Poczta Polska w ubiegłym roku zaliczyła ponad 745 mln zł straty – co znaczy, że statystyczny obywatel zostawił listonoszowi ponad dwie dyszki „końcówki”. Teraz uzdrowienie jednej z najstarszych polskich firm zapowiedział nowy prezes, znany z restrukturyzacji nieoglądających się na pracowników.
Kiedy Sebastian Mikosz wjeżdża na boisko, miękka gra dobiega końca. W lutym 2024 roku specjalista od hardkorowych restrukturyzacji objął stery Poczty Polskiej – najstarszego i jednego z największych polskich przedsiębiorstw. Firmy niewiarygodnie zadłużonej, która w ubiegłym roku zaliczyła ponad 745 mln zł straty – co znaczy, że statystyczny obywatel, chcąc nie chcąc, zostawił listonoszowi ponad dwie dyszki „końcówki”.
Trudno odmówić Mikoszowi sukcesu w ekstremalnie trudnej operacji doprawienia nowych skrzydeł PLL LOT. Aby narodowy przewoźnik lotniczy zaczął zarabiać, Mikosz zwalniał i ciął siatki połączeń, nie oszczędzając pracowników i związków zawodowych. Teraz, jako prezes Poczty Polskiej, przedstawił plan transformacji pocztowej trąbki. Czy zrobi z niej nowoczesny syntezator, który nie będzie rzęził w oczekiwaniu na kolejne przelewy od skarbu państwa?
Zwolnienie, strajk czy wezwanie do wojska? Co czeka listonoszy podczas wyborów w maju?
czytaj także
OCB z PDO?
Zacznijmy od ustalenia stanu faktycznego. Listonosz z Filmu balkonowego Pawła Łozińskiego diagnozował, że współczesność uczyniła z niego „zakuponosza”, dostawcę paczek płynących szerokim strumieniem w ramach nieustannego internetowego shoppingu.
Struktura przychodów Poczty Polskiej za ubiegły rok pokazuje coś innego. Listy i związane z nimi usługi stanowią ponad 60 proc. przychodów firmy. Listonosz ma wyłączność na dostarczanie przeważnie złych nowin w postaci pism sądowych i stanowi niezbędne ogniwo łańcucha systemu ubezpieczeń społecznych. Miesięcznie 5 mld złotych w gotówce trafia do emerytów i rencistów właśnie dzięki pracownikom poczty.
Listonosze protestują, a Poczta Polska twierdzi, że „funkcjonuje płynnie i bez zakłóceń”
czytaj także
Jednak stopniowo w listach będzie nastawać coraz większa cisza. Zarząd PP w ramach restrukturyzacji zamierza przestawić tryby firmy właśnie na dostawy paczek, jak przed laty zrobiły to brytyjska Royal Mail czy niemiecki Deutsche Post. W perspektywie trzech lat paczki razem z handlem detalicznym i usługami logistycznymi mają zacząć przynosić więcej przychodów niż listy i przekazy gotówki. Trzecim filarem biznesu będą kredyty i pożyczki oferowane przez Bank Pocztowy, który już dziś nieźle zarabia i poprawia sytuację finansową PP.
Transformacja nie obędzie się bez bolesnych i kosztownych cięć. 13 sierpnia 2024, zgodnie z przewidywaniami związkowców, padły jednoznaczne propozycje ograniczenia zatrudnienia.
Na razie nie poprzez zwolnienia grupowe, tylko Program Dobrowolnych Odejść, skierowany do 15 proc. pracowników, czyli 9,3 tys. spośród liczącego ponad 62 tys. osób personelu.
OCB z PDO? Propozycje skorzystania z programu otrzymają przede wszystkim pocztowcy, którzy nie mają kontaktu z klientem, jak pracownicy administracji czy kierowcy. Odchodząc z własnej woli, nie dostaniesz żadnych bonusów, tylko wynagrodzenie za 12 miesięcy pracy – według Jooble PL pracownik PP zarabia rocznie 54 tys. złotych. PDO ruszy za kilka tygodni i ma kosztować Pocztę blisko 600 mln złotych.
Szefostwo Poczty ma w tej sprawie poparcie politycznego zwierzchnictwa, od Ministerstwa Aktywów Państwowych po samego premiera Tuska, który zapowiada pełne wsparcie dla Mikosza. Co ciekawe, według zarządu Poczty zwolnienia nie wynikają z potrzeby szukania oszczędności i poprawy wyniku finansowego, tylko mają przełożyć się na podwyżki dla pozostałych pracowników.
czytaj także
Przy okazji prezes PP popadł w konflikt ze związkami zawodowymi i wypowiedział Zakładowy Układ Zbiorowy Pracy. Podpisane 10 lat temu wewnętrzne źródło prawa pracy w Poczcie Polskiej, czyli dokument regulujący wysokość dodatków dla pracowników, specjalnych premii jubileuszowych, kwestię urlopów i gwarancji zatrudnienia miał być „zupełnie niedostosowany do dzisiejszych realiów”.
Formalnie ZUZP wygaśnie w lutym 2025 roku, ale pocztowa „Solidarność” idzie na zwarcie i zapowiada na wrzesień referendum strajkowe. Mikosz, operując prawdziwie filozoficzną retoryką, zamierza przywrócić słowom zapisanym w ZUZP-ie ich pierwotne znaczenie. „Nie może być tak, że premia – rozumiana jako nagroda za wyjątkowe sukcesy lub postawę – jest nieodłącznym składnikiem każdego miesięcznego wynagrodzenia listonosza” – tłumaczył. Prezes podkreśla, że będzie negocjował ze związkami nowy ZUZP, a środki na wypłatę wszystkich składników pensji zostały zabezpieczone na cały przyszły rok.
Więcej sosu
W sformułowaniu „najstarsza polska firma” kryje się sekret, bez którego zrozumienia trudno zastanawiać się nad perspektywą najbliższych kilkunastu lat dla Poczty Polskiej: „Zetki” nie garną się do pracy w archaicznym przedsiębiorstwie. Zaledwie 5 proc. pracowników stanowią ludzie młodzi. Z drugiej strony w ciągu sześciu lat nawet 25 proc. (!) załogi osiągnie wiek emerytalny.
Struktura zatrudnienia Poczty Polskiej przypomina krajobraz demograficzny Korei Południowej, odwróconą piramidę, chwiejącą się na wąskiej podstawie uplecionej z kwiatu polskiej młodzieży. Poczta nie bez przyczyny uchodzi za fatalnego pracodawcę, borykającego się z chaosem organizacyjnym. Połowa nowych pracowników rzuca papierami w ciągu roku. „Kiedyś byłem listonosz i byłem z tego dumny. Miałem czapkę z orzełkiem, mundur, garnitur. A dzisiaj musiałem sobie sam kupić sandały. Bo nie mam w czym chodzić” – smutno podsumował materialną degradację swojego własnego zawodu bohater Filmu balkonowego.
czytaj także
Niewesoło prezentuje się też dług technologiczny poczty. Kluczowe systemy informatyczne niezbędne do funkcjonowania przedsiębiorstwa mają średnio po 20 lat. Poczta zapowiada ogromne inwestycje w obszar IT i utworzenie własnego software house’u, aby uniknąć uzależnienia od zewnętrznych dostawców usług.
W kraju mamy ponad 7600 placówek pocztowych, i to zdecydowany atut. Poczta Polska nie zamierza wyprzedawać majątku, tylko zabawić się w landlorda i kierując się logiką McDonalda, zarabiać nie tylko na ofercie, ale na dogodnej lokalizacji posiadanych nieruchomości. Placówki w dużych miastach w ramach swego rodzaju partnerstwa publiczno-prywatnego mają przyciągnąć gastronomię, sklepy lokale i lokale usługowe. Zapach smażeniny ma sprawić, że do pocztowej sakiewki wleje się więcej sosu.
Inaczej sprawy będą wyglądały w mniejszych miejscowościach. Tam, gdzie listonosz ma czasem większe znaczenie niż sołtys czy wójt, placówki pocztowe mają otrzymać szlachetne miano Centrum Obsługi Obywatela. Będzie można w nich odebrać tradycyjną przesyłkę, emeryturę, ale też np. paszport lub inne dokumenty oraz kupić książki i zeszyty do szkoły.
Poczta niekoniecznie musi być „sexy”, ale ma się godnie prezentować i zachęcać do spędzenia w niej chwili dłuższej niż ta w kolejce po odbiór przesyłki. Najwyraźniej firma, która otrzymała zlecenie na zaprojektowanie koncepcji odświeżonych placówek pocztowych, musiała celować w podniebny gust prezesa. Wnętrza zaprezentowane na wizualizacjach przypominają lotniskowe butiki ekskluzywnych marek zmieszane z salonami sieci komórkowych.
Na dodatek według wcześniejszych zapowiedzi wiceministra aktywów państwowych Jacka Bartmińskiego kiczowaty pocztowy bazarek wypełniony skarpetkami, ręcznikami, garnkami, papieskimi kalendarzami i przepisami na 1000 bitów siostry Anastazji zniknie raz na zawsze. Poczta ma zarabiać na sprzedaży innych produktów, ale już bez przypadkowych partnerstw i koncentrowaniu się na dewocjonaliach.
Pocieszać może fakt, że plan transformacji Poczty Polskiej nie przypomina pełzającej prywatyzacji.
Oczami wyobraźni widzę szefa InPostu Rafała Brzoskę, jednym tchem obiecującego dostarczać emerytury i renty, pisma sądowe oraz szkolić zbrojne oddziały Special Post Forces w zamian za ulgi podatkowe i korzystne oferty przejęcia pocztowych sortowni, ciężarówek i innych elementów zaplecza logistycznego. Zarząd poczty stanął w prawdzie, wyspowiadał się z dotychczasowych grzechów, obiecał poprawę i zdefiniował cele na najbliższe kilka lat. W procesie pozbywania się pracowników poczta nie obrała też drogi spółki PKP Cargo, która otworzyła postępowanie sanacyjne i w ten sposób zlikwidowała ochronę związkową czy przedemerytalną.
Tanie państwo: reaktywacja. Co sytuacja PKP Cargo i Poczty Polskiej mówi o rządzie Tuska?
czytaj także
Niemniej boli to, że refleksja nad przyszłością przychodzi tak późno. Poczta budzi się z wieloletniego letargu, przerywanego krótkim wstrząsem politycznym, jakim była misja przeprowadzenia wyborów korespondencyjnych w 2020 roku. Poza tym (ostatecznie niezrealizowanym) epizodem medytacje wiejskiego listonosza trwały poza historią i wynikami finansowymi poczty. Postawienie pierwszych kroków w nowoczesność będzie wiązało się z licznymi obtarciami i odciskami. Osiągnięcie założonego celu to już inna historia.
**
Michał Makowski – reporter Radia ZET w Warszawie, podejmuje tematy polityczne i ekonomiczne. Relacjonował m.in. akcje ratunkowe w kopalniach Pniówek i Zofiówka, tragiczny wypadek autobusu z polskimi pielgrzymami w Chorwacji oraz wizytę Joe Bidena w Rzeszowie. Turysta polski w Azji Południowo-Wschodniej.