Cała istota prawicowej propagandy zmierza do przeciwstawiania prawdziwych Polaków spod flagi biało-czerwonej Polakom z tego zgniłego Zachodu, Polakom od flagi tęczowej.
Jeżeli ktoś jeszcze wątpił w potęgę symbolu, to właśnie na własne oczy zobaczył, że fetysz symboli, jakim owładnięta jest Polska, nie tyle wymyka się polityce, ile po prostu jest polityką. Tak, walka w Polsce jest przede wszystkim walką na gruncie symbolicznym. Skandalicznie zarzuty o gwałceniu dziewczynki przez syna Kurskiego, skandaliczne pomysły wyrzucania z pracy 7 tysięcy górników, skandaliczne zawieszenie reprywatyzacji przez angielską Izbę Lordów (wtf), czy wreszcie skandaliczne kupno respiratorów widm od handlarza bonią – wszystko to nie rozpala Polaków tak jak wojna o symbole.
Polska prawica to wie, wywołuje te wojny celowo, wygrywa na nich, bo lewica od lat pozostawia sferę symboliczną poza polityką, skupiając się na lewicowej merytokracji, dyskusjach o podatkach, świadczeniach socjalnych i kolejnych nudnych raportach NIK-u. Dlatego przeciętny polski lewicowiec wiele powie o niesprawiedliwości polskiego kapitalizmu (i będzie miał rację), ale wciąż niewiele o lewicowej symbolice.
Na szczęście to się zmienia. Na szczęście prawicowe fałszowanie symboliki i historii, prawicowy flirt z faszyzmem, który na pełnej wchodzi już w sfery okołorządowe, zrodziły lewicą reakcję, jak dziwnie to historycznie nie zabrzmi. Prawicowe oniemienie, że Baczyński był żydowskim socjalistą, podobnie jak socjalistką była Irena Sendlerowa, że program Rządu Jedności Narodowej zakładał uspołecznienie środków produkcji, tego najlepszym dowodem. Jeszcze gdyby tylko dowiedzieli się, jak bardzo Dmowski kolaborował z carskim okupantem i jak lewicowy rząd Moraczewskiego, co to dał ośmiogodzinny dzień pracy i prawa wyborcze kobietom, miał być zbrojnie obalany przez, jak zwykle, zdradziecką prawicę.
Dlatego też w ramach tej wojny symbolicznej oprócz flag tęczowych należy na pomnikach wieszać także flagi biało-czerwone. Oczywiście, że flagi tęczowe na figurach nikogo nie znieważają, bo symbol miłości i równości nikogo znieważać nie może. Ale ważne, nawet bardzo ważne, jest wieszanie obok nich flag biało-czerwonych. Cała istota prawicowej propagandy zmierza bowiem do przeciwstawiania prawdziwych Polaków spod flagi biało-czerwonej Polakom z tego zgniłego Zachodu, Polakom od flagi tęczowej. To stary antyokcydentalistyczny chwyt stosowany początkowo przez rosyjskich słowianofilów, a z czasem przez Putina i jego mimowolną agendę w Polsce. My mamy flagę biało-czerwoną, wy tęczową, my Polacy, wy zdrajcy z Zachodu.
Strażnicy dobrych obyczajów trzymają mniejszości w więziennej celi
czytaj także
Dlatego aby zdekonstruować ten oczywisty fałsz, należy na pomnikach wieszać flagi biało-czerwone. Wieszać, by pokazać, że nie ma żadnej sprzeczności między Polską biało-czerwoną a Polską tęczową, że tęcza wynika z bieli i czerwieni, bo biało-czerwony to kolor naszej konstytucji, która tęczy zapewnia wolność, równość i sprawiedliwość.
czytaj także
Takie wieszanie spowoduje również dysonans po pierwsze u prawicy, zwłaszcza u tej umiarkowanej, która zauważy, że nie ma monopolu na patriotyzm. Po drugie u policji, która będzie musiała decydować, czy zdejmować obie flagi, a to znaczy, że flaga biało-czerwona także obraża uczucia religijne, czy może zdejmować tylko tęczową flagę, ale to oznacza, że sama flaga nie znieważa, jak się teraz kłamie na prawicy.
czytaj także
Flagi zawsze powinny być więc dwie, tak żeby wbić do głowy Polakom, kto tu jest zdrajcą i kto występuje przeciwko własnemu społeczeństwu. A gdy flaga tęczowa już się opatrzy, wtedy wieszać kolejną, tym razem całą w czerwieni.