Kinga Dunin czyta

Dunin: Między niebem a złotem

Kiedy widzę, że prawie tysiącstronicową powieść napisała 28-letnia pisarka, ogarnia mnie podziw, a nawet – nie ukrywajmy – trochę jej zazdroszczę.

Oczywiście talentu, który starczył na tak długą historię, a nie tego, że jest tak długa. Podziw mój budzi przede wszystkim jej ogromna kultura literacka i przygotowanie merytoryczne, ale również to, że nie jest to książka „bebechowata”, w której pełno ego autorki lub autora, co tak często zdarza się młodym pisarzom.

Gdybym miała wybierać między określeniami „arcydzieło” i „absolutnie perfekcyjne rzemiosło” – wybrałabym to drugie, co jednocześnie lepiej rokuje zwykłej czytelniczej przyjemności. I jest czymś – może być to uznane za oznakę mojego konserwatyzmu – co niezwykle w literaturze cenię. Zostało także docenione przyznaniem Nagrody Bookera 2013.

Wszystko, co lśni Nowozelandki Eleanor Catton ma wiele zalet, z których jednej nie potrafię docenić. Przez powieść prowadzi nas astrologia – różne Marsy w Strzelcu, Barany w Drugim Domu, koniunkcje… Takie są tytuły prawie wszystkich rozdziałów i zapewne dostarczają inspiracji do analizy przedstawionych w nich wydarzeń w świetle symbolicznego systemu astrologii. Pozostawiam jednak tę przyjemność astrologom. Zakładam wszakże, że nie jest to tani chwyt, tylko zabieg powiązany znaczeniowo z powieścią. Dla mnie oznacza on tylko tyle, że wprowadza nas w inny porządek, w którym działają siły niedające zredukować się do najprostszych motywów czy materialistycznie pojmowanego determinizmu.

Przejdźmy więc do innych zalet, które nie sprawiają mi tego typu kłopotów.

Wszystko, co lśni jest cudownym pastiszem powieści wiktoriańskiej. Autorka pokazuje jednak, że potrafi też więcej: pod koniec zderza ze sobą bardzo długie opisy tego, co zawiera rozdział, np. Słońce w Skorpionie („Rozdział, w którym zadumany Emery Staines wątpi w swoje intencje, gdyż wskutek wrodzonej szczerości niezwykle łatwo zaakceptował dręczące go pożądanie, a jego zachwyt oraz znaczna łatwość, z jaką może je zaspokoić, nie budzą w nim wstydu, każą mu się jednak zastanowić”…. itd., itd.) z treścią rozdziału krótszą od zapowiedzi, ze skondensowanym obrazem dużo bardziej odpowiadającym wymogom współczesnej prozy.

Podstawową jednak zaletą powieści – jeśli kogoś nie zniechęcą igraszki z konwencją – jest oczywiście opowiedziana historia. Można powiedzieć, że jest to powieść kryminalno-psychologiczna, w której wszystko kręci się wokół zbrodni, złota, namiętności, opium oraz gier interpersonalnych uprawianych w ramach XIX-wiecznych konwenansów. A miejscem akcji są złotonośne tereny XIX-wiecznej Nowej Zelandii, gdzie przybywają poszukiwacze szczęścia i fortuny.

Złoto wydaje się najważniejszym spoiwem fabuły i łącznikiem między bohaterami. Cały ten świat kręci się dzięki złotu i marzeniom o bogactwie. Jednak nie tylko złoto, jego wartość, decydują o relacjach międzyludzkich; ludzie ze swojej strony decydują, jakie znaczenie zostanie mu nadane. Od astrologicznych wykresów zdobiących książkę wolałabym taki, który pokazuje drogę wędrówki złotego skarbu. Kto znalazł, jak go przewożono i ukrywano, komu był on ofiarowany, komu go ukradziono, a od kogo wyłudzono przy pomocy szantażu? I jak po drodze unikano płacenia podatków. Jest to droga dość zawiła, tak że kończąc lekturę, nadal nie wszystko dla nas jest jasne. Nie wszystkie zagadki zostają wyjaśnione, choć czasem ich rozwiązanie jest wyraźnie zasugerowane przez autorkę. I tak ma być.

Podsumowująca wątek kryminalny rozprawa sądowa pokazuje, jak z mgławicy rozmaitych faktów, domysłów i kłamstw można stworzyć spójną narrację.

Spójność nie oznacza jednak prawdy, choć ma z nią może coś wspólnego, o ile coś takiego jak prawda w ogóle istnieje. I tu, trudno, muszę na koniec użyć tego brzydkiego słowa: postmodernizm. Jest to proza postmodernistyczna, świadomie korzystająca z konwencji dla własnych celów, otwarta na wiele odczytań, delikatnie ironiczna. Wszystko to jednak nie psuje przyjemności, jaką jest przeczytanie długiej, wciągającej opowieści.

Eleanor Catton, Wszystko, co lśni, przeł. Maciej Świerkocki, Wydawnictwo Literackie 2014

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij