Widoczny regres Rosji do stanu rządów watażków podsyca pewna odmiana miejscowego fundamentalizmu religijnego, otwarcie czczącego śmierć.

Widoczny regres Rosji do stanu rządów watażków podsyca pewna odmiana miejscowego fundamentalizmu religijnego, otwarcie czczącego śmierć.
Łatwo postępować szlachetnie dla dobra ojczyzny, ale prawdziwy hart ducha widać dopiero w gotowości popełniania dla niej zbrodni.
Są dwie odmiany przyszłości: ta, której oczekujemy, bo jest kontynuacją obecnych wydarzeń, i ta, która dopiero nadejdzie.
Kiedy zaczyna się rozmawiać o tym, czy gwałt i tortury są niekiedy dopuszczalne, to znak, że etyka w państwie ulega rozkładowi.
15 tysięcy osób chce wziąć udział w orgii na kijowskim wzgórzu, gdyby Putin miał użyć broni jądrowej w Ukrainie. Widzicie w tym coś nieprzyzwoitego?
Przywódcy Rosji mówią o wojnie atomowej tak, jak gdyby mieli ją bez szwanku przetrwać.
Nie wystarczy po prostu okazać sympatię czy wyrazić solidarność z irańskimi protestującymi, jak gdyby należały one do jakiejś odległej, egzotycznej kultury. Wszystkie te relatywistyczne dyrdymały na temat kulturowej odrębności i wrażliwości nie mają teraz sensu.
Niestety, mowa Zełenskiego w Knesecie nie była pojedynczym epizodem: Ukraina regularnie zajmuje publiczne stanowiska wspierające izraelską okupację.
Moje najsmutniejsze związane z Gorbaczowem wspomnienie to plotka, która krążyła w latach 90. w Niemczech – kto wie, czy prawdziwa, ale nawet jeśli nie, to jest to dobra historia.
Byłoby tragedią, gdyby Ukraina pokonała rosyjski neoimperializm tylko po to, by przyjąć jarzmo zachodniego neoliberalizmu.
Ideologia, która pozwala ludziom podążać za ich najgorszymi popędami, potrafi mobilizować miliony.
Oto kłamstwo, które pozwala populistycznej altprawicy przedstawiać siebie jako tych, którzy bronią „zwykłych” ludzi.