Jarosław Gowin serio uważa się za polityka na miarę męża stanu, który służy konserwatywno-liberalnej idei realizowanej przy pomocy rozmaitych partnerów politycznych.
Czasy są takie, że wszelkie przewidywania mogą brać w łeb ledwie po ich spisaniu. Wszystko dlatego, że sytuacja polityczna zmienia się z godziny na godzinę. Nie winiłbym jednak dziennikarzy, których newsy się nie sprawdzają, zwłaszcza że większość newsów zza kulis ogłaszana jest zaledwie jako „scenariusze przez partię rozważane”, czyli scenariusze jedynie potencjalne. A więc takie, które niekoniecznie muszą się sprawdzić, zwłaszcza w czasie chaosu. O ile więc należy być jednocześnie i ostrożnym, i nieco empatycznym w stosunku do tych, którzy informacji zza kulis nam dostarczają, o tyle samemu również można próbować się domyślać, o co tak naprawdę chodzi i o co toczy się gra. Można zastanawiać się np., w co gra Jarosław Gowin.
Opozycja o dymisji Gowina: „Rząd zakiwał się przez głupi upór”
czytaj także
Analizując woltę Gowina trudno nie postawić podstawowych założeń, które w pełni objawiły się nam właśnie w obecnym kryzysie. Po pierwsze, Gowin doskonale zna wszystkie wady i zalety współpracy z Jarosławem Kaczyńskim. Po drugie, Gowin serio uważa się za polityka na miarę męża stanu, który służy konserwatywno-liberalnej idei realizowanej przy pomocy rozmaitych partnerów politycznych.
Wynika z tego dość oczywisty wniosek. Otóż, wbrew pozorom, Gowinowi nie chodzi o stołki, o spółki Skarbu Państwa ani o żadne ministerstwa. Gdyby chciał, miałby to już dawno, przecież właśnie tym kuszone jest obecnie Porozumienie Gowina przez partię PiS, która to partia, rzecz jasna, kumoterstwem i nepotyzmem się tak bardzo brzydzi, że kuzyn Kaczyńskiego pobierał pensję tylko w trzech spółkach Skarbu Państwa jednocześnie. Jarosław Gowin (nie mylić z gowinowcami) nie jest więc łasy na pieniądze i tytuły. Jest – jak każdy polityk – łasy na władzę.
Władza służyć ma wprowadzaniu idei nieliberalnych, czy jak ktoś chce: konserwatywno-liberalnych. W ramach owej idei Gowin używa kolejnych partii niczym wehikułów służących do realizacji własnego planu. Co jednak najważniejsze, w ramach owej neoliberalnej idei Gowin musi być przekonany, że Kaczyński rządzącą większość straci. Albowiem neoliberalizm Gowina, jak każdy neoliberalizm, niejako z definicji zakłada, że przy gospodarczym kryzysie należy ciąć wydatki, a to automatycznie przekłada się na niezadowolenie wyborców. Wszyscy pewnie słyszeliśmy powtarzaną od lat 90. mantrę o „bolesnych, acz koniecznych reformach”, które po prostu oznaczały realizację nie tyle koniecznych, co ideologicznie wybranych reform neoliberalnych. Gowin – jako człowiek tej samej idei – też pewnie wierzy, że państwo nie może się przesadnie zadłużać, że trzeba zacisnąć pasa i że tak właśnie będzie robił rząd Mateusza Morawieckiego. A to oznacza, że wehikuł Zjednoczonej Prawicy zaczyna jego zdaniem tonąć. Dodatkowo, jeśli w latach największej koniunktury, przy gigantycznym transferze socjalnym w postaci 500+ na pierwsze dziecko, koalicja prawicowa nie powiększyła stanu posiadania ani o jednego posła w stosunku do wyborów poprzednich, to Gowin całkiem racjonalnie może uznać, że Zjednoczona Prawica dotarła do sufitu i wyżej już nie urośnie.
Karnowski: Jarosław Gowin może doprowadzić do tego, że opozycja pójdzie po rozum do głowy
czytaj także
W buncie Gowina sam pomysł majowych wyborów wydaje się więc tylko pretekstem. Wszyscy przecież, łącznie z Gowinem, wiemy, że Kaczyński mu tego nie podaruje i na listy wyborcze przy kolejnych wyborach nie wpuści. Trzeba więc poszukać innego wehikułu do wdrażania ukochanych idei. Jakiego?
Najlepszym wyborem wydaje się PSL. Po pierwsze, Władysław Kosiniak-Kamysz ma dość podobne poglądy. Po drugie, wpuścił już kukizowców, więc szlak jest przetarty. Po trzecie, PSL nadal nie ma popularnych kandydatów w miastach. Po czwarte, być może zaczął się proces dekompozycji PO i Gowin z PSL będą chcieli odebrać im wyborców chadeckich. Wreszcie po piąte, o ile sojusz PiS-PO jest niemożliwy, a koalicja PO-PSL-Lewica-Hołownia-Konfederacja raczej trudna do wyobrażenia, o tyle PiS mający mniejszość w przyszłym Sejmie spokojnie może wejść w koalicję z PSL. W celu ratowania demokratycznej stabilizacji, rzecz jasna. A wówczas Gowin znowu zostanie ministrem, albowiem parafrazując Franza Maurera: czasy się zmieniają, a pan, panie Gowin, zawsze ministrem.