Kraj

Polska szkoła: najpierw katecheza, potem strzelnica?

PiS nie chce bezpieczeństwa dzieci, tylko podkręcania gorączki wojennej i wizji powszechnej militaryzacji. To karmienie mitu małego powstańca – mówi Agnieszka Dziemianowicz-Bąk.

Katarzyna Przyborska: Mówi minister Czarnek w Telewizji Republika tak: „Dzieci widzą i słyszą wybuchy. […] Trzeba powodować u nich poczucie bezpieczeństwa. Od 1 września zdecydowanie zmieniamy edukację dla bezpieczeństwa. Wprowadzamy […] strzelanie na strzelnicy. Spowoduje to, że Polacy będą mogli się bronić”. Co pani na to?

Agnieszka Dziemianowicz-Bąk: Edukacja dla bezpieczeństwa to już dziś istniejący przedmiot, który ma na celu nauczyć między innymi rozpoznawania charakteru zagrożenia czy udzielanie pierwszej pomocy. Sam pomysł, by uzupełnić ten przedmiot o naukę obsługi broni, nie ma w sobie nic złego. Pod warunkiem że byłby on wprowadzany z głową, odpowiedzialnie, w porozumieniu z nauczycielami, mając na względzie bezpieczeństwo samych uczniów.

Zgadzamy się wszyscy co do tego − zwłaszcza w obliczu wojny prowadzonej teraz w Ukrainie − że trzeba wzmacniać bezpieczeństwo państwa. Dlatego właśnie, mimo pewnych zastrzeżeń, ponad politycznymi podziałami przyjęta została uchwała o obronie ojczyzny, a w niej zgoda na zwiększenie nakładów na obronność. Zgadzamy się co do zacieśniania współpracy w ramach NATO i tak dalej.

Natomiast nie można zapomnieć, że szkoła to nie wojsko, a minister edukacji to nie minister obrony − jego zadaniem jest dbać przede wszystkim o bezpieczeństwo uczniów. Czy danie im do ręki broni je zwiększy? Jakie zagrożenia się z tym wiążą i w jaki sposób im zapobiec − to są pytania, które resort edukacji musi sobie przed podjęciem takiej decyzji zadać i na nie odpowiedzieć.

Ile jeszcze dzieci i nastolatków musi zginąć, by rząd przejrzał na oczy?

Mnóstwo dzieci cierpi na depresję, rośnie skala samobójstw… Czy zabieramy się za bezpieczeństwo od dobrej strony?

Nie mam przekonania, że młodzież w obecnej kondycji psychicznej jest gotowa, by posługiwać się bronią, choćby w celach szkoleniowych. Mamy niedostateczny dostęp do opieki psychologicznej i psychiatrycznej, świeże i trudne jest doświadczenie pandemii. Kryzys psychiczny wśród dzieci jest faktem, jest raportowany, mamy statystyki, i to jest pierwsza rzecz w kwestii bezpieczeństwa, z jaką musimy się zmierzyć.

Jeżeli chcemy zwiększać poczucie bezpieczeństwa wśród młodych ludzi, czego zamiar minister Czarnek deklaruje, to przede wszystkim powinno być to zwiększenie dobrostanu psychicznego. Tak by nie było obaw, że nauka strzelania wzbudzi postawy agresji lub autoagresji albo że wzmocni lęk, że oto już zaraz trzeba się będzie bić z wrogiem. Najpierw stabilność psychiczna, potem gotowość do rozmowy o bezpieczeństwie i do nabywania nowych umiejętności militarnych, potem ewentualnie praktyczne szkolenie z posługiwania się bronią − najlepiej na początek dla chętnych i za zgodą rodziców.

Minister Czarnek zapowiada strzelnice od 1 września. Czy one istnieją, czy mamy zaplecze, kadrę, żeby przeprowadzić te zajęcia?

To taki trochę populistyczny pomysł, rzucony przez ministra edukacji jako głos w sprawie, która nas ostatnio najbardziej pochłania, czyli wojny za wschodnią granicą. Jeśli pan minister chciałby na serio myśleć o uzupełnieniu edukacji do bezpieczeństwa o zajęcia na strzelnicach, to powinien przeprowadzić szerokie konsultacje z nauczycielami, rodzicami, ekspertami, instruktorami. Wypracować model stopniowego wdrażania tych zajęć, może właśnie program pilotażowy dla chętnych. Wtedy ministerstwo mogłoby się dowiedzieć, czy rzeczywiście tego rodzaju oferta zwiększa poczucie bezpieczeństwa wśród uczniów, w jakiej kondycji są uczniowie, czy są gotowi do takich zajęć.

Ciołkoszowa: Powstańcze obrachunki

czytaj także

W opisie przedmiotu edukacja dla bezpieczeństwa owo bezpieczeństwo opisywane jest szeroko, nie tylko przez pryzmat militariów, ale i jako „działanie mechanizmów rządzących zapewnieniem ładu, porządku, stabilności społeczności ludzkich”. To podejście wydaje mi się ciekawe, niesprowadzające bezpieczeństwa do tego, czy ktoś ma spluwę w garści.

Jest wiele obszarów, w których buduje się poczucie bezpieczeństwa. Jeszcze raz podkreślę, że nie jestem przeciw temu, by młodzież chodziła na strzelnice, uczyła się strzelać. Ale o bezpieczeństwie mogą decydować także: umiejętność udzielenia pierwszej pomocy, udzielania pomocy w polu walki, choćby wspieranie straży pożarnej i inne, niekoniecznie związane z posługiwaniem się bronią.

Inny, bardzo istotny aspekt obronności to obrona przed dezinformacją. Widzimy to codziennie, doświadczyliśmy tego boleśnie w czasie pandemii, kiedy bardzo aktywnie działały konta podważające zaufanie do lekarzy, do szczepień. Teraz te konta nadają propagandę proputinowską. Czy nasza szkoła przygotowuje uczniów do radzenia sobie z wojną informacyjną, z fake newsami? Czy uczy analizowania treści, sprawdzania źródeł, uświadamia mechanizmy związane z propagandą i manipulacją?

Już widzę te lekcje na przykładach Wiadomości TVP.

Na pewno mamy kryzys zaufania do władzy i do mediów publicznych. Jeżeli porównamy sobie dane, to media publiczne były uważane za wiarygodne w roku 2012 przez 50 proc. Polaków. W 2021 już tylko 25 proc. Zaledwie jedna czwarta polskiego społeczeństwa ufa mediom publicznym.

Powodem tej nieufności jest oczywiście ich fatalna jakość i upolitycznienie. A przecież w sytuacji zagrożenia odpowiedzialne, wiarygodne media są szczególnie istotne. To jest także front walki, obrona przed manipulacją czy potencjalnymi atakami dezinformacyjnymi to coś, do czego też można by z dnia na dzień z większą intensywnością zacząć przygotowywać polską młodzież.

A czy poczucia bezpieczeństwa uczniów nie zwiększyłaby wiedza, gdzie jest najbliższy schron, szpital, jakie są procedury obrony cywilnej, system powiadamiania o bezpieczeństwie?

Tak, zdecydowanie. Wiedza o tym, jak się zachować i gdzie udać w sytuacji ewentualnego zagrożenia − z akcentem na „ewentualnego”, bo to też ważne, by uspokajać młodzież − to dobra droga do zwiększania poczucia bezpieczeństwa uczniów.

To może, zamiast inwestować w strzelnicę w każdej szkole, lepiej zwiększyć bezpieczeństwo ludności cywilnej, w tym dzieci, którą należy chronić. Nie chcemy chyba małych powstańców?

Oczywiście. Tworzenie takich wizji powszechnej militaryzacji, podkręcanie gorączki wojennej, karmienie mitu małego powstańca, małych żołnierzy nie może być tym, na czym bezpieczeństwo młodych miałoby się opierać. Dziecko z bronią nie powinno być czymś normalnym i normalizowanym.

Czyli nie chodzi o to, że strzelnice są złe, ale że klimat wokół nich jest zbyt gorączkowy?

Tak. Mam wrażenie, że ten pomysł minister chce przede wszystkim zrealizować szybko − zamiast dobrze. Tu trzeba sobie zadać pytanie, czy mamy wystarczająco dużo instruktorów, odpowiedzialnych, z przeszkoleniem pedagogicznym, umiejących pracować z dziećmi, z młodzieżą. No i to, o czym już mówiłyśmy − czy sama młodzież jest na to gotowa. A jeśli nie, to jak ją przygotować.

Pomnik do zwolnienia

Widzimy postępującą militaryzację, szczególnie jaskrawie w pozaprawnej strefie stanu nadzwyczajnego, a tu znowu pomysł, by dać dzieciom broń.

Oczywiście teraz, w sytuacji wzmożonego poczucia zagrożenia, jest ryzyko popadnięcia w przekonanie, że tylko zmilitaryzowanie całego społeczeństwa może zapewnić nam bezpieczeństwo. Bezpieczeństwo państwa nie wyczerpuje się jednak wyłącznie w sile jego armii, w liczebności czy w tym, jak wielu obywateli, w tym uczniowie, potrafią strzelać. To jest część, nie całość.

Ale bezpieczeństwo to także spójność funkcjonowania państwa, jego dobra koordynacja, komunikacja między różnymi szczeblami władzy, umiejętność odpowiedniego zachowania się państwa w sytuacji potencjalnego zagrożenia. To też silna i zaufania godna infrastruktura informacyjna, a także trwałe, zgodne sojusze, oparte nie tylko na wspólnocie interesów, ale też na wspólnocie wartości.

Bezpieczeństwo to wreszcie silne instytucje, czyli coś, o czym lewica mówi od lat. Ochrona zdrowia, by − kiedy potrzeba więcej pomocy do chorych − nie spadała ona na barki żołnierzy, jak widzieliśmy to w czasie pandemii. Potrzebujemy więcej infrastruktury cywilnej, to wolne moce będą miały też siły militarne.

**
Agnieszka Dziemianowicz-Bąk − posłanka Lewicy, działaczka społeczna i naukowczyni.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Katarzyna Przyborska
Katarzyna Przyborska
Dziennikarka KrytykaPolityczna.pl
Dziennikarka KrytykaPolityczna.pl, antropolożka kultury, absolwentka The Graduate School for Social Research IFiS PAN; mama. Była redaktorką w Ośrodku KARTA i w „Newsweeku Historia”. Współredaktorka książki „Salon. Niezależni w »świetlicy« Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego 1976-79”. Autorka książki „Żaba”, wydanej przez Krytykę Polityczną.
Zamknij