Kraj

Wydziarany pan od piesków i zbiórek nową ikoną lewicy?

Pytam znajome, które obserwują Łukasza Litewkę na Facebooku i serduszkują jego posty, kim jest, co w nim lubią. Wszystkie odpowiadają z nieskrywanym zachwytem – że robi świetne rzeczy, pomaga ludziom, organizuje zbiórki, których cele zostają osiągnięte w kilka godzin. A w dodatku jest przystojny.

Od tygodnia media zachodzą w głowę, kim jest Łukasz Litewka, nowy poseł z Sosnowca, który pokonał Włodzimierza Czarzastego – zdobył 40 tysięcy głosów z ostatniego miejsca na liście, prawie dwukrotnie przebijając wynik przewodniczącego Nowej Lewicy. Gdyby lewicowa koalicja nie zgarnęła dwóch mandatów, co do końca było prawdopodobnym scenariuszem, Wuja znalazłby się poza Sejmem.

Gdy w 2019 Litewka startował po raz pierwszy, Czarzasty nie chciał go na listach. Dostał się na nie dopiero z rekomendacji Anity Ziegler, reprezentującej w ramach lewicowej listy Wiosnę. Dzisiaj zapytana o niego mówi mi: – Jest bardzo ambitny, wie, czego chce, prze do przodu i nie ogląda się za siebie.

Tegoroczna kampania Litewki była niezwykle profesjonalna, wręcz biznesowa. Z sosnowieckiej „patelni” nie dało się wyjść bez otrzymania ulotki z jego twarzą od młodych dziewczyn, zatrudnionych przez profesjonalne firmy.

Zbiórki, pieski i rzesze fanów

Rzesza osób zebrana pod szyldem Team Litewka może imponować, podobnie jak jej skuteczność we wpłatach na zbiórki. Na oficjalnej stronie można przeczytać o sukcesach, m.in. 6 milionach zebranych w dwa tygodnie dla Igi, która chorowała na SMA1, czy o wózku dla Natalii, ufundowanym w niecałe dwie godziny. Na założenie fundacji Team Litewka, która została zarejestrowana w czerwcu 2023, udało się zebrać 166 tys. w ramach zbiórki w serwisie Zrzutka.pl.

Lewandowskich tego świata wytykał już Jezus

Psy na billboardach po raz pierwszy w tegorocznej kampanii pojawiły się w Gnieźnie, gdzie miejscy radni postanowili zachęcać do adopcji ze schroniska. Litewka zdecydował się umieszczać zwierzaki na materiałach zachęcających do zagłosowania na niego, co okazało się niezwykle skutecznym działaniem marketingowym. Przypomina mi to odcinek South Parku, w którym dzieci chciały tworzyć szkolne wiadomości, ale ich odbiorcy – zamiast newsów ze świata – woleli oglądać filmiki ze słodkimi pieskami. Brzmi absurdalnie, ale w przypadku Litewki zadziałało. Wzmianka o jego poglądach czy programie pojawia się tylko w spocie o pralce. Rzeczony fragment brzmi:

– Mamo, który program?
– Synu, przecież masz swój!
– Aaa, no przecież!

Programu nie można jednak znaleźć w sieci, ale pojawi się wkrótce, co Litewka obiecał w komentarzu na Facebooku pod swoim postem, w którym żali się, że ludzie nabierają przekonań na temat jego poglądów za sprawą mema, który udostępnił w marcu 2021 roku, a który bardziej nadawałby się na profil kandydata Konfederacji: wyczytać można z niego tyle, że rząd głaszcze „patusów”, na co ze smutkiem patrzą pracujący podatnicy.

Litewka od 2014 roku działa w Radzie Miasta Sosnowiec – wcześniej pod szyldem SLD, później Nowej Lewicy. Protestował przeciwko buspasowi, co popierała znaczna część mieszkańców. W końcu wprowadzenie go zmniejszyło przepustowość samochodów, przez co miasto zaczęło się w tym miejscu korkować, bo kto nie woli szybciej dojechać autem niż przesiadać się na komunikację publiczną? Litewka na pewno nie, o czym może świadczyć fakt, że rzekomo zdecydował się przyjechać autem na sesję rady, mimo utraconego prawa jazdy.

Reich: Dobroczynność dla bogaczy

Zapytany przez dziennikarza TVN-u o to, jak się czuje po wyborach, Litewka odpowiedział, że cieszy się i że jest to ogromna odpowiedzialność. Na pytanie, czy rzeczywiście ma „takie lewicowe poglądy”, odparł: „Jest ich sporo, ale jakby dzisiaj naprawdę wchodzę do Sejmu z ćwierć milionem ludzi (Team Litewka – przyp. aut.) i nie skupiam się tutaj na poglądach, chcę tam w ogóle wejść, zobaczyć, jak tam jest, zobaczyć tych ludzi, ja się z nimi nigdy nie spotkałem”.

Trudno się nie zgodzić, że bycie posłem wiąże się z ogromną odpowiedzialnością. Tym bardziej powinna dziwić niechęć Litewki do podzielenia się swoimi poglądami. Fajnie, że miły superbohater z sąsiedztwa, który od lat rozwiązuje jednostkowe lokalne problemy, chciałby naprawiać kraj, ale dobrze byłoby wiedzieć, jaki ma na to pomysł.

Zbiórki, zbiórki i jeszcze raz zbiórki

Jednorazowe zbiórki, jak szlachetne intencje by im nie przyświecały, nie rozwiążą problemów z ochroną zdrowia. Lewica zakłada, że państwo powinno dbać o obywateli i zaspokajać ich potrzeby. Oczywiście działalność społeczna jest potrzebna tam, gdzie państwo nie daje rady, zwłaszcza kiedy jest się w opozycji. Przykładem może być tutaj Piotr Ikonowicz, który wspiera osoby wykluczone i pozbawione pomocy państwa, zostawione same sobie i narażone na dzikie eksmisje. W jego działaniach znajdujemy jednak konsekwencje i konkretne postulaty, które chciałby wprowadzić, aby problemy rozwiązać u źródła, w sposób systemowy.

Już ani słowa o filantropii. Czas zacząć mówić o podatkach. Reszta to bullshit

Działalność charytatywna pomaga tylko doraźnie, jednocześnie maskując niewydolność systemu. Przenosi ciężar prowadzenia polityki społecznej z państwa na obywateli. Nie rozwiąże problemu bezdomności, niedofinansowanych instytucji ochrony zdrowia czy porzuconych zwierząt.

W przypadku zbiórek często zachodzi szantaż emocjonalny, bo jeśli nie zbierze się odpowiednia kwota, jakieś dziecko nie będzie miało szans na przeżycie. Z drugiej strony dają poczucie władzy – możemy zdecydować, komu pomożemy. Istnieje jednak ryzyko, że rozwiązywane nie będą najpilniejsze problemy, ale te najbardziej medialne, emocjonalne i o największych zasięgach w social mediach.

W 2022 roku Litewka opisał historię 87-letniej niedowidzącej kobiety, która regularnie przychodziła pod Galerię Katowicką i siadała na krzesełku, prosząc przechodniów o pieniądze. Postanowił zorganizować dla niej zbiórkę. Wpłacono ponad 17 tysięcy złotych. Litewka postanowił jednak wręczyć staruszce tylko 500 zł, na próbę. A kiedy nie dostosowała się do stawianych przez niego warunków, czyli nie przestała przychodzić pod galerię, stwierdził, że nie da jej reszty, ponieważ to nie jest miejsce dla starszej pani. Dochodzi tutaj klasyczny dylemat: dać wędkę czy rybę? W tym przypadku państwo nie daje nic, a ludzie są na łasce rybaków, którzy dają rybę lub nie.

Team Litewka zdolny do wszystkiego

Litewka bezpardonowo wykorzystuje zasięgi, jakie posiada w social mediach, do kierowania uwagi swoich fanów (a głównie jednak fanek), doceniających go za przedstawianą w social mediach działalność charytatywno-marketingową. Jednym z przykładów, jak ogromne zasięgi mogą być wykorzystywane do złych celów, jest wskazanie jednej z firm jako winnego wyrzucenia śmieci w lesie. Poszlaką, która zdaniem Litewki miała świadczyć o winie, była znaleziona w śmieciach koszulka z logo tejże firmy.

Krach FTX i hipokryzja efektywnego altruizmu

czytaj także

Czy gdyby miała znaczek Nike lub Adidasa, to te firmy zostałyby oskarżone? W każdym razie Litewka wskazał odpowiedzialnego, a jego obserwujący zaczęli mu wystawiać negatywne opinie i obniżać oceny. Właściciel firmy twierdził, że musiał mierzyć się z hejtem i oczernieniami, przez co tracił zlecenia, natomiast Litewka usuwał niewygodne komentarze. W sądzie okazało się, że wskazana firma nie miała ze śmieciami nic wspólnego, winnego nie wskazano, a Litewka podsumował, że tylko ten się nie myli, kto nic nie robi, i że firmie „dostało się po uszach”, co jest dość eufemistycznym określeniem na zostanie ofiarą zorganizowanego i bezpodstawnego hejtu.

Postpolityka

Świeży przykład to posty Artura Wieczorka, kandydata Zielonych z listy Koalicji Obywatelskiej, który postanowił skrytykować i poddać dyskusji kampanię Litewki. Jego główne zarzuty dotyczyły braku wskazania jakiegokolwiek programu i faktu, że kandydat Nowej Lewicy rozpoznawalność zbudował na pomaganiu pieskom i udziale w akcjach charytatywnych. Ten sposób prowadzenia kampanii Wieczorek określił „postpolityką”. Przez dwa dni jego post zdobył kilkadziesiąt reakcji i kilkanaście komentarzy.

Toczyła się merytoryczna dyskusja, w której reprezentowane były różne stanowiska: krytyków „fajnizmu” Litewki, jak i jego obrońców, którzy twierdzili, że działalność charytatywna również jest ważna i „przynajmniej widać, że człowiekowi się chce”, zaś Litewka to nie polityk, który rozpoczął swoją działalność w trakcie kampanii, ale jest to spójne z tym, co robił już wcześniej. Nagle świeżo upieczony poseł postanowił udostępnić post na swoim profilu, co sprawiło, że pojawiło się pod nim kilkaset negatywnych reakcji i sporo agresywnych komentarzy. W wiadomościach prywatnych Wieczorek otrzymał liczne wyzwiska.

Kilka dni później dodał kolejny post, który w ciągu kilku godzin zdobył ponad kilkaset reakcji i tysiąc komentarzy – w przytłaczającej większości były to ataki ad personam, teksty, że Wieczorek „zazdrości wyniku”, „a ilu pieskom on pomógł?” i żeby „wziął się za robotę, bo jeżeli będzie robił tyle co Litewka, to nie będzie miał czasu na wymyślanie głupot”. Trudno dyskutować z kimś, kto dyskutować nie chce, a po swojej stronie ma silny fandom oraz bardzo emocjonalny argument: pieski i pomoc chorym dzieciom.

Artur Wieczorek w poście, który wywołał burzę, odnosił się przede wszystkim do zjawiska, które określił mianem „charytatywnej postpolityki”. Człowiek, który nie zdradził swoich poglądów właściwie na żaden temat, mający za sobą ogromny tłum osób uwielbiających go za zbiórki i wizerunek stworzony w social mediach, wchodzi do Sejmu, osiąga trzeci wynik w swoim ugrupowaniu, siedemdziesiąty siódmy w ogóle, a przez portal Polityka.pl zostaje określony nową ikoną lewicy.

Wolonturystyka. Szkodliwy biznes zbudowany na dobrych intencjach

Jego kampania przypominała mi wybory przewodniczącego samorządu szkolnego w liceum. Tam też program odgrywa trzeciorzędną rolę, a kandydaci chwalą się, w jakich akcjach wolontariackich wzięli udział. Liczy się popularność i wygląd.

Ja jednak wolałbym, żeby ikoną Lewicy w Polsce nie był pewny siebie filantrop jeżdżący białym BMW i straszący swoimi fankami, ale merytoryczna okularnica podróżująca pociągami. Bo wiem, że ona w Sejmie przedstawi pomysły i projekty na poprawę życia Polek i Polaków, a nie listę piesków do adopcji w Sosnowcu.

**
Kajetan Woźnikowski jest dziennikarzem, memiarzem z Żywca, studentem politologii.

***

Projekt realizowany z dotacji programu Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy finansowanego z Funduszy Norweskich.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij