Koalicja rządowa na Słowacji rozpadła się i nie ma większości, należy przeprowadzić nowe wybory. Na razie jednak nikomu z polityków się do tego nie śpieszy. Może to i dobrze, bo na pytanie, czy chcieliby „mieć silnego przywódcę, który nie musi przejmować się parlamentem i wyborami”, aż 49 proc. Słowaków odpowiedziało, że byłoby to dla ich kraju pozytywne.
Jeśliby wróżyć na podstawie samych sondaży wyborczych, to można bez przesady powiedzieć, że Słowacy są już w takiej desperacji, że jest im obojętne, czy krajem rządzić będą złodzieje, neofaszyści, czy mafiosi. Byleby nie byli tak skłóceni i niekompetentni jak obecny rząd.
Według ostatnich sondaży najbliższe wybory parlamentarne wygrałaby partia HLAS Petera Pellegriniego (17,6 proc.), powstała z byłych posłów rządzącego niegdyś krajem SMER-u. Na drugim miejscu plasuje się umoczony w afery korupcyjne i oskarżany o nadużycia władzy ekspremier Robert Fico i właśnie jego SMER (15,9 proc.). Na trzecim miejscu jest zaś ciesząca się coraz większą popularnością partia Progresívne Slovensko (13,2 proc.).
W grze są jeszcze dwie partie, które niespełna trzy lata temu wygrały wybory: SaS i OĽaNO. A tuż za nimi jest Republika, partia powstała z byłych członków faszystowskiej ĽSNS Mariana Kotleby.
Przy takich notowaniach na horyzoncie pojawia się szansa na powstanie koalicji quasi-mafijnych partii SMER i HLAS oraz ekstremistów z Republiki – może się nawet okazać, że od razu zdobędzie ona większość. To fatalna wiadomość nie tylko dla Słowacji.
Igor Matovič: Od bohatera do zera
Ale zacznijmy od dobrej wiadomości. Jeśli dojdzie do przedterminowych wyborów, to nie wystartuje w nich faszysta Marian Kotleba, na którym ciąży prawomocny wyrok sądu. Gorszą jest to, że jest już kolejka chętnych na jego miejsce.
Z jego radykalnym neofaszystowskim elektoratem już zaprzyjaźniają się dwaj byli premierzy Słowacji i kluczowi gracze na politycznej scenie kraju: szef partii SMER Robert Fico oraz lider OĽaNO Igor Matovič.
czytaj także
Igor Matovič pod przykrywką walki z korupcją i z mafią wygrał wybory w 2020 roku, jednak szybko okazało się, że bez zająknięcia jest w stanie tolerować szantaż swojego koalicyjnego partnera Borisa Kollára (Sme Rodina), który w parlamencie walczył już głównie o własny biznes (np. przeforsował obniżenie VAT-u na wyciągi narciarskie, bo sam posiada kilka ośrodków narciarskich).
Walka z korupcją Matoviča zamieniła się szybko w osobistą walkę z Richardem Sulíkiem (przewodniczący SaS), co najpierw doprowadziło do rozpadu koalicji i powstania na Słowacji rządu mniejszościowego, a następnie do wotum nieufności i jego upadku.
W państwie mafijnym chwieje się rząd. Zwyciężyć może fan Orbána i Putina
czytaj także
W ciągu całego ubiegłego roku głównym prowodyrem rozdzielania społeczeństwa i szerzenia nienawiści był właśnie Igor Matovič. Nigdy nie był on wojownikiem przeciw mafii i korupcji, choć chciał, żeby tak go postrzegano. Od samego początku był i dalej jest pozerem, który walczy o polityczną popularność.
Na skutek degradacji, najpierw z premiera na ministra, a następnie z ministra na szeregowego posła, okazało się, że Matovič nie ma już Słowakom nic do zaoferowania. Dlatego teraz postanowił zawalczyć o polityczny comeback przy pomocy kampanii nienawiści, które przyłożyły się do zwyczajowych ataków na liberalną prezydentkę Zuzanę Čaputovą czy dziennikarzy, a także tragicznego w skutkach hejtu na społeczność LGBT+.
Bratysława: Ultraprawicowy terrorysta zamordował dwie osoby przed klubem LGBT+
czytaj także
Matovič nie sili się nawet, żeby wymyślać własne metody. Kopiuje to, co już zrobił u siebie premier Węgier Viktor Orbán. Gdy potrzebował odwrócenia uwagi od niepowodzeń swojego rządu w walce z pandemią, rozpoczął kampanię przeciwko „pedofilii” i przeforsował ustawę zakazującą promocji homoseksualizmu w szkołach i na ekranach telewizorów.
Gdy okazało się, że część społeczeństwa stanęła w obronie społeczności LGBT+, za swój kolejny cel Orbán obrał migrantów. „Migracja jest jak korozja, która powoli, ale skutecznie będzie zjadać Węgry” – straszył rodaków przed ostatnimi wyborami Orbán, obiecując, że on i Fidesz ochronią przed nią kraj.
Matovič jako premier co chwila wyskakiwał z „genialnymi pomysłami”, które dla Słowacji oznaczały głównie milionowe koszty (sprowadzenie Sputnika V, ogólnonarodowe testowanie na koronawirusa, loteria szczepionkowa itd.). Wszystko to sprawiło, że w rekordowym tempie stał się najmniej godnym zaufania słowackim politykiem.
Matovič przez cały ten czas zachowywał się jak małe dziecko, które w sklepie tupie i wrzeszczy, kiedy nie dostanie tego, czego chce. W reakcji na „brak wdzięczności” ze strony obywateli wybrał więc drogę atakowania innych i robienia z siebie ofiary.
Paradoksem obecnej sytuacji jest to, że Matovič za wzór godny do naśladowania obrał swojego wieloletniego i największego wroga – Roberta Fico. Ten jednak w odróżnieniu od Matoviča jest na fali wznoszącej. I to kolejna zła wiadomość.
Robert Fico: Prokremlowski mafioso na fali wznoszącej
Były premier Słowacji Robert Fico w ostatnich latach z polityka partii nominalnie socjaldemokratycznej, który czynił starania, by Słowacja została w centrum Unii Europejskiej, stał się zagorzałym miłośnikiem Rosji i skrajnym prawicowcem, który nie pogardzi głosami wyborców partii faszystowskich.
Na ostatnim zjeździe swojej partii Fico zapowiedział, że jak tylko jego partia dojdzie do władzy, to skończy z pomocą wojskową dla ogarniętej wojną Ukrainy. Były premier nigdy otwarcie nie potępił ataku Rosji na Ukrainę, co rusz neguje skuteczność sankcji, a swoje wystąpienia wykorzystuje do szerzenia prokremlowskiej propagandy.
Jego ostatni film z krytyką embarga na rosyjską ropę okazał się takim hitem, że wraz z tłumaczeniem udostępnił go na swoim profilu na Telegramie główny kremlowski propagandysta Władimir Sołowjow. W filmie tym Fico mówi, że „zwykli Słowacy zapłacą za głupotę europejskich polityków”.
Podobnie jak w przypadku Matoviča, Robert Fico też ściąga z elementarza Orbána. Węgierski premier kłóci się z Unią i siedzi okrakiem pomiędzy Rosją i Zachodem. Przyznaje, że nie widzi powodów, by zrywać związki z Rosją, jeśli chodzi o współpracę dotyczącą sektora energetycznego. On także głosi, że węgierskie rodziny płacą za wojnę z winy Europejczyków.
I Fico, i Orbán w walce o stołki znaleźli też wspólnego wroga o znajomej twarzy. Jest nim George Soros. Robert Fico zarzuca Sorosowi, że finansowo wspierał antyrządowe protesty przeciwko niemu po zabójstwie dziennikarza śledczego Jána Kuciaka i jego narzeczonej Martiny Kušnírovej.
Rodzina Kuciaka wyznaje: „Syna zabiły brudne pieniądze, nie wierzymy w sprawiedliwość”
czytaj także
Przy krytyce Sorosa Fico sięgnął nawet do metody najstarszej i zaczął mu wytykać żydowskie pochodzenie. Prezydentka Zuzana Čaputová została okrzyknięta „dzieckiem” i „agentką” Sorosa.
Paradoksem jest jednak to, że rząd Roberta Ficy przez lata współpracował z Fundacją Społeczeństwa Otwartego Sorosa. Co więcej, gdy Fico został zmuszony do odejścia z funkcji premiera i kandydował na sędziego Trybunału Konstytucyjnego, próbował udowodnić swoją praktykę prawniczą publikacją finansowaną przez wspomnianą fundację.
Viktor Orbán podobnie, ze swojego niegdysiejszego patrona i sponsora zrobił wroga publicznego numer jeden. Amerykański filantrop węgierskiego pochodzenia ma mieć na celu obalenie rządów Orbána i stać za zakrojonym na szeroką skalę spiskiem. W odpowiedzi na to Fidesz uchwalił nawet kilka ustaw „antysorosowych”, co poskutkowało chociażby tym, że z Budapesztu musiał wycofać się Uniwersytet Środkowoeuropejski.
czytaj także
Słowacja o krok od władzy autokratycznej?
Pod koniec maja 2022 roku organizacja Globsec opublikowała wyniki badania opinii publicznej, które śledzi trendy w dziewięciu krajach Europy Środkowej i Wschodniej. Autorzy ostrzegają, że liczba Słowaków, którzy zaakceptowaliby autokratyczną władzę, wyraźnie wzrosła.
Na pytanie, czy chcieliby „mieć silnego przywódcę, który nie musi przejmować się parlamentem i wyborami”, aż 49 proc. Słowaków odpowiedziało, że byłoby to pozytywne dla ich kraju. Jeszcze w 2020 roku było o tym przekonanych 25 proc. Słowaków.
W przeszłości SMER Roberta Fico i Fidesz Viktora Orbána odniosły niemal identyczne zwycięstwa wyborcze (SMER w 2012 roku zdobył 44,5 proc. głosów, Fidesz w 2014 – 45 proc.). Jednak wskutek różnych systemów wyborczych SMER musiał szukać wsparcia przy uchwalaniu ustaw konstytucyjnych, a Orbán miał większość konstytucyjną i zdominował Węgry.
Co ciekawe, Robert Fico już w roku 2001 proponował zmianę proporcjonalnego systemu wyborczego na korzystniejszy dla siebie większościowy. Przed ryzykiem zmiany systemu przez SMER przestrzegał wtedy nie kto inny, jak Igor Matovič: „Połączą się z diabłem, szatanem. Z Republiką, z ĽSNS, z kimkolwiek i zmienią nasz system wyborczy”.
We wrześniu ubiegłego roku Parlament Europejski przyjął raport, w którym uznano Węgry za hybrydowy reżim autokracji wyborczej. Nie jest niespodzianką, że Robert Fico, który od dłuższego czasu patrzy w stronę Węgier i Rosji, z chęcią by zagwarantowałby Słowakom taki sam system władzy. Co gorsza, może się to okazać całkiem proste do wykonania.
Politolog Pavol Baboš z Uniwersytetu Komeńskiego uważa, że jeśli na Słowacji naprawę chciano by się zainspirować sukcesem Orbána, to zamiast zmieniać system wyborczy, wystarczyłaby jedna poprawka z podniesieniem progu wejścia do parlamentu (obecnie jest to 5 proc.). W efekcie takiej zmiany w kraju mogłoby dojść nawet do utworzenia jednopartyjnego rządu.
Oskarżony o założenie i prowadzenie zorganizowanej grupy przestępczej Fico, podobnie jak Orbán, swój własny interes widzi w takiej koncentracji władzy politycznej i akumulacji majątku – w tym tego „swoich” oligarchów – jaka będzie dla niego samego gwarancją ubezpieczającą go przed postawieniem w stan oskarżenia w przyszłości.
30 września Słowację czekają wybory parlamentarne. Jeśli sondaże wyborcze się potwierdzą, to twórca najbardziej skorumpowanego rządu w dziejach Słowacji, Robert Fico, znów może zasiąść w fotelu premiera.
Większościowa koalicja zdyskredytowanych lub walczących o przetrwanie partii może zgodzić się na przeforsowanie wielu wygodnych dla Ficy ustaw, które wzorem dokonań jego idola, Viktora Orbána, mogą zainstalować w kraju nieliberalny, kadłubkowy reżim polityczny tylko udający demokrację parlamentarną.