Idea planowego przekształcenia społecznej rzeczywistości, nad jaką pracował jeszcze Marks, dziś została włożona między bajki.

Idea planowego przekształcenia społecznej rzeczywistości, nad jaką pracował jeszcze Marks, dziś została włożona między bajki.
Na razie pomysł Tuska jest jeden. Wyjechać, ale nie daleko i nie na zawsze. Zachować pakiet kontrolny w rządzie i partii.
Rola Rosji w podżeganiu i wspieraniu wojny domowej na Ukrainie jest nie do zaprzeczenia. Jednak obciążanie jedynie rosyjskiego imperializm całą winą za ten potworny konflikt byłoby zbyt proste.
Może to jest właśnie mechanizm wykluczający – założenie, że książka feministki nie jest o polskim społeczeństwie, tylko o jakiejś partykularnej grupie.
Ani Putin, ani Poroszenko żadnej wojny sobie nie wypowiadali (na razie), a rozejm jednak podpisują.
Nie słyszę już w rozmaitości kultur narodowych ani kakafonii, ani harmonii – a jedynie monotonię.
Jasno widać, że nikt nie chce umierać za Ukrainę i te dwa mocarstwa, Rosja i Europa, wspomagana przez Stany Zjednoczone i NATO, właśnie ustalają nową granicę.
Wybór, przed którym Rosja stawia Zachód, jest dziwaczną próbą historycznej rekonstrukcji umowy między ZSRR i Trzecią Rzeszą.
Należy zwalczać mit, zgodnie z którym wybór Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej może w czymkolwiek Polsce pomóc. Nie pomoże.
W świecie, w którym status wyznaczają kapitalistyczni oligarchowie i nikt inny, nie ma już żadnych innych, suwerennych wobec pieniądza źródeł statusu.
Wojna w Donbasie dostarczyła prorosyjskiej ludności Krymu przynajmniej jeden twardy argument: „Teraz widzicie, co by było, gdyby Rosja nas nie anektowała?”.
Kiedy tym razem jadę przez Europę Wschodnią, panuje w niej zupełnie nowa atmosfera chorego pseudoożywienia. Na kryzysie w Unii i na krwi Ukraińców w całym regionie rozkwita tysiąc narodowych kwiatów.