Czy wiesz, że ponad połowa dziewczyn i kobiet na całym świecie przynajmniej raz w życiu padła ofiarą cyberprzemocy i bardziej obawia się molestowania w sieci niż na ulicy? Badania potwierdzają, że szczególnie dostaje się tym kobietom, które nie wpisują się w „tradycyjne” role, bronią praw kobiet, mniejszości, grup marginalizowanych. Niestety, coś o tym wiem.
Hejt towarzyszy mi przez większą część mojej zawodowej kariery. Na początku nie dotyczył mnie bezpośrednio, ale był częścią mojej pracy już wtedy, gdy w 2003 roku pracowałam nad pierwszym projektem ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie i do projektu wprowadziłyśmy przepis o zakazie bicia dzieci, był nią też wówczas, gdy w 2014 roku koordynowałam rządowe prace nad ratyfikacją konwencji stambulskiej. Oczywiście, sytuacja zmieniła się, kiedy zaczęłam być osobą publiczną. Jako zastępczyni Rzecznika Praw Obywatelskich powiedziałam, że przemoc ma płeć i to jest płeć męska. Ale prawdziwa agresja, nienawiść i festiwal hejtu zaczęły się, kiedy zaczęłam bezkompromisowo mówić o prawach tzw. zwierząt hodowlanych.
Prawda o tym, co ludzie robią ze zwierzętami, jest dla większości tak bolesna, że wyzwala wielkie pokłady nienawiści. Na marginesie: czasami mam wrażenie, że te same osoby – najczęściej tych samych mężczyzn – boli walka z przemocą wobec kobiet i dzieci oraz walka o prawa zwierząt.
Toksyczna „społeczność” i jej zasady
Wiem, że to, co mówię, najczęściej wykracza poza epokę, a mówię w imieniu tych, którzy przez większość są wykorzystywani i zabijani. Czy to uprawnia kogokolwiek, aby krzywdzić, ośmieszać, zniechęcać do działania? Warto także postawić pytanie: jak na hejt reagują szefowie mediów społecznościowych, właściciele miejsc, w których praktycznie bez kontroli i ograniczeń można krzywdzić innych?
„Ciesz się, że jeszcze nie ogolili cię na łyso”, „Spurek ty z dnia na dzień bardziej niedojebana jesteś”, „Spierdalaj wariatko”, „Pierdolnięta debilka” – to tylko kilka rzeczy, które napisano w moim kierunku w mediach społecznościowych. Jaka jest reakcja serwisów? „Twitter nie wykrył naruszenia reguł”.
To słyszę najczęściej – wpis nie narusza standardów naszej społeczności. Tylko czy to, co dzieje się na Twitterze, Facebooku czy Wykopie, można nazywać społecznością? Czy hejt ma stać się nową tradycją, wspólnym językiem, na którego fundamentach chcemy tworzyć nowe wspólnoty?
Tak, przemocy w internecie doświadczają wszyscy, ale cyberprzemoc wobec kobiet jest inna, specyficzna. Komentarze dotyczące wyglądu, życia rodzinnego i seksualnego, wulgarne wpisy i groźby przemocy seksualnej, w tym gwałtów, to codzienność wielu kobiet i dziewczyn na całym świecie, najczęściej aktywnych w sieci – polityczek, aktywistek, aktorek, artystek, dziennikarek.
Przemoc w sieci to po prostu nowa twarz starego wroga – przemocy, jakiej kobiety doświadczają, ze względu na swoją płeć, w domu, na ulicy, w pracy. Badania potwierdzają, że najbardziej dostaje się w sieci tym kobietom, które nie wpisują się w „tradycyjne” role, bronią praw kobiet, mniejszości, grup marginalizowanych. Doskonale wiedzą o tym Polki, które uczestniczyły aktywnie w demonstracjach za prawem do aborcji lub zabierały głos w sprawie uchodźców i uchodźczyń na polsko-białoruskiej granicy. Były za to ośmieszane, dyskredytowane, poniżane, dostawały pogróżki. Podobnych historii jest więcej, a granica między życiem wirtualnym i realnym bywa czasami bardzo cienka.
Przemoc kosztuje nawet 90 miliardów euro rocznie
Dziś już nie ma wątpliwości, że każda nowa technologia może stać się pojemną przestrzenią dla nowych form cyberprzemocy ze względu na płeć. W 2017 roku Helsińska Fundacja Praw Człowieka wydała na ten temat obszerny raport oparty na wywiadach z osobami, które doświadczyły w sieci przemocy. Kobiety zapytane o wpływ wirtualnych ataków na ich codzienne życie zazwyczaj odpowiadały, że znacznie ograniczyły swoją obecność w internecie, mówiły o towarzyszącym im poczuciu ogromnego smutku i przytłoczenia, paraliżującym strachu przed publikowaniem jakichkolwiek treści w mediach społecznościowych, o utracie poczucia bezpieczeństwa, które często rujnowało także ich życie prywatne i zawodowe. Czy zatem przemoc w sieci może doprowadzić do realnego uciszenia kobiet i eliminacji ich głosów z przestrzeni publicznej? W jakim punkcie tej dyskusji jesteśmy dziś, pięć lat po publikacji raportu?
Spurek: Cyberprzemoc ze względu na płeć jest wyzwaniem współczesności
czytaj także
Dra Zuzanna Warso, która jest współautorką wspomnianego raportu, w jednym z odcinków mojego podcastu z serii Prawo Spurek podkreśla, że od tego czasu na poziomie krajowym nie doszło do żadnych pozytywnych zmian. W Polsce przeciwdziałanie przemocy nie jest priorytetem.
Kobiety doświadczające cyberprzemocy często pod wpływem hejtu podejmują decyzję o skasowaniu kont w mediach społecznościowych i wycofaniu z debaty, co z kolei ma znaczący wpływ na ich życie zawodowe i zdrowie psychiczne. A także na jakość naszej demokracji, bo pozwalamy na uciszanie uczestniczek debaty publicznej.
To kwestia słusznościowa, ale także ekonomiczna, bo przemoc kosztuje. Biuro Analiz Parlamentu Europejskiego oszacowało, że w całej Unii Europejskiej na pomoc medyczną, psychologiczną i prawną związaną np. z nieobecnością nękanych kobiet w pracy, obniżeniem ich produktywności, leczeniem depresji, stanów lękowych czy zespołu stresu pourazowego wydaje się od 50 do 90 miliardów euro rocznie.
Mimo rosnącej skali cyberprzemocy wobec kobiet, licznych badań wskazujących na jej powszechność oraz nacisków organizacji pozarządowych to niebezpieczne zjawisko nadal nie zostało zdefiniowane ani w prawie międzynarodowym, ani w Unii Europejskiej. Nie przyjęto żadnych przepisów określających tę szczególną formę przemocy. Unia Europejska musi działać – potrzebne jest ujednolicenie przepisów prawa karnego w państwach członkowskich, tak aby wszystkie formy cyberprzemocy ze względu na płeć były uznane za przestępstwo i ścigane we współpracy z internetowymi platformami jako treści nielegalne. Potrzebna jest także powszechna i obowiązkowa edukacja na temat bezpieczeństwa i właściwych postaw w internecie.
Prawo po stronie ofiar. Czas na Unię Europejską
Dlatego w ubiegłym roku doprowadziłam do przyjęcia przez Parlament Europejski specjalnego raportu legislacyjnego w sprawie cyberprzemocy ze względu na płeć. W grudniu 2021 roku za moim raportem zagłosowało 513 posłów i posłanek, 122 było przeciw, a 58 wstrzymało się od głosu. Czasami w trakcie takich głosowań zadaję sobie pytanie, jak można być przeciwko.
Ktoś w internecie nienawidzi kobiet i grozi im gwałtem. No i co z tego?
czytaj także
W przyjętym raporcie podkreślamy, że w Unii Europejskiej brakuje odpowiednich ram prawnych do walki z tym zjawiskiem oraz do ochrony i wspierania ofiar. Potrzebujemy w całej Unii zharmonizowanych regulacji karnych, bo hejt to przestępstwo, które nie ma nic wspólnego z wolnością słowa, mediów czy działalności gospodarczej. Dlatego wzywamy Komisję Europejską do uznania cyberprzemocy ze względu na płeć za przestępstwo oraz wzywamy Radę Europejską do rozszerzenia katalogu „przestępstw w UE” o przemoc ze względu na płeć. Potrzebujemy minimalnego poziomu ochrony ofiar, zgodnie z normami konwencji stambulskiej, bo przemoc w sieci wobec kobiet jest kontynuacją przemocy uwarunkowanej płcią w realnym życiu. Parlament dał wyraźny sygnał, wezwał do konkretnych działań legislacyjnych. Teraz czas na Komisję Europejską.
Wojna nie powinna spychać hejtu na drugi plan
Czy czas wojny w Ukrainie jest odpowiedni, żeby mówić o cyberprzemocy wobec kobiet? Debata o każdej formie przemocy wobec kobiet jest debatą o jakości demokracji i naszej kultury, pozycji kobiet, ale i świadomości społecznej i prawnoczłowieczej wielkich firm, które najczęściej chcą być neutralne, również w czasie wojny. Możemy żyć w kulturze szacunku, w której każdy i każda ma prawo do życia, albo kulturze przemocy, uciszania kobiet i wykopywania ich z życia publicznego.
Mężczyźni cierpią w świecie zorganizowanym przez mężczyzn. A z kobiet robią kozły ofiarne
czytaj także
Maria Peszek śpiewa – słowa mogą ranić, słowa mogą zabić. Ale wiemy też, że od słów, języka i dzielenia ludzi zaczyna się przemoc fizyczna. Jeżeli zaczniemy ignorować słowa, to pamiętajmy, że karmimy tym kulturę przemocy. A w takiej kulturze rosną, uczą się, zdobywają i rozwijają władzę ludzie, dla których godność, bezpieczeństwo i życie ludzkie nie są żadną wartością.
Chcemy chronić świat przed wielkimi wojnami? To zacznijmy wygrywać te małe wojny, tutaj, teraz, na naszym podwórku. Bo kiedy polityka, media i społeczeństwo śpią, rodzą się upiory – a potem jest już za późno. Nie ma lepszego czasu na debatę o łamaniu praw człowieka niż czas wojny, bo wtedy jak w soczewce widać, do czego prowadzi nienawiść, przemoc i tzw. neutralność, bo wtedy widzimy, jak wiele każdy i każda z nas może zrobić.