Kraj

Kto broni praw człowieka, nie zazna odpoczynku

Kiedy ktoś prowadzi kampanię wymierzoną w osoby LGBT, to bardzo często próbuje ją uprawomocnić, sięgając do języka praw człowieka, mówiąc na przykład o prawach rodziny. Podobnie jest z mową nienawiści – ludzie, którzy się nią posługują, uwielbiają się powoływać na wolność wypowiedzi.

W lipcu Draginja Nadaždin ogłosiła, że odchodzi z funkcji dyrektorki Amnesty International Polska. Na stanowisku pozostanie do połowy września.

Do polskiej sekcji największej globalnej organizacji walczącej o przestrzeganie praw człowieka dołączyła w 2007 roku. Dobiegały wówczas końca dwuletnie rządy Jarosława Kaczyńskiego dzielone z Andrzejem Lepperem i Romanem Giertychem. Wkrótce świat miała obiec informacja o tajnych więzieniach CIA w Polsce – w którą nikt najpierw nie chciał wierzyć… a już po kilku latach mało kto pamiętał. Świat żył zbliżającymi się Igrzyskami Olimpijskimi w Pekinie, stolicy kraju, który w łamaniu praw człowieka nie miał sobie równych.

Amnesty International: W Polsce ograniczane są prawa człowieka

Przez ponad 14 lat, w czasie których Draginja Nadaždin przewodziła polskiej sekcji Amnesty International, nie brakowało powodów do protestów i interwencji. Prawa człowieka były ograniczane, naruszane, bądź wprost łamane zarówno w Polsce, jak i na świecie. W rozmowie z Krytyką Polityczną odchodząca dyrektorka Amnesty International Polska wraca do początków swojej pracy. Mówi o tym, co z koncepcją praw człowieka zrobiły lata rządów Donalda Trumpa, i gdzie obecnie widzi największe zagrożenia dla praw człowieka w Polsce.

***

Dawid Krawczyk: Spakowana?

Draginja Nadaždin: Przygotowywałam siebie i organizację do tego momentu od dłuższego czasu, jestem gotowa do tego kroku. Amnesty też.

A właściwie dlaczego zdecydowałaś się odejść?

W ruchu społecznym, którym jest Amnesty International, zmiany są po prostu potrzebne. Mnie osobiście też się to przyda, chciałabym zająć się sprawami z katalogu praw człowieka, które zawsze interesowały mnie najbardziej – sytuacjami kryzysowymi, konfliktami zbrojnymi, potrzebami uchodźców.

Pamiętasz, czym zajmowała się Amnesty International, kiedy dołączyłaś do polskiego zespołu?

Nadażdin: Projekt zakazujący aborcji zmobilizuje społeczeństwo

czytaj także

Nadażdin: Projekt zakazujący aborcji zmobilizuje społeczeństwo

Draginja Nadaždin, Amnesty International

To było 15 lat temu i pamiętam przede wszystkim, że do organizacji przyciągnęła mnie jej bezkompromisowość – Amnesty nie bała się zajmować stanowisk, które były niepopularne, krytyczne wobec władz. Międzynarodowo był to dla nas ważny moment, bo trwała wewnętrzna dyskusja, czy powinniśmy mieć jednoznaczne stanowisko w sprawie dostępu do aborcji. Ostatecznie podjęliśmy decyzję, że Amnesty International sprzeciwia się jakiejkolwiek formie kryminalizacji aborcji. Ze strony mediów, Kościoła spadła na nas niemała krytyka.

A w Polsce co was wówczas zajmowało?

W 2006 roku pojawiły się pierwsze sygnały, że w ramach tzw. wojny z terrorem CIA i Stany Zjednoczone mogły dopuścić się bardzo poważnych naruszeń praw człowieka, łącznie z prowadzeniem tajnych więzień w różnych częściach świata. Dwa lata później wiedzieliśmy już, że na mapie tych miejsc znajduje się Polska. Wtedy mało kto wierzył, że coś takiego jest możliwe.

Nie masz wrażenia, że dzisiaj taka informacja mało kogo by obeszła?

Na pewno jest tak, że wymogi, które stawiamy rządzącym, są teraz o wiele niższe niż jeszcze 15 lat temu. W ogóle niższe standardy, jeśli chodzi o przestrzeganie praw człowieka, stały się swego rodzaju nową normalnością w rządzeniu. Ale jest większy problem, jeśli chodzi o tajne więzienia CIA w Polsce czy stosowanie tortur wobec osób podejrzanych o terroryzm i przynależność do Al-Kaidy: wydaje nam się, że to było, minęło, ot, jakiś tam incydent z przeszłości. A tymczasem w polskim Kodeksie karnym wciąż nie mamy definicji tortur, a ja nie jestem przekonana, żebyśmy mieli też odpowiedni nadzór nad służbami specjalnymi.

Jeśli ta sprawa wzbudziłaby dzisiaj oburzenie, to pewnie nie z powodu tortur, a z powodu działań obcych służb na terytorium Polski. To dlatego, że te kilkanaście lat było wręcz wypełnionych narastającą islamofobią. Czymś normalnym stało się utożsamianie zagrożenia terrorystycznego z islamem. Oczywiście przyczyniło się do tego wielu polityków, którzy uczynili sobie z islamofobii sposób na objęcie władzy.

Trump co prawda nie rządzi już w Stanach, ale kiedy mieszkał w Białym Domu, prawa człowieka miał ostentacyjnie gdzieś – wprowadził zakaz wjazdu do Stanów dla osób z tzw. krajów muzułmańskich, a na granicy z Meksykiem budował mur.

Kadencja Trumpa na pewno była ważnym doświadczeniem dla świata, bo oto mieliśmy na czele państwa, które jest demokratyczne i bardzo wpływowe, kogoś, kto pogardza prawami człowieka. Piętnaście lat temu wydawało nam się, że takie władze, które naruszają prawa człowieka w sposób zorganizowany i programowy są w odwrocie, że ich koniec jest bliski. Okazało się, że wcale tak nie jest. Aleksander Łukaszenka jest gotowy w bardzo brutalny sposób tłumić głosy sprzeciwu. Dzieje się to tuż za naszą granicą, ale niewiele widzę wysiłku ze strony polskich władz, żeby to zmienić. Przed kilkunastoma laty trudno było być światowym przywódcą i jednocześnie być otwarcie wrogim wobec praw człowieka. Nie wypadało ich podważać. To się od tamtej pory zmieniło.

„Inteligentne granice” Bidena – gorsze od muru Trumpa?

W corocznych raportach Amnesty International więcej jest takich bohaterów, którzy łamią prawa człowieka i nawet nie próbują tego ukrywać. Chociażby filipiński prezydent Rodrigo Duterte, który zachęca policjantów do mordowania osób uzależnionych od narkotyków. Może to znaczy, że koncepcja praw człowieka się po prostu wyczerpała? Służyła przez lata jako granica przyzwoitości – nawet jeżeli ktoś łamał prawa człowieka, to starał się to skutecznie ukryć – ale teraz upadła pod naporem fali populizmów.

Nie uważam, żeby koncepcja praw człowieka się wyczerpała. Czasami rzeczywiście jest tak, że prawa człowieka są przedstawiane nie jako coś powszechnego, tylko jako część zestawu liberalnej myśli politycznej. Ale zauważ, że o prawach człowieka mówią ludzie o zupełnie odmiennych poglądach, nie tylko liberałowie. Kiedy ktoś prowadzi kampanię wymierzoną w osoby LGBT, to bardzo często próbuje ją uprawomocnić, sięgając do języka praw człowieka, mówiąc na przykład o prawach rodziny. Podobnie jest z mową nienawiści – ludzie, którzy się nią posługują, uwielbiają się powoływać na wolność wypowiedzi. Skoro nawet przeciwnicy praw człowieka się na nie powołują, żeby bronić swoich stanowisk, to jesteśmy jeszcze daleko od wyczerpania się tej koncepcji.

Nocni strzelcy na tropie filipińskich szwadronów śmierci

Spotkałem kiedyś zwolenniczkę karania kobiet więzieniem za aborcję, też powoływała się na prawa człowieka, które według niej miały przysługiwać płodowi ludzkiemu. Język praw człowieka jest ciągle żywy i używany bardzo szeroko, zgoda. Chodzi mi jednak o coś innego. Czy dzisiaj łamanie praw człowieka jest czymś, co dyskwalifikuje rządy na arenie międzynarodowej, czy po prostu przyzwyczailiśmy się do tego, że może i są one uniwersalne, ale też nagminnie łamane?

Rządy niezmiennie mają obowiązek szanować prawa człowieka i dbać o ich ochronę, a osoby sprawujące władzę, które prawa człowieka łamią, muszą się liczyć z konsekwencjami. To, że chwilowo mogą liczyć na poparcie innych, podobnych rządów, tego nie zmienia. Im silniejsza jest świadomość i przywiązanie do idei prawa człowieka wśród ludzi, tym większe szanse na pokazanie takim rządzącym żółtej lub czerwonej kartki.

Kiedy myślę o Białorusinach, którzy rok temu wyszli na ulicę oprotestować sfałszowane wybory na prezydenta, to też jestem pełna nadziei i wiary w siłę praw człowieka. Oni wychodzą na ulice niemal codziennie. Doszło do politycznych morderstw, wiele osób było torturowanych, jeszcze więcej zostało zatrzymanych, reżim stosował przemoc seksualną wobec aresztowanych, tłumił niezależne media. A mimo to ludzie protestują, bo nie chcą oddać swoich praw.

Sierakowski: Lekcja białoruskiej rewolucji

Dzięki maratonom pisania listów, które organizuje od lat Amnesty International, udaje się wywrzeć presję na władze i przyspieszyć uwolnienie więźniów sumienia. Lista takich sukcesów, które udało się osiągnąć w sprawach konkretnych osób, jest długa. Amnesty zabiega również o zmiany na poziomie prawa międzynarodowego. Co udało się wam zmienić w ten sposób i z czego jesteś najbardziej dumna?

Pierwsza rzecz, która przychodzi mi na myśl, to Traktat o handlu bronią – dokument, nad którym pracowaliśmy w organizacji prawie dwie dekady. Jako pierwszy tego rodzaju wiążący dokument, traktat pozwala blokować przepływ broni do rządów, które używają jej do popełnienia zbrodni, do ludobójstwa, zbrodni przeciwko ludzkości, zbrodni wojennych lub poważnych naruszeń praw człowieka. Traktat doprowadził do większej przejrzystości i częściowo pozwolił na odsłonięcie tajemnicy, jaką owiany jest handel bronią.

Drugim takim dokumentem jest Konwencja Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej, czyli tzw. konwencja stambulska. Polska podpisała ją w 2014 roku, ale obawiamy się o jej losy, bo przecież rządzący ciągle zapowiadają jej wypowiedzenie. Już właściwie zrobiła to Turcja, gdzie kobiety często padają ofiarami tzw. zabójstw honorowych. Jeśli chodzi o ochronę praw człowieka, to nie ma odpoczynku – bo jedną decyzją można cofnąć kraj o dekady.

Na stronie polskiego oddziału Amnesty International można podpisać petycję w sprawie łamania praw człowieka w Białorusi, Chinach, Mjanmie, Maroku. Z taką samą uwagą zajmujecie też krajowym podwórkiem: prawem do protestu, brutalnością policji, prawami osób LGBT. Zawsze tak było?

Jeszcze zanim przyszłam do Amnesty, organizacja odeszła od takiej obowiązującej niegdyś zasady, że sekcje w danym kraju nie zajmują się problemami tego kraju. Jeżeli chcemy krytykować sąsiadów albo odległe kraje świata, to musimy zauważać, co jest zagrożeniem dla praw człowieka u nas. W Polsce na pierwszy plan zawsze wychodziła kwestia praw kobiet, osób LGBT, czy swobody wypowiedzi – ciągle przecież obowiązuje artykuł 212 Kodeksu karnego, który pozwala podać dziennikarza do sądu za zniesławienie i jest poważnym zagrożeniem dla wolności słowa.

Rada Miasta uwolniła Warszawę od głoszącej nienawiść furgonetki fundamentalistów

Odkąd jestem w Amnesty, nie odwracaliśmy wzroku od wydarzeń w kraju i rzeczywiście przez ostatnie lata mamy tutaj dużo więcej pracy. Z początków w Amnesty, sprzed kilkunastu lat, mam takie wspomnienie spotkania z ówczesną szefową Centralnego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli. Spotkałyśmy się, ponieważ ówczesny minister edukacji skrytykował Kompas – podręcznik Rady Europy na temat praw człowieka. Nie spodobało mu się, że w środku był scenariusz lekcji o tolerancji. Chyba pierwszy raz zderzyłam się wtedy z tym, że są politycy, którzy wykorzystują homofobię, żeby zdobyć polityczne punkty.

Czy dojście do władzy Prawa i Sprawiedliwości w 2015 roku zmieniło sytuację praw człowieka w Polsce?

Do tych „starych” problemów związanych z naruszeniem praw człowieka jak sprawa więzień CIA w Polsce doszły zagrożenia systemowe – a bardziej dosłownie niszczenie instytucji, które mają stać na straży praw człowieka.

To jest teraz najważniejsze zagrożenie dla praw człowieka w Polsce?

Tak, zagrożenie, które można nazwać zbiorczo niszczeniem praworządności. Bo kiedy nie ma praworządności, to nie da się zadbać o wolność mediów ani o prawa osób szczególnie narażonych na łamanie praw człowieka, bezpaństwowców, czy osób LGBT. Nie tylko nie ma mowy o ochronie prawnej, ale sądy z sędziami uległymi wobec reżimów mogą stać się groźnym narzędziem w rękach rządzących.

Czy Lex Czarnek pogodzi opozycję i wyprowadzi nas na ulice?

Dlatego myślę, że to właśnie praworządność – czasem przedstawiana jako problem techniczny, niezrozumiały – powinna być dla nas wszystkich tak samo ważna, jak była w 2017 i 2018 roku, kiedy protestowaliśmy w jej obronie na ulicach. Ogromnym zagrożeniem jest także tzw. Lex Czarnek, choć skutki zmian w oświacie, jeśli wejdą w życie, będą w pełni odczuwalne po latach. Zatrzymanie ich to nasz obowiązek wobec młodego pokolenia.

**

Draginja Nadaždin – serbsko-polska działaczka praw człowieka, od 2007 do 2021 dyrektorka Amnesty International Polska. Urodziła się w rodzinie serbskiej w Mostarze w dzisiejszej Bośni i Hercegowinie. Ze względu na wybuch wojny w 1992, mając 17 lat, musiała opuścić rodzinne miasto. Przez dwa lata mieszkała w Belgradzie. W 1994 otrzymała stypendium na studia w Polsce. Studiowała w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Warszawskiego, a następnie kontynuował edukację w Szkole Praw Człowieka Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka i Polskiej Akademii Nauk. Przed dołączeniem do zespołu Amnesty International Polska pracowała m.in. w Polskiej Akcji Humanitarnej. Złotym Krzyżem Zasługi została odznaczona przez Prezydenta Bronisława Komorowskiego we wrześniu 2014 roku. W lipcu 2021 Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar przyznał jej odznakę honorową „Za Zasługi dla Ochrony Praw Człowieka”.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Dawid Krawczyk
Dawid Krawczyk
Dziennikarz
Dziennikarz, absolwent filozofii i filologii angielskiej na Uniwersytecie Wrocławskim, autor książki „Cyrk polski” (Wydawnictwo Czarne, 2021). Od 2011 roku stale współpracuje z Krytyką Polityczną. Obecnie publikuje w KP reportaże i redaguje dział Narkopolityka, poświęcony krajowej i międzynarodowej polityce narkotykowej. Jest dziennikarzem „Gazety Stołecznej”, warszawskiego dodatku do „Gazety Wyborczej”. Pracuje jako tłumacz i producent dla zagranicznych stacji telewizyjnych. Współtworzył reportaże telewizyjne m.in. dla stacji BBC, Al Jazeera English, Euronews, Channel 4.
Zamknij