Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

Krew, pot i śmiech, czyli Chopin a kino dziedzictwa

„Chopin, Chopin!”, reżyseria Michał Kwieciński

Przedstawienie przeszłości jako miejsca chaotycznego sytuuje film Michała Kwiecińskiego w opozycji do kina dziedzictwa, a więc obrazów pokazujących przeszłość jako erę stabilności, często gloryfikujących podziały społeczne oraz hierarchię klasową jako naturalny porządek rzeczy.

ania-gutowska
Anglistka, badaczka adaptacji filmowych literatury
Recenzja

2

Chopin, Chopin! był filmem otwarcia tegorocznego festiwalu w Gdyni, a 29 września odbyła się jego uroczysta premiera w warszawskim Teatrze Wielkim. Oczekiwania krytyków i widzów były bardzo wysokie z kilku powodów.

Po pierwsze, Chopin, Chopin! to kontynuacja współpracy doświadczonego reżysera Michała Kwiecińskiego oraz wykonawcy głównej roli Eryka Kulma. Obaj twórcy wcześniej połączyli siły przy filmie Filip (2022), który zdobył szereg nagród i zapisał się w pamięci widzów dzięki niesztampowemu i pozbawionemu martyrologii ukazaniu drugiej wojny światowej.

Drugim powodem rozbudzonych oczekiwań jest ogromny jak na polskie warunki budżet, który według różnych źródeł wynosi między 60 a 70 milionów złotych. Ta kwota daje Chopinowi drugie miejsce na liście najdroższych polskich filmów po 1989 roku, po monumentalnym, choć koturnowym Quo Vadis (2001) w reżyserii Jerzego Kawalerowicza.

W pierwszych pofestiwalowych recenzjach Chopina dominuje jednak rozczarowanie. Po obowiązkowych komplementach pod adresem gry aktorskiej Eryka Kulma oraz znakomicie odtworzonego obrazu epoki, a więc kostiumów, za które odpowiedzialne były Magdalena Biedrzycka oraz Justyna Stolarz, oraz scenografii, która powstała pod kierownictwem Katarzyny Sobańskiej i Marcela Sławińskiego, w recenzjach zaczyna się litania zarzutów.

Chopin, Chopin! nie zastępuje Wikipedii

Film krytykowany jest najczęściej za epizodyczność i za to, że scenariusz autorstwa Bartosza Janiszewskiego stanowi zbiór arbitralnie wybranych scen z ostatnich kilkunastu lat życia kompozytora. Piszący dla „Gazety Wyborczej” Piotr Guszkowski zauważa też, że o wielu ważnych postaciach z życia Chopina nie dowiadujemy się praktycznie niczego. Większość z nich pojawia się w jednej czy dwóch scenach, co nie daje aktorom możliwości, żeby stworzyć wyraziste postaci.

Dotyczy to przede wszystkim Mai Ostaszewskiej w roli matki Chopina, ale też Karoliny Gruszki w roli Delfiny Potockiej czy Martyny Byczkowskiej (znanej z seriali 1670 oraz Absolutni debiutanci) w roli młodej narzeczonej kompozytora Marii Wodzińskiej. Nawet o dwóch najlepszych przyjaciołach Chopina, pianiście Julianie Fontanie (Kamil Szeptycki) oraz lekarzu Janie Matuszyńskim (Michał Pawlik), mimo że występują w wielu scenach, dowiadujemy się właściwie tylko tego, że lubią Chopina. Podobną białą kartą jest nawet George Sand (Josephine de la Baume).

Jednak to, co dla innych recenzentów Chopina stanowi o słabości filmu, moim zdaniem jest jego ogromną zaletą. Film Michała Kwiecińskiego nie jest tradycyjnym filmem biograficznym przedstawiającym życie znanej osoby od kołyski do grobu. Nie idzie też w ślady wcześniejszej ekranowej biografii Chopina, czyli filmu Chopin. Pragnienie miłości (2002, reż. Jerzy Antczak), który koncentruje się na życiu uczuciowym kompozytora i jego romansie z George Sand.

Twórcy filmu Chopin, Chopin! podjęli świadomą decyzję, żeby przedstawić ostatnich kilkanaście lat życia kompozytora w sposób impresyjny. Ich film nie ma być zamiennikiem Wikipedii. To, że scenariusz nie odhacza kolejnych wydarzeń czy relacji z życia głównego bohatera nie jest błędem czy wyrazem nieporadności twórców, tylko przemyślaną decyzją artystyczną.

Mamy tu do czynienia z filmem, który koncentruje się całkowicie, w sposób prawie solipsystyczny, na głównym bohaterze. Chopin jest na ekranie praktycznie przez cały czas trwania filmu, a każda scena pokazana jest z jego punktu widzenia i przefiltrowana przez jego wrażliwość. Czy możemy więc czynić filmowi zarzut z tego, że nie przedstawia bardziej szczegółowo postaci pobocznych? Jeśli tak mocno koncentruje się na Chopinie, wydaje się to niezasadne.

Taylor Swift epoki romantycznej

Film Michała Kwiecińskiego jest pełen maniakalnej energii. Tempo opowiadania pasuje do charakteru głównego bohatera, który jak długo może wypiera wiedzę o swojej chorobie. Chopin w wersji Eryka Kulma jest rozedrgany, rozdarty między pragnieniem popularności oraz imperatywem tworzenia rzeczy wartościowych. Widzimy go podczas szaleńczych eskapad powozem, w szale zakupów, albo kiedy przedziera się przez tłum fanów.

Już sekwencja otwierająca wrzuca nas w sam środek życia kompozytora u szczytu sławy: oto Chopin spóźnia się na własny występ, podczas którego ma rywalizować z Franzem Lisztem (Victor Meutelet). Gorąca atmosfera na sali pozwala współczesnym widzom zrozumieć poziom sławy i uwielbienia, jakim cieszyli się obaj kompozytorzy, porównywalny do emocji na koncercie Taylor Swift. Jednocześnie sekwencja ekspozycyjna wprowadza wątek skomplikowanej relacji między Chopinem a Lisztem, opartej na rywalizacji, ale niepozbawionej nuty wzajemnego szacunku i lojalności. Sposób przedstawienia ich relacji przywodzi na myśl przeplatające się losy Mozarta i Salieriego w Amadeuszu Miloša Formana.

Czytaj także Jane Austen jedzie do Hollywood Anna Gutowska

Głównym wątkiem filmu jest jednak choroba Chopina. Z powodu nacisków przyjaciół decyduje się w końcu skonsultować swoje objawy z uznanym lekarzem. Długa wypowiedź lekarza, który opisuje kolejne stadia gruźlicy, prefiguruje dalszy ciąg filmu. Chopin przechodzi przez kolejne etapy choroby dokładnie w tej kolejności, w jakiej zostało to opisane przez lekarza.

Mogłoby to wydawać się nudne, gdyby nie to, że ekranowy Chopin aż do ostatnich chwil życia ustawia się w kontrze do wyniszczającej go choroby. Widzimy go błaznującego, rzucającego się w szaleńcze życie towarzyskie, poszukującego miłości – a wszystkie te działania wykonywane są z frenetyczną energią, która maskuje paniczny lęk przed śmiercią. Dzięki zniuansowanej grze aktorskiej Eryk Kulm jest w stanie pokazać nam wiele oblicz swojego bohatera. Jego Chopin jest zarówno żartownisiem pokazującym śmierci język, jak i wrażliwym introwertykiem, który gra duszę towarzystwa, ale świadomie buduje dystans wobec otaczających go ludzi i nie chce zwierzać się ze swoich sekretów.

Chaos w opozycji do dziedzictwa

Tę impresjonistyczną wizję ostatnich kilkunastu lat życia Chopina (akcja filmu obejmuje lata 1835-1949) widzimy na tle intrygująco pokazanego obrazu epoki. Akcja filmu rozgrywa się głównie w Paryżu (chociaż z powodów produkcyjnych plenerowe sekwencje paryskie nakręcono w Bordeaux). W wizji Michała Kwiecińskiego Paryż połowy XIX wieku jest miastem chaotycznym, zatłoczonym, w ciągłym ruchu. Kamera operatora Michała Sobocińskiego wprowadza nas do salonów elit, pokazanych jednak bez przesadnej rewerencji jako miejsca tak samo zatłoczone i chaotyczne, jak ulice i place, gdzie bawi się biedota.

Taki sposób przedstawienia przeszłości, jako miejsca chaotycznego, brudnego i pełnego frenetycznej energii sytuuje film Michała Kwiecińskiego w ostrej opozycji do tak zwanego kina dziedzictwa (heritage cinema), a więc obrazów pokazujących przeszłość jako złotą erę spokoju i stabilności, a często też gloryfikujących podziały społeczne oraz hierarchię klasową jako naturalny porządek rzeczy. Termin heritage cinema został wprowadzony do filmoznawstwa przez brytyjskich badaczy Claire Monk oraz Andrew Higsona w tekstach pisanych na początku lat dwutysięcznych, w których analizowali oni brytyjskie filmy kostiumowe z lat 80. i 90., takie jak Rydwany ognia czy Pokój z widokiem.

Higson i Monk zwrócili też uwagę na to, że po okresie gloryfikowania przeszłości nastąpił w brytyjskim kinie kostiumowym zdecydowany zwrot. Od połowy lat 90. na ekranach kin i telewizorów zaczęły się pojawiać projekty kostiumowe koncentrujące się na niesprawiedliwości, rasizmie i nierównościach społecznych. Dla określenia tej kategorii rewizjonistycznych filmów kostiumowych zaczęto używać etykiet post-heritage oraz anti-heritage. Bunt przeciwko kinu dziedzictwa objął także filmy biograficzne. Sztandarowym przykładem kina anti-heritage końca lat 90. jest film biograficzny o Elżbiecie I w reżyserii Shekhara Kapura z Cate Blanchett w roli tytułowej (Elizabeth, 1998), koncentrujący się na sporach religijnych po śmierci ojca Elżbiety Henryka VIII oraz przedstawiający renesansową Anglię jako kraj pełen przemocy, spisków i zdrady.

Na spektrum pomiędzy heritage oraz anti-heritage wskazówka polskiej kinematografii wychyla się zdecydowanie w stronę kina dziedzictwa. Projektów, które przedstawiają przeszłość w sposób drapieżny i eksplorują pulsujące w dawnych czasach konflikty, jest bardzo niewiele. Z pozycji klasycznych wymienić tu można znakomitą Gorączkę (1981) Agnieszki Holland, a z nowszych produkcji – Kosa (2023) Pawła Maślony. Jednak gros polskich projektów kostiumowych przedstawia nadal przeszłość w sposób nostalgiczny i mało rewizjonistyczny.

Czytaj także Nie byłoby „Kosa” bez Andrzeja Ledera [rozmowa] Jakub Majmurek

Dobrym przykładem takiej wizji przeszłości jest nowa adaptacja Znachora (2023) w reżyserii Michała Gazdy. W kategorii polskich projektów biograficznych optykę kina dziedzictwa widać wyraźnie w popularnych filmach osadzonych w epoce PRL-u (Bogowie, Sztuka kochania, Bo we mnie jest seks), ale też w poprzedniej ekranowej biografii Chopina w reżyserii Jerzego Antczaka.

Jednak Chopin, Chopin! nie sięga do dobrotliwego i nostalgicznego obrazu przeszłości, który charakteryzuje kino dziedzictwa. Ubrania wyglądają na znoszone, a wnętrza (poza tymi najbardziej luksusowymi) – na lekko podniszczone. Główny wątek filmu zawiera też elementy ironii tragicznej. Chopin wie, że jest nieuleczalnie chory na gruźlicę i powoli umiera, zazdrości więc zdrowia ludziom ze swojego otoczenia. Tymczasem los sprawia, że kilkoro z tych pozornie zdrowych umrze przed nim. Takie wydarzenia jak epidemia cholery czy rewolucja 1848 roku i obalenie monarchii lipcowej także zbierają krwawe żniwo, co Chopin, jako człowiek z wyrokiem śmierci, obserwuje z fascynacją, ale też pewnym dystansem.

Chopin Kwiecińskiego jak Maria Antonina Coppoli

W swojej entuzjastycznej recenzji Marii Antoniny (2006) Sofii Coppoli, która również należy do kategorii anti-heritage, znany amerykański krytyk Roger Ebert dowodził, że postaci w filmach historycznych często sprawiają wrażenie, jakby wiedziały, że żyją w przeszłości, ale Maria Antonina zachowuje się jak nastolatka żyjąca w teraźniejszości, która nie ma świadomości, że jej teraźniejszość to nasza przeszłość. „Nikt nie żyje w przeszłości, każdy żyje w swojej teraźniejszości” – konkluduje Ebert. Tego samego toku myślenia można użyć, opisując poetykę Chopina.

Czytaj także George Eliot był kobietą Anna Gutowska

Film Michała Kwiecińskiego nie zawiera tak wyraźnych anachronizmów jak dzieło Coppoli, które najpierw zostało wygwizdane na festiwalu w Cannes, a później stopniowo w ciągu dwóch dekad doczekało się docenienia przez krytyków i statusu filmu kultowego. Jednak Chopinowi przyświeca podobny cel. Zamiast antykwarycznego podejścia do historii i postaci sprzed 180 lat oraz próby wybudowania Chopinowi niekontrowersyjnego pomnika, otrzymujemy film, który na pewno podzieli publiczność. Sprzeczne opinie recenzentów i widzów oraz temperatura sporów o ten film sugerują jednak, że Chopin, Chopin! dotyka bardzo istotnych aspektów naszej narodowej mitologii, które nie były wcześniej kwestionowane. Moim zdaniem jest duża szansa, że Chopina spotka podobny los jak wspomnianą wyżej Marię Antoninę i zostanie z czasem powszechnie doceniony za odważną, bezkompromisową wizję reżysera, która zrywa z utartymi schematami polskiego kina biograficznego.

ania-gutowska
Anglistka, badaczka adaptacji filmowych literatury

Anglistka, badaczka adaptacji filmowych oraz konsultantka scenariuszowa. Pracuje jako adiunktka na Uniwersytecie im. Jana Kochanowskiego w Kielcach oraz jako specjalistka ds. developmentu w Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych w Warszawie, gdzie zajmuje się ocenianiem nowych projektów scenariuszowych. Jej zainteresowania naukowe obejmują kino biograficzne oraz adaptacje filmowe literatury dziewiętnastowiecznej.

Tagi:

Komentarze

Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.

Zaloguj się, aby skomentować
0 komentarzy
Komentarze w treści
Zobacz wszystkie