Nie sprowadzałabym „Wegetarianki” do prostego feministycznego przesłania o opresji i przemocy wobec kobiet.
Pewnej nocy mąż przyłapuje swoją żonę, kiedy ta wyrzuca całe mięso, jakie mają w lodówce, do śmieci. Tłumaczy mu, że to z powodu snu, który jej się przyśnił. I już nigdy w życiu nie weźmie mięsa do ust. Dalszą historię bohaterki poznajemy z trzech rozmaitych punktów widzenia – jej męża, szwagra i siostry. Jej motywów i głosu nigdy właściwie nie poznamy. Będziemy musieli je jakoś zrekonstruować z jej zachowań i nielicznych wypowiedzi. Poza niechęcią do mięsa będzie wyraźnie skrępowana koniecznością noszenia odzieży, szczególnie stanika.
Takie zawiązanie akcji, tytuł Wegetarianka, nota o książce, w której pada termin „ekofeminizm”, rodzą podejrzenie, że ma to związek z jakimś prostym przesłaniem etycznym dotyczącym traktowania zwierząt albo wolności dla kobiet. Ale chociaż ekofeminizmem jest tu rzeczywiście jakąś podpowiedzią, to nie na tak prostej zasadzie. Wegetarianizm w tej koreańskiej powieści jest metaforą wycofywania się z życia poddanego społecznym regułom, pierwszym krokiem w regresji do jakieś bardzo podstawowej formy życia, np. roślinnej. Bohaterka pragnie zostać drzewem. Nie jest to jednak ucieczka z patriarchalnego świata do raju natury, natura jest tu zresztą dość groźna. Ani poszukiwanie lepszych kobiecych wspólnot, chociaż jedyna relacja, w której bohaterka znajdzie oparcie, będzie relacją z siostrą. Z mężczyznami może ją łączyć instytucja małżeństwa, seks, ale nie ma w tym miejsca na głębsze porozumienie.
To ucieczka w głąb siebie, w samozatracenie. A po drodze pojawią się mordercze pragnienia i seks. Sny i wizje. Te elementy tożsamości są równie trudne do przezwyciężenia jak społeczne konwenanse.
Jednak nie sprowadzałabym tego do prostego feministycznego przesłania o opresji i przemocy wobec kobiet. Można to z Wegetarianki wypreparować, ale czytelnik nie ma poczucia, że taką interpretację autorka próbuje nam narzucić. Zachowanie bohaterki można uznać za autodestrukcyjne, wytłumaczyć chorobą psychiczną. Ciężką depresją. Ale nie musimy tego patologizować, może to być też jej ważna egzystencjalna decyzja. Mogłoby się wydawać, że jej bunt jest niemy, ale ma on także znaczenie dla osób z jej otocznia, bo kwestionuje społeczne rutyny i przyzwyczajenia w sposób dla nich nieznośny. (Jedną z ważnych scen powieści jest ta, w której ojciec przemocą stara się zmusić ją do zjedzenia mięsa). Kiedy ta historia dobiegnie końca, nic już nie będzie wyglądało tak jak na początku.
Najwspanialsze jednak w tej krótkiej powieści, od której nie można się oderwać, jest to, że zostawia ona czytelnika z wieloma pytaniami i możliwymi interpretacjami, a jednocześnie z poczuciem, że autorce udało się uchwycić coś bardzo istotnego.
Coś, co czasami wiemy o sobie, przeczuwamy, ale nie potrafimy tego nazwać.
Nie wdając się w dyskusje, gdzie jest więcej więźniów – w Stanach Zjednoczonych czy w Korei Płd. – i jak bardzo tamtejszy kapitalizm jest okrutny, jedno wydaje się dość oczywiste. W Korei Płn. taka książka nie mogłaby powstać. I to nie dlatego, że wszyscy są tam zbyt szczęśliwi jak na tak bolesną wiwisekcję. Wolność twórcza też jest wartością! Książka Han Kang, bardzo cenionej na koreańskim rynku i tłumaczonej, jest literaturą uniwersalną, należącą do globalnego świata. Egzotyka sprowadza się tu do nietypowych potraw. Małżeństwo jest bardziej patriarchalne niż w naszym kręgu kulturowym, ale dowiadujemy się, że nie jest to bezwzględną normą, a o potulną żonę coraz trudniej. Może jest tam coś nietypowego w obrazowaniu albo symbolika, która jest dla nas nieczytelna, ale w tej przejrzyście napisanej, psychologicznej prozie nie stanowi to bariery dla tutejszego czytelnika.
Uniwersalizm i globalizm literatury nie każdego musi cieszyć. Małe literatury tracą swoją specyfikę. Dominują wzory literatury anglosaskiej i przyzwyczajają nas do pewnych typów narracji, nie umiemy docenić przedstawicieli innych kultur. Może tak jest, ale ten międzynarodowy język literatury przekraczającej państwowe i kulturowe granice jest też zaletą nie do pogardzenia.
Gorąco polecam! To naprawdę ciekawa pozycja.
Han Kang, „Wegetarianka”, przeł. Justyna Najbar-Miller i Choi Jeong In, Kwiaty Orientu 2014