O mniejszych koalicjantach KO łatwo zapomnieć, bo partie te praktycznie nie funkcjonują w zbiorowej świadomości. Mógł je czekać los przystawek, ale koalicjanci nie zniknęli, dostali głos i mogli wybierać między dwoma politykami PO. To konsoliduje KO, ale też jasno pokazuje, kto w tej koalicji rządzi.
W ostatni weekend zakończyły się prawybory w Koalicji Obywatelskiej. W SMS-owym głosowaniu wzięło udział 22 126 osób. Rafał Trzaskowski dostał 74,75 proc., a Radosław Sikorski 25,25 proc. głosów, dlatego kandydatem KO na prezydenta w przyszłym roku będzie, jak się spodziewano, prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. Zastanówmy się, co oprócz kandydata zostaje po tych prawyborach i kto na nich zyskał.
Sikorski narzucił narrację
Choć prawybory wygrał Rafał Trzaskowski, to narracyjnie zwyciężył Radosław Sikorski. To jemu udało się narzucić główny temat tych prawyborów oraz nadchodzącej kampanii.
czytaj także
Niby nieraz słyszeliśmy, że bezpieczeństwo to najważniejsze wyzwanie stojące przed Polską i że to ten temat zdominuje wybory prezydenckie, ale w ostatnich tygodniach Radosław Sikorski mówił o tym na każdym niemal spotkaniu. Przekonywał, że to on jest lepszym kandydatem na czasy niepokoju. Rafał Trzaskowski musiał odbijać piłeczkę i udowadniać, że on też sprawdzi się w momentach kryzysowych, że jest „twardy”, jak mówił w momencie ogłoszenia wyników.
Tusk nie musiał Sikorskiego uwalić
Prawybory pozwoliły też Donaldowi Tuskowi nie brać tylko na siebie odpowiedzialności za wskazanie kandydata na prezydenta. Trzaskowski był niemal murowanym faworytem. W wyborach w 2020 roku, mimo krótkiej kampanii po zastąpieniu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej i błędów popełnionych w czasie jej trwania, prezydent Warszawy zrobił dobry wynik.
Trzaskowskiego w wielu sondażach i badaniach wskazywali też respondenci. Przemek Sadura i Sławek Sierakowski w raporcie Ukryty kryzys władzy pisali wprost, że namaszczony w sobotę kandydat jest „na autostradzie do prezydentury”. Mimo to Radosław Sikorski zgłaszał ambicje startowania w wyborach. Gdyby to Tusk musiał podjąć decyzję, to musiałby też powiedzieć Sikorskiemu – sorry, ale nie wystartujesz.
Dzięki prawyborom Tusk nie musiał podziękować Sikorskiemu i mógł uwalić jego kandydaturę na kandydaturę głosami członków i członkiń KO. Po czym podziękował obu panom i wyraził dla nich „najwyższe słowa uznania”.
Koalicja została skonsolidowana
Na prawyborach zyskała też sama Platforma Obywatelska, która dzięki zaproszeniu do siebie koalicjantów z Koalicji Obywatelskiej, czyli Nowoczesnej, Zielonych i Inicjatywy Polska, pokazała, kto tu rozdaje karty, ale też kto jest zaproszony do stołu, żeby w te karty grać. Tusk w czasie ogłaszania wyników mówił, że wszyscy zazdrościli tym, którzy mieli prawo głosować w tych prawyborach.
czytaj także
O mniejszych koalicjantach KO łatwo zapomnieć, bo partie te praktycznie nie funkcjonują w zbiorowej świadomości. Mógł je czekać los przystawek, które po zaproszeniu do koalicji totalnie się w niej rozpływają i znikają ze sceny politycznej. Mniejsi koalicjanci nie zniknęli, dostali dostęp do głosowania i mogli wybierać między dwoma politykami Platformy Obywatelskiej. To konsoliduje KO, ale też jasno pokazuje, kto w tej koalicji rządzi.
A co my wygraliśmy?
Kolejnym argumentem za sukcesem prawyborów jest to, że przyciągnęły uwagę mediów. Mogliśmy obejrzeć kilka wystąpień Trzaskowskiego i Sikorskiego ze spotkań prekampanijnych. Dla demokracji – choć banalnie to brzmi – takie spotkania są ważne, a debata potrzebna.
Rafał Trzaskowski musiał się zmobilizować. Prezydent Warszawy często postrzegany jest jako polityk, który nie lubi się przemęczać, a teraz musiał się spiąć i wziąć do roboty. Znając sondaże i badania, mógł za szybko uwierzyć, że sprawa jest pozamiatana i nikt mu nie stanie na „autostradzie”. Tyle że z metaforami autostradowymi jest w Polsce taki problem, że obserwując głupie zachowania na naszych drogach, nikt nie powinien się czuć na autostradzie zbyt bezpiecznie.
czytaj także
PO pamięta zapewne kampanię Bronisława Komorowskiego, którą ten kandydat dokumentnie położył. Liberalne media, komentatorzy i chyba sam Komorowski byli przekonani, że wygrana jest w kieszeni, więc nie ma co się przemęczać w kampanii.
Klątwa Komorowskiego wisi dziś nad Trzaskowskim, bo przekonanie o własnej zajebistości to przepis na polityczną katastrofę. Może więc te prawybory zmobilizowały prezydenta Warszawy nie tylko przed głosowaniem SMS-owym, ale też zmobilizują go do ciężkiej pracy, kiedy już kampania prezydencka ruszy na serio.