Katarzyna Tubylewicz

Polska kultura obchodami rocznic stoi?

Czy naprawdę w Polsce każdy rok musi być czyjś? Czy każdy musi być poświęcony wielkim mężczyznom polskiej kultury?

Decyzja o napisaniu tego felietonu zmusiła mnie do zabawy w detektywa, choć rzecz tyczy się wydatkowania funduszy publicznych oraz promocji kultury polskiej w kraju i za granicą, a więc dostęp do przejrzystych informacji na ten temat powinien być prosty. Chodzi o projekty typu „rok ważnego reprezentanta polskiej kultury”, takie jak rok Chopina, Miłosza czy Lutosławskiego, które wciągają w kołowrotek wydarzeń rzesze instytucji państwowych i samorządowych, placówek dyplomatycznych, animatorów kultury, organizatorów, sponsorów  i beneficjentów.

Tajemnica przedsięwzięć tego typu interesuje mnie nie od dziś. Zawsze nurtowało mnie, czy naprawdę w Polsce każdy rok musi być czyjś? W większości znanych mi krajów obchody tego typu organizowane są raz na parę lat przy naprawdę okrągłych rocznicach. Na przykład w Szwecji hucznie uczczono 300-lecie urodzin Linneusza, ale to nie rocznice śmierci i urodzin decydują tam o finansowaniu przedsięwzięć kulturalnych i o tym, których przedstawicieli rodzimej kultury będą promowały na świecie szwedzkie ambasady.

Czy także w Polsce nie moglibyśmy mieć zwykłych lat, kiedy nikogo się nie czci i nikogo uroczyście nie wspomina, a pieniądze wydaje się na wspieranie młodych twórców, działalność edukacyjną i promocję czytelnictwa?

Czy bez obchodów roku w polskiej polityce kulturalnej nie ma czego priorytetować?

Dzięki uprzejmości sympatycznych anonimowych pracowników z Centrum Informacyjnego MKiDN udało mi się ustalić, że rokroczne uchwalanie przez Sejm kolejnych przedsięwzięć tego typu reguluje art. 33 Regulaminu Sejmu RP, a Sejmowa Komisja Kultury i Środków Przekazu może rekomendować ustanowienie najwyżej trzech patronów na każdy rok. Nie zawsze są to tylko i wyłącznie postaci ważne dla kultury polskiej. W ciągu ostatnich siedmiu lat 12 miesięcy promocji i przyznany na ów okres specjalny budżet poświęcono na upamiętnienie rocznic narodzin lub śmierci (bo nigdy nie była to rocznica napisania książki lub skomponowania utworu muzycznego) następujących przedstawicieli polskiej kultury:

2013 – Rok Juliana Tuwima i Witolda Lutosławskiego
2012 – Rok Józefa Ignacego Kraszewskiego, księdza Piotra Skargi i Janusza Korczaka
2011– Rok Czesława Miłosza
2010 – Rok Fryderyka Chopina
2009 – Rok Juliusza Słowackiego i Grażyny Bacewicz
2008 – Rok Zbigniewa Herberta i Josepha Conrada
2007 – Rok Artura Rubinsteina, Stanisława Wyspiańskiego i Karola Szymanowskiego

W tym roku obchodzimy 200. rocznicę urodzin Oskara Kolberga, bo, jak dowiadujemy się ze strony internetowej Ministerstwa Kultury, przeprowadzono wśród narodu ankietę, która wykazała, że „90 procent Polaków nie wiedziało, kim jest Kolberg, i wskazywało nieprawidłowo, że był reżyserem lub aktorem (…) co wskazuje, że mamy spore luki edukacyjne w obszarze kultury”. Nie umniejszając w żaden sposób znaczenia dzieła foklorysty i kompozytora Kolberga, zastanawiam się, dlaczego akurat niewiedza na jego temat tak poruszyła ministerstwo oraz posłów, którzy od lat są raczej o obojętni na takie kwestie, jak wielokrotnie ostatnio przywoływany stan polskiego czytelnictwa. Ciekawi mnie też, czy przeprowadzono podobne ankiety sprawdzające wiedzę Polaków na temat tego, kim były Narcyza Żmichowska i Maria Komornicka, i czy wyniki owych ankiet były na tyle satysfakcjonujące, że nie planuje się w najbliższym czasie organizacji obchodów roku tych polskich prekursorek feminizmu?

Nie da się bowiem ukryć, że rzut oka na listę patronów ostatnich lat pozwala zauważyć, że w Polsce patriarchat ma się dobrze, a tuzami kultury wartymi czczenia i przypominania przez rok cały są niemal wyłącznie mężczyźni.

Swoją drogą niektóre nazwiska na liście nieco zaskakują. Jak ma się przykładowo dzieło księdza Piotra Skargi do dzieła Fryderyka Chopina?

Jeśli mowa o tym ostatnim, to trzeba przyznać, że Rok Chopina był niezwykle udany i zorganizowany z wielkim rozmachem. Na przygotowania do jego krajowych obchodów wydano w latach 2005-2010 133,4 mln zł. Na program zagraniczny z pewnością też niemało. Było warto, tym bardziej że po obchodach zostało nowe Muzeum Fryderyka Chopina w Warszawie i wyremontowane muzeum w Żelazowej Woli. Takie projekty (organizowane raz na jakiś czas!) mają sens. Chopin jest oczywiście znany na całym świecie, ale nie zawsze kojarzony z Polską. Warto się nim chwalić. Podobnie jak Januszem Korczakiem, prekursorem współczesnej pedagogiki, o którym wiedza na świecie (a także w Polsce) jest  niedostateczna. Pytanie jednak, czy po to, by przypomnieć światu i Polakom o Korczaku, wystarczył rok, czy powinno się go promować przez wiele lat, żeby osiągnąć jakiś zadawalający efekt? Jednoroczny wysyp projektów nie wystarczy.

To co mnie najbardziej niepokoi w temacie wielkich patronów kolejnych lat, to fakt, że towarzyszące im programy typu „promesa” zmuszają nie tylko animatorów kultury, ale także samych jej twórców do produkowania dzieł i wydarzeń na zadany temat. Obowiązuje zasada: nie myśl sobie, że będziemy wspierać twój oryginalny i nowatorski projekt artystyczny, ale jeżeli wyprodukujesz choćby i bubel z okazji Roku Wyspiańskiego, Miłosza lub Słowackiego – kasa się znajdzie, bo musimy wpisać jak najwięcej projektów do  tabelki. „Minister ogłosił także specjalny program Kolberg 2014 – Promesa, który ma za zadanie przygotować na cały rok jak największą liczbę przedsięwzięć artystycznych, naukowych, edukacyjnych, dokumentacyjnych oraz popularyzatorskich związanych z postacią i twórczością Oskara Kolberga …” Podstawowym kryterium jest tu zatem ilość oraz żeby było na temat, trochę jak na klasówce w podstawówce.
Drodzy Rodacy – czy to naprawdę ma sens? Czy tak się najlepiej promuje kreatywność i kulturę?

PS Rok 2014 jest rokiem Oskara Kolberga, ale także Jana Karskiego i …św. Jana z Dukli, jednak ponieważ dwaj ostatni panowie nie podlegają budżetowi MKiDN, nie o nich traktuje ten felieton. Anonimowi informatorzy z MKiDN przesyłając mi spis kulturalnych patronów ostatnich siedmiu lat zapomnieli, że rok 2008 był Rokiem Josepha Conrada, a rok 2009 Rokiem Grażyny Bacewicz. Już sam ten fakt wskazuje na to, że wiedzę na temat długiej już i bogatej tradycji LAT WIELKICH MĘŻCZYZN POLSKIEJ KULTURY należałoby choć trochę usystematyzować… A potem należy się nad tym wszystkim poważnie zastanowić.

Katarzyna Tubylewicz – pisarka, publicystka i tłumaczka, od trzynastu lat mieszka w Szwecji; w latach 2006–2012 była dyrektorką Instytutu Polskiego w Sztokholmie. Strona internetowa autorki:www.katarzynatubylewicz.pl

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Katarzyna Tubylewicz
Katarzyna Tubylewicz
Pisarka, publicystka
Pisarka, kulturoznawczyni i tłumaczka literatury szwedzkiej. Autorka m.in. reportaży o współczesnej Szwecji „Samotny jak Szwed? O ludziach Północy, którzy lubią bywać sami”, „Moraliści. Jak Szwedzi uczą się na błędach i inne historie”, nie-przewodnika „Sztokholm. Miasto, które tętni ciszą” oraz powieści „Własne miejsca”, „Rówieśniczki”, „Ostatnia powieść Marcela” i „Bardzo zimna wiosna”. Pomysłodawczyni i współautorka antologii rozmów o czytelnictwie „Szwecja czyta. Polska czyta”. Ze szwedzkiego na polski przełożyła m.in. cztery powieści Majgull Axelsson, głośną trylogię Jonasa Gardella o AIDS w Szwecji „Nigdy nie ocieraj łez bez rękawiczek”, nominowany do nagrody Kapuścińskiego reportaż Niklasa Orreniusa „Strzały w Kopenhadze” i „Niebo w kolorze siarki” Kjella Westö. W  latach 2006–2012 była dyrektorką Instytutu Polskiego w Sztokholmie. Od wielu lat praktykuje ashtangę jogę.
Zamknij