Powieść kryminalna rodzi się jako gatunek mniej więcej w tym samym momencie, gdy powstaje socjologia jako nauka. Obie są próbą opisu społeczeństwa mieszczańskiego: jego hierarchii, struktur władzy, praw i anomalii, ukrytych na co dzień mechanizmów i sprężyn. Ktoś, kto chce tworzyć dobre kryminały, musi mieć wyczulone „socjologiczne oko”. Czy może pochwalić się nim również Rian Johnson?
Jednym z największych przekleństw współczesnego kina jest to, że niemal każdy sukces może się z istotnym prawdopodobieństwem zmienić w nową filmową franczyzę, obrastając sequelami, prequelami i spin-offami do momentu, aż tego typu produkcja przestanie przynosić producentom zyski. Informację o tym, że Netflix zamówił kolejne filmy mające zdyskontować sukces znakomitego Na noże (2019) Riana Johnsona, przyjąłem więc raczej z obawą, niż z pełną oczekiwania nadzieją. Seans pierwszego sequela, Glass Onion, pokazał, że niesłusznie.
czytaj także
Glass Onion to nie Ojciec chrzestny 2 czy Imperium kontratakuje – jeden z tych rzadkich przypadków, gdy sequel jest lepszy niż pierwszy film w cyklu. Johnsonowi udało się jednak stworzyć film, który broni się w pełni jako samodzielne dzieło, bez wsparcia swojego poprzednika, a fanom Na noże raz jeszcze oferuje to, co stanowiło o sile tamtej produkcji. Jest więc mówiący z silnym akcentem z południa Stanów sławny detektyw Benoit Blanc w błyskotliwej kreacji Daniela Craiga, jest pastiszowo podana konwencja klasycznego kryminału, jest zbrodnia popełniona w świecie bogactwa i przywileju i niewielka grupa osób, z której każda ma motyw, okazję i środki, by ją popełnić. Jest wreszcie najważniejszy atut Na noże: połączenie kryminalnej zagadki z błyskotliwą, boleśnie celną społeczną satyrą na współczesny świat.
Wątek społeczny zawsze był ważny dla literackiego i filmowego kryminału. Jak zauważa Luc Boltanski w wydanej niedawno w Polsce książce Śledztwa i spiski, powieść kryminalna rodzi się jako gatunek mniej więcej w tym samym momencie, gdy powstaje socjologia jako nauka. Obie są próbą opisu społeczeństwa mieszczańskiego: jego hierarchii, struktur władzy, praw i anomalii, ukrytych na co dzień mechanizmów i sprężyn. Ktoś, kto chce tworzyć dobre kryminały, musi mieć wyczulone „socjologiczne oko” – niezależnie, czy na opisywany przez siebie społeczny świat patrzy raczej z pozycji konserwatywnych, jak dajmy na to, Agatha Christie, czy z lewicowych, jak np. Henning Mankell.
Śledztwa dziennikarskie bywają nudne [O filmie „Jednym głosem”]
czytaj także
Johnson z pewnością posiada takie wyczulone społecznie oko, co widać było już w Ostatnim Jedi (2017), a jeszcze lepiej w Na noże. W tamtym filmie detektyw Blanc prowadził śledztwo w pięknej wiktoriańskiej rezydencji bestsellerowego autora kryminałów, Harlana Thrombeya. Pisarz-milioner został znaleziony martwy z poderżniętym gardłem w swojej sypialni. Na pierwszy rzut oka wygląda, jakby sam w ten sposób odebrał sobie życie – łatwiej byłoby jednak uwierzyć w takie wyjaśnienie, gdyby nie to, że niemal każdy z licznie zgromadzonych tego dnia w rezydencji krewnych Harlana – pisarz obchodził 85. urodziny – miał motyw, by przyspieszyć zgon seniora rodu.
czytaj także
Portretując rodzinę pisarza, Johnson wspina się na wyżyny filmowej satyry. Otrzymujemy grupę ludzi, którzy niemal co do jednego sami niewiele sobą prezentują, są za to przekonani, że wypracowane przez Harlana pieniądze i styl życia, jakie umożliwiają, są czymś, co po prostu się im należy, jak mundur żołnierzowi zgłaszającemu się do służby zasadniczej. Jeden z wnuków pisarza, Ransom, jest po prostu zachwyconym sobą bogatym idiotą; drugi, Jacob, nastoletnim altprawicowym trollem, na co dzień zahukanym, ożywiającym się w internecie. Z kolei wnuczka pisarza, Meg, kończy studia na kierunku, którego sama nazwa na forach, gdzie udziela się Jacob, jest pewnie traktowana jako dowód na dominację „marksizmu kulturowego” w amerykańskiej Akademii, dziewczyna uważa się też za sojuszniczkę różnych uciskanych grup. Całą tę trójkę łączy jednak podobny stosunek do pieniędzy dziadka.
W Glass Onion jesteśmy z kolei w rezydencji multimiliardera Milesa Brona, położonej na jego prywatnej wyspie u wybrzeży Grecji. Bron zaprosił na weekend grono swoich przyjaciół – czy raczej ludzi, którzy wykorzystują przyjaźń z miliarderem, by wyciągnąć z niej finansowo możliwie jak najwięcej. Rezydencję wieńczy wielka szklana kopuła. Tytułowe Glass Onion, czyli szklana cebula, nie odnosi się jednak wyłącznie do tego architektonicznego elementu. „Szklana cebula” – a więc przedmiot złożony z wielu przeźroczystych warstw, odkrywający to, co ma skrywać – może służyć za metaforę całego filmu. W Glass Onion prawda – której odkrycie jest podstawowym zadaniem detektywa – podobnie jak było w Na noże, znajduje się bowiem na wierzchu, by ją odkryć, musimy przede wszystkim pokonać w sobie głos mówiący nam „to nie może być aż tak oczywiste!”.
Nie dotyczy to tylko prawdy o tym „kto zabił”, ale też prawdy społecznej. Tę ostatnią detektyw Blanc wykłada w pewnym momencie wprost, krzycząc, iż kluczem do sprawy jest to, że Miles Bron to po prostu idiota. Bron jest o wiele mniej sympatyczną postacią niż Thrombey. Pisarz z Na noże zgromadził pieniądze jako pracowity rzemieślnik słowa, szczęśliwie pisał to, co ludzie chcieli czytać, i potrafił zmonetyzować swoją własność intelektualną. Bron jest półgłówkiem, który, gdy doszedł do wielkich pieniędzy, uwierzył, że jest bohaterem powieści Ayn Rand, geniuszem, wielkim filantropem, przenikliwym myślicielem, prawodawcą i przewodnikiem ludzkości, który wskaże jej drogę do lepszej przyszłości.
Oglądając „Glass Onion”, dziś trudno oprzeć się skojarzeniom z pewnym miliarderem, który niedawno zapłacił gigantyczne pieniądze za jedną z najważniejszych platform społecznościowych na świecie, chyba głównie po to, by – sądząc po jego zachowaniu – zostać największym internetowym trollem globu, przesuwającym się w dodatku stopniowo w kierunku naprawdę niepokojących prawicowych fiksacji. Johnson i ekipa Glass Onion mogą być autentycznie wściekli, że zakup Twittera ułożył się tak, jak się ułożył – rzeczywistość przesłania bowiem ich dzieło i narzuca mu zawężającą, zbyt oczywistą interpretację.
czytaj także
W postaci Brona nie chodzi bowiem o tę czy inną rzeczywistą postać, ale całą klasę miliarderów, którym nie wystarczy to, że są bajecznie bogaci, ani nawet wpływ, jaki ich majątek pozwala im wywierać na rzeczywistość – chcą być dodatkowo czczeni przez społeczeństwo, jakby łączyli w sobie wszystko to, co budzi największy podziw w genialnych uczonych, charyzmatycznych liderach politycznych i religijnych oraz w gwiazdach rocka czy sportu.
Jeszcze bardziej bezlitośnie Johnson bierze na celownik wszystkich tych, którzy umożliwiają podobny kult. Wśród zaproszonych na wyspę przyjaciół i współpracowników Milesa poza osobami w oczywisty sposób groteskowymi – jak redpillowy aktywista praw mężczyzn, nadający swoje ewangelie mizoginii z piwnicy domu, w którym mieszka z matką – są też takie, które sprawiają wrażenie niegłupich, np. naukowiec Lionel Toussaint czy polityczka Claire Debella. A jednak wszyscy oni, różnie to sobie racjonalizując, by utrzymać dostęp do pieniędzy Brona, wspierają jego najgorsze zachowania, najbardziej idiotyczne i niebezpieczne pomysły, najbardziej absurdalne roszczenia i urojenia. Nikt nie ma odwagi, by przyznać oczywistą prawdę, widoczną jak wnętrze szklanej cebuli: król jest nagi.
Glass Onion w swojej krytyce nierówności i ekscesów bogactwa idzie nawet dalej niż Na noże. Film z 2019 roku dotykał problemu dziedziczenia, wpisując go w spory na temat migracji i wpływu migrantów na kształt współczesnej Ameryki. Harlan Thormbey zmęczony swoją rodziną zapisał wartą wiele milionów dolarów fortunę zajmującej się nim pielęgniarce Marcie Cabrerze, córce nielegalnej imigrantki.
czytaj także
Testament seniora rodu oburza całą rodzinę, która jest przekonana, że Marta nie zasłużyła na rodzinne pieniądze, zwłaszcza tak duże. Wielu widzów może uznać to za zrozumiały pogląd. Gdy jednak poznajemy bliżej rodzinę pisarza, zaczynamy rozumieć jego decyzję, zadajemy też sobie pytanie, czy nabyte w wyniku spadku bogactwo, uzasadnione tylko tym, że ktoś miał szczęście urodzić się w takiej, a nie innej rodzinie, w ogóle jest „zasłużone”.
Przekładając to na silnie obecny w filmie migracyjny kontekst, Na noże można odczytać jako przesłanie do Amerykanów z klasy średniej: to, że dobrze się wam powodzi, zawdzięczacie nie tylko sobie, ale temu, że mieliście szczęście urodzić się w najbogatszym państwie świata, korzystacie z nagromadzonej pracy poprzednich pokoleń. Dziś to państwo potrzebuje migrantów i jakoś będzie musiało podzielić się z nimi swoim bogactwem.
W Glass Onion intrygę napędza pytanie o to, na ile bogactwo Brona jest jego zasługą, czy nie doszedł do niego, kradnąc pomysły zdolniejszych od siebie. Najważniejsze pytanie, jakie stawia film, jest jednak inne, bardziej radykalne: czy pewien poziom bogactwa jest tak wielki, że nikt nie powinien móc go osiągnąć? Bogactwo Milesa nie tylko „zakrzywia przestrzeń” wokół niego, sprawiając, że nawet inteligentni ludzie nie są w stanie dostrzec oczywistości, ale w połączeniu ze zwykłą głupotą miliardera staje się niebezpiecznie, i to potencjalnie na globalną skalę.
Miles przypomina pod tym względem Petera Isherwella z Nie patrz w górę (2021) Adama McKaya, miliardera i we własnym mniemaniu geniusza, który przekonuje przywództwo Stanów Zjednoczonych, by zamiast zmienić kurs zmierzających w kierunku Ziemi asteroidy przy pomocy odpowiednio umieszczonych ładunków jądrowych, rozbić ją na mniejsze części, które bez większej szkody będą mogły spaść do oceanu. Wszystko po to, by móc komercyjnie wykorzystać obecne w asteroidzie metale ziem rzadkich.
Technologia, jakiej Isherwell używa do tej misji, oparta jest jednak na teoriach, które nie przeszły przez właściwy proces akademickiej weryfikacji. Gdy projekt miliardera kończy się klęską, jest już za późno, by cokolwiek zrobić ze zmierzającą w stronę ziemi kosmiczną skałą – ludzkość jest skazana na zagładę w kosmicznej katastrofie. Johnson w Glass Onion, podobnie jak McKay w filmie zeszłego roku mówią: albo coś naprawdę zmienimy w tym, jak urządzone jest nasze społeczeństwo, albo jego obecny kształt doprowadzi do katastrofy.
czytaj także
Glass Onion i Nie patrz w górę mają też podobne wady. Tempo czasem w nich siada, mogłyby być krótsze (zwłaszcza film McKaya), niekiedy obierają sobie zbyt łatwe cele, a ich diagnozy społeczne są czasem bardzo grubo ciosane. Ale obie produkcje to błyskotliwa, miejscami autentycznie zabawna, a przy tym melancholijnie dołująca rozrywka trzymająca rękę na pulsie realnych problemów. W dodatku zdolna przyciągnąć przed ekrany miliony widzów na całym świecie. Przy wszystkich słabościach takiego kina, biorę taką formułę popularnego filmowego widowiska na okres świąteczno-noworoczny z podziękowaniem.