Za jeden z ważniejszych warunków zabezpieczenia się przed zagrożeniem ze strony Ukraińców uznano doprowadzenie w Ukrainie do prawie całkowitego wykreślenia pamięci o jej przeszłości, o jej historii. Z tego powodu bezpardonowo „wymazywano” z historii wszystkie te okresy, które wyraźnie odróżniały ukraińską historię od rosyjskiej. O ukraińskiej pamięci historycznej z Jarosławem Hrycakiem rozmawia Iza Chruślińska.
Jarosław Hrycak jest dla Ukrainy kimś znacznie więcej niż historykiem. Odgrywa rolę sumienia narodu, bo potrafi mówić mu nawet najtrudniejsze prawdy. Potrafi to robić także wobec nas. A że ma wiedzę, zdolność syntezy, ale i pamięć do szczegółu, a do tego także czyni to w sposób wyważony, delikatny i mądry, rozbraja w ten sposób nawet najbardziej skomplikowane kontrowersje. Jest najlepszym ambasadorem, jakiego może mieć państwo – pisze Sławomir Sierakowski we wstępie do książki Zrozumieć Ukrainę. Historia mówiona, w której z ukraińskim historykiem Jarosławem Hrycakiem rozmawia Iza Chruślińska.
**
Iza Chruślińska: W wielu swoich wypowiedziach zwracałeś uwagę na to, że kiedy w 1991 roku Ukraina odzyskała niepodległość, ukraińska pamięć historyczna była zatarta.
Jarosław Hrycak: Uważam, że na żadnym innym obszarze Europy Wschodniej pamięć historyczna nie była tak represjonowana i tak zgnębiona jak w Ukrainie. Przez dekady ogromne obszary pamięci narodowej były przez reżim sowiecki świadomie blokowane.
Żeby uzmysłowić polskiemu czytelnikowi, jak wiele jest do nadrobienia, dam przykład z własnego podwórka. Moje pokolenie wyrastało w latach 70. jako pokolenie „pozbawione pamięci”. Oprócz rodzinnych historii nie znaliśmy tego, co było przed nami. Domyślaliśmy się, docierały do nas jakieś strzępki, na przykład wiedza o UPA, ale to była kropla w morzu. Długo nie wiedziałem, kim był na przykład Mykoła Chwylowy, o wydarzeniach na Wołyniu dowiedziałem się dopiero jakoś w końcu lat 80., nie wiedziałem nic o istnieniu galicyjskich Żydów. Istniała oficjalna radziecka polityka zbiorowej amnezji.
Co więcej, to zjawisko nie dotyczyło tylko pamięci kolektywnej, ale także nauk historycznych. Kiedy w pierwszej połowie lat 80. pisałem pracę doktorską, od razu mnie uprzedzono, abym nie wspomniał nazwiska Mychajły Hruszewskiego, gdyż nawet powołanie się na niego uważano za ukrytą popularyzację tej postaci. Ale już zupełnie inaczej było w odniesieniu do postaci rosyjskich. Nie istniał zakaz umieszczania informacji na temat znanych historyków rosyjskich tworzących przed 1917 roku, takich jak na przykład Michaił Kluczewski albo Siergiej Sołowiow, którzy byli znacznie bardziej reakcyjni z punktu widzenia reżimu komunistycznego. A Hruszewski był przez jakiś czas członkiem Radzieckiej Akademii Nauk!
Tylko bardzo niewielka część ukraińskiej historii, nawet zafałszowanej, była upubliczniona. A to oznaczało, że wiedza o ukraińskiej historii była naprawdę znikoma. O tak ważnych wydarzeniach, jak bitwa pod Konotopem, Krutami, Makiwką, nie mówiąc o tragedii wołyńskiej, w ogóle nic nie wiedziano.
czytaj także
Według jakich kryteriów władze sowieckie budowały pamięć nowego typu, aby doprowadzić do „zatarcia” pamięci Ukraińców?
Ukraina była największą nierosyjską republiką ZSRR, od niej więc zależał fakt istnienia samego Związku Radzieckiego. Kreml nigdy nie miał całkowitego zaufania ani do samych Ukraińców, ani do ukraińskich elit partyjnych, gdyż w krytycznych momentach zawsze próbowały one coś „ugrać”.
Za jeden z ważniejszych warunków zabezpieczenia się przed zagrożeniem ze strony Ukraińców uznano doprowadzenie w Ukrainie do prawie całkowitego wykreślenia pamięci o jej przeszłości, o jej historii. Z tego powodu bezpardonowo „wymazywano” z historii wszystkie te okresy, które wyraźnie odróżniały ukraińską historię od rosyjskiej. Oficjalnie nie zaprzeczano, że ukraińska historia miała swoje osobliwości, ale pokazywano je nie jako narodowościowe, a jako etniczno-folklorystyczne, na przykład przyznawano, że Ukraińcy gotowali inny barszcz albo mieli odmienne od rosyjskich tańce. Ale przemilczano wszystkie te różnice, które miały wyraźnie odmienny narodowy charakter, gdyż uznanie Ukraińców za osobny naród mogło automatycznie doprowadzić do przyznania im politycznej odrębności, co znowu stawiałoby istnienie ZSRR pod znakiem zapytania.
Nie mówiono na przykład o postaci Mazepy, o ukraińskiej rewolucji lat 1917–1920, ukraińskim odrodzeniu kulturalnym lat 20., ukraińskim ruchu narodowowyzwoleńczym, podobnie jak nie mówiono o Żydach w Ukrainie i Tatarach krymskich. Ponadto każda forma nacjonalizmu, a szczególnie ukraińskiego, przedstawiana była jako największe zagrożenie, gorszy był tylko faszyzm. Ta propaganda kreowała obraz Ukraińca z nożem ociekającym krwią albo karabinem, który stosował tortury i znęcał się nad kobietami i dziećmi.
Jak ironicznie zauważył kiedyś Norman Davis, w radzieckiej historiografii i propagandzie Ukraińcy stawali się Rosjanami zawsze wtedy, kiedy dokonywali czynów pozytywnych, oczywiście w rozumieniu radzieckim, natomiast od razu stawali się Ukraińcami, kiedy w sowieckim pojęciu ich działania były negatywne, a za takie uważano na przykład procesy narodowowyzwoleńcze.
Dlatego kiedy mówimy o historycznej pamięci Ukraińców, musimy być świadomi negatywnej roli sowieckiego dziedzictwa. Co więcej, dziedzictwo to, w znacznej mierze, pozostaje aktualne do dzisiaj. W niezależnej Ukrainie elity, które mogą artykułować i inicjować debaty na tematy historyczne, są wciąż nieliczne. Nie da się porównać tej sytuacji do sytuacji w Polsce albo nawet w Estonii. W obu tych krajach w okresie komunistycznym została zachowana ciągłość rozwoju szkół historycznych, istniały silne centra naukowe, pojawiały się ważne, z naukowego punktu widzenia, publikacje. Tego typu zjawisk w Ukrainie nie było. Nadal więc wiedza Ukraińców o własnej historii pozostaje znikoma.
Z drugiej strony mamy obecnie do czynienia z silnym przeciwstawianiem dwóch mitów: narodowego ukraińskiego i sowieckiego. Oba te mity, jak w ogóle wszystkie mity, są selektywne. Specyfika sowieckiego mitu polega przede wszystkim właśnie na narzuceniu, niespotykanej gdzie indziej, wielkiej amnezji historycznej. Mitologia zaproponowana przez ukraińską historiografię narodową nie praktykowała tak silnej amnezji, ale też wyłączała z historii Ukrainy pewne wydarzenia i postacie niezbyt dla niej wygodne.
Ten typ ukraińskiej narodowej narracji historycznej stworzył przede wszystkim Mychajło Hruszewski, a wielu ukraińskich historyków, zarówno z Ukrainy, jak i z diaspory, krytykowało go za to, że zawężał ukraińską historię, że, jak mówiono, wielkie morze ukraińskiej historii przerobił w malutki potoczek. I ten potoczek nazywał walką o tożsamość narodową i niepodległość. Jasne więc, że w tym „potoczku historii” znalazła się historia tylko wybranych regionów i miast. Znajdują się w nim Lwów i Kijów, czasami pojawia się Charków, ale nie ma miejsca na Donbas, Chersoń, Mikołajów ani na Odessę. Można by powiedzieć, że to taki lwowsko-kijowski typ narracji historycznej.
Stare komunistyczne mity odchodzą w przeszłość, nowe – czy może lepiej powiedzieć: „przefarbowane” stare mity, jak narodowy mit ukraiński – zaczęły odradzać się w końcu lat 80. Część przedstawicieli ukraińskich świadomych elit próbuje „wycisnąć” z pamięci mity sowieckie i zastąpić je mitem narodowym. Jak na razie sytuacja jest raczej patowa: komunistyczne mity nadal pozostają dosyć żywotne, a znowu mit narodowy nie ma dostatecznie silnego rezonansu wśród sporej części społeczeństwa, szczególnie wśród jej miejskiej części, na wschodzie i południu Ukrainy.
Uważam, że we współczesnej Ukrainie droga propagowania mitu narodowego, który miałby zastąpić tamten stary sowiecki, wiedzie donikąd. Podążając takim szlakiem, wyłączamy pewną część Ukrainy z tej wspólnej pamięci. W ten sposób tworzymy drugą Ukrainę, która nie mieści się w tego typu narracji, w koncepcji ukraińskiej historii. Dlatego, moim zdaniem, bardzo ważne jest kreowanie takiego sposobu myślenia, pisania i odpowiednio – tworzenia takiej pamięci historycznej, która by włączała wszystkie regiony Ukrainy. Aby pokazywała, że różnorodność nie jest oznaką słabości, a na odwrót – w pewnych okolicznościach może stać się oznaką siły. Ale w każdym wypadku jest normalnym zjawiskiem, z jakiego należy korzystać, a nie nad nim rozpaczać.
Kulturze rosyjskiej należy się dużo większa kara niż bojkot [rozmowa]
czytaj także
Kiedy mówimy o problemach Ukraińców z pamięcią historyczną, nie możemy pominąć w tym kontekście roli elit politycznych, które po 1991 roku wykorzystywały manipulację historią do celów politycznych. Najsilniej zjawisko to funkcjonowało za czasów prezydentury Leonida Kuczmy, ale także po pomarańczowej rewolucji. W nieco innej formie manipulacja historią trwa nadal. Jakie były kolejne etapy tego procesu po 1991 roku?
Po utworzeniu niezależnej Ukrainy w 1991 roku, mając świadomość zniszczeń dokonanych przez władze radzieckie, ukraińskie elity musiały zadbać o stworzenie na nowo pamięci historycznej. Także po to, aby mogła ona nadać legitymizację młodemu ukraińskiemu państwu. Te elity nie miały zresztą wyboru, inna rzecz, że każda kolejna władza po 1991 roku robiła to na swój sposób, często nieodpowiadający obiektywnie pojmowanym interesom Ukraińców.
I tak, Leonid Krawczuk mówił o ukraińskiej historii, interpretując ją w zależności od tego, do kogo się zwracał – inaczej na wschodzie, a inaczej na zachodzie Ukrainy. Zresztą to balansowanie w rezultacie niewiele mu pomogło. Wschód Ukrainy i tak przyjmował jego politykę jako nacjonalistyczną, w 1994 roku głosując na Leonida Kuczmę. Ten ostatni wybrał inną taktykę, próbował połączyć dwa dyskursy, sowiecki i narodowy.
I tak na przykład w tym samym czasie, kiedy mówił, że władze gotowe są uznać status żołnierzy UPA jako strony walczącej w drugiej wojnie światowej, ukazało się rządowe rozporządzenie ustanawiające obchody rocznicy zjednoczenia Ukrainy i Rosji, czyli Perajasławskiej Rady, czy ustanawiające uroczyste obchody, na najwyższym państwowym szczeblu, osiemdziesiątej piątej rocznicy urodzin byłego pierwszego sekretarza KC KPU, Wołodymyra Szczerbyckiego.
Kuczma i jego otoczenie manipulowali ukraińską historią, manipulowali pamięcią tych grup, które śmiało można nazwać mniejszościami – bo w Ukrainie nikt nie stanowi wyraźnej większości: ani ukraińskojęzyczni, ani rosyjskojęzyczni Ukraińcy, ani Rosjanie. Manipulacja polegała na tym, że każda z tych grup otrzymywała w prezencie od władzy jakąś symboliczną cząstkę historii, ale w taki sposób, aby żadna z nich nie dominowała.
Unikano przy tym tych elementów historii, które mogły wywołać negatywną reakcję. Ciekawy był na przykład wybór postaci do stworzonego przez Kuczmę i jego ludzi w trakcie kampanii prezydenckiej w 1999 roku kalendarza bohaterów Ukrainy, nazwanego Znaj naszych. Kalendarz ten przedstawiał historyczny panteon, który miał być wykorzystany jako element propagandowy Wśród postaci godnych uznania umieszczono tam historyka Mychajłę Hruszewskiego, ale nie było Symona Petlury, a już zupełnie nie mogło być mowy o Stepanie Banderze. Znaleźli się tam również Rosjanie związani z Ukrainą, jak lekarz Mykoła Amosow, nie było Michaiła Bułhakowa, który długo zajmował stanowisko antyukraińskie. Strategia Kuczmy okazała się jednak krótkowzroczna, nie przyniosła większych sukcesów. W końcu stało się jasne, że społeczeństwo nie akceptuje takich manipulacji.
Wiktor Juszczenko przed pomarańczową rewolucją nie używał w wystąpieniach politycznych retoryki historycznej. Jego program miał się koncentrować wokół hasła: „Ukraińcy mają prawo do godnego życia, mają prawo do tego, by być bogatym narodem”. Takie podejście przyciągało do niego ludzi o różnych poglądach.
Nawiasem mówiąc, Janukowycz próbował postępować tak samo, tylko zamiast o godności mówił o zapewnieniu stanowisk pracy, o emeryturach. A kiedy nie wypadało mu milczeć, wybierał ostrożne sformułowania. „Przekazywał” rolę konfrontacyjną w łonie Partii Regionów innym jej członkom. Nikt o tym teraz nie pamięta, ale kiedy Janukowycz był premierem za czasów prezydentury Kuczmy, powiedział, że nie da się wybrać przez ani jednego weterana UPA w Doniecku, ani przez jednego weterana Armii Czerwonej we Lwowie. Okazało się potem, że większości Ukraińców takie podejście odpowiada.
Jednym z najistotniejszych elementów przywracania pamięci zbiorowej Ukraińcom jest Wielki Głód lat 1932–1933. Nie bez problemów, ale udało się, w znacznej mierze dzięki Wiktorowi Juszczence, przywrócić to wydarzenie do pamięci historycznej w Ukrainie. Juszczenko prowadził dość aktywną politykę historyczną w Ukrainie. Jak, w twojej ocenie, wypadają działania podjęte przez niego w tym zakresie?
Wydaje się, że przywrócenie pamięci o Wielkim Głodzie było przeprowadzić najłatwiej, gdyż wokół tego tragicznego wydarzenia istniało, mimo wszystko, najmniej sporów. Ukraińcy zachowali pamięć o Wielkim Głodzie, mimo że stanowił on i nadal stanowi, choć już coraz mniej, wielką traumę. Z pewnością działania Juszczenki w tym kontekście można uznać za jego największy sukces.
Ukraińcy są zgodni co do tego, aby uznać Wielki Głód za swoją narodową tragedię, ale kiedy zaczynają się dyskusje na temat określenia charakteru tego wydarzenia, natychmiast dochodzi do sporów. Co zresztą także przekłada się na poziom polityczny. Przypomnijmy kłótnie w ukraińskim parlamencie podczas debaty w momencie przyjmowania w 2006 roku ustawy o Wielkim Głodzie lat 1932–1933. W społeczeństwie ukraińskim część osób, szczególnie mieszkańców wschodnich i południowych regionów, nie chce uznać tego wydarzenia za ludobójstwo popełnione na ukraińskim narodzie, a taki jest kierunek działań i sposób myślenia Wiktora Juszczenki.
Juszczenko był pierwszym prezydentem niepodległej Ukrainy, który często i w stanowczy sposób mówił o historii. Z jego wypowiedzi widać, że znajduje się pod wpływem tradycji myślenia narodowego. On nie tylko wierzy, że Ruś Kijowska była ukraińska, uważa, że ukraińskie korzenie można już datować na kilka tysiącleci przed narodzeniem Chrystusa.
Oczywiście należy uznać wielkie zasługi Juszczenki w przywracaniu pamięci o Wielkim Głodzie 1933 roku, a także w działaniu na rzecz pojednania weteranów Armii Czerwonej i UPA. Ale poza tym jego polityka pamięci doprowadziła do polaryzacji społeczeństwa, jak się to już zdarzyło za prezydentury Leonida Krawczuka. Także ciągłe odwoływanie się Juszczenki do tych ukraińskich symboli narodowych i historycznych, które mają wydźwięk antyrosyjski, jak na przykład przy okazji rocznicy bitwy pod Konotopem, gdzie Kozacy rozbili wojska rosyjskie, antagonizuje dużą część ukraińskiego społeczeństwa.
czytaj także
Dwoje jego głównych oponentów, Wiktor Janukowycz i Julia Tymoszenko, stosowało inną taktykę. Wybierali milczenie w odniesieniu do tematów historycznych. Rozumiejąc, że skoro historia dzieli Ukraińców, a oni chcą wygrać w czasie wyborów prezydenckich w 2010 roku, musieli zdobyć, choćby minimalne, poparcie elektoratu swoich przeciwników politycznych.
Mieli za to w swoim najbliższym otoczeniu partyjnym ludzi, którzy, jeśli trzeba, wykorzystywali tematykę historyczną. BjuT, partia Julii Tymoszenko, próbowała wygrywać pewne kwestie narodowe, kiedy potrzebowała poparcia tej części społeczeństwa, dla której są one ważne. Partia Regionów natomiast z tych samych powodów akcentowała prosowiecką wersję historii w kontaktach z elektoratem na wschodzie i południu Ukrainy. Oczywiście w takiej strategii bardzo silnie obecny jest element gry politycznej.
Wydaje się, że pamięć historyczna należy do tych czynników, które nadal najbardziej dzielą Ukraińców. Czy można jednak mówić o pewnej ewolucji tego zjawiska?
Pamięć historyczna nie tylko dzieli, ale często też łączy. Podobnie jest w Ukrainie. W ukraińskim kontekście mamy do czynienia z dość prostą zasadą: im wcześniej miały miejsce wydarzenia historyczne, tym łatwiej jest Ukraińcom dojść do konsensusu wokół nich. I na odwrót, im bliżej współczesności do nich doszło, tym ostrzejsze kłótnie i dyskusje wzbudzają. Większość Ukraińców jest zgodna co do tego, że Ruś Kijowska ma o wiele więcej związków z Ukrainą niż z Rosją. Większość z nich akceptuje także mit kozacki. Najwięcej kontrowersji i negatywnych emocji budzą wydarzenia, które miały miejsce w XX wieku. Dzieje się tak dlatego, że żyją jeszcze pokolenia, dla których pamięć tych wydarzeń jest nadal żywa. Można przewidzieć, iż w miarę, jak pamięć o wydarzeniach XX wieku będzie odchodziła w przeszłość, konflikt różnych pamięci będzie się osłabiać.
Świat nie jest przyzwyczajony do wojen, które toczą się w demokratycznych państwach
czytaj także
Ciekawym zjawiskiem jest ewolucja stosunku Ukraińców do okresu rewolucji i wojny domowej lat 1917–1920. Te wydarzenia już nie dzielą Ukraińców tak bardzo jak kiedyś. Choć części z nich nadal trudno zaakceptować postać Symona Petlury, to dość łatwo do panteonu bohaterów narodowych włączono Nestora Machnę. Jedną z decydujących przyczyn tej akceptacji był fakt, że Machno odpowiada na społeczne zapotrzebowanie wschodniej i południowej Ukrainy. To dla nich „swój”.
Przez długi czas postać Nestora Machny była, jeśli można tak powiedzieć, niczyja, pozostawała „niezagospodarowana”. W okresie rewolucji i wojny domowej głosił on hasło: „Bij białych, aż staną się czerwoni, bij czerwonych, aż staną się biali”. Walczył ze wszystkimi. Mamy więc do czynienia z postacią, z której można zrobić symbol niezależności, a także uosobienie regionalnego patriotyzmu. Armia Machny była niezwykle skuteczna i odnosiła sukcesy, ale wtedy, gdy walczyła na swoim terytorium. Mało kto wie, że „taczanki”, którymi tak chwalili się potem bolszewicy, wymyślił Machno. Żołnierze Machny, którym udało się stworzyć armię skutecznie walczącą ze wszystkimi, awanturniczą, ale broniącą „swoich”, są dla części Ukraińców nowym wcieleniem mitu o Kozakach, wolnych, bohaterskich, ale i zawadiackich, czasem zbójników. Dlatego postać Machny zaspokaja potrzebę istnienia takiego mitu na wschodzie Ukrainy.
Czy możesz podać przykład postaci historycznej, która by jednoczyła wszystkich Ukraińców?
Najpopularniejsze są postaci dwóch Szewczenków: Tarasa Szewczenki, ukraińskiego wieszcza narodowego, i Andrija Szewczenki, piłkarza. Pierwszy symbolizuje historyczny mit Ukrainy, drugi jest uosobieniem współczesnego ukraińskiego sukcesu międzynarodowego.
Jest też Bohdan Chmielnicki, którego popularność buduje się na gruncie ambiwalentności tej postaci. Dla jednych pozostaje on symbolem twórcy państwa ukraińskiego, dla innych jest symbolem postaci, która „połączyła” Ukrainę z Rosją. W rezultacie Chmielnicki staje się dobrym symbolem i dla ukraińskich patriotów, i dla sympatyków silnych związków Ukrainy z Rosją.
Są jeszcze postaci, które były uznane i przez historię ukraińską, i przez radziecką. Chodzi o Iwana Frankę i Łesię Ukrainkę, dlatego też oboje zachowali status bohaterów narodowych.
Pośród symbolicznych postaci powszechnie akceptowanych w ostatnim okresie, z wyjątkiem sportowców i gwiazd show-biznesu, ciekawa jest postać kijowskiego lekarza, chirurga, Rosjanina, Mykoły Amosowa. Był on człowiekiem rozumnym, wielkiego serca jako lekarz. Uosabia on rosyjskojęzyczną kulturę w Ukrainie, dlatego jego postać jest popularna w różnych regionach kraju.
Są jednak także postaci, których negatywna ocena jednoczy Ukraińców. Przede wszystkim należy do nich Stalin. Stosunek do całkowicie odróżnia Ukraińców od Rosjan: o ile dla Rosjan Stalin pozostaje bohaterem narodowym, przez zdecydowaną część Ukraińców jest uznawany za postać negatywną, odpowiedzialną za cierpienia i zniszczenia na Ukrainie. Dla Rosjan Stalin pozostaje tym, kto stworzył silne państwo radzieckie. Ponadto Stalin stawił czoło Niemcom. Był zwycięzcą, nie tyranem.
czytaj także
Czy są jakieś elementy pamięci historycznej, poza stosunkiem do Stalina, które odróżniają Ukraińców od Rosjan?
Moim zdaniem, największa różnica polega na stosunku do wojny, o ile bowiem stosunek do drugiej wojny światowej łączy Rosjan, o tyle Ukraińców najbardziej dzieli.
Różnice te dobrze odzwierciedlają odmienne doświadczenie historyczne jednych i drugich. Bolszewicy, radziecka władza, zwyciężyli na całym terytorium etnicznie rosyjskim w tym samym czasie, po rewolucji październikowej. W latach 40. zdecydowana większość Rosjan uważała Związek Radziecki za swoją ojczyznę. W czasie drugiej wojny światowej, a zwłaszcza w jej końcowym okresie, utożsamiano się z nim jak z krajem zwycięskim. A jeszcze w ostatnich miesiącach pierwszej wojny światowej i rewolucji 1917 roku sytuacja wyglądała inaczej. Rosjanie byli jednak silnie podzieleni na zwolenników białych i zwolenników bolszewików.
W okresie drugiej wojny światowej żadnych tego rodzaju podziałów już nie było. W Ukrainie sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Większa część terytorium Ukrainy, centralna, południowa i wschodnia, stała się częścią Związku Radzieckiego już po zakończeniu pierwszej wojny światowej, ale zachodnia Ukraina weszła w jego skład dopiero po drugiej wojnie. W latach 1939–1945 istniało wśród Ukraińców wiele podziałów, poczynając od tych wynikających z odmiennego stosunku do Niemców, poprzez odmienny stosunek do Sowietów, aż po chociażby poważne podziały, które istniały w łonie OUN i UPA między tak zwanymi banderowcami a melnykowcami i tak dalej. Tak więc Ukraińcy byli bardzo mocno podzieleni na różne, antagonistyczne obozy przez całą drugą wojnę, a także tuż po niej. Te ówczesne wewnętrzne konflikty znajdują odzwierciedlenie we współczesnej pamięci zbiorowej.
*
Rozmowa jest fragmentem książki Zrozumieć Ukrainę. Historia mówiona, która ukazała się właśnie nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej. To drugie, poszerzone wydanie książki Ukraina. Przewodnik KP, zaktualizowane i opatrzone nowym posłowiem Jarosława Hrycaka. Wstęp do nowego wydania napisał Sławomir Sierakowski. W publikowanym fragmencie pominięto przypisy.
**
Jarosław Hrycak (1960) – historyk, profesor Ukraińskiego Katolickiego Uniwersytetu we Lwowie, dyrektor Instytutu Badań Historycznych na Uniwersytecie I. Franki we Lwowie. Wykładał m.in. na Uniwersytecie Środkowoeuropejskim w Budapeszcie (1996–2009), Uniwersytecie Harvarda (2000, 2001) i Uniwersytecie Columbia (1994, 2004). Autor ponad czterystu publikacji poświęconych historii i współczesnej tożsamości Europy Środkowo-Wschodniej (m.in. opublikowanych po polsku książek Historia Ukrainy 1772–1999. Narodziny nowoczesnego narodu oraz Nowa Ukraina. Nowe interpretacje). W Wydawnictwie Krytyki Politycznej ukazał się wywiad rzeka z Jarosławem Hrycakiem pt. Ukraina. Przewodnik Krytyki Politycznej (2009).
Iza Chruślińska – absolwentka wydziału pedagogiki Uniwersytetu Warszawskiego i studiów III cyklu w Institut National des Langues et Civilisations Orientales w Paryżu. Od drugiej połowy lat 90. ubiegłego wieku aktywnie uczestniczy w działaniach na rzecz współpracy i dialogu polsko-ukraińskiego. W latach 2007–2008 pracowała w Kijowie jako koordynatorka Planu Działań Rady Europy i Unii Europejskiej w dziedzinie mediów dla Ukrainy. Od 1994 roku współpracuje z „Przeglądem Politycznym”, publikowała w „Gazecie Wyborczej”, „Rzeczpospolitej”, „Więzi”, „Dialogu” i w periodykach ukraińskich: „Duch i Litera”, „Jehupec”, „Ukrajinskyj Żurnal”. Autorka książek Była raz Kultura (1994, 2003), Wiele twarzy Ukrainy (2005, z Piotrem Tymą).