Kraj

Czy PiS jest gotowy na przemoc?

PiS idzie po wszystko, nie próbuje już nawet zasłaniać autorytarnych dążeń. Na cenzurze, nieufności, domniemaniach i donosicielstwie buduje autorytarne państwo. A skoro tak, to musi być też gotowy na przemoc.

26 maja 2023 roku przy aplauzie posłów Zjednoczonej Prawicy i protestach opozycji Sejm odrzucił weto Senatu i przyjął ustawę pozwalającą na utworzenie Państwowej Komisji do spraw badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne Rzeczypospolitej Polskiej w latach 2007–2022.

Jak bardzo historyczny to krok na drodze demontażu demokracji, zapewne jeszcze się okaże. Tymczasem jest on znaczący, zapowiadany ostatnio poniekąd przez Macieja Świrskiego, który ogłosił, że kto jest przeciw PiS, jest za Kremlem. Jak echo powtarzają to kolejni politycy, łącznie z Jarosławem Kaczyńskim, który dziennikarza TVN nazwał „przedstawicielem Kremla”.

Znęcać się i uchodzić za ofiarę. Jak działa polityka maltretowania

Dlaczego Senat zawetował ustawę? Bo łamie przepisy konstytucji, trójpodział władzy, prawa człowieka i umowy międzynarodowe. Ustawa została skrytykowana przez ekspertów z Helsińskiej Fundacji praw Człowieka, Biura RPO, biuro legislacyjne Senatu i sejmową komisję administracji i spraw wewnętrznych.

Parasąd do politycznego linczu

W Rosji oskarżenia o agenturalność też były straszakiem i podstawą do cenzury, odbierania praw i zakazywania działalności – tyle że tam agentem można było zostać, gdy miało się kontakty z Zachodem. PiS wie, że w Polsce Zachodem może sobie straszyć co najwyżej bp. Jędraszewskiego, ale mechanizm jest ten sam.

Komisja badająca rosyjskie wpływy ma się składać z dziewięciu członków wybranych spośród kandydatów przedstawionych przez kluby poselskie i parlamentarne. Dostaną oni uprawnienia prokuratury, sądu i służb specjalnych, bez konieczności wykazania się odpowiednim wykształceniem, oraz klauzulę bezkarności.

Co to oznacza? Że bez ograniczeń i bez lęku przed odpowiedzialnością będą mogli publicznie prześwietlać, oskarżać, pomawiać. Wszystko zaś po to, by „uprawdopodobnić” rosyjskie wpływy.

Członkowie komisji podlegają premierowi. Dostaną prawo do otrzymania danych, jawnych i niejawnych oraz archiwalnych, będących w gestii: szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, szefów Agencji Wywiadu, Służby Kontrwywiadu Wojskowego, Służby Wywiadu Wojskowego, Centralnego Biura Antykorupcyjnego, Prokuratora Generalnego, prokuratorów, prezesów Najwyższej Izby Kontroli, Sądu Najwyższego, Naczelnego Sądu Administracyjnego, sądów powszechnych, sądów wojskowych oraz sądów administracyjnych, organy administracji rządowej i samorządu terytorialnego oraz podległych im jednostek – mówi o tym art. 16 rozdziału 4 ustawy.

Dostaną prawo wzywania na przesłuchania, pod karami grzywny 20 tysięcy zł, a 50 tysięcy w razie ponownego niestawienia się na wezwanie.

Interesować się będą działalnością osób pełniących w latach 2007–2022 funkcje publiczne, kierownicze, w administracji publicznej i spółkach, takich, które miały wpływ na media, działalność stowarzyszeń lub fundacji, związków zawodowych, partii politycznych, służb ochrony straży granicznej czy ochrony zdrowia.

Konsekwencją „uprawdopodobnienia” wpływów będzie postępowanie zakończone decyzją administracyjną i zastosowaniem przez komisję „środka zaradczego” w postaci cofnięcia poświadczenia bezpieczeństwa, pozwolenia na broń oraz zakazu pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi na okres do 10 lat.

I ty możesz zostać agentką

Eksperci wskazują, że już samo prowadzenie postępowania przez komisję będzie stygmatyzujące, zwłaszcza że ustawa nie daje gwarancji proceduralnych, prawa do odwołania się, dwuinstancyjności ani efektywnego prawa do sądu. Że swoboda komisji w uznawaniu określonych osób za rosyjskich agentów jest tu „praktycznie niczym nieskrępowana” – czytamy w opinii HFPC.

Były RPO Adam Bodnar stwierdził, że „nie chodzi o żadne wyjaśnienie sprawy, tylko o to, by móc kogoś upokorzyć na forum komisji” i zamknąć drogę do udziału w życiu publicznym. Prezes senackiej komisji ustawodawczej Krzysztof Kwiatkowski podkreślał, że ustawa narusza wszelkie standardy praw człowieka i obywatela, łamie prawo do niezawisłego sądu. Posłanka Magdalena Biejat z partii Razem wyraziła przekonanie, że cała opozycja komisję zbojkotuje i nie przedstawi swoich kandydatów do jej składu.

Świrski, Czarnek, Duda i Jędraszewski zapraszają na marsz 4 czerwca

Poseł Janusz Kowalski wprawdzie już się wygadał, że chodzi o to, by „dopaść Donalda Tuska i Waldemara Pawlaka”, ale komisja może w zasadzie prześwietlać i wzywać dowolne osoby, sprawujące jakiekolwiek funkcje publiczne.

Sam Donald Tusk, obserwujący głosowanie z sejmowych balkonów, powiedział, że przyszedł „zobaczyć twarze tych, co po raz kolejny złamali konstytucję ze strachu przed utratą władzy, ze strachu przed ludźmi, przed odpowiedzialnością po przegranych wyborach”.

17 września

Komisja ma powstać w kilka tygodni, a pierwszy raport przedstawić 17 września, czyli miesiąc przed wyborami. Intencje polityczne stworzenia takiej komisji są więc czytelne. Widać, że PiS potraktował kalendarz wyborczy poważnie i chcąc ustrzec się przed konsekwencjami zdarzeń losowych, napisał scenariusz od tyłu, czyli od wyborów.

Bo do wyborów jeszcze pięć miesięcy. Los w tym czasie może podrzucić wiele sytuacji, które przechylą szalę na jedną lub drugą stronę, pokazując nieudolność rządu albo skupiając naród pod flagą. Rakieta odnaleziona w kwietniu pod Bydgoszczą podkopuje wiarygodność rządu, ale odnaleziona pod koniec września mogłaby przynieść PiS-owi trzecią kadencję.

Glock pod marynarką: semiotyka performansu politycznego ministra Zbigniewa Ziobry

Wiadomo już było, że temat wpływu służb rosyjskich na polskich polityków zatoczy przed wyborami szersze kręgi: coraz poważniej, po kolejnych wygranych procesach, traktowani są dziennikarze Tomasz Piątek i Grzegorz Rzeczkowski, informacje o rosyjskiej agenturze cedzą też wojskowi związani kiedyś z kontrwywiadem. Marek Ast, szef komisji sprawiedliwości i praw człowieka w sejmie, powiedział wprost w radiu Tok FM, że komisja powstała na zamówienie opozycji, która zaczęła wysuwać podejrzenia o to, że wokół rządu PiS znajdują się osoby, powiązane ze służbami rosyjskimi. PiS postanowił zatem odwrócić sytuację i pierwszy zaczął krzyczeć: łapać złodzieja!

Lex Tusk to jednak niejedyny pomysł na spacyfikowanie przeciwników politycznych. Czeka jeszcze ustawa, na podstawie której niemal dowolną osobę będzie można oskarżyć o szpiegostwo (druk nr 3232) – alarmują o tym projekcie Helsińska Fundacja Praw Człowieka i Fundacja Panoptykon. „Ujawnienie informacji mogącej wyrządzić szkodę RP, osobie lub podmiotowi, co do którego na podstawie towarzyszących okoliczności sprawca powinien przypuszczać, że bierze udział w działalności obcego wywiadu” – czyli „nieumyślne” szpiegostwo, zagrożone z Kodeksu karnego karą od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności. Ustawa otwiera też drogę do szerokiej inwigilacji, rozszerzania uprawnień ABW i zakładania podsłuchów bez zgody sądu.

„Nieumyślne szpiegostwo”, czyli niewyczerpane źródło haków dla PiS

W drodze jest też kolejna ustawa (3180) – pozwalająca na konfiskatę majątku. Z początku projekt miał dotyczyć obywateli Rosji mieszkających w Polsce, ale ten zapis zniknął – jak zauważa Łukasz Warzecha – w trakcie prac. Teraz mowa jest o całym majątku znajdującym się na terytorium RP – całym, czyli nas wszystkich.

Wszystkie trzy ustawy łączy założenie, że już „domniemania” i „uprawdopodabnienia”, i to dotyczące zamiarów, a nie czynów już dokonanych, wystarczają do odbierania praw obywatelskich zawartych w konstytucji i traktatach międzynarodowych. Wszyscy możemy być podejrzani. Projekt autorytarnego państwa nakreślony ostatnio wobec przedstawicielek Komisji Kultury i Edukacji Parlamentu Europejskiego, budowany ma być na cenzurze, wzajemnej nieufności, podejrzeniach i donosicielstwie.

Czy rakieta pod Bydgoszczą spadła na całe szczęście?

„Pełzający zamach stanu”, „będziemy siedzieć my albo oni” – mówią po piątkowym głosowaniu lex Tusk politycy. Wygląda na to, że PiS idzie po wszystko, bo nie próbuje już zasłaniać autorytarnych dążeń ani wewnątrz kraju, ani wobec dotychczasowych sojuszników.

A jeśli idzie po wszystko i na podstawie domniemań i uprawdopodobnień chce zapełniać więzienia swoimi przeciwnikami, musi być też gotowy na przemoc. Że potrafi wypuścić służby przeciw bezbronnym obywatelkom, już widzieliśmy – i na Krakowskim Przedmieściu, i w czasie strajków kobiet po wyroku TK. Wiemy też, że ma służby wyćwiczone w łamaniu praw człowieka na granicy polsko-białoruskiej, a w lekceważeniu praw obywatelskich w ramach przygranicznej „strefy”.

W tych okolicznościach upadek rosyjskiej rakiety w okolicach krytycznej wojskowej infrastruktury koło Bydgoszczy, kompromitujące w oczach sojuszników i obywateli ujawnienie tej sprawy dopiero cztery miesiące po fakcie, uniki Mariusza Błaszczaka i sposób, w jaki potraktował wojsko, próbując zrzucić winę na generała Piotrowskiego – choć razem dość przerażające, mogą okazać się dzwonkiem alarmowym.

Dla sojuszników – którzy najwyraźniej już ten dzwonek słyszą. Rakieta skontrowała pyszałkowate zapewnienia Kaczyńskiego, że nie potrzebujemy zestawów antyrakietowych z Niemiec, które według niego miały mieć funkcję zaledwie estetyczną. Przepuszczenie rakiety każe się też przyjrzeć Polsce jako członkini paktu Północnoatlantyckiego. Chroni nas art. 5 NATO, ale jak długo? Zobowiązania sojusznicze działają w obie strony. Skoro my przepuszczamy rakietę i ułatwiamy realizację zamierzeń państw, co do których nie mają nasi dotychczasowi sojusznicy zaufania – o czym przestrzega list ambasadora USA Marka Brzezińskiego – to czy zaufanie do nas nie zostało właśnie poważnie nadwątlone?

Dla wojskowych – których politycy wciągają w polityczną grę, organizują specjalne zarządzenia i poligony, na których wolno działać poza prawem, propagandowe akcje „murem za mundurem”, a potem gotowe są to samo wojsko wystawić do wiatru, generała sponiewierać, umyć ręce od odpowiedzialności. Być może wojsko i służby przypomną sobie tę nielojalność, kiedy przyjdzie moment próby: stanąć za rządem czy za państwem i obywatelkami.

Wreszcie dla nas – obywatelek. Czy jest groźnie? Owszem. Musimy obawiać się własnego państwa, kiedy na Białoruś przewożona jest broń nuklearna, a w Ukrainie trwa potworna wojna. Czy czując już tę grozę, znajdziemy determinację do obrony demokracji, a zatem prawa do miejsca wśród państw wspierających się nawzajem, gwarantujących sobie bezpieczeństwo i współpracę?

Mariusz Błaszczak już nie stoi murem za polskim mundurem

Prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę, argumentując, że ludzie muszą się dowiedzieć o rosyjskich wpływach w całej Europie i korzystając z tego, że stał się twarzą polskiej pomocy Ukrainie. Podpisał i odesłał do Trybunału Konstytucyjnego. Miał do wyboru jeszcze trzy inne opcje: podpisać, nie podpisać i odesłać do TK oraz nie podpisać, czyli zawetować. Miał na to 21 dni, ale decyzję podjął błyskawicznie.

Czy komisja może pomóc Ukrainie i zaszkodzić Rosji? Z pewnością jest polaryzująca, napędza emocje kampanii wyborczej, stawia opozycję wobec pokusy wysłania do komisji własnych kandydatów i naświetlenia wpływów rosyjskich na środowiska związane z PiS.

Mogłoby to być kuszące. Jest to jednak pułapka, bo udział w tej hecy przyklepuje i legitymizuje łamanie konstytucji, obarcza współwiną. Tak czy inaczej, będzie to spektakl zajmujący, skupiający uwagę. Ale i to, co poza sceną, będzie zapewne warte uwagi.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Katarzyna Przyborska
Katarzyna Przyborska
Redaktorka strony KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka strony KrytykaPolityczna.pl, antropolożka kultury, absolwentka The Graduate School for Social Research IFiS PAN; mama. Była redaktorką w Ośrodku KARTA i w „Newsweeku Historia”. Współredaktorka książki „Salon. Niezależni w »świetlicy« Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego 1976-79”. Autorka książki „Żaba”, wydanej przez Krytykę Polityczną.
Zamknij