi są nagłaśniane, tym zwyczajniej brzmi język rosyjskiej propagandy w uszach przeciętnego Kowalskiego. Dezinformacja nie pochodzi już tylko „z zewnątrz”; staje się echem krajowej debaty.

10 września, gdy służby zbierały putinowski złom z polskiej ziemi, w mediach społecznościowych trwało dezinformacyjne oblężenie. Chmara rosyjskich botów rozsiewała komentarze, narzucając interpretacje zdarzeń: to Ukraina wystrzeliła drony, bo chce nas wciągnąć w wojnę; państwo polskie zbłaźniło się organizacyjnie, jest ciapowate i nie potrafi się bronić. Skalę tej ofensywy pokazuje raport kolektywu Res Futura: 38 proc. komentarzy sugerowało, że to Kijów odpowiadają za atak dronów. Wiele z nich było wygenerowanych przez boty.

Tego dnia uderzyli w nas nie tylko Rosjanie – musieliśmy osłaniać się przed dezinformacyjnym ostrzałem z własnego terytorium. Pamiętacie to, głupawe skądinąd, powiedzenie, że „łobuz kocha najbardziej? Politycy Konfederacji, ludzie Brauna, poseł Marek Jakubiak, a także niektórzy pisowcy tak bardzo kochają Polskę, że postanowili spuścić jej łomot. Odegrali istotną rolę w dezinformacyjnym uderzeniu po 9 września, czemu poświęcono zdecydowanie zbyt mało uwagi.

Jakubiakowi „nie wydawało się”, by drony były rosyjskie, bo nadleciały od strony Ukrainy. Rząd mówi, że to sprawka Moskwy? Poseł widzi w tym „pewną polityczną niedoskonałość”. Sławomir Mentzen najbardziej przejął się tym, że rakiety, którymi naparzaliśmy do dronów z F16, były drogie, a więc reakcja państwa – marnotrawna. W jego wypowiedziach dominował defetyzm i szyderstwo z działań służb.

„Szkodzi Polsce, sieje defetyzm i gra na rękę Rosji” – ocenia Pro Futura w swoim raporcie. Lilianna Wiadrowska, polityczka Konfederacji z Elbląga, twardo broniła Rosji: „Dotychczas wszystkie drony, które wleciały do Polski, były ukraińskie (w tym rakieta zabijająca dwie osoby), choć zawsze krzyczano, że są rosyjskie i musimy natychmiast wypowiedzieć wojnę mocarstwu atomowemu” – napisała na FB.

Sekrety Pani Ewy

Słuchając Ewy Zajączkowskiej-Hernik, czujemy się jak za horyzontem zdarzeń czarnej dziury: przyczyny i skutki zamieniają się miejscami. Ofiary stają się winowajcami, sojusznicy – wrogami, a wrogowie – partnerami do realpolitik. Ukraińcy? To banderowcy, antypolacy, rzeźnicy z Wołynia, niewdzięcznicy i tchórze chowający się w Polsce przed poborem. Deportować, na front z nimi! Prowadzą wojnę? To ich wojna, nie nasza. Nie damy się w nią wciągnąć. Unia Europejska – odklejeni lewacy, działający na szkodę Polski. Niemcy? Chcą nas zalać uchodźcami i zniszczyć gospodarczo.

Na Demagogu profil Zajączkowskiej-Hernik pali się na czerwono: same fejki i manipulacje. Retoryka europosłanki niszczy empatię i wypala pole do wspólnego działania Polaków i Ukraińców wobec realnego zagrożenia. „Czy ten Putin jest teraz z panią w pokoju?” – zapytała szefową funduszy i polityki regionalnej Katarzynę Pełczyńską-Nałęcz, gdy ta zauważyła, że polityczka Konfederacji mówi językiem rosyjskich agencji. Już w 2024 roku media alarmowały, że Zajączkowska-Hernik brzmi identycznie jak były sędzia Tomasz Szmydt. W jego przypadku przynajmniej wiemy, że płaci mu Łukaszenka. Jakie są motywy Pani Ewy?

Zajączkowska-Hernik należy do antyunijnej, prorosyjskiej frakcji Europa Suwerennych Narodów. Ta menażeria, od której odcina się nawet większość partii skrajnej prawicy, powstała z inicjatywy niemieckiej AfD – najbardziej antypolskiej partii w Unii, w której szeregach popularna jest wizja powrotu Wrocławia i Szczecina do Vaterlandu oraz bułgarskiego Odrodzenia, które chciałoby wyprowadzić swój kraj z UE na rzecz sojuszu z Rosją.

Niemiec – nasz wróg

Palenie mostów na Odrze to sport, w którym specjalizują się politycy PiS. Motyw złego Niemca pojawił się w 2016 roku, gdy UE nie pozwoliła na upartyjnienie polskiego wymiaru sprawiedliwości. Wkrótce potem Kaczyński i spółka powiadomili społeczeństwo, że od RFN należy nam się nie reprymenda, a reparacje, zmieniając pole debaty z rzeczowej współpracy na konflikt tożsamościowy.

Ostatnio do tej roboty został oddelegowany Robert Bąkiewicz. W roli lidera Ruchu Obrony Granic wzbudzał niepokoje społeczne, puszczając fejki, że Niemcy masowo przerzucają do nas nielegalnych migrantów, ubliżał funkcjonariuszom Straży Granicznej. Na kanałach ROG można było też zobaczyć zmanipulowane filmy sugerujące, że trwa inwazja śniadych przybyszów. Bąkiewicz zaliczył więc hattrick w meczu przeciwko własnemu krajowi, uderzając na polach: wzbudzenia niechęci do obcokrajowców, osłabienia autorytetu służby publicznej i podkopania relacji ze strategicznym sojusznikiem.

Bąkiewicz nie jest jednak podmiotem w tej rozgrywce. To tylko pies łańcuchowy Jarosława Kaczyńskiego, spuszczany, gdy trzeba podgrzać emocje. PiS ma długą historią delegitymizacji Niemiec jako partnera i podważania społecznego zaufania do zachodniego sąsiada, a co za tym idzie – niszczenia relacji dwustronnych. To integralna część strategii partii polegającej na inflacji kosztów politycznych dla rządu prowadzącego pragmatyczną politykę proeuropejską. Sprzyja to kreowaniu antyunijnych nastrojów (Berlin jako główny rozgrywający w UE) i stawia obecną władzę przed koniecznością wykonywania pokazowych gestów nieufności wobec Berlina. Nawet Donald Tusk, w narracji PiS „polityk niemiecki”, musi grozić palcem Republice Federalnej. Z pewnością nie ułatwia to załatwiania spraw i nie wpływa dobrze na wizerunek naszego kraju.

Czytaj także Granica nie do przejścia. W Słubicach narasta frustracja [reportaż] Nancy Waldmann

Osobliwą relację z Niemcami ma prof. Andrzej Nowak. Ten nobliwy historyk, intelektualny autorytet PiS i patron kampanii wyborczej Karola Nawrockiego, wziął niedawno udział w konferencji zorganizowanej przez polityków Alternatywy dla Niemiec. Tych samych, dla których służba w SS „była powodem do dumy, nie wstydu”. Autor „Dziejów Polski”, który w swoich występach na YT poucza o potrzebie suwerenności wobec neoimperialnych zakusów zachodnich sąsiadów, na spotkaniu z najbardziej antypolskimi politykami w UE przepraszał, że mówi po polsku.

Wyobrażacie sobie reakcje środowisk prawicowych, gdyby taka fraza padła z ust któregoś z polityków obozu władzy? Czy Konstanty Pilawa z Klubu Jagiellońskiego również by przekonywał, że to działania w imię polskiej racji stanu?

Słaba Polska w słabej Unii

Destrukcyjną i bolesną w skutkach narracją polskiej prawicy jest retoryka skupiona na „kosztach członkostwa”, „utracie suwerenności” i „Brukseli przeciw Polsce”. Ośmieszanie europejskiej wspólnoty przez ukazywanie jej jako niezdarnej i zepsutej moralnie zarazem, zajmującej się wdrażaniem uciążliwych dla ludzi regulacji, spychaniem na obywateli kosztów reform i stanowiącej zagrożenie dla „wartości rodzinnych”, przełożyło się na spadek zaufania do instytucji UE. Już tylko 46 proc. badanych (Ariadna 03.25) uważa, że Polska odniosła duże lub bardzo duże korzyści z obecności w UE. Jeszcze w 2021 roku myślało tak 60 proc. respondentów.

Na tle innych krajów UE nie jest u nas jeszcze najgorzej, jednak to my jesteśmy krajem położonym w bezpośrednim sąsiedztwie konfliktu zbrojnego. Elementem polskiej kultury strategicznej jest szybkie reagowanie kryzysowe w oparciu o europejskich sojuszników. Im większa wrogość polskiego społeczeństwa do Unii, tym więcej problemów z koordynacją partnerstw kluczowych dla naszego bezpieczeństwa, jak współpraca transgraniczna, działania dyplomatyczne czy wspólne działania w kluczowych obszarach, jak Morze Bałtyckie.

Czytaj także Co się stało z prawicą? Xavier Woliński

O tym, jak antyeuropejskie narracje niszczą siłę i rozwój Polski i UE, można było się przekonać przy okazji debaty o Zielonym Ładzie. W zasadzie słowo „debata” jest tu mocno na wyraz, bo wymiana realnych obaw i pomysłów utonęła w kampanii strachu i dezinformacji. Sprawność socjotechniczna prawicy sprawiła, że w Zielonym Ładzie częściej widzi się obecnie zagrożenie dla naszego poziomu życia niż realną szansę uniezależnienia się surowcowo od autorytarnych satrapii i nieobliczalnych sojuszników.

Nadzieja Moskwy

W 2019 roku Grzegorz Braun pojechał do Moskwy. Spotkał się tam z Leonidem Swiridowem, identyfikowanym przez polskich dziennikarzy śledczych jako główny koordynator rosyjskich działań kognitywnych na Polskę. Swiridow cztery lata wcześniej został wydalony z naszego kraju w związku z podejrzeniem o szpiegostwo. Według byłych współpracowników Brauna spotkanie to było symbolicznym namaszczeniem nowego lidera rosyjskich wpływów nad Wisłą.

W kolejnych latach Braun krzyczał: „Precz z Zielonym Ładem”, ale też „Precz z Niebieskim Ładem” (to o UE) i „Precz z Tęczowym Ładem”. Wsłuchując się w jego wizję świata, trudno się oprzeć wrażeniu, że jedyny ład, z którym mu po drodze, to russkij mir.

Według raportu portalu Demagog.pl Braun jest najbardziej antyukraińskim politykiem w Polsce. Jego kampania wyborcza była festiwalem obraźliwych określeń („Ukropol”, „Banderland”, „Eurokołchoz”). Braun od lat tworzy fałszywą narrację o sprzeczności między sojuszem z Ukrainą a patriotyczną postawą wobec Polski. Wielokrotnie przekonywał, że z Rosją należy się po prostu dogadać, a jej wartości przeciwstawić unijnemu zepsuciu. Podobnie jak Mentzen, Braun znajduje się na liście Centrum „Myrotworeć”, gdzie widnieją osoby podejmujące działania „przeciwko bezpieczeństwu narodowemu Ukrainy, pokojowi, bezpieczeństwu ludzi oraz międzynarodowemu prawu”.

Czytaj także Organizujcie się albo kibole i szury zrobią to za was Przemysław Witkowski

Wracajmy do węgla!

Braun i Konfederacja, a także pewna część Prawa i Sprawiedliwości eksponują kontrowersyjne poglądy na temat kierunków rozwoju gospodarczego. W zasadzie takie, które można nazwać antyrozwojowymi. Kreujący się na eksperta Sławomir Mentzen uważa, że powinniśmy powrócić do węgla, by rachunki za prąd były niższe. Tłumaczy, że wystarczy postawić się Brukseli w temacie opłat za emisję. Lider Konfederacji ignoruje fakt, że węgiel jest drogi z powodów zupełnie innych niż unijne regulacje (dostępność surowca, udział płac w kosztach), a odnawialne źródła energii są tańsze niż węglowe elektrownie.

Grzegorz Braun uderza w energetykę wiatrową, nazywając turbiny „maszynkami do mielenia ptaków”. Polityk Korony przekonuje: „wracajmy do węgla! Kopać, palić, kopcić, niech interes się kręci! Polska na węglu stoi”. Fakty są takie, że węgiel uzależnia Polskę od przestarzałej, kosztownej energetyki, blokując inwestycje w nowoczesne technologie i zwiększając rachunki dla obywateli oraz przedsiębiorstw. Utrzymywanie tego modelu sprzyja Rosji, bo opóźnia transformację energetyczną, wzmacnia zależność od importu surowców i osłabia wspólną politykę klimatyczną Unii Europejskiej.

Przełożenie pomysłów Brauna czy Mentzena na życie zwykłego Kowalskiego byłoby nie tylko polityczną, ale też społeczną i zdrowotną katastrofą. Człowiek upojony tanią wódą dostępną 24 godziny na dobę, wymachujący bronią w miejscu publicznym z okrzykiem „tu jest Polska” – to człowiek, który definitywnie odrzucił „poprawność polityczną” i żyje według antysystemowych wzorców polskiej prawicy. Ale w tej wizji są też biedne, otyłe dzieci uwolnione z okowów edukacji zdrowotnej, pogrążone w cyfrowych uzależnieniach, popadające w depresję, z którą nie zgłoszą się do publicznej placówki ochrony zdrowia; dzieci osaczone radykalnymi treściami w internecie i w realu, coraz mniej zdolne do krytycznej analizy rzeczywistości.

Czytaj także Nie mundur, tylko wspólnota. Czego Polska może się nauczyć od Ukrainy po rosyjskich atakach Agnieszka Wiśniewska rozmawia z Agnieszką Lichnerowicz

Prawica jawnie antypolska

Pamiętacie tę opowieść prawicy o lewicy rzekomo zaprzedanej obcym interesom, realizującej wrogie agendy, forsującej szkodliwe pomysły gospodarcze i zagrażającej dzieciom oraz przyszłości narodu? Dziś coraz wyraźniej widać, że była to nie tyle diagnoza przeciwnika, co niezamierzony autoportret.

Ostatecznie to nie Rosja, nie Kreml i nie czyjeś boty przesądzą o naszej odporności, tylko my sami: to, komu ufamy, jakie prawdy powtarzamy i gdzie stawiamy granice cynizmowi podszytemu patriotyzmem.

Antypolska prawica nie musi działać na bezpośrednie zlecenie Moskwy, by realizować jej cele; wystarczy, że w imię źle pojętej suwerenności rozmontowuje zaufanie, wspólnotę i rozsądek. Polska potrzebuje dziś prawicy, która rozumie, że siła nie tkwi w szczuciu na sojuszników, lecz w zdolności do współpracy i obrony wspólnych wartości Zachodu. Bo jeśli zapomnimy, że nasza wolność i bezpieczeństwo stoją na fundamencie solidarności – europejskiej, sojuszniczej i społecznej – obudzimy się w kraju słabym, zależnym i niestabilnym.

Komentarze

Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.

Zaloguj się, aby skomentować
0 komentarzy
Komentarze w treści
Zobacz wszystkie