Agnieszka Graff

Gender polski listopadowy

Jest listopad, więc ja, ideolożka gender, muszę napisać coś o męskości. Tej najbardziej męskiej, radykalnej, narodowej, polskiej, wszechpolskiej.

Mam ochotę napisać o Papuszy, ale przecież nie mogę. Genderowy obowiązek wzywa. Jest listopad, więc ja, ideolożka gender, muszę napisać coś o męskości. Tej najbardziej męskiej, radykalnej, narodowej, polskiej, wszechpolskiej. Prężnej i muskularnej. Zakapturzonej, maszerującej z pochodniami na tęczę, z kamieniami i racami na squoty. Nawiasem mówiąc, tęcza dopuściła się wobec organizatorów marszu jawnej prowokacji samym faktem swojego istnienia. Wręcz domagała się podpalenia. Czy może być coś gorszego niż tęcza w środku miasta? Chyba tylko gigantyczna wagina byłaby gorsza. W środku miasta powinny stać tylko i wyłącznie znaki falliczne oraz pomniki bohaterów.

Powinnam was pewnie przekonywać, że gender jest wyłącznie konstruktem społecznym. Ale przecież widać gołym okiem, że nie do końca tak jest. Jak się ogląda nagrania (najlepiej ich własne, bo te najwięcej mówią o tym, kim są, jak sami siebie widzą), nie ma się wątpliwości, że w grze uczestniczy biologia. 11 listopada od kilku lat jest w Polsce świętem testosteronu. Karnawałem oflagowanej samczości. To pod te buzujące hormony podczepiona jest ideologia: naród, ojczyzna, Bóg, a zwłaszcza honor.

Sprawa narodowa to męska sprawa. A ten marsz to naprawdę jest marsz niepodległości – ich niepodległości. Przez Warszawę przeszedł tłum młodych mężczyzn pełnych odrazy do otaczającej ich rzeczywistości, sfrustrowanych, gniewnych… i głęboko przekonanych, że niczemu i nikomu nie podlegają. Żadnemu prawu, żadnym normom społecznym. Nienawidzą demokracji, bo demokracja jest dla mięczaków. Jeśli nadal nie wiecie, czym jest narodowa męskość oraz dlaczego tęcza musiała spłonąć, to sobie poczytajcie wywiad z Cejrowskim w „Newsweeku” („Won z pederastami”).

Nie twierdzę, że tylko o męskość tu chodzi. To jasne, że triumfalny marsz nacjonalistów i przyzwolenie na ich funkcjonowanie w przestrzeni publicznej ma wiele wspólnego z sytuacją na rynku pracy, z brakiem perspektyw, z arogancją Platformy… krótko mówiąc, z ekonomią i polityką. Nie twierdzę też, że radykalni narodowcy w Polsce to sami mężczyźni. Kongres Kobiet odwiedziły w tym roku Kobiety dla Narodu, żeńskie ramię narodowców. Przyszły w sprawie płodów, z płodami na koszulkach, ratować „nienarodzone dzieci” przed feministyczną zarazą. Storpedowały jedną z sesji, dzielnie przebiły się przez ochronę. W kobiecej przestrzeni odegrały rolę wojowniczek. Jednak czerwiec to nie listopad. Listopad to czas walki, czas honoru. Męski czas.

Gender jako taki jest niepoliczalny, ale warto czasem policzyć panów i panie w rozmaitych gremiach. Na oficjalnym filmie z marszu widać, że organizatorom na pierwiastku żeńskim zależy. Bez niego nie uda się przecież narodowcom przejąć elektoratu PiS-u. Pewnie dlatego baner z hasłem „Idzie Nowe Pokolenie” trzyma grupa młodych kobiet. I tylko tak jakoś wyszło niefortunnie, że przez kolejnych 36 minut nagrania patrzymy na morze męskich twarzy. Nie da się tego faktu ukryć pod wzruszającą muzyką, nie zasłonią go przemówienia o świętości rodziny. W tłumie miga czasem para, rzadziej dziecko albo starsza pani, ale to są promile, nawet nie procenty.

Nacjonalizm to ideologia męskości. Zranionej i gniewnej męskości. Homofobicznej i wrogiej kobietom. Nie przypadkiem w marszu wzięła udział znacząca reprezentacja ruchów ojcowskich (widać ich na zdjęciu z dużym banerem „Dzielny Tata.pl”). Tu nie chodzi o reformę prawa rodzinnego ani o chęć opiekowania się dziećmi, ale o męskość, która w swoim mniemaniu została stłamszona przez kobiety. Ta męskość właśnie powstaje z kolan, odzyskuje swój honor i dumę. „Odzyskać Polskę” – to było główne hasło tego marszu. Co nam obca przemoc wzięła…

Męskość to zabawa w wojnę. Coś o tym wiem, bo spędzam sporo czasu na placach zabaw w towarzystwie cztero- i pięciolatków. Pojedynczy mały chłopiec często wybiera zjeżdżalnię, ale małym chłopcom w większej grupie niezawodnie świecą się oczy do pistoletów. A już takie kapiszony albo sztuczne ognie to po prostu czad. Mali chłopcy uwielbiają hałas, dym i przepychanki. Lubią się też poczuć „sprowokowani” do bójki, bo wtedy mogą się już dalej bić bezkarnie. Czy głoszę biologiczny determinizm? Bynajmniej. Biologia jest tu obecna, nie ma co się czarować.

Jednak jest różnica między chłopcem, którego ktoś wychowuje, ucząc samokontroli i empatii, kierując jego agresję w stronę odpowiedzialności za siebie i innych, a chłopcem, którego agresja jest przez dorosłych podsycana.

W przypadku polskiej męskości listopadowej mamy do czynienia z rodzicem – państwem – które dopuściło się haniebnych zaniedbań.

Z roku na rok nacjonaliści bawią się coraz tłumniej i coraz niebezpieczniej. Lubią, gdy ktoś ich sprowokuje, właściwie nieustannie czują się sprowokowani. Ale potrafią też zagadać elegancko. Na swoich stronach internetowych wzywają, deklarują, oddają hołdy wybitnym działaczom. A ostatnio też dziękują: „Dziękujemy wszystkim za udział w Marszu! Był to kolejny krok ku odbudowie Wielkiej Polski Katolickiej, w której nie będzie miejsca na promowanie zboczeń i patologii. Każde małe zwycięstwo nad lewackim światopoglądem, oraz zniszczenie ich na przestrzeni miasta to wielki krok naprzód!”. I zachęcają: „Dołącz do ONR! 
Jutro należy do nas!”. Nie sądzę, by było to świadome i ironiczne nawiązanie do słynnej sceny z Kabaretu Boba Fosse’a.

Sądzę, że oni to mówią całkiem serio. Czy nadal uważamy, że możemy ich ukrócić?

Czytaj także:

Maciej Gdula, Sztuka poruszania się w bagnie

Wolności nie spalicie! ‒ fotorelacja i tekst Igora Stokfiszewskiego

Ireneusz Krzemiński: Narodowcy nie rozliczyli się ze swojej historii

Bartłomiej Sienkiewicz: Nie żałuję mocnych słów

Cezary Michalski, Tęcza biało-czerwona

Ewa Łętowska, Nie trzeba zaostrzać prawa, tylko je egzekwować

Jacek Żakowski, Kryzysu społecznego cenzurą się nie rozwiąże

Kinga Dunin, Cały naród rujnuje swoją stolicę

Agnieszka Ziółkowska, Skłot to znaczy dom

Przychodnia i Syrena: Zostajemy tutaj, nie boimy się, będzie nas więcej!

Oświadczenie Kolektywu Syrena

Witold Mrozek, Żądam od mojego państwa

Maciej Gdula, Ta przemoc stała się częścią naszej politycznej rzeczywistości

„Duma, duma, narodowa duma”. Fotorelacja z Marszu Niepodległości

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agnieszka Graff
Agnieszka Graff
Publicystka, amerykanistka
dr hab. Agnieszka Graff – kulturoznawczyni i publicystka, absolwentka Amherst College i Oksfordu, profesorka w Ośrodku Studiów Amerykańskich Uniwersytetu Warszawskiego. Oprócz „Świata bez kobiet” (2001) – książki, której poszerzone wydanie ukazało się w 2021 roku po dwudziestu latach nakładem wydawnictwa Marginesy – wydała też: „Rykoszetem. Rzecz o płci, seksualności i narodzie” (W.A.B. 2008), „Matkę feministkę” (Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2014) oraz „Memy i graffy. Dżender, kasa i seks” (Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2015, wspólnie z Martą Frej). W serii z Różą Krytyki Politycznej ukazał się autobiograficzny wywiad rzeka pt. Graff. Jestem stąd” (2014; współautorem jest Michał Sutowski). Publikowała teksty naukowe w takich czasopismach jak: „Signs”, „Public Culture”, „East European Politics and Societies”, „Feminist Studies”, „Czas Kultury” i „Teksty Drugie”. Współzałożycielka Porozumienia Kobiet 8 Marca, członkini rady programowej stowarzyszenia Kongres Kobiet. Od kilku lat pisuje felietony do „Wysokich Obcasów”. Autorka polskiego przekładu „Własnego pokoju” Virginii Woolf.
Zamknij