Od paliwowych krezusów raczej nie usłyszycie już, że globalne ocieplenie nie istnieje. Ba, zostaniecie zapewnione, że wielkie koncerny troszczą się o klimat i planetę, a na dowód pokażą wam pęczniejące od zieleni, wiarygodnie wyglądające i w dodatku wspierane przez takie organy jak Komisja Europejska plany zrównoważonego rozwoju. To wszystko ściema.
Kiedy na początku września przeczytałam, że holenderskie miasto Haarlem zabroniło reklamowania mięsa w przestrzeni publicznej, dość szybko dałam się porwać wewnętrznemu entuzjazmowi, który kazał mi myśleć, że skoro niewyobrażalny dotychczas ban na banery z wołowinką stał się faktem, to może podobny los w globalnej skali spotka też paliwa kopalne.
Na taki krok zdecydowała się już przecież Francja, która firmy łamiące zakaz zamierza karać finansowo. Wprawdzie aktywiści zauważyli, że wprowadzone prawo nie jest do końca szczelne i nie obejmuje gazu ziemnego, ale to i tak ważny, a przede wszystkim pierwszy taki krok w Europie.
Naftowi i gazowi gracze jednak nie odpuszczają tak łatwo i wydają krocie na swoje kampanie marketingowe, w których przekonują zwykłych zjadaczy chleba, że troszczą się o planetę. Oczywiście kłamią.
PR-owa zasłona dymna
Według danych opublikowanych przez brytyjski think tank InfluenceMap, który działa w obszarze klimatu i energetyki, pięć największych koncernów paliwowych na świecie rocznie przeznacza około 750 milionów dolarów na PR dotyczący globalnego ocieplenia. Trzeba przy tym zaznaczyć, że powyższa kwota nie zawiera środków, jakie firmy płacą zewnętrznym agencjom. Wtedy sumy byłyby znacznie większe, choć już teraz robią wrażenie i mogłyby świadczyć o tym, że klimat rzeczywiście znalazł wreszcie priorytetowe miejsce w agendzie rozwoju branży Big Oil.
czytaj także
W filmikach promocyjnych Shella czy BP ich prezesi rysują przekonujące wizje wspólnej, zielonej przyszłości. Niestety to utopia, która nigdy nie nadejdzie, bo korporacjom bardziej opłaca się nakręcanie i żerowanie na kryzysie energetycznym i klimatycznym. Nie wierzycie? To spójrzcie na wyniki ExxonMobil z drugiego kwartału tego roku. Firma zarobiła 17,9 mld dolarów i trzykrotnie pobiła swój wynik z analogicznego okresu rok wcześniej.
Wszystko to można osiągnąć za sprawą niebywałej kreatywności, bezczelności i opanowanej do perfekcji sztuki manipulacji, czyli cech, których zbrodniarzom klimatycznym trochę zazdroszczę i za które ich nienawidzę jednocześnie. Nie chodzi tu jednak o moje osobiste odczucia, lecz o fakt, że naftowi giganci świetnie zarabiają i szydzą z pracy aktywistów i klimatologów, jednocześnie skazując wszystkie żyjące gatunki na zagładę i stając w jednym szeregu ze znanymi z historii architektami ludobójstw.
Argumentów potwierdzających tę tezę dostarczają dokumenty ujawnione w połowie września przez amerykańskich demokratów i towarzysząca temu publikacja raportu Big Oil Lies: What is Big Oil really doing with their massive profits?
W Stanach Zjednoczonych tamtejsza Komisja Nadzoru Izby Reprezentantów rozpoczęła publiczne przesłuchania w sprawie udziału wielkich koncernów naftowych w napędzaniu globalnego kryzysu klimatycznego. Większość z nich uczestniczy w dochodzeniu niechętnie lub wcale. Jednak materiał dowodowy, zgromadzony przeciwko takim korporacjom jak Shell, Exxon i Chevron, jasno świadczy o tym, że latami wprowadzały one opinię publiczną w błąd, ukrywając swój rzeczywisty wkład w zmianę klimatu oraz udając starania na rzecz złagodzenia skutków środowiskowych swojej działalności.
Badano przede wszystkim strategię PR-ową i marketingową stosowaną przez branżę Big Oil w ostatnich latach (a więc czasie, gdy zaprzeczać wzrostowi globalnej temperatury po prostu już nie wypada), a także korespondencję mailową prowadzoną wewnątrz firm. Z wiadomości bije przede wszystkim arogancja i cynizm, bo – jak wskazują zaangażowani w śledztwo demokraci Carolyn Maloney i Ro Khanna – pomimo składanych w kampaniach reklamowych obietnic o przekształceniu swoich biznesów w neutralne klimatycznie lub chociaż mniej emisyjne, nafciarze nadal oddani są działaniom na rzecz zapewnienia „długofalowej przyszłości paliwom kopalnym”.
Robią to w wyjątkowo perfidny sposób. Kłamią, ale nie – jak przez dekady – mówiąc, że planeta się nie ogrzewa, lecz zapewniając, że redukują ilość generowanych gazów cieplarnianych, wykorzystując „sztuczki księgowych, podchwytliwy język i taktykę opóźniania”, a także fałszywie umieszczając się na pozycji liderów transformacji, choć tak naprawdę są jej głównym hamulcowym.
Sprytnie wymyślił to sobie na przykład koncern BP, który zmienił nazwę na Beyond Petroleum i chwalił się, że dzięki stosowanej przez siebie specjalistycznej technologii sekwestracji dwutlenku węgla (z ang. CCS – carbon capture and storage; proces ten polega na wychwytywaniu CO2 z punktowych źródeł zanieczyszczeń i składowaniu go w taki sposób, by nie dostał się do atmosfery) stanie się bardziej przyjazny klimatowi.
Gazy cieplarniane przyjazne roślinom? Takimi bzdurami karmią nas koncerny paliwowe
czytaj także
Naukowcy wskazują jednak, że usunięcie tony gazu z atmosfery nie równoważy tego, co już wyemitowano. Aby osiągnąć cele klimatyczne określone w porozumieniu paryskim, trzeba ściąć emisje do zera, a nie generować kolejne i liczyć, że będziemy je sobie z łatwością „kasować” czy podejmować działania offsetowe będące fikcją, a nie ratowaniem planety. Przyroda tak nie działa. Czy BP o tym wie? Owszem, ale spece od PR-u przestrzegają pracowników w mailach cytowanych przez demokratów, by komunikowali CCS jako działanie proklimatyczne, a nie dalszą eksploatację Ziemi.
Z kolei Chevron i Exxon w 2019 roku naciskali na organy międzynarodowe, by te złagodziły cele określone w porozumieniu paryskim. Oficjalnie jednak usłyszycie, że koncerny z całych sił wspierają międzynarodowy plan ochrony klimatu przed niebezpiecznym wzrostem globalnej temperatury o więcej niż 1,5 st. C. Co jak co, ale antyklimatyczny lobbing giganci paliwowi mają w małym paluszku.
„Kadry kierownicze Big Oil śmieją się z ludzi próbujących chronić naszą planetę, świadomie pracując w tym czasie nad jej zniszczeniem” – stwierdził jeden z demaskatorów oszustw klimatycznych, Ro Khanna. Polityk, będący też przewodniczącym podkomisji nadzorczej ds. środowiska, jako przykład kompletnego „braku szacunku” podał maila, w którym dyrektor odpowiedzialny za komunikację w BP, Tom Wolfe, drwił z jednego z najważniejszych ekologów zaangażowanych w walkę o klimat, Billa McKibbena, oraz włączonych w nią ruchów klimatycznych, jak Sunrise Movement.
Sześć dowodów na to, że Unia wcale NIE jest taka zielona, jak ją malują
czytaj także
Choćby z tego względu nasze zaufanie do paliwowych potentatów powinno być mocno ograniczone, a najlepiej – tak jak emisje – zerowe.
Błękitny wodór i inne bajki
Gdyby wam jednak było wciąż mało, polecam zapoznanie się ze wspomnianym raportem. Przygotowana we współpracy organizacji Fossil Free Media z twórcami kampanii Stop the Oil Profiteering publikacja w bardzo sprawny i przystępny sposób wyjaśnia, jak koncerny windują w górę swoje i tak horrendalnie wysokie zyski, a także nami manipulują.
Lista stosowanych przez Shella, BP czy Chevron sztuczek i strategii jest dość długa, ale wśród najważniejszych warto wymienić chociażby skupianie się realizowaniu celów redukcji emisji w jak najbardziej oddalonej przyszłości. Taka perspektywa nie pozwala tu i teraz powiedzieć: „sprawdzam”, lecz kupuje klimatycznym bandytom czas, a tak naprawdę pozwala im w nieskończoność puszczać z dymem kolejne zasoby Ziemi.
Koncerny budują swój zielony PR również na całkowitym ignorowaniu tzw. emisji z trzeciego zakresu (z ang. scope 3; czyli tych pośrednich, powstałych np. w wyniku podróży służbowych, transportu i wytworzenia surowców lub półproduktów, zagospodarowania odpadów itp.), a także posługiwaniu się wprowadzającym w błąd opinię publiczną, organy kontroli oraz inwestorów pojęciem zerowych emisji netto.
czytaj także
Co one oznaczają? Że firmy nadal zamierzają uwalniać gazy cieplarniane do atmosfery, ale swoje szkody będą kompensować, np. sprawą sadzenia drzew, sekwestracji CO2 i innych rzekomo proekologicznych i proklimatycznych rozwiązań. Nie jest to absolutnie równoznaczne z osiągnięciem neutralności klimatycznej, którą nafciarze lubią wycierać sobie gęby i bez której – jak zgodnie twierdzi świat nauki, w tym Międzyrządowy zespół ds. Zmiany Klimatu (IPCC) – nie da się zatrzymać globalnego ocieplenia na względnie bezpiecznym poziomie 1,5 st. C. Tu nie ma miejsca na negocjacje. Od spalania węgla i innych paliw trzeba odejść natychmiast.
Zamiast tego słyszymy jednak, że koncerny są na dobrej drodze do wprowadzenia w obieg nowego paliwa kopalnego, jak błękitny wodór, albo zastępowanie ropy gazem, co ma tyle wspólnego z neutralnością klimatyczną co posłowie Konfederacji z rigczem. InluenceMap potwierdza, że o masowym inwestowaniu w prawdziwie czystą energię nie ma mowy, i szacuje, że w 2022 roku pięć największych paliwowych kompanii nie przeznaczy na to w sumie więcej niż 12 proc. swoich wydatków.
Politycy w jednej drużynie ze szkodnikami
Fałszywe zaangażowanie klimatyczne liderów Big Oil zaprojektowano w jednym celu: opóźniania w nieskończoność transformacji energetycznej i wszystkich procesów, które do niej prowadzą, a więc wprowadzania regulacji prawnych, wywierania presji publicznej na koncernach i pociągania ich do odpowiedzialności za katastrofę, jaką nam zgotowali.
Niestety decydenci polityczni im przyklaskują. Wśród nich jest Komisja Europejska, która uchwaleniem kształtu taksonomii unijnej, czyli włączeniem do niej m.in. gazu jako „zielonego” źródła energii, ściągnęła na siebie krytykę wielu środowisk aktywistycznych i naukowych. Z tego powodu grupa pięciu organizacji doradczych, reprezentujących społeczeństwo obywatelskie, postanowiła zrezygnować z dalszego partycypowania w tworzeniu strategii zrównoważonego finansowania.
Ta ostatnia, jak czytamy na stronie KE, określa „szereg inicjatyw mających na celu przeciwdziałanie zmianie klimatu i zaradzenie innym wyzwaniom środowiskowym, przy jednoczesnym zwiększeniu inwestycji w transformację UE w kierunku zrównoważonej gospodarki oraz zwiększeniu udziału małych i średnich przedsiębiorstw (MŚP) w tym procesie”, a także europejski standard zielonych obligacji.
Europejska Organizacja Konsumentów (BEUC), Birdlife Europe and Central Asia, Environmental Coalition on Standards (ECOS), Transport & Environment oraz Biuro Polityki Europejskiej WWF stwierdziły jednak, że władza wykonawcza UE „ingeruje politycznie” w ich pracę i ignoruje zalecenia dotyczące finansowania elektrowni jądrowych i gazowych, uginając się pod ciężarem lobbingu rządów i firm uznających te źródła energii za przyjazne klimatowi.
W szczególności uderzające jest to, że rekomendacje ekspertów obejmowały wprowadzenie takiego kryterium, które za „zielone” uznawałby jedynie te elektrownie, które emitują mniej niż 100 gramów dwutlenku węgla na kilowatogodzinę. Takich miejsc w Europie nie ma. Co więc zrobiła KE? Zmieniła przepisy w taki sposób, aby uwzględnić w nich te elektrownie gazowe, które emitują mniej niż 270 g CO2e/kWh lub mają roczne emisje poniżej 550 kg CO2e/kW w ciągu 20 lat.
W USA z kolei sektor paliwowy przeznaczył w 2021 roku ponad 115 milionów dolarów na lobbing polityczny, opłacając w sumie 746 osób odpowiedzialnych za przeciwdziałanie transformacji w porozumieniu z politykami, również tymi z Partii Demokratycznej. Szerokim echem odbiła się sprawa Joe Manchina, senatora z Zachodniej Wirginii, który sabotował realizację celów klimatycznych swojego ugrupowania. Dowiedzieliśmy się o tym dzięki nagranym przypadkiem przechwałkom lobbysty, który regularnie odwiedzał Manchina.
czytaj także
Jednocześnie autorzy raportu wskazują, że presja wywierana na nafciarzy rośnie, ponieważ nie tylko amerykański Kongres wreszcie próbuje dobrać im się do skóry. Podobne działania podejmowane są na drodze prawnej. Za przykład niech posłuży nam chociażby wygrana aktywistów z Shellem, któremu sąd odmówił poszukiwania złóż ropy i gazu u wschodnich wybrzeży RPA. Na koncerny zaczynają też naciskać inwestorzy i akcjonariusze, co dość mocno przypomina historię upadku przemysłu tytoniowego. „Po tym, jak szefowie Big Tobacco skłamali przed Kongresem w 1994 roku, stwierdzając pod przysięgą, że nie wiedzieli o właściwościach uzależniających nikotyny, ich kolos zaczął się walić” – czytamy w analizie. Trzymamy kciuki, by Big Oil poszło w ich ślady.