Ktoś, kto dużą część życia spędził w Lyonie czy Gandawie, ma zupełnie inne doświadczenia niż ktoś, kto mieszkał w Pradze czy Wilnie. Od upadku muru berlińskiego minęło trzydzieści lat, ale w umysłach wielu Europejczyków ten mur wciąż stoi, a za nim czają się plemiona ze Wschodu.
„Listy o demokracji” to projekt IV Forum Kultury Europejskiej, które odbędzie się w czerwcu 2023 roku w Amsterdamie. Organizowane przez ośrodek De Balie Forum skupia się na znaczeniu i przyszłości demokracji w Europie. Gromadzi artystki i artystów, działaczy i działaczki oraz intelektualistki i intelektualistów, którzy przyglądają się demokracji jako bardziej kulturowemu niż politycznemu środkowi wyrazu.
W serii „Listów o demokracji” pięcioro pisarzy – Arnon Grunberg, Drago Jančar, Lana Bastašić, Oksana Zabużko oraz Kamel Daoud – przedstawia swoje wyobrażenie o przyszłości Europy i o roli, jaką mają w niej do odegrania osoby piszące.
* * *
Drogi Arnonie!
Dziękuję, że w tych niepewnych czasach przywołałeś dawną wojnę i mieszkańców Sarajewa, którzy podczas wieloletniego oblężenia czuli się odizolowani i zapomniani przez Europę i cały świat. Wygląda na to, że z Ukrainą jest inaczej, że tym razem solidarności jest znacznie więcej. Ale to tylko mieszkańcy okupowanych miast i miasteczek, których budzą syreny alarmów przeciwlotniczych, mogą powiedzieć, czy rzeczywiście tę solidarność czują. W naszej debacie bez wątpienia może się na ten temat wypowiadać Oksana Zabużko.
W niecały rok po tym, jak Susan Sontag zainscenizowała w Sarajewie Czekając na Godota, ja sam znalazłem się w oblężonym mieście. Byłem w grupie czworga literatów, którzy w geście solidarności z tamtejszymi pisarzami przyjechali do miasta stale ostrzeliwanego ze wzgórz.
czytaj także
Bardziej niż przyjaźń i życzliwe słowa potrzebne były jednak pieniądze, więc pod kamizelkami chowaliśmy banknoty, dość znaczną sumę, zebraną przez PEN International, by choć trochę ułatwić życie bośniackim pisarzom. Naprawdę nie było im łatwo. Podczas mroźnej sarajewskiej zimy, gdy zabrakło prądu i ciepła, jeden człowiek spalił prawie całą swoją bibliotekę, by ogrzać siebie i rodzinę.
Susan Sontag w Sarajewie
Pytanie o cywilizację i barbarzyństwo w Europie, zadane przez Susan Sontag w Sarajewie, powtarzaliśmy wszyscy: raczej przypadkowa i osobliwa zbieranina podróżujących pisarzy w hełmach i kamizelkach kuloodpornych. Wojskowym samolotem transportowym przylecieliśmy na sarajewskie lotnisko, otoczone zasiekami, stanowiskami broni maszynowej i drutem kolczastym. Powitał nas sarkastyczny szyld przy bazie mostu powietrznego UNPROFOR-u: Maybe Airlines [Linie Lotnicze Być Może]. A na wąskim pasie ziemi, który musieliśmy przejść, by opuścić lotnisko, francuskie siły pokojowe postawiły tablicę z nazwą alei przywiezioną z Paryża: Champs-Elysées.
czytaj także
Otoczeni tragedią ginących od kul i odłamków, pogrążeni w nędzy na skraju głodowej śmierci, ludzie podtrzymywali wolę życia czarnym humorem – ale też nadzieją, że Europa, kaganek cywilizacji, przyjdzie im na ratunek. Czekając na Godota? Taksówkarz, który wprawił się w unikaniu ulic ostrzeliwanych przez snajperów ze wzgórz, opowiadał, że za dnia jeździ, a w nocy koczuje z karabinem na linii obrony nad miastem. „Tam czekam na mojego Godota” – żartował.
Susan Sontag, która przyleciała do Sarajewa z Nowego Jorku, może lepiej dostrzegała uwikłanie wspaniałych osiągnięć kulturalnych i społecznych Europy w niewiarygodnie brutalne nacjonalistyczno-ideologiczne rojenia, zrodzone w burzliwym stuleciu rozpoczętym w 1914 roku zabójstwem w Sarajewie. Sontag rozumiała to może nawet lepiej niż większość Europejczyków. Widzę, że Ty, Arnonie, też to rozumiesz. Oczywiście, że tak, bo piszesz, a nasz zawód polega właśnie na mówieniu o dobru i złu, o świetle i ciemności – które, jak cywilizacja i barbarzyństwo, zamieszkują nie tylko w jednym narodzie, ale też często w jednej osobie. Obawiam się jednak, że wielu Europejczyków, może nawet większość, ma skłonność do uprzedzeń i uproszczeń.
Plemiona Europy
W lutym 1992 roku zaproszono mnie do Paryża na debatę „d’écrivains, d’intellectuels, de politiques, de plasticiens, venus de toute l’Europe”, jak głosiło zaproszenie. Miała ona dotyczyć wielkich zmian, które zaszły w Europie wskutek gwałtownych polityczno-społecznych wstrząsów w Europie Wschodniej, upadku muru berlińskiego i Związku Radzieckiego oraz wojny w Jugosławii. Gdy przybyłem do Palais de Chaillot, zobaczyłem, że wielkie okna przysłonięto ogromnym transparentem z sylwetką wieży Eiffla w tle i napisem: „Les tribus ou l’Europe?”.
Plemiona czy Europa? Natychmiast zaświtało mi, że mnie zaproszono jako przedstawiciela plemiennych kresów Europy. Najwyraźniej dla organizatorów znakomitej debaty ekonomiczno-społeczny rozkład społeczeństw komunistycznych po ulicznych rewolucjach, upadek Związku Radzieckiego i rozpad Jugosławii (gdzie trwały wówczas walki na tle narodowym i częściowo religijnym) nie były niczym innym niż zdradliwą drogą do plemienności – czyli barbarzyństwa. Temu uproszczeniu już na początku sprzeciwili się francuski filozof i polski eseista, a w debacie, która się wywiązała, mimo wszystko padło wiele słów nadziei na zjednoczoną, tolerancyjną Europę solidarności i praw człowieka.
Napisu z Palais de Chaillot nie mogłem jednak zapomnieć. Jako przebłysk wrócił do mnie wiele lat później, na początku nowego wieku i tysiąclecia, gdy „wielki wybuch” przyniósł również zjednoczenie formalne albo raczej wcielenie krajów Europy Wschodniej do Zachodniej. Często myślę, że proces ten nie wzbudził żadnego głębszego namysłu nad tym, jak naprawdę żyją mieszkańcy Europy Wschodniej. Człowiek, który dużą część życia spędził, powiedzmy, w Lyonie czy Gandawie, ma inne doświadczenia niż ktoś, kto mieszkał w Pradze czy Wilnie. Życie w dyktaturach komunistycznych, w pompatycznej iluzji równości społecznej, różniło się całkowicie od życia w demokracji parlamentarnej i kapitalizmie. Trzydzieści lat później w umysłach wielu Europejczyków wciąż stoi mur berliński.
Pokiwać palcem tym ze Wschodu
Czesław Miłosz pisze o tym dobitnie. Cytuję wstęp do Rodzinnej Europy: „Kręcące się jabłko ziemi jest malutkie i nie ma już na nim, geograficznie, białych plam. Wystarczy jednak tutaj, w Europie, pochodzić z jej mniej uczęszczanych przez podróżnych okolic na wschodzie i północy, żeby być przybyszem z Septentrionu, o którym wie się tylko, że jest tam zimno”.
Wielu ludzi Zachodu do tej pory uważa, że należy stale kiwać palcem społeczeństwom Europy Wschodniej – pilnować, by przestrzegały zasad demokracji i rządów prawa. Tymczasem na Wschodzie nadzieje wielu ludzi zostały zawiedzione, gdy zrozumieli, że wcielenie do Unii Europejskiej nie zmieni im życia z dnia na dzień – z biedy na niebiański dobrobyt. Latami wychowywali się w utopii komunizmu, która uparcie nie nadchodziła.
czytaj także
Gdy wreszcie rzekoma utopia upadła, natychmiast chwycili się innej utopijnej idei: Europy. Dobrobyt; demokracja; rajska dolina; wszystko przyjdzie samo. Ale nic nie przychodzi samo. Ja sam powiedziałem raz w debacie: „Marzyliśmy o demokracji, a obudziliśmy się w kapitalizmie”. I to w dość bezwzględnej jego postaci, wszystkie społeczeństwa wschodnioeuropejskie musiały bowiem mierzyć się z problemami transformacji: prywatyzacją, podziałami społecznymi oraz wpływem potężnych grup nuworyszów na politykę, media i inne sfery życia.
W Niemczech, które Ty oczywiście dobrze znasz i cenisz, mieszkańców byłej NRD do dziś przezywa się „Ossi” – co oznacza coś niekoniecznie dobrego, coś zupełnie innego niż nazywanie „Wessim” mieszkańca byłych Niemiec Zachodnich. Dlatego, Arnonie, ktoś może dziwić się Twojej sympatii do Niemców, zwłaszcza jeśli ten ktoś pochodzi z części świata, która, mówiąc łagodnie, nie ma z nimi najlepszych doświadczeń z przeszłości. Ale do pewnego stopnia Cię rozumiem.
Czym demokracja nie jest
Być może dziś to Niemcy najlepiej pojmują ideę Europy. Kto chce zrozumieć Europę, powinien przejść się po dwudziestowiecznych berlińskich muzeach albo porozmawiać z Niemcami, którzy – dzięki doświadczeniu dwóch kolejnych dyktatur – pokonali nacjonalistyczno-ideologiczny obłęd. Dobrze opisuje to Heiner Müller w swej autobiografii, którą opatrzył podtytułem Życie w dwóch dyktaturach.
Warto więc mieć choć niewielką znajomość historii Europy, by zastanawiać się nad przyszłością. Dopiero kiedy zdamy sobie sprawę, czym demokracja nie jest, wyrobimy sobie porządne pojęcie o tym, czym demokracja jest albo być powinna.
Ikonowicz: Skoro jest demokracja, to dlaczego nie mamy nic do powiedzenia?
czytaj także
Jako pisarze wolelibyśmy angażować się w literaturę bardziej niż w publiczne interwencje związane z kwestiami społecznymi. Czasem jednak jest to po prostu niemożliwe. Podczas wojny w Jugosławii ukazał się pierwszy duży przekład mojego tekstu na język niemiecki: powieści Galernik (wkrótce wyszła też po niderlandzku jako De galeislaaf, 1995). Co za emocje dla względnie młodego pisarza! Książka została pięknie wydana, a jej autor przygotował czarujące wypowiedzi do wywiadu – na wypadek gdyby ktokolwiek się nią zainteresował, a autor miał nadzieję, że tak.
Na Targach Książki we Frankfurcie, przed stoiskiem austriackiego wydawcy, który również publikował książki Serbów i Chorwatów, cały dzień świeciły reflektory i szumiały kamery. Przed nimi wyrażaliśmy swoje poglądy na temat wojny… Moja piękna powieść leżała na stole niezauważona, prawie nikt na nią nie spojrzał.
Wieczorem, gdy wydawcy porządkowali stoiska, a światła gasły, podeszła do mnie reporterka niemieckiej stacji radiowej. „Czy byłaby pani tak miła – poprosiłem – i zapytała mnie o nową powieść?” Pani uśmiechnęła się przyjaźnie. „Oczywiście – odparła – proszę mówić”. I rzeczywiście przez kilka minut mówiłem. „Bardzo dobrze – powiedziała – ale chciałabym zapytać: czy pańskim zdaniem odłączenie Słowenii wywołało wojnę w Jugosławii?”
Przyszłość jako lista życzeń
W którym momencie przestajemy być artystami, a stajemy się być może choć trochę bardziej oryginalnymi wyjaśniaczami sytuacji społeczno-politycznej? Sądzę, że nasze książki niejednokrotnie dałyby głębszy wgląd w okoliczności społeczne i błędne przekonania, które doprowadziły do wielkich kryzysów – gdyby oczywiście ktoś je czytał.
Przyszłość? Ona mogłaby być tylko listą życzeń. Na razie dobrze byłoby wiedzieć, dlaczego i jak doszło do tej Europy, którą mamy. Na razie dobrze byłoby wiedzieć, że doprowadziły nas do niej wyżyny majestatu cywilizacji i głębiny barbarzyństwa. Dobrze byłoby wiedzieć, przynajmniej moim zdaniem, że Oświecenie było punktem zwrotnym, który wpoił europejskim społeczeństwom najważniejsze postulaty społeczne i kulturalne, dziś pozwalające nam mówić o demokracji liberalnej, otwartości, solidarności, tolerancji.
Bałkany nie muszą być wcale uznane za „europejskie”. Polska niebawem też może nie być
czytaj także
Europa jutra z pewnością nie będzie Europą dziś. Dorastają pokolenia poszerzające zakres pojęć „inności” i „inkluzywności”, cokolwiek by one znaczyły. Naturalnie, kto to rozumie, jeśli nie pisarz? Ale Oświecenie, poza prawami człowieka, postawiło ramy i ograniczenia dla następującej po nim dzisiejszej, czyli liberalnej, demokracji. Nie jest ona nieograniczoną przestrzenią arbitralnych eksperymentów społecznych, ale polega na rządach prawa, świeckości, wolności słowa, a zatem stanowi zestaw zasad, dzięki którym wspólne życie staje się znośne. Te czynniki w przyszłości trzeba będzie również szanować, żebyśmy znów nie dali się wciągnąć – jak wielokrotnie w historii Europy – w brutalne eksperymenty społeczne, w których chwytamy się nawzajem za gardła.
Gdy kusi nas mówienie o starej, zmęczonej Europie, o czasem bezsensownych labiryntach europejskiej biurokracji, egoizmie i nietolerancji; gdy gniewni myśliciele przewidują upadek Europy, przypomnijmy sobie, dlaczego tylu ludzi poza jej granicami przecież chce w niej żyć. Zapytajmy Ukraińców i Ukrainki, dlaczego gotowi są walczyć za takie życie. Czy to możliwe, że ideę wartości europejskich lepiej niż sama Europa widzą i rozumieją społeczeństwa poza jej granicami?
Dusza Europy
Jednym z architektów tej pragmatycznej Europy, jaką mamy dziś, dość komfortowej dla nas i atrakcyjnej dla tylu ludzi poza granicami, był Jacques Delors, twórca integracji europejskiej. To Delors we wczesnych latach 90. dostrzegł, że zjednoczenie polityczne i gospodarcze nie wystarczy, by utrzymać jej długie trwanie. Jak gdyby przerażony własnym pragmatyzmem zakrzyknął, że Europa potrzebuje duszy.
Nawet dla pisarza pojęcie „duszy Europy” brzmi nieco fikcyjnie. Ale czy to nie sztuka, zwłaszcza sztuka literacka, często krytyczna, niejednoznaczna, niepewna i niewygodna, jest duszą Europy, odzwierciedlającą to, co dzieje się w każdej duszy: chwile radości i smutku, uniesień i rozpaczy, chwile samouwielbienia, ale też wyrzutów sumienia, dopadających nas w bezsenną nocną godzinę z powodu naszych czynów?
czytaj także
Nie muszę dodawać, że nie polecam naszych książek jako podręczników o zrozumieniu i tolerancji. Sztuka jest bezużyteczna, pisał Oscar Wilde z charakterystycznym sarkazmem. Mimo wszystko jednak pokornie wyobrażam sobie, że książki na swój sposób potrafią odpowiadać na pytania o to, kim jesteśmy, skąd przychodzimy i dokąd zmierzamy – tym, którzy zechcą je czytać. Jako jednostki i jako wspólnota w całej jej różnorodności.
Wszystkiego dobrego, Arnonie; do zobaczenia w Amsterdamie.
Drago Jančar
**
Drago Jančar jest powieściopisarzem, autorem opowiadań, eseistą i dramaturgiem. Jego teksty przełożono na wiele języków europejskich, a dramaty wystawiano również za granicą. W 1974 roku został aresztowany za rzekomą działalność agitacyjną. Przyczynił się do demokratyzacji rodzinnego kraju jako prezes słoweńskiego ośrodka PEN Clubu w latach 1987–1991. W 1993 roku otrzymał najwyższą słoweńską nagrodę literacką za całokształt twórczości, a w 1994 roku został laureatem European Short Story Award. Mieszka w Lublanie. W polskim przekładzie ukazało się kilka jego książek, m.in. Katarina, paw i jezuita, Widziałem ją tej nocy, Terra incognita oraz Miłość niech odpocznie trochę.
Z angielskiego przełożyła Aleksandra Paszkowska.
Źródło cytatu: Czesław Miłosz, Rodzinna Europa, w: Dzieła zbiorowe, tom VI, Instytut Literacki, Paryż 1980 – Logos, Warszawa 1981, s. 8.