Pan Czarek zatrudnia kilka młodych dziewczyn, które zagrają u niego w reklamie. I to w jakiej! Takiej, jakie robiono kiedyś, zanim świat stanął na głowie, zanim baby zaczęły się zmieniać w facetów, zaburzając erekcję porządnych mężczyzn.
- Reklama przestrzeni biurowej w Warszawie stała się viralem, którego nikt się nie spodziewał w 2022 roku.
- W rolę seksistowskiego prezesa firmy wcielił się sam agent nieruchomości Cezary Brzoski.
- Jego kuriozalny filmik został skrytykowany za seksualizację kobiet-pracownic i anachroniczny seksizm.
- O komentarz poprosiliśmy pisarkę Agnieszkę Szpilę.
**
Jestem zwykłą kamerką. Nie jakąś tam za grube tysiące kupioną. Mój właściciel, Pan Czarek, kupił mnie na wyprzedaży w sklepie nie dla idiotów, choć dziwne to, że akurat tam mu sprzedali.
Kiedy podszedł do półki i położył na mnie swe lepkie ręce, poczułam od razu, że znalazłam się w rękach wariata. Sposób, w jaki się do mnie dobierał, szarpał z opakowaniem, wbrew sugestiom sprzedawcy, wyszarpywał z futerału… jego wilgotne od potu wnętrza dłoni, jego oddech, który czułam na swoim obiektywie, aż zaparowało mi szkiełko… Wszystko to świadczyło o tym, że nie był to człowiek poddany obróbce kulturowej i cywilizacyjnej, a temperamentalnie w najwyższym stopniu podejrzany.
Do tego ten jowialny okrzyk na widok obniżonej w promocji ceny! Wiedziałam już wtedy, że nie czeka mnie nic dobrego:
Ale zanim wpadł na pomysł nakręcenia reklamy apartamentów przy Żeromskiego 77, Pan Czarek użył mnie wielokrotnie, i za każdym razem przekroczył granice. Jakby nie potrafił inaczej. Jakby działały one na niego tak, jak czerwona płachta działa na byka.
Tydzień przed zdarzeniem wyszedł jak zwykle rano na balkon, ze mną, rzecz jasna, bo odkąd stał się moim panem, nie rozstawał się ze mną na krok. I zamiast normalnie nakręcić stłuczkę, do której doszło na jego oczach, wraz z numerami uciekającego z miejsca zdarzenia sprawcy, wolał rozkoszować się na dużym zbliżeniu kopulacją psów w krzewie trzmieliny.
To jeszcze nie koniec… Kilkanaście godzin później, pośrodku nocy, zainteresowany funkcją podczerwieni, filmował swoją sąsiadkę, która po kłótni z mężem wyszła na taras zapalić. Zarejestrował mną, podnieciwszy się niespodziewanie, jak rzeczona wsadza hybrydowy pazur w lewą dziurkę od nosa i wyjmuje z niej „nieczystość”, a następnie wyciera ją o żeliwną, pokrytą patynowanym złotem barierkę.
Kilka dni później, odprowadziwszy synka do prywatnego przedszkola, Pan Czarek sięgnął po mnie do kieszeni pikowanej kurtki ważącej mniej niż paczka papierosów, tfu, niż jeden papieros albo sam ustnik od niego, bo dostrzegł, że przedszkolance po wyjściu z toalety podwinęła się spódnica. Uchachał się w duszy, zarechotał piano pianissimo, by nie zdradzić się z zamiarem popełnienia voyeryzmu. Co nagrał, to jego!
Krągły poślad Panny Swiety posłuży mu przez kolejnych kilka wieczorów w sytuacjach in flagranti. A kiedy przez umysł przemknie mu myśl, że „zaraz, zaraz, w końcu to przedszkolanka syna, w dodatku jeszcze z kraju, w którym toczy się wojna”, szybko odegna ją zadziornym: „A co, w końcu jest tu za moje pieniądze!”.
„A… właśnie… pieniądze! Kurwa! Mam plan! Żeby je wreszcie pomnożyć, bo leżą odłogiem od kilku miesięcy, wystarczy wyruchać Reymonta i Przybyszewskiego Żeromskim! A konkretnie apartamentami przy Żeromskiego 77, które posiadam. Muszę je jednak jak najszybciej wynająć” – pomyślał.
„Świetna lokalizacja – serce Bielan, trzewia Żoliborza” – myśli mojego pana niczym gokarty z wesołego miasteczka zderzają się ze sobą, wprowadzając go w samozachwyt. I zaraz po nim następujący samogwałt. Za karę, w nagrodę, dla rozładowania emocji – po nieśmiertelność, po młodość, po hit – jak mówi Stephen Spielberg w Złotym Pociagu granym w Teatrze Dramatycznym w Wałbrzychu.
W tym celu Pan Czarek zatrudnia kilka młodych dziewczyn, które zagrają u niego w reklamie. I to w jakiej! Takiej, jakie robiono kiedyś, zanim świat stanął na głowie, zanim baby zaczęły się zmieniać w facetów, zaburzając erekcję porządnych mężczyzn. Narażając ich na brak pewności siebie, uwiąd i śmieszność. Nigdy, kurwa, więcej!
Ma furczeć i sterczeć. Ma zniesmaczać, ale sprzedać produkt na pniu! No i żeby było jak w The Office. Kiedy oglądał jego polską wersję, Pan Czarek stawał tyłem do ekranu i filmował siebie – mną – na tle serialu, udając, że to on jest „tym” szefem. Wczuwał się. Nareszcie oglądał coś, co rezonowało z jego prawdziwym ja.
czytaj także
A że szefa polskiego The Office gra aktor, który był twarzą kampanii wizerunkowej w mBanku – rozkminił, zacierając trzęsące się z podekscytowania ręce, że na tym oprze swego reklamowego filmu strategię!
– Ale jaki jest scenariusz? – pytają dziewczyny.
– Wy się prężycie, dumnie prezentując piersi, pośladki i nogi, dziurki w nosie i te ukryte w skąpych majteczkach, a ja sprzedaję czy wynajmuję niby was, a tak naprawdę na Żeromskiego te dwa o dużej powierzchni apartamenty.
Potem akcja toczy się wartko. Przekazuje mnie do rąk kuzynowi, który nakręcił już w życiu kilka filmów, w tym poród żony, chrzciny dziecka, łowisko suma nad Bugiem. I parę amatorskich porno, w tajemnicy przed żoną.
A to wszystko płynęło przeze mnie. Ich projekcje, fantazmaty, pragnienia. Żeby było tak jak dawniej. Zanim się to, kurwa, wszystko zaczęło. Zanim zaczęli zwalniać z pracy za posadzenie sekretarki dupą na ksero czy nakazanie jej zrobienia testu ołówka. Zanim uznano za niestosowne pytanie o wymiary podczas przyjmowania delikwentek do pracy. Zanim za obrócenie się i zagwizdanie na widok atrakcyjnie wyglądającej laski można dostać po pysku, a jeszcze okaże się, że to facet. Zanim te wyzwolone larwy powariowały i wyzbyły się wszystkiego, co od zawsze kobiece, pozbawiając nas tym samym prawa do gwałtu i natychmiastowej erekcji – prawa do przekraczania granic. Bo czy nie tym jest prawdziwa męskość?!
Pan Czarek siedzi teraz rozpostarty wygodnie w fotelu i zaciera ręce. Opluwają go internety, ale jego firma notuje największą liczbę kliknięć i polubień ever, piszą o nim portale feministyczne, a nawet jakaś popierdolona, uprawiająca seks z roślinami laska w Krytyce Politycznej.
A ja to wszystko nadal filmuję. Nawet nie wiecie, gdzie ustawił statyw.