Kraj

Andrzejewski: Na złość Tuskowi

Czy Jolanta Szczypińska ma świadomość, że w Polsce około 15% pacjentów zaraz po diagnozie z własnej woli rezygnuje z leczenia onkologicznego?

Przed tygodniem Jolanta Szczypińska oświadczyła w Radiu Gdańsk, że „nie będzie korzystać z terapii onkologicznej w momencie, kiedy inni pacjenci są jej pozbawieni”. To mocne słowa wstrząsnęły zarówno kruchym światem pacjentów, jak i rzeczywistością zdrowej większości.

Jolanta Szczypińska twierdzi, że sytuacja pacjentów na Pomorzu jest dramatyczna, bo są ogromne kolejki i utrudnienia w dostępie do leczenia onkologicznego. Dlatego, jak twierdzi, w geście solidarności z chorymi i sprzeciwu wobec rządu Donalda Tuska sama postanowiła zrezygnować z terapii. Prawicowe portale natychmiast pochwaliły heroizm Jolanty Szczypińskiej i skrytykowały obecny rząd. Ja natomiast z każdą chwilą po wysłuchaniu tej audycji miałem coraz więcej wątpliwości, żeby w końcu pozbyć się wszelkich złudzeń: wszystkie granice zostały w tej wypowiedzi przekroczone.

Nie chodzi tu o walkę polityczną, bo do niej Szczypińska ma prawo. Chodzi o dobro pacjentów, które nie jest i nie powinno być bronią w tej walce.

Kłopot w tym, że Jolanta Szczypińska nie powiedziała nieprawdy, ale dokonała uproszczenia, którego szkodliwe skutki trudno przewidzieć. Spójrzmy na twarde dane. W województwie pomorskim mieszka 2 283 500 osób, jest 92 lekarzy onkologów (wszystkich specjalności) i 270 miejsc na oddziałach i w centrach onkologicznych. Na jednego lekarza przypada zatem około 25 tysięcy osób. Dla porównania – na Mazowszu jest to 16 tysięcy, a w województwie lubuskim 41 tysięcy. Średnia dla całego kraju wynosi 27 800 osób przypadających na jednego specjalistę onkologa. To oczywiście alarmujący wynik, na który co roku wskazują niemal wszystkie organizacje pozarządowe zajmujące się ochroną zdrowia.

Inny ważny czynnik: maksymalny czas oczekiwania na uzyskanie świadczenia onkologicznego w szpitalu. Na Pomorzu trzeba czekać 27 dni. Średnia dla całego kraju to 24 dni. Zróżnicowanie w tym aspekcie również jest znaczne: od 53 dni w województwie śląskim do przyjmowania na bieżąco w świętokrzyskim. Patrząc na mapę dostępności do świadczeń onkologicznych, Pomorze mieści się więc w średniej krajowej. Według łatwo dostępnych danych (Naczelna Izba Lekarska, Ministerstwo Zdrowia, GUS) zdecydowanie więcej powodów do niepokoju mają mieszkańcy województw lubuskiego, podkarpackiego i opolskiego.

Nie oznacza to oczywiście, że Pomorze jest idealnym miejscem do chorowania na raka – takiego miejsca nie ma i nigdy nie będzie. Sytuacja w tym województwie nie jest jednak aż tak tragiczna.

Kontakt ze szpitalem czy oddziałem onkologicznym zawsze jest dramatyczny. Wyczekiwanie w kolejce przy tym akurat typie schorzeń – niezależnie, czy na stojąco, czy na siedząco – jest szczególnie trudne do zniesienia. Okropnie dłuży się też każdy kolejny dzień oczekiwania na wynik i opis badania obrazowego. Z czasem to wyczekiwanie staje się dojmującym doświadczeniem każdego chorego. Oczywiście, kolejek ani na badania diagnostyczne, ani na miejsce na oddziale w ogóle nie powinno być. Ale są, i niestety nieprędko się to zmieni. Nawet gdy u władzy będzie partia posłanki Szczypińskiej.

W trudnej sytuacji, w której znajdują się wszyscy pacjenci zmagający się z nowotworami, posłanka zademonstrowała tak naprawdę nie solidarność w chorobie, ale zatrważającą nieodpowiedzialność wobec własnego zdrowia. To dla mnie niepojęte. Będąc osobą publiczną, darzoną przez niektórych zaufaniem, Jolanta Szczypińska pokazała, jak w geście politycznego sprzeciwu można uczynić poddanie się leczeniu czymś niekoniecznym i relatywnym. Powtórzę: to dla mnie niepojęte.

W Polsce około 15% pacjentów zaraz po diagnozie z własnej woli rezygnuje z leczenia onkologicznego. Zastanawiam się, czy Jolanta Szczypińska wie o tym dramatycznym odsetku. O ludziach, którzy kierując się nieznanymi powodami, często pozbawieni wsparcia ze strony państwa, rezygnują z walki o własne życie, o komfort i szczęście swoich rodzin. To co roku około 20 tysięcy osób. Ciekaw jestem również, czy Jolanta Szczypińska ma świadomość, że jej gest nikomu nie pomoże.

Może za to utwierdzić tych, którzy się wahają, w przekonaniu, że jednak nie warto się leczyć i na darmo cierpieć, bo przecież są tak długie kolejki, a rząd psuje ochronę zdrowia.

W polskiej onkologii nie jest dobrze, ale nie można ignorować systematycznej poprawy sytuacji w tym obszarze ochrony zdrowia. Jolanta Szczypińska woli iść pod prąd wszystkim kampaniom społecznym. Od „Policzmy się” po „Rak. To się leczy!”. Po co? Na złość Tuskowi, który zniszczył państwo, czy może „dla dobra Polski”? Pytam, bo także jako pacjent i regularny bywalec szpitalnych kolejek naprawdę tego nie rozumiem.

Czytaj także:

Łukasz Andrzejewski, Samotność onkologicznego wyczynowca

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Łukasz Andrzejewski
Łukasz Andrzejewski
Publicysta
Łukasz Andrzejewski – adiunkt w Instytucie Psychologii Dolnośląskiej Szkoły Wyższej we Wrocławiu, publicysta „Medycyny Praktycznej”, autor książki „Polityka nowotworowa” i współautor „Jak rozmawiać z pacjentem? Anatomia komunikacji w praktyce lekarskiej”, zainteresowany społecznymi podstawami ochrony zdrowia oraz psychologicznymi uwarunkowaniami leczenia onkologicznego, zwłaszcza raka płuca. Stypendysta Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, Instytutu Nauk o Człowieku w Wiedniu (IWM), Fundacji Kościuszkowskiej w Nowym Jorku oraz finalista Nagrody Naukowej tygodnika „Polityka”. Członek Zespołu Krytyki Politycznej i prezes zarządu Polskiej Ligi Walki z Rakiem oraz członek europejskich grup doradczych Patient Support Working Group i Acces2Medicines. Aktualnie pracuje nad książką analizującą proces transformacji ustrojowej w Polsce z punktu widzenia chorych na nowotwory. Mieszka w Polsce i Izraelu.
Zamknij