Wierzę w naukę, ufam nauce, chcę dać przykład innym – mówiła po wszystkim Sandra Lindsay, pierwsza osoba w Stanach Zjednoczonych, która zaszczepiła się przeciwko COVID-19.
Było wszystko jak trzeba. Ścianka z logo sieci szpitali, bezpośrednie połączenie z gubernatorem stanowym, transmisja na cały kraj, dźwięk migawek dziesiątków aparatów fotograficznych, no i przede wszystkim szczepionka oraz ochotniczka. Ubrana w nienagannie biały pielęgniarski fartuch, siedziała na masywnym medycznym fotelu. Sprawiał wrażenie bardziej stabilnego, niż rzeczywiście potrzeba. Podwinięty rękaw odsłaniał ciemny odcień skóry lewego ramienia. Lekarka napełniła strzykawkę preparatem i pewnie wbiła igłę. Potem były oklaski i dziesiątki wywiadów. W ciągu następnych dwóch tygodni zaszczepiło się kilka milionów kolejnych osób.
Wierzę w naukę, ufam nauce, chcę dać przykład innym – mówiła po wszystkim Sandra Lindsay, pierwsza osoba w Stanach Zjednoczonych, która zaszczepiła się przeciwko COVID-19. Lindsay kieruje oddziałem intensywnej opieki medycznej. Miała wiele okazji, żeby zobaczyć, jak się walczy o życie i umiera z powodu koronawirusa. Jej szpital położony jest w nowojorskim Queens, w którym wirus siał spustoszenie, dopełniając to, czego nie dokonały wcześniej nierówności społeczne. Uważnie oglądałem wywiad, w którym wspominała o realiach pracy ostatnich miesięcy. Nie uwierzę, że można cynicznie zagrać taką mimikę twarzy.
Jest jasne, że wybór właśnie tej kobiety i tej części miasta nie był przypadkowy. Lindsay jest czarną imigrantką z Jamajki. Czarni w Stanach Zjednoczonych umierają z powodu koronawirusa prawie trzy razy częściej niż biali. Chorują na niego ciężej i są z tego powodu hospitalizowani ponad trzy i pół razy częściej. Wiąże się to z ich utrudnionym dostępem do podstawowej opieki zdrowotnej, co skutkuje fatalnymi statystykami dotyczącymi chorób przewlekłych. Niedawno konsternację wywołały także badania dotyczące śmiertelności amerykańskich noworodków. Jest ona trzykrotnie wyższa wśród czarnych dzieci, gdy poród przyjmują biali lekarze.
No i ta długa, bolesna historia obrzydliwego naukowego rasizmu, o której słynny doktor Anthony Fauci powiedział: straszna, haniebna, niewybaczalna. Polityka eugeniczna, przypadek Henrietty Lacks, seria eksperymentów medycznych na mężczyznach w Tuskegee – te hasła powinni znać wszyscy, którzy szukają przyczyn wyjątkowo silnego sceptycyzmu czarnych Amerykanów wobec szczepień przeciwko COVID-19.
Nie, zaufanie i wiara w naukę nie zawsze przychodzą lekko. Tym trudniej o nie, im więcej ofiar się widzi. Rozwój nauki i medycyny to także długa i przeraźliwie bolesna historia krzywdy zwierząt. Nie znam badań dotyczących stosunku wegan i weganek do szczepienia przeciwko koronawirusowi, ale podejrzewam, że jest wśród nich sporo osób, które mają wątpliwości. Skoro rozumiemy sceptycyzm zmarginalizowanych, rozgoryczonych i straumatyzowanych rasizmem, powinniśmy próbować zrozumieć również ich. Zanim pokłócimy się z nimi na śmierć i pousuwamy z grona znajomych.
Oczywiście, w tej grupie bywają tacy, którzy denerwują recydywą niestarannego myślenia. Chłoną jak gąbka wszelkie teorie spiskowe i jednocześnie z rekordową arogancją wypowiadają swoje racje. Tych pewnie nie żal żegnać. Wielu ma jednak szlachetne motywacje. Cóż złego w tym, że dla kogoś jest naprawdę bardzo ważne, że szczepionki są testowane na zwierzętach i zawierają substancje będące efektem krzywdzenia zwierząt? Doskonale rozumiem te zastrzeżenia i sądzę, że powinny być głośno wypowiadane, ale decyzja o odmowie szczepienia jest moim zdaniem niesłuszna.
czytaj także
Jestem weganinem i zamierzam się zaszczepić w pierwszym możliwym terminie. Szczepiłem dzieci, kiedy były małe, choć i wówczas szczepionki wiązały się z krzywdą zwierząt. Szczepiłem także zwierzęta, którymi się opiekowałem. Sądzę, że powinni się tłumaczyć raczej ci, którzy w podobnych przypadkach zachowują się inaczej. To, że akceptuję szczepienia, nie jest niczym nowym w praktyce mojego wegańskiego życia.
Ufam nauce i medycynie, choć nie całkowicie, bo tylko na tyle one same mi pozwalają. To mi musi wystarczyć. Nie wymagam od nich cudów i dobrze rozumiem, że realizowane są przez ludzi, co sprawia, że błędy i nadużycia można tylko ograniczyć. Jeśli ktoś oczekuje w tej chwili stuprocentowo bezpiecznych dla ludzi leków i szczepionek, nie rozumie podstaw ich tworzenia i dopuszczania do obrotu. Nie muszą być całkowicie bezpieczne, żeby były wartościowe. Wystarczy, że są znacznie bezpieczniejsze niż choroba i przynoszą więcej dobrego niż ona.
Jeśli muszę brać leki, biorę je, choć podobnie jak szczepionki wiążą się z krzywdą zwierząt. Nie mam wyboru leków nietestowanych na zwierzętach i rzadko miewam wybór takich, które mają wegański skład. Weganizm realizuje się w sytuacjach, w których mamy wybór. Nie zeruje się po wzięciu takiego leku. I nie jest wyrafinowanym sposobem popełnienia samobójstwa. Według mnie weganie mogą być zresztą usprawiedliwieni również wtedy, kiedy korzystają z leków, które tylko poprawiają jakość życia, a nie je ratują. Przykładem mogą tu być leki przeciwbólowe.
To prawda, że szczepionka przeciwko COVID-19 nie jest lekarstwem, ale szczepień nie robi się tylko z myślą o sobie. Skoro jesteśmy usprawiedliwieni, gdy korzystamy z leków dla własnego dobra, to tym bardziej wtedy, gdy szczepimy się również dla dobra innych narażonych na chorobę, przede wszystkim najsłabszych. Ludzie masowo umierają i cierpią, jest pandemia i wywołany nią kryzys ekonomiczny i społeczny. Masowe szczepienia są konieczne, żeby ograniczyć zasięg tej katastrofy. W obliczu propagandy koronawirusowych negacjonistów gest gotowości na szczepienie jest szczególnie ważny.
czytaj także
Jednocześnie korzystanie – przy braku lepszego wyboru – ze szczepionek i leków okupionych czyjąś krzywdą wzmacnia obowiązek zaangażowania w tworzenie świata, w którym nie będą obarczone tym ciężarem. I w którym nie będzie pandemii i epidemii związanych z krzywdzącym wykorzystywaniem zwierząt, bo nie będzie ono częścią normy społecznej, jak dziś. Weganizm realizuje się w sytuacjach, w których mamy wybór, ale nie polega tylko na korzystaniu z istniejących możliwości. Częścią jego klasycznej definicji jest również tworzenie nowych, aby mógł się coraz częściej realizować.