Gospodarka

Ameryka eksperymentuje z gospodarką. A inni?

Minęły czasy rynkowego fundamentalizmu. W myśleniu o gospodarce zaszły istotne zmiany, widać je szczególnie w USA. Dani Rodrik przestrzega jednak przed ślepym kopiowaniem amerykańskich rozwiązań.

CAMBRIDGE – W ciągu zaledwie kilku lat debata ekonomiczna w Stanach Zjednoczonych uległa całkowitej przemianie. Neoliberalizm, konsensus waszyngtoński, rynkowy fundamentalizm – zwał jak zwał – ustąpił miejsca czemuś zupełnie innemu.

Polityką makroekonomiczną nie kierują już obawy przed wzrostem długu i inflacji. Zamiast nich pojawiła się preferencja do nawet przesadnej stymulacji gospodarki oraz umniejszania czynników ryzyka destabilizacji cen. W podatkach, gdzie przy milczącej zgodzie wszystkich trwała konkurencja na coraz niższe stawki, dziś obserwujemy próbę ustanowienia globalnego minimum dla ponadnarodowych korporacji. Polityka przemysłowa – o której jeszcze niedawno nie uchodziło wspomnieć w dobrym towarzystwie – wróciła w wielkim stylu.

Zatrzymać podatkowy wyścig do dna

Lista nowości na tym się nie kończy. O ile w polityce zatrudnienia rządziły deregulacja i elastyczność, o tyle teraz mówi się o dobrych miejscach pracy, wyrównywaniu dysproporcji w pozycji przetargowej oraz wzmacnianiu pracowników i związków zawodowych. Kiedyś Big Tech i internetowe platformy uważano za źródło innowacji i korzyści dla konsumentów; dziś już wiemy, że są to monopoliści, których trzeba wziąć w ryzy przepisów, a może nawet rozbić. W handlu chodziło kiedyś tylko o globalny podział pracy i poszukiwanie zwiększonej wydajności; teraz ważniejsze jest budowanie odporności na wstrząsy i zabezpieczanie krajowych łańcuchów dostaw.

Część tych zmian to wynik koniecznego przystosowania się do szoku COVID-19. Są one też być może nieuniknionym zwrotem o 180 stopni, spowodowanym wieloletnim okresem wzrostu nierówności, braku bezpieczeństwa ekonomicznego oraz koncentracji siły rynkowej w gospodarce USA. Lecz trzeba też oddać sprawiedliwość prezydentowi Bidenowi, który wprowadził do Waszyngtonu świeży zespół ekonomistów i mimo krytyki starej gwardii szybko stanął po stronie nowych idei.

Model rynkowego fundamentalizmu, który od czasu rewolucji Thatcher i Reagana w latach 80. kształtował politykę gospodarczą w USA i prawie całej Europie Zachodniej, miał głębszy rodowód intelektualny. Został rozwinięty na uczelniach ekonomicznych, a później spopularyzowany przez wpływowych myślicieli w rodzaju Miltona Friedmana.

Tym razem przedstawiciele akademii próbują raczej dogonić rozwój wypadków. Chociaż entuzjazm dla wolnego rynku osłabł wśród ekonomistów, to jednak nie pojawiły się żadne programowe przełomy w stylu keynesizmu albo friedmanowskiego konserwatyzmu. Decydentów, którzy chcieliby szukać u ekonomistów całościowych rozwiązań, czegoś więcej niż majstrowania przy gospodarce, czeka srogie rozczarowanie.

Niemniej zmiana atmosfery ewidentnie wpłynęła na ekonomistów. Na przykład pod koniec sierpnia na corocznym zjeździe bankierów centralnych w Jackson Hole w stanie Wyoming zespół czołowych badaczy z MIT, Harvardu, Nothwestern i Uniwersytetu Chicagowskiego przedstawił artykuł dowodzący, że przejściowy skok inflacji bywa korzystny. Kiedy płace są „sztywne w dół”, czyli nie spadają tak łatwo, jak rosną – zwiększenie wynagrodzeń w obszarach gospodarki, które doświadczają wzrostu popytu, może promować zmiany strukturalne. Chociaż może to doprowadzić do przekroczenia założonego celu inflacyjnego, w pewnych warunkach może być korzystne. Pozwala bowiem dostosować do siebie relatywne płace w różnych sektorach gospodarki.

Wolny rynek nie robi się sam

Także David Autor z MIT pisał niedawno, że niedobory siły roboczej w USA, na które skarży się wielu pracodawców (wakaty są niezajmowane, bo jest za mało pracowników chętnych podjąć oferty pracy, jakie są im przedstawiane) – są tak naprawdę czymś dobrym. Problem polega na tym – przekonuje – że amerykańska gospodarka tworzy zbyt wiele „złych” miejsc pracy, gdzie dominują niskie wynagrodzenie i nieatrakcyjne warunki zatrudnienia. Skoro pandemia sprawiła, że pracownicy są bardziej wymagający i wybredni, to dostosować się do tego powinni pracodawcy. Koniec końców do zwiększenia tak równości, jak i produktywności nie wystarczy więcej miejsc pracy – muszą one być wysokiej jakości.

Jedną z zalet pracy akademickich ekonomistów jest to, że podkreślają warunkową naturę priorytetów obecnej polityki w USA. Na przykład badanie z Jackson Hole pokazuje, że przejściowe zwiększenie inflacji jest akceptowalnym rozwiązaniem tylko w określonych okolicznościach: kiedy harmonizacja sektorów gospodarki powodowana jest zmianami popytu wśród konsumentów, wynagrodzenia nie mogą spaść, a pieniężna stymulacja nie zatrzymuje zmian strukturalnych poprzez zbytnie zwiększanie dochodowości przedsiębiorstw w sektorach, które muszą się skurczyć. Tymczasem na przykład państwa rozwijające się są w zupełnie innej sytuacji, ponieważ tam wynagrodzenia są w szarej strefie dość elastyczne, a rozwój nowoczesnych sektorów gospodarki hamowany jest przez ograniczenia strony podażowej. W takich warunkach szanse na to, że bodźce monetarne i fiskalne będą efektywne, są znacznie mniejsze.

Poglądy ekonomiczne Tuska, czyli noc żywych liberalnych trupów

Istnieje jednak ryzyko, że zmiany zachodzące w USA zostaną błędnie zrozumiane w innych krajach, a decydenci na świecie będą na ślepo kopiować amerykańskie rozwiązania, nie zwracając uwagi na specyfikę warunków we własnym państwie. Przesadnego wykorzystywania bodźca fiskalnego muszą się wystrzegać szczególnie kraje rozwijające się, które są zmuszone pożyczać obce waluty.

Prawdziwy problem w wielu krajach rozwijających się polega w dzisiejszych czasach na tym, że tradycyjny model industrializacji nastawionej na eksport się wyczerpał. Tworzenie dobrych, produktywnych miejsc pracy wymaga innego modelu rozwoju, w którym nacisk kładzie się na usługi, rynek krajowy i poszerzanie klasy średniej. A przeszkody wynikające z niewydolności rynków lub władz państwowych można rozwiązać tylko w sposób strukturalny.

Raworth: Światowy kryzys to doskonała pora na wielką transformację

To dobrze, że w gabinetach waszyngtońskich biurokratów zajmujących się ekonomią rozważa się na nowo politykę gospodarczą. Ale prawdziwa lekcja, jaką powinny wyciągnąć z tego inne państwa, jest taka, że ekonomia – jako nauka społeczna – daje podstawę do różnych rad w zakresie polityki gospodarczej, zależnie od okoliczności. Tak jak w USA zmieniające się warunki oraz preferencje polityczne prowadzą do nowych rozwiązań, tak i inne kraje powinny skoncentrować się na własnych, specyficznych problemach oraz ograniczeniach.

**
Copyright: Project Syndicate, 2021. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożył Maciej Domagała.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Dani Rodrik
Dani Rodrik
Uniwersytet Harvarda
Profesor Międzynarodowej Ekonomii Politycznej w John F. Kennedy School of Government na Uniwersytecie Harvarda, jest autorem książki „Straight Talk on Trade: Ideas for a Sane World Economy”.
Zamknij