Założenie unikania debaty z Konfederacją wydawało się słuszne: nie warto karmić trolla. Niestety, jak się już jest w parlamencie i siedzi z trollami w tych samych ławach sejmowych, zasada no platform traci sens.
Prezes Najwyższej Izby Kontroli Marian Banaś wystąpił obok polityka Konfederacji Sławomira Mentzena na przemówieniu pod siedzibą NIK. Piszę „przemówieniu”, bo nie była to wbrew zapowiedziom organizatorów konferencja prasowa – na konferencjach dziennikarze mogą zadawać pytania, tu takiej opcji nie było.
Co też panowie ogłosili? Banaś oświadczył, że Konfederacja „zadeklarowała całkowite poparcie niezależności Najwyższej Izby Kontroli i wzmocnienie jej uprawnień jako organu konstytucyjnego, stojącego na straży grosza publicznego, patrzącego na ręce każdej władzy, niezależnie jaka opcja polityczna ją sprawuje”.
Dodał, że nie może być tak, że „kontrolerzy NIK nie są wpuszczani na kontrole do spółek i fundacji skarbu państwa” i że „zawiadomienia do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa niegospodarności prawie wszystkie są umarzane, a nasi kontrolerzy przesłuchiwani przez prokuraturę i zastraszeni przez służby”.
czytaj także
Wszystko to ogranicza niezależność Najwyższej Izby Kontroli, więc według Banasia „istnieje pilna potrzeba zmiany ustawy o NIK […] poprzez przyznanie jej uprawnień prokuratorskich, zagwarantuje jednoznaczne prawo kontroli spółek skarbu państwa i jej fundacji, funduszy operacyjnych służb specjalnych, a także zagwarantuje godziwy budżet na wynagrodzenia dla pracowników NIK i da gwarancję, że wszystkie środki publiczne będą wydawane zgodnie z prawem, w sposób przejrzysty, transparentny i gospodarny”.
Marian Banaś zakończył oświadczenie wiadomością, że wszystkie te postulaty są zawarte w projekcie „naszej ustawy”, którą popiera Konfederacja.
Nie wiem, co oznacza „nasza ustawa” ani z kim Banaś ją przygotował. Na stronie Konfederacji w zakładce projekty ustaw nie widzę tej o NIK.
Można za to łatwo znaleźć projekt ustawy o zmianach w NIK, przygotowany przez Lewicę. W kwietniu tego roku posłowie Lewicy Wiesław Szczepański i Dariusz Wieczorek wyjaśniali w Sejmie, o co w tej ustawie chodzi.
„Jeżeli w trakcie kontroli organów państwowych NIK stwierdzi, że nastąpiło podejrzenie popełnienia przestępstwa, to szef tego pionu będzie miał takie prawo jak prokurator do skierowania spraw bezpośrednio do sądu”. Wszystko po to, żeby nie było tak, jak mówił Marian Banaś – że prokuratura umarza postępowania dotyczące nieprawidłowości wykrytych przez NIK, bo te są niewygodne dla władzy.
Lewica zaproponowała utworzenie w NIK nowego pionu ścigania, który otrzyma prokuratorskie uprawnienia. Wypisz wymaluj to samo, czego domagał się w czwartek Marian Banaś, stojąc u boku Sławomira Mentzena. Czemu więc mało kto się projektem Lewicy zainteresował, a o wystąpieniu Banasia i Menztena i proponowanych przez nich zmianach piszą dziś niemal wszystkie media?
Pancernik Marian vs Prokurator Zero. Jaka jest stawka tej wojny?
czytaj także
Najpewniej dlatego, że Lewica nie wystąpiła na pseudokonferencji prasowej obok Mariana Banasia. Domyślam się tylko, że nikomu w klubie parlamentarnym Lewicy przez myśl taki pomysł nie przyszedł. Pewnie na Lewicy pamiętają o zapisach Konstytucji, mówiących, że „prezes Najwyższej Izby Kontroli nie może należeć do partii politycznej, związku zawodowego ani prowadzić działalności publicznej niedającej się pogodzić z godnością jego urzędu”.
Konfederacji rośnie w sondażach, Lewicy nie rośnie (delikatnie rzecz ujmując). O Konfederacji i Mentzenie rozpisują się media, o Lewicy raczej rzadko.
Należąca do klubu Lewicy partia Razem przez długi czas stosowała zasadę no platform dla takich polityków jak ci z Konfederacji. „Apelujemy do polityków innych ugrupowań: nie siadajcie do stołu ze skrajną prawicą. Nie siadajcie do stołu z ludźmi, którzy chcą bić przeciwników politycznych i zlikwidować demokrację. Traktując bandytów tak, jakby byli normalnymi politykami, otwieracie drogę dla przemocy i nienawiści. Nie warto dla kilku minut na telewizyjnym ekranie narażać na szwank polską demokrację” – mówiła w 2016 roku Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, wtedy polityczka Razem.
Założenie niby słuszne: nie warto karmić trolla. Niestety, jak się już jest w parlamencie i siedzi z trollami w tych samych ławach sejmowych, zasada no platform traci sens.
Nadal jednak Lewica jest partią, która chce rozmawiać merytorycznie, przygotowuje projekty ustaw i prezentuje je na konferencjach prasowych, a nie przemówieniach zamkniętych na zadawanie pytań.
I jeszcze na koniec Lewica składa te swoje projekty ustaw, można je przeczytać. Totalny oldschool.
Konfederacja działa inaczej. Robi przedstawienia, opowiada o ustawach, które trudno gdzieś znaleźć, proponuje rozwiązania, które nijak nie wytrzymują zderzenia z rzeczywistością – polecam wam tekst Piotra Wójcika o pomysłach mieszkaniowych, które Krzysztof Bosak przedstawił w jednym z wywiadów.
Excel zamiast mózgu, czyli jak powstał program mieszkaniowy Konfederacji
czytaj także
No i kto lepiej na tym wychodzi politycznie? Showmani z Konfederacji czy prymusi z Lewicy? Można utyskiwać na media, na stan debaty publicznej, ale od takiego narzekania słupki sondażowe nie skoczą do góry. A może jest tak, że Lewica jest za grzeczna i zbyt merytoryczna na to, żeby zmierzyć się z Konfederacją?
To właśnie Konfederacja jest dziś przeciwnikiem Lewicy. PO-PiS w najlepsze walczy na ringu w kategorii wagowej ok. 30 proc. poparcia, a w kategorii poparcia ok. 10 proc. stoją naprzeciwko siebie właśnie Lewica i Konfederacja. Lewica długo nie chciała, żeby tak ją obsadzono na scenie politycznej, bo automatycznie dostawałaby wtedy etykietę radykałów. Uproszczenia są bezlitosne – jeśli Konfa to radykałowie, to ci naprzeciw nich też. Kropka.
Tylko że dziś Konfederacja się mainstreamizuje. A Lewica – powiedzmy to sobie szczerze – na tle KO i PiS-u ze swoimi pomysłami, żeby wspierać budowanie mieszkań, a nie banki dające kredyty na mieszkania, jest radykalna, że hoho.
Wystąpienie Mentzena i Banasia, będące w istocie bezczelnym naruszeniem zasady niezależności NIK, i wspomnienie o ustawie Lewicy o Najwyższej Izbie Kontroli pokazują, że w starciu politycznym merytoryczni i grzeczni przegrywają z bezczelnymi i bezwstydnymi. Nie, puentą nie jest nawoływanie kogokolwiek do tego, żeby teraz zacząć opowiadać byle co, byle tylko mieć zasięgi. Puentą jest stwierdzenie prostego faktu, że niegrzeczni mogą więcej.