Gdy społeczeństwo ceni przede wszystkim status, pieniądze, władzę i dominację, zawsze rodzi się frustracja. Nie każdy przecież może być „numerem jeden”. A im bardziej ta frustracja doskwiera wyborcom, tym chętniej głosują na coraz skrajniej prawicowe partie.
Proponowano już wiele wyjaśnień sukcesu Donalda Trumpa i niezachwianego poparcia wyborców dla niego mimo nawarstwiających się skandali i zarzutów karnych. Niektóre z tych wyjaśnień wyglądają wiarygodnie, ale nie widziałem jeszcze, by ktoś powołał się na zjawisko moim zdaniem najważniejsze: Trump jest perfekcyjnym uosobieniem wartości zewnętrznych.
Zdaniem części psychologów wyznawane przez nas wartości skupiają się wokół dwóch biegunów: „wewnętrznego” i „zewnętrznego”. Osoby mocno przywiązane do wartości wewnętrznych cenią empatię, intymność i samoakceptację. Zwykle są otwarte na wyzwania i zmiany, zainteresowane powszechnymi prawami i równością, czują potrzebę ochrony innych ludzi i świata przyrody.
Chcecie zobaczyć Trumpa w więzieniu? Prędzej ujrzycie go w Białym Domu
czytaj także
Osoby skoncentrowane na wartościach zewnętrznych pociąga natomiast prestiż, status, wizerunek, sława, władza i majątek. Silnie motywuje je perspektywa indywidualnej nagrody oraz pochwały. Częściej uprzedmiotowiają i wyzyskują innych, zachowują się arogancko i agresywnie oraz lekceważą wpływ swoich działań na społeczeństwo i środowisko. Nie bardzo interesuje je współpraca i wspólnota. Wyznającym przede wszystkim wartości zewnętrzne często dokuczają frustracja, niezadowolenie, stres, lęk, złość i zachowania kompulsywne.
Trump jest wcieleniem wartości zewnętrznych. Od wieżowca, na którym złotymi literami wypisał własne nazwisko, po wyolbrzymianie własnego majątku; od niekończących się tyrad na temat „zwycięzców” i „przegranych” po oszukiwanie przy grze w golfa; od skrajnego uprzedmiotowienia kobiet, nawet własnej córki, po obsesję na punkcie rozmiaru własnych dłoni; od odrzucenia służby publicznej, praw człowieka i ochrony środowiska po skrajne niezadowolenie i furię, niesłabnące nawet w trakcie prezydenckiej kadencji.
Trump reprezentuje wartości zewnętrzne w większym stopniu niż jakakolwiek inna osoba publiczna w ostatnich latach.
Nikt nie rodzi się z takimi czy innymi wartościami. Kształtują je sygnały i reakcje odbierane od innych ludzi oraz obyczaje obowiązujące w społeczeństwie. Urabia je również obowiązująca kultura polityczna. Ktoś, kto żyje w okrutnym i zachłannym ustroju, normalizuje i uwewnętrznia sobie właśnie takie zachowania, przyswaja sobie obowiązujące zasady i przekłada je na własne wartości zewnętrzne. To z kolei pozwala na rozwój jeszcze bardziej okrutnego i zachłannego ustroju.
Jeśli zaś ludzie żyją w kraju, gdzie nikt nie cierpi biedy, gdzie normy społeczne obejmują życzliwość, empatię, wspólnotowość oraz wolność od biedy i lęku, wykształca się u nich tendencja do wyznawania wartości wewnętrznych. Proces ten nosi nazwę policy feedback – sprzężenia zwrotnego w polityce. Można go też nazwać „aksjologicznym efektem zapadki” [ponieważ mechanizm zębatkowo-zapadkowy wymusza ruch tylko w jednym kierunku – przyp. tłum.]. W świecie wartości taki efekt działa na poziomie społecznym i indywidualnym: wiara w wartości zewnętrzne często wynika z niepewności i niespełnionych potrzeb, a obowiązywanie wartości zewnętrznych prowadzi z kolei do jeszcze większej niepewności i dotkliwszego poczucia, że nasze potrzeby są niespełnione.
Odkąd do władzy doszedł Ronald Reagan, trąbiąc o twardym podziale społeczeństwa na „zwycięzców” i „przegranych”, a państwo zaczęło zaniedbywać coraz większe grupy Amerykanów i Amerykanek, pozbawiając ich publicznego wsparcia, polityka Stanów Zjednoczonych stworzyła podatny grunt dla wartości zewnętrznych.
Przestańmy używać języka skrajnej prawicy. Czasy Reagana dawno minęły
czytaj także
Należący do Partii Demokratycznej prezydenci po Reaganie również przyjęli dużą część zasad neoliberalizmu. Efekt zapadki działał. Kiedy jednak partie demokratyczne, partie pracownicze i ugrupowania pierwotnie postępowe odwołują się do wartości zewnętrznych, zawsze sobie szkodzą. Badania dowodzą, że im bliżej „zewnętrznego” krańca spektrum wartości ludzie się przemieszczą, tym chętniej głosują na partie prawicowe.
Zmiana ta sięga jednak głębszych pokładów kultury niż polityka. Od ponad stu lat Amerykanie gorliwiej niż większość innych narodów czczą wartości zewnętrzne. Słynny American dream to przecież marzenie o zdobyciu majątku, ostentacyjnym z niego korzystaniu oraz ucieczce od ograniczeń w postaci cudzych potrzeb i wymagań. Zarówno w polityce, jak i kulturze popularnej towarzyszą mu toksyczne mity na temat sukcesu i porażki: bogactwo – nieważne, jak zdobyte – jest celem samym w sobie.
Opowieść tę podbudowują wszechobecność reklamy, komercjalizacja społeczeństwa i rozrost konsumpcjonizmu, a także obsesja mediów na punkcie mody i sławy. Marketing kompleksów, zwłaszcza dotyczących wyglądu, oraz tworzenie nowych potrzeb kopią w naszej psychice bezdenną dziurę, które możemy próbować wypełnić pieniędzmi, sławą czy władzą. Od dziesiątków lat dominujące wątki kulturowe w Stanach Zjednoczonych – i wielu innych krajach – działają jak doskonały inkubator dla wartości zewnętrznych.
Klasyczną oznaką tej zmiany jest indywidualizacja winy. Po obu stronach Atlantyku zaczęła ona przyjmować postać wręcz skrajną. W przechodzącej właśnie przez parlament brytyjski nowelizacji Kodeksu karnego zawarto zapis o karach dla osób śpiących na otwartym powietrzu. Jeśli zostanie to uznane za zakłócanie porządku bądź uszkodzenie mienia, grozi im areszt bądź grzywna w wysokości do 2,5 tysiąca funtów. Zgodnie z artykułem 61. ustawy „szkody” obejmują również… brzydki zapach.
Trudno wręcz zdecydować, od której strony zacząć krytykować takie prawo. Przecież ktoś, kto ma na zbyciu 2,5 tysiąca funtów, nie spałby na ulicy. Władza proponuje tym osobom cele więzienne, ale nie mieszkania. Jednak najistotniejsze jest chyba to, że ustawa wini i karze ludzi za biedę, która w wielu przypadkach wynika z polityki państwa.
Bieda to decyzja polityczna. Jak działa polityka zaciskania pasa
czytaj także
Mówimy o zwrocie społeczeństwa w prawo. Mówimy o podziałach i polaryzacji. Mówimy o izolacji i kryzysie zdrowia psychicznego. Te trendy wynikają jednak ze zmiany wartości. To przewartościowanie właśnie jest przyczyną wielu dysfunkcji. Reszta to objawy.
Gdy społeczeństwo ceni status, pieniądze, władzę i dominację, zawsze rodzi się frustracja. Z oczywistych powodów nie każdy może być na pierwszym miejscu. Im więcej zagrabią ekonomiczne elity, tym więcej stracą wszyscy pozostali. A za wynikające z tego rozczarowanie kogoś trzeba winić. W takiej kulturze nie będą to gloryfikowani zwycięzcy: winą zostaną obarczeni ci złoczyńcy pragnący życzliwszego świata, gdzie bogactwo się równo dzieli między wszystkich, gdzie o nikim się nie zapomina, gdzie ludzkie społeczności i świat przyrody otacza się troską.
Wyborcy wyznający wartości zewnętrzne zagłosują na kandydata, który je uosabia – na kogoś, kto zdaje się mieć to, czego oni pragną. Tym kimś jest Trump. USA przecierają szlaki, a reszta z nas za nimi podąża.
Opowieść o Ameryce jako najdoskonalszej demokracji świata to jakiś żart
czytaj także
Trump może znowu wygrać – a jeśli wygra, to niech nas niebiosa mają w opiece. Za jego ewentualne zwycięstwo nie będą odpowiadać jedynie rasowe resentymenty starzejących się białych mężczyzn, manipulowanie wojną kulturową czy algorytmy i bańki społecznościowe – choć to czynniki niezwykle istotne. Za Trumpem będą bowiem stały cenione przez społeczeństwo wartości, ukryte tak głęboko, że potrafimy o nich zapomnieć.
**
George Monbiot – dziennikarz i działacz ekologiczny. Publikuje w „Guardianie”. W ubiegłym roku nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej ukazała się jego książka Regenesis. Jak wyżywić świat, nie pożerając planety.
Artykuł opublikowany na blogu autora. Z angielskiego przełożyła Aleksandra Paszkowska.