W umowie koalicyjnej ukryto między innymi plan przetransferowania 7 miliardów złotych z kieszeni 90 proc. mniej zarabiających do najzamożniejszych 10 proc. Nazwano to „odejściem od opresyjnego systemu podatkowo-składkowego”. Majstersztyk.
Umowa koalicyjna jest napisana tak ogólnikowo, że pod jej częścią programową mogłoby się podpisać zapewne 9 na 10 europejskich partii politycznych – z dużą częścią polityków PiS-u włącznie. Ci ostatni mogliby co prawda mieć zastrzeżenia do części mówiącej o rozliczeniach, ale już nie do większości haseł programowych. Bo jak tu się nie podpisać pod deklaracjami typu „koalicja chce zdecydowanej poprawy jakości systemu ochrony zdrowia” albo „strony podejmą zdecydowane działania na rzecz poprawy poziomu ochrony polskich lasów”? Przecież PiS, wycinając część polskich lasów, też przekonywało, że robi to dla ich dobra.
Zasadniczo wszystkie poważne partie polityczne zgadzają się, że należy ograniczać biedę, choroby, przemoc i inne szkodliwe zjawiska. Różnią się za to fundamentalnie pod względem proponowanych narzędzi. Te ostatnie zostały opisane takimi słowami, żeby każda ze stron umowy mogła je rozumieć na własny sposób i zachować dobry nastrój. Niewątpliwie podczas konstruowania umowy najwięcej czasu zajął dobór użytych słów. Być może wynajęto w tym celu jakichś czołowych polskich literatów, którzy specjalizują się w pisaniu długich zdań i obszernych akapitów, z których zupełnie nic nie wynika.
czytaj także
Znając programy partii wchodzących w skład nowej koalicji, można jednak spróbować rozszyfrować przynajmniej część z tych ogólników. Dopiero wtedy doceni się kunszt literacki autorów tekstu podpisanego w piątek dokumentu – ale i można się będzie przerazić szkodliwością poukrywanych tam reform.
Odtajnimy jawny dług
Trzecia Droga wśród swoich 12 gwarancji obiecywała między innymi zamrożenie głównych stawek podatkowych do końca kadencji. Według TD odchodząca władza dręczyła przedsiębiorców nakładaniem na nich ogromnych obciążeń. Jako tak zwany przedsiębiorca mogę zapewnić, że tak nie było, ale taką właśnie przyjęto narrację w TD. Na zamrożenie stawek nie zgodziłyby się Lewica i KO, więc w tekście zapisano: „Koalicja zamierza jak najszybciej doprowadzić do powrotu przewidywalności w systemie podatkowym”. No i wszystko gra. Któż by nie chciał przewidywalności? Przecież przewidywalność jest dobra.
Od czasu pandemii liberalna opozycja grzmiała, że rząd wyprowadził część długu publicznego poza budżet. W ten sposób ukrył go przed opinią publiczną, a przejmująca władzę koalicja nie ma nawet wiedzy o prawdziwym stanie finansów publicznych, który ma być katastrofalny, chociaż zawierające kompletne liczby dane Eurostatu pokazują coś zupełnie innego. Utajenie części długu to mit, który był wielokrotnie debunkowany – ostatnio przez Polską Sieć Ekonomii – ale nie przeszkadzało to liberałom w wysuwaniu coraz dalej idących roszczeń. Mowa nawet o likwidacji Polskiego Funduszu Rozwoju czy funduszy kierowanych przez Bank Gospodarstwa Krajowego.
10 najgłupszych cytatów o ekonomii, które padły z ust ludzi Koalicji Obywatelskiej
czytaj także
Liberałowie chcą więc likwidacji jednego z tych dobrych elementów spadku po rządach PiS, jakim jest stworzenie nowoczesnych mechanizmów finansowania wydatków państwa. Można z nich korzystać albo zachować sobie na czarną godzinę – nie ma potrzeby ich likwidacji. Stronom umowy zapewne głupio było wpisać do niej nieprawdziwe teorie o utajonym długu czy zadłużeniu ponad miarę – bo nawet Izabela Leszczyna niewątpliwie zna prawdę (Petru rzeczywiście może jej nie znać) – więc wpisano słuszne ogólniki.
„Podejmiemy działania na rzecz przywrócenia transparentności finansów Państwa. […] Strony Koalicji będą dążyć do poprawy stanu finansów publicznych. […] Przeprowadzimy przegląd powołanych przez poprzedników instytucji” – napisano w umowie. Pod czymś takim podpisałby się niejeden lewicowy ekonomista. A do likwidacji PFR i funduszy celowych BGK zwerbuje się kilku libertarian z Konfederacji.
Fundusz wsparcia najzamożniejszych
Głównym postulatem ekonomicznym KO i TD było przywrócenie ryczałtowej składki zdrowotnej przedsiębiorców. Przed Polskim Ładem płacili oni składkę liczoną od 60 proc. średniej krajowej, nawet jeśli ich dochody sięgały 200–300 proc. przeciętnej płacy lub więcej. Po wprowadzeniu Polskiego Ładu składka od działalności gospodarczej jest proporcjonalna do dochodu. Według liberałów w takiej formie jest właściwie barbarzyńska, gdyż zamienia ją w podatek, chociaż jest ona traktowana w ten sposób w Polsce już od dekad. Przyjęliśmy solidarnościowy model finansowania ochrony zdrowia, który jest europejskim standardem, gdzie lepiej zarabiający płacą nominalnie więcej. Wśród pracowników etatowych tak to dokładnie działa od lat i nikt wcześniej nie zgłaszał problemów.
Drugim zarzutem wobec składki proporcjonalnej jest niezwykle uciążliwa konieczność obliczania jej wymiaru co miesiąc. Już tłumaczę, jak to w rzeczywistości wygląda. Trzeba się zalogować na swoim profilu e-Płatnik na platformie ZUS, wybrać odpowiedni formularz, następnie wprowadzić dochód sprzed dwóch miesięcy i kliknąć „oblicz”. To wszystko, trwa to jakieś 30 sekund. Złożenie dokumentu do ZUS kilka minut, przy czym większość czasu pochłania uwierzytelnienie się przez e-PUAP. To jest ekstremalnie proste, a uciążliwość tego obowiązku została całkowicie wymyślona na potrzeby przekonania społeczeństwa o nieludzkim charakterze proporcjonalnej składki zdrowotnej od JDG. Nawet na wypadek, gdyby kogoś pracującego na etacie nie przekonał pierwszy argument.
Przywrócenie ryczałtowej składki wzbudza w koalicji kontrowersje, więc opisano to maksymalnie oględnie. „Odejdziemy od opresyjnego systemu podatkowo-składkowego, m.in. poprzez wprowadzenie korzystnych i czytelnych zasad naliczania składki zdrowotnej” – czytamy w dokumencie. Korzystne i czytelne zasady, wspaniale, któż by nie chciał.
Pomijając fakt, że zasady właśnie teraz są czytelne, należy zadać kluczowe pytanie: korzystne dla kogo? Na to pytanie odpowiedział znakomity ośrodek CenEA, który regularnie zajmuje się analizą dokładnych skutków fiskalnych i dochodowych rozwiązań wymyślanych przez partie w Polsce. Według analizy CenEA z przywrócenia ryczałtowej składki zdrowotnej skorzysta niemal wyłącznie górne 10 proc. gospodarstw domowych – ich dochody wzrosną miesięcznie o ok. 250 zł. Do mniej zarabiających 90 proc. trafi średnio kilkadziesiąt złotych miesięcznie. Zapewne ich to nie ucieszy, gdyż równocześnie NFZ straci ok. 7 mld zł, które gospodarstwa domowe będą musiały wyłożyć z własnej kieszeni na prywatne wizyty lekarskie. Górne 10 proc. i tak leczy się prywatnie, więc im to wszystko jedno.
Umowa koalicyjna już jest. Co w niej zapisano, a co pominięto?
czytaj także
Zresztą wśród tych 10 proc. znajdziemy też wszystkich lekarzy, którym wzrost popytu na wizyty prywatne jest na rękę. Jeśli dodamy do tego obiecaną przez Trzecią Drogę refundację kosztów prywatnych wizyt u lekarzy przez NFZ, to wyjdzie obraz doskonałego wręcz skoku na publiczne pieniądze.
W umowie koalicyjnej ukryto więc plan przetransferowania 7 mld zł z kieszeni 90 proc. mniej zarabiających do najzamożniejszych 10 proc. Nazwano to „odejściem od opresyjnego systemu podatkowo-składkowego”. Majstersztyk, trudno nie docenić tak błyskotliwego opisania jednego z największych w nowoczesnej historii Polski przekrętów. Murowany kandydat do nagrody „Nike”.
600+ dla landlordów
Koalicja Obywatelska obiecała również dopieszczenie deweloperów oraz osoby żyjące z wynajmu mieszkań, czyli tak zwanych landlordów. Mowa przede wszystkim o Kredycie 0 procent, czyli spłacaniu bankom odsetek od kredytów hipotecznych rzędu kilkuset tysięcy złotych na jednego beneficjenta programu. Łącznie będą to przynajmniej dziesiątki miliardów złotych z przelane budżetu do sektora bankowego. Natomiast 8 mld złotych rocznie koalicja miałaby przeznaczyć na dopłaty do czynszów – czyli 600+ dla najemców, które za ich pośrednictwem trafi do landlordów.
Także te rozwiązania budzą kontrowersje wśród koalicjantów, szczególnie Lewicy. I również w tym przypadku znaleziono doskonałe obejście w postaci odpowiednio obło skonstruowanych zdań.
„Strony Koalicji stworzą warunki dla istotnego przyspieszenia tempa oddawania nowych mieszkań: własnościowych, dostępnych na najem realizowany także przez samorządy oraz mieszkań socjalnych i komunalnych” – napisano w umowie. Można przypuszczać, że zwrot „realizowany także przez samorządy” został dopisany jako ukłon w stronę Lewicy i jej programu. Warunki te najpewniej będą się jednak sprowadzać do Kredytu 0 procent i 600+ dla landlordów. Być może przy okazji jakieś gminy wybudują też kilkadziesiąt mieszkań każda, co będzie odtrąbione jako sukces, chociaż tyle to budują one nawet i dzisiaj.
Niemoralność rentiera: dlaczego zarabianie na wynajmie to patologia
czytaj także
Nadchodząca kadencja będzie więc okresem nieustannego czuwania, by te poukrywane w umowie koalicyjnej szkodliwe rozwiązania nie weszły w życie. Niestety, większość z nich i tak zostanie przepchnięta, gdyż niezwykle zgodne programowo KO, PSL i Polska 2050 mają 222 mandaty, co zwykle spokojnie wystarcza do uchwalenia ustawy, gdyż na sali sejmowej bardzo rzadko stawia się komplet posłanek i posłów.