Gdy Maciej po raz pierwszy pokazał mi te zdjęcia, Brzeską obejrzałem sobie na Google Maps. Nigdy tam nie byłem. Tymczasem siedem lat temu los sprawił, że zamieszkałem na sąsiadujących z Brzeską praskich Szmulkach.
Maciej Pisuk sączy swoją opowieść o ulicy Brzeskiej w Warszawie już od kilkunastu lat. I choć może nie brzmi to ekscytująco, to pozwalam sobie zacząć w ten sposób z kilku powodów.
Opowieść ta wciąga sama z siebie, bez rekomendacji, już przy pierwszym kontakcie, zwłaszcza jeśli jest to kontakt z jej wyjściową, wizualną odsłoną. Maciek udziela jej światu bardzo powściągliwie i ostrożnie – co zamierzone i uzasadnione. Ja sam zaś mam z nią do czynienia od 14 lat i nie omieszkam oprzeć się własnym doświadczeniu i szeroko rozpiętym w czasie odbiorze tego przekazu.
czytaj także
Kolejny powód, nadający waloru aktualności, to fakt ukazania się skromnej książki Pisuka Staniemy się tacy jak on. Głosy z przeklętej ulicy, której przeczytanie zajmie wam cztery godziny. Zmieszczenie kilkunastoletniego, ciężkiego bagażu doświadczeń w kieszonkowej formie to kusząca perspektywa dla odbiorczyń, gdy nie ma czasu na przegadane narracje.
Jednocześnie nie chciałbym przesadnie zachęcać do lektury nikogo, kto, przeczytawszy jakiś fragment lub recenzję, uzna, że może to nie na jego/jej wrażliwość. Tnie się tutaj przez skórę i mięśnie do białej kości. Chcę więc uprzedzić, że jest to pozycja dla osób, które mają świadomość najtrudniejszych rejonów życia społecznego i potrafią ją w owocny sposób przetwarzać.
TW: przemoc ekonomiczna
Jest już powszechną praktyką, że przed filmami czy grami umieszcza się rozbudowane ostrzeżenia o tym, że w danym dziele znajdziemy przemoc fizyczną, psychiczną lub seksualną. W książce Staniemy się tacy jak on znajduje się to wszystko: naga przemoc, która zawiera w sobie wszystkie wymienione, czyli przemoc ekonomiczna.
Może na okładce brak ostrzeżenia, bo nie brzmi to dość strasznie. Może musiałoby zostać użyte po raz pierwszy, wraz z adnotacją. Mogłoby to wyglądać tak:
Uwaga – przemoc ekonomiczna (przedstawiona tu rzeczywistość jest dokumentnie spierdolona przez biedę i związaną z nią marginalizację bohaterów).
Tak lepiej? Zostałeś życzliwie ostrzeżony. Oczywiście pojęcie przemocy ekonomicznej funkcjonuje w powszechnym obiegu, ale zazwyczaj odnosi się do sytuacji, gdy jedna osoba w relacji wykorzystuje swoją uprzywilejowaną sytuację finansową do ograniczania wolności partnera, partnerki lub innych członków rodziny. Książka Pisuka dobitnie pokazuje, że o przemocy ekonomicznej można mówić w kontekście relacji wewnątrz całego społeczeństwa. Podobnie jak mówimy o przemocy seksualnej, używając sformułowania „kultura gwałtu”.
Wiem, że mam pisać o książce, która z powodzeniem może funkcjonować samodzielnie, ale jest w niej wzmianka o pracy fotograficznej autora oraz zapowiedź rychłej publikacji albumu, więc sobie pozwolę na osobistą dygresję.
14 lat temu pracowałem w dziale dystrybucji Wydawnictwa Krytyki Politycznej. Byłem również zapalonym, uczącym się rzemiosła fotografem. Na co dzień pakowałem dziesiątki przesyłek dla osób kupujących nasze książki na Allegro. Bezsprzecznym bestsellerem była wówczas Paktofonika. Przewodnik Krytyki Politycznej, czyli wydany w formie książki scenariusz Pisuka do filmu o katowickiej legendzie hip-hopu (zekranizowany wkrótce potem pod tytułem Jesteś Bogiem).
Któregoś dnia do mojego pokoju przyprowadzono i przedstawiono mi Maćka, który miał propozycję dotyczącą publikacji zdjęć. Zajmowałem się wstawianiem fotorelacji z demonstracji i rozmaitych wydarzeń na witrynę Krytyki, więc z zasady odsyłano do mnie wszelkie kwestie tego typu.
Maciek nie był jednak „kwestią tego typu”, tylko poważnym twórcą, ale nie zraził się zupełnie, że będzie gadać z jakimś małolatem z piwnicy działu dystrybucji, a nie z dyrektorem wydawnictwa. Zdjęcia miał na pendrivie. Przejrzeliśmy je na moim komputerze i było to doświadczenie, które zmieniło mnie na zawsze.
Nierówności po polsku: Liczby już znamy, teraz przemówmy do wyobraźni
czytaj także
Maciek opowiadał mi o tym, jak fotografie powstały, ale pamiętam, że przez dłuższą chwilę nie dochodziło to do mnie, bo myślałem tylko o jednym: że nigdy nie będę w stanie zrobić takich zdjęć. Nigdy nie wejdę w tak zażyłą i intymną relację z obcym człowiekiem, bo nie mam nawet cienia potrzebnych do tego zdolności komunikacyjnych. A jeśli wiem, że nie jestem w stanie zrobić takich zdjęć, to chyba w ogóle nie ma co myśleć o dokumentalnej fotografii społecznej, bo zdjęcia Pisuka to jest właśnie to. W punkt i na maksa.
Początkujący fotograf jest opętany aspiracjami i miałem szczęście, że spotkałem wówczas twórcę, który momentalnie mnie z tego wyleczył. Chodzi o to, że nie zostałem wówczas pozostawiony z samym zachwytem czy zazdrością. Wszystko zostało mi dogłębnie wytłumaczone. Mogłem dzięki temu zdać sobie sprawę z własnych ograniczeń i rozwijać się w kierunkach, w których frustracja nie wzięłaby góry nad aspiracjami.
Maciek nazywał wówczas sam siebie „nie-fotografem”. Pozbywał się w ten sposób prostego skojarzenia z twórcą, który stawia dzieło ponad jego tematem, de facto wykorzystując przedstawianą osobę – jeśli tematem są ludzie. Było to dla Maćka bardzo ważne, o ile nie najważniejsze, i powtarzał po wielokroć, że osoby ze zdjęć były najpierw jego sąsiadami oraz dobrymi znajomymi i interesowały go jako takie, a dopiero później zaczął nosić ze sobą aparat i uwieczniać spotkania.
Etyka i estetyka na warszawskiej Pradze
Krytyka Polityczna nie mogła wówczas zapewnić zdjęciom z Brzeskiej godnej ekspozycji. Na szczęście szybko znalazło się dla nich miejsce w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, gdzie zaprezentowano wystawę zatytułowaną Pod skórą. Fotografie z Brzeskiej.
Później Maciejowi udało się jeszcze pokazać zdjęcia w kilku zagranicznych magazynach, ale nigdy nie odniosłem wrażenia, żeby ten materiał został przyjęty tak, jak na to zasługuje. Myślę, że to dlatego, że etyka autora nie pozwala tych zdjęć tak po prostu promować, czyli wpleść ich w porządek zabiegania o uwagę odbiorców, skrolujacych pomiędzy influencerami i reklamami butów.
Nierówności po polsku: W edukacji słabszym pogorszyło się bardziej niż mocniejszym [rozmowa]
czytaj także
Sam jednak wyskrolowałem, że będzie książka. Jeszcze nie album, ale książka non fiction, w której Pisuk postawił się bardziej w roli redaktora niż autora. Staniemy się tacy jak on to zapis opowieści, relacji z wydarzeń z życia kilkunastu mieszkanek i mieszkańców ulicy Brzeskiej na warszawskiej Pradze. Nie znajdziemy więc tu wymagających namysłu zabiegów literackich. To raczej strumienie wspomnień, którym Maciej nadał przystępną do czytania formę. To takie „przeczytaj i milcz”, odpowiadające fotograficznemu „idź i patrz”.
Zdjęcia na początku wydają się mieć mocno estetyczny charakter, dopóki nie doczytamy, że są robione na filmie analogowym, który naświetlany w trudnych warunkach, a następnie odpowiednio dłużej wywoływany daje efekt ziarnistości i ostrego kontrastu. Język książki i jej dynamika również nie są efektem autorskiej ingerencji literackiej, tylko odzwierciedleniem realiów, w jakich toczyły się rozmowy.
Współczucie w świecie polskiego Prawa ulicy
Publikacja książki znowu dotyka mnie osobiście. Gdy Maciej po raz pierwszy pokazał mi zdjęcia, Brzeską obejrzałem sobie na Google Maps. Nigdy tam nie byłem. Tymczasem siedem lat temu los sprawił, że zamieszkałem na sąsiadujących z Brzeską praskich Szmulkach. Trochę zapomniałem o samej ulicy i było dla mnie niemałym szokiem, gdy skręciłem w Brzeską po drodze do pracy i zorientowałem się, gdzie jestem. Od tamtego czasu mijam ulicę niemal codziennie i nie potrafię myśleć o niej inaczej niż przez pryzmat prac Pisuka. Teraz na dodatek będę miał w głowie te historie.
Uroczo, że dzieci bawią się na ulicy, zamiast siedzieć w domu przy konsolach? Poczytaj, jak w domach muszą bronić matek przed pijanymi partnerami, a później większość nastoletniego życia spędzają w różnych ośrodkach wychowawczych, bo zimą jednak w tym domu trzeba być, co nieuchronnie kończy się tragedią. Albo że kamienice, ładne, z fragmentami ozdobnych gzymsów i czerwonymi cegłami, wyglądającymi spod okruszonych tynków? Prawie jak twarz cierpiącej Moniki rozdrapana w mefedronowym amoku. W sumie świetna lokalizacja. Blisko metro i Galeria Wileńska. Z książki dowiesz się, że z Brzeskiej chodzi się tam kraść jak na codzienne zakupy. Nie dla wzbogacenia – tylko żeby przeżyć.
Nierówności po polsku: Białe plamy, czyli kto żeruje na naszej niewiedzy?
czytaj także
Brzeska niewątpliwie się zmieniła przez te kilkanaście lat, ale nie bój nic. Znajduje się tam ulubiona knajpa mojej narzeczonej, więc parokrotnie z pozycji stolika w ogródku świadkowaliśmy sytuacjom przemocowym lub cokolwiek podejrzanym. Raz doigraliśmy się i wróciliśmy do domu bez jednego portfela, który jakoś się zgubił, gdy nie patrzyliśmy.
Brzeska miała niedawno swoje pięć minut w warszawskich mediach, oczywiście w nieszczęsnym kontekście postępującej gentryfikacji. Podczas kampanii wyborczej Pragę-Północ odwiedził prezydent Rafał Trzaskowski. Ktoś z widowni poskarżył się, że na Brzeskiej jest najgorzej, ponieważ handluje się tam narkotykami.
Z książki Pisuka dowiecie się, że w tej okolicy handluje się kontrabandą od zawsze, a narkotyki jako najbardziej dochodowe wyparły nielegalną wódkę. Zmieniło się natomiast to, że przy Brzeskiej wzniesiono wspaniałe apartamentowce. Powstał przy tym dramatyczny kontrast z kamienicami komunalnymi.
Nowi mieszkańcy mogli z własnych okien oglądać na żywo polską wersję serialu Prawo ulicy (The Wire). Na skrajach ulicy stali kolesie z krótkofalówkami, wokół nich bawiły się dzieciaki, a w bramach strasznie wyglądające typy odbierały komunikaty o wjeżdżających od strony Targowej samochodach, wyglądających na policyjne. Samochodów, motocykli, skuterów, rowerów oraz pieszych zaopatrujących się w bramach w dragi było bardzo dużo. Dzień w dzień, od rana do rana.
Kulczyk nie wpuści ankietera, ale o polskich nierównościach majątkowych coś jednak wiemy
czytaj także
Prezydent Trzaskowski, jako znany warszawski flâneur, odpowiedział na skargi, że wie, o co cho, i gdzie jak gdzie, ale po Brzeskiej się „nie szlaja”. Sprawę obiecał załatwić i tak się stało. W ciągu kilku kolejnych tygodni policja przeprowadziła skoordynowane naloty na bramy i do dzisiaj utrzymuje tam zwiększoną liczbę patroli. Nawet film sobie o tym nakręcili.
Przy okazji następnej kampanii prezydent będzie mógł dowiedzieć się od mieszkańców Pragi, że dilerzy przenieśli się dalej w głąb dzielnicy, gdzie powstały nasze polskie narcopisos, czyli kamienice, w których całe rodziny zaangażowane są w handel, co nie rzuca się w oczy aż tak jak czatujący w bramie groźny chłopak w sportowym stroju. Skąd ja mogę wiedzieć takie rzeczy? Nieważne. Wolałbym nie wiedzieć.
Według pewnego nurtu wschodniej filozofii każde z nas nosi w sobie ziarna dobra i ziarna zła. Od nas zależy, które z nich będziemy podlewać, jak szybko wykiełkują i będą rosnąć. Jeśli sięgniesz po książkę Pisuka, bo jesteś fanem true crime albo historii warszawskich gangsterów z Youtube’a, lub czytasz o biedzie dla zaspokojenia ciekawości, to ten strumień wspomnień odżywi to, co w tobie najgorsze. Jeśli jednak chcesz pielęgnować wrażliwość, uważne słuchanie bez osądzania i pochopnego komentowania oraz bezcenną zdolność współczucia dla siebie i sąsiadów, to pozwól Maćkowi wsączyć sobie tę opowieść.