Nauka

Ani się z nią nie rodzisz, ani jej nie wybierasz. Co nauka mówi o orientacji seksualnej?

Fot. Sharon McCutcheon/Unsplash

Między bajki należy włożyć twierdzenia, że uczestnictwo lub patrzenie na marsze równości, może skłonić kogoś do swobodnego wyboru orientacji seksualnej. Jeśli ktokolwiek zakłada, że jest to wykonalne, niech spróbuje wybrać sobie również poziom inteligencji lub leworęczność – mówi nam dr hab. Wojciech Dragan.

Paulina Januszewska: Naukowcy spodziewali się, że w 2020 roku ludzie będą turystycznie latać w kosmos i znajdą lek na raka. Tymczasem muszą tłumaczyć, że Ziemia nie jest płaska, szczepionki nie wywołują autyzmu, a orientacji seksualnej się nie wybiera – to wprawdzie parafraza krążącego po sieci memu, ale – zgodzi się pan chyba – że jest ona przerażająco bliska rzeczywistości?

Wojciech Dragan: Na pewno ta perspektywa wydaje się dość przygnębiająca, ale nie jest dla mnie zaskoczeniem. Co jakiś czas postawy antynaukowe zdobywają szeroki poklask w dyskursie publicznym, zwłaszcza w tych społeczeństwach, gdzie sprzyja temu klimat polityczny. Jeśli pomyślimy o współczesnej Polsce, dostrzeżemy, że owa antynaukowość ma się dobrze m.in. dlatego, że jest intensywnie wspierana zarówno przez frakcję rządzącą, jak i częściowo przez ugrupowania opozycyjne, które nie stronią od wygłaszania tez opartych wyłącznie na przekonaniach osób je wypowiadających.

Takie twierdzenia zwykle nie mają żadnego umocowania w faktach, a co dopiero – w wiedzy naukowej. Trudno spodziewać się, by było inaczej w kraju, który rzadko kiedy docenia naukowców i przywiązuje jakąkolwiek wagę do ich osiągnięć.

W ostatnim czasie widać to jak na dłoni.

Owszem. Koronnym przykładem jest polityka wobec pandemii, polityczne zastrzyki wsparcia dla antyszczepionkowców czy wreszcie – dyskusja tocząca się wokół orientacji seksualnej, w której odwołania do wiedzy naukowej są całkowicie pomijane. Poruszamy się wyłącznie w sferze fantazji i przekonań o charakterze moralnym, motywowanym względami religijnymi.

Prezydent Polski nową twarzą ruchu antyszczepionkowego

A te sugerują, że orientacja inna niż heteroseksualna to efekt mody, indoktrynacji, wyboru albo wszystkiego po trochu. Co na ten temat mówi nam nauka?

Orientacja seksualna jest – jak nazywają to nauki społeczne – wielowymiarowym konstruktem, na który składają się trzy podstawowe elementy: podejmowane zachowania seksualne (czyli z kim wchodzimy lub nie wchodzimy w kontakty seksualne), pożądanie i pragnienia o charakterze erotycznym i romantycznym (czyli np. to, w kim się zakochujemy i z kim tworzymy związek), a także kwestie tożsamościowe (czyli samoidentyfikacja związana z poczuciem przynależności do grupy – mniejszościowej lub większościowej).

Najwięcej fałszywych przekonań na temat kształtowania się orientacji seksualnej bierze się z przywiązania do pierwszego z trzech wymienionych aspektów i pomijania pozostałych, wskazujących na złożoność tego procesu.

A co z genami? Czy rodzimy się z określoną orientacją seksualną?

Nie. Tak samo, jak nie rodzimy się z żadną inną złożoną cechą psychiczną, np. neurotycznością czy inteligencją. Te jednak – jak wiele innych konstruktów dotyczących osobowości – łączą się z pewnymi predyspozycjami, z którymi faktycznie przychodzimy na świat i które mogą, ale nie muszą, rozwijać się w taki czy inny sposób w toku dojrzewania, pod wpływem różnorodnych czynników – zarówno biologicznych, jak i społecznych.

Gdyby było inaczej, musielibyśmy zakładać, że istnieje np. jeden określony gen odpowiedzialny za daną cechę. Ale nauka zdążyła już obalić tę tezę. Wiemy na pewno, że orientacja nie jest całkowicie wrodzona ani nabyta.

O czynnikach warunkujących kształtowanie się orientacji seksualnej[EDIT: W tym wpisie wyjątkowo nie ma linków do badań,…

Opublikowany przez Wojciech Dragan – mikroblog o genach, zachowaniu i tym, co pomiędzy Środa, 5 sierpnia 2020

To co w takim razie najbardziej wpływa na jej kształtowanie się?

Nie ma badań naukowych, które jasno i jednoznacznie nakreślałyby trajektorię rozwoju od predyspozycji do określonej orientacji seksualnej. Brakuje przede wszystkim wieloletnich analiz, które wskazywałyby, jak ten proces postępuje od dzieciństwa. Przyczyn tej niewiedzy jest co najmniej kilka, ale na pewno niemały wpływ ma tutaj sytuacja społeczno-polityczna.

Naukowcom trudno jest zajmować się badaniami tego aspektu zachowania, który powszechnie uchodzi za kontrowersyjny i jest w dodatku ściśle związany z uprzedzeniami. Dysponujemy jednak danymi, które pozwalają wyciągnąć wnioski jednoznacznie obalające tezy środowisk wrogich osobom identyfikującym się jako nieheteroseksualne.

Prowadzi pan „Projekt Orientacja”, który próbuje odpowiedzieć na pytanie o związek różnych czynników biologicznych i psychospołecznych ze zróżnicowaniem naszej orientacji seksualnej. Czy te badania rzucają na zagadnienie jakieś nowe światło?

Obecnie jesteśmy na etapie analizowania wyników, które faktycznie wskazują na różnego rodzaju biologiczne korelacje i uwarunkowania. Nie chcę mówić o szczegółowych rezultatach, dopóki ich nie opublikujemy. Mogę jednak potwierdzić tezę, która już wcześniej pojawiła się w literaturze. Chodzi o wewnętrzne zróżnicowanie grupy – w tym wypadku dorosłych mężczyzn, bo ich właśnie badamy – o określonej orientacji homoseksualnej. Z naszych i wcześniejszych, zagranicznych badań wynika, że nie ma jednolitego modelu ani jednego czynnika, który odpowiadałby za kształtowanie się orientacji u homoseksualnych mężczyzn. W obrębie tego samego zachowania, czyli fenotypu, występują odmienne ścieżki rozwoju.

Sadyzm impotentów, czyli sprawa Margot a schyłkowa sanacja

Co to dokładnie oznacza w kontekście przekazu, jaki płynie ze środowisk prawicowych?

Te analizy przeczą wprost narracji głoszącej, że jeden czynnik, przykładowo – rzekomo demoralizująca „ideologia LGBT+” – może spowodować wykształcenie się u młodych osób orientacji mniejszościowej. Wyniki dostępnych badań światowych, jak i naszych są też argumentem przeciw wybiórczemu traktowaniu teorii behawiorystycznych i psychoanalitycznych, co stosują twierdzący, że o orientacji seksualnej decydują problemy relacyjne w rodzinie, brak jakiegoś wzorca lub obecności jednego z rodziców albo uwiedzenie przez osobę tej samej płci. Nauki behawioralne, czyli np. psychologia, dosyć jednoznacznie wskazują, że żaden aspekt ludzkiego zachowania nie jest determinowany przez jedno wskazane uwarunkowanie, okoliczność, zdarzenie itp. Nasze zachowanie jest efektem aktywności całej gamy czynników o charakterze biologicznym, relacyjno-społecznym, ale też ekonomiczno-kulturowym.

Czyli na orientację seksualną nie mamy bezpośredniego wpływu, nie można jej narzucić ani samodzielnie sobie wybrać tylko dlatego, że „naoglądaliśmy się seriali z gejami w rolach głównych albo podoba nam się Parada Równości”?

Na pewno między bajki należy włożyć twierdzenia, że np. uczestnictwo lub samo patrzenie na działalność osób należących do grup mniejszościowych, jak marsze równości, mają charakter skłaniający kogoś do swobodnego wyboru orientacji seksualnej.

Na takiej samej zasadzie moglibyśmy odnieść się do innych aspektów funkcjonowania psychicznego człowieka. Jeśli ktokolwiek zakłada, że jest to wykonalne, to niech spróbuje sobie wybrać poziom inteligencji lub lewo- albo praworęczność. No, jakoś nie widać takich prób. Dlaczego więc seksualność ma być traktowana w sposób szczególny? Odpowiedź jest prosta. Taką argumentację, opartą na przesłankach moralnych, a nie naukowych, proponują nam przedstawiciele różnych religii, w tym katolickiej, którzy najwyraźniej stawiają seksualność na piedestale wyjątkowości ludzkich zachowań, jednocześnie nie rozumiejąc jej działania.

Wiemy, że genetyka w mniejszym stopniu niż inne czynniki decyduje o orientacji. Może więc prawica i Kościół mają rację, że można tak skorygować warunki społeczno-kulturowe, by osób nieheteroseksualnych „było mniej”? Jak to się przedstawia liczbowo?

O korekcie nie może być mowy, bo orientacja to nie jest zachowanie sterowalne. Do liczb z kolei możemy się odwołać, korzystając z badań z zakresu genetyki zachowania, która w klasycznym ujęciu zajmuje się szacowaniem tego, w jakim stopniu dane zachowanie wynika z wpływów genetycznych, a w jakim z wpływów środowiskowych. Przy czym środowisko należy tu rozumieć jako wszystko, co nie jest genetyczne i co odnosi się nie tylko do wpływu społeczno-kulturowego.

Z perspektywy genetyki zachowania możemy próbować szacować wskaźnik, który się nazywa odziedziczalnością i który informuje, w jakim stopniu różnice w obrębie danego zachowania są konsekwencją wpływów genetycznych. Jeśli chodzi o orientację seksualną, odziedziczalność różni się ze względu na płeć. W przypadku mężczyzn jest ona prawie dwukrotnie wyższa niż w przypadku kobiet i wynosi przeciętnie 40 proc.

Spurek po atakach na osoby LGBT: UE musi działać!

Czyli pozostałe 60 proc. stanowią konsekwencje oddziaływań środowiskowych?

Tak, ale znów podkreślę, że wśród nich występują zarówno wpływy o charakterze relacyjnym, jak i – przede wszystkim – biologicznym, np. w okresie życia prenatalnego. Chodzi o wpływ hormonów płciowych – androgenów i estrogenów – w okresie ciąży. Różnice w orientacji seksualnej są efektem różnego stężenia tych substancji, które mają też wpływ na inne aspekty, jak budowa i funkcje niektórych obszarów mózgu czy ciała. Ponadto należy zwrócić uwagę, że w genetyce zachowania wyróżnia się dwa rodzaje środowiska – indywidualne i wspólne.

Co nam to mówi?

Wychowanie i jego aspekty, czyli to, co tradycyjnie w narracji środowisk prawicowych jest łączone bezpośrednio z kształtowaniem się orientacji seksualnej, zalicza się do środowiska wspólnego, czyli tego, co upodabnia członków rodziny do siebie. Tymczasem wspomniane 60 proc. różnic wyjaśniane jest przez czynnik środowiska indywidualnego, czyli indywidualny zestaw doświadczeń środowiskowych. Oznacza to zatem, że nie ma badań, które by pokazywały, że jakikolwiek czynnik o charakterze społecznym ma bezpośredni lub jedyny związek z kształtowaniem się orientacji seksualnej.

Czy w ten sam sposób nauka tłumaczy szkodliwość terapii konwersyjnych?

Częściowo tak. Trzeba jednak wiedzieć, że propagatorzy tych praktyk odwołują się do bardzo zmedykalizowanego widzenia orientacji seksualnej, czyli zawężenia jej wyłącznie do określonych zachowań seksualnych.

Gdyby chcieć skupić się tylko na tym aspekcie życia człowieka, to oczywiście da się różnymi technikami odwieść kogoś od podejmowania aktywności seksualnej. Ale to nie zmienia pozostałych składowych orientacji seksualnej, o których wcześniej wspominałem, czyli tego, z kim chce się wejść w związek romantyczny, kogo się pożąda, jak widzi się samego siebie (jako osobę homo-, hetero- czy biseksualną). Terapie konwersyjne przede wszystkim jednak mają to do siebie, że są nieskuteczne.

Wiele osób, które zostały rzekomo wyleczone np. z homoseksualizmu, bo przestały być aktywne seksualnie, zwykle po jakimś czasie ponownie nawiązywało kontakty z osobami tej samej płci, ponieważ pożądanie, a także identyfikacja i utożsamienie się z orientacją nieheteronormatywną były dominującym czynnikiem ich zachowania seksualnego i osobowości.

Potwierdzają to liczne przypadki w USA, gdzie ten rodzaj „leczenia” jest szczególnie popularny i praktykowany wśród mężczyzn z grup religijnych. Naukowcy nie mają tutaj żadnych wątpliwości. Terapie konwersyjne to pseudoterapie, które mają charakter szkodzący, a nie leczący, bowiem nie tylko nie działają, ale także powodują nasilenie różnego rodzaju zaburzeń psychicznych u poddawanych im osób.

A czy nauka znajduje jakieś wytłumaczenie dla istnienia homofobii?

Wiele zależy od tego, w jaki sposób definiujemy to uprzedzenie – czy traktujemy ją jako odpowiedź na dwudziestowieczny konstrukt orientacji seksualnej, czy też jako zjawisko o szerszej historycznie skali. Myślę, że najlepiej byłoby spytać o to psychologów społecznych, którzy potrafią wskazać, czy niechęć do mniejszości seksualnych uruchamiała się przy okazji różnych procesów społecznych związanych z potrzebą wzmocnienia grupy własnej i istniała od zawsze, czy też jest wytworem współczesności. Ja homofobię traktuję jako jedno z wielu uprzedzeń, charakterystycznych dla społeczeństw, które są zróżnicowane.

Jakiej właściwie rodziny prawica broni przed LGBT?

W tej dyskusji można też spojrzeć na badania, które pokazują, że część osób, które charakteryzuje wysoka homofobia, ma inklinacje homoseksualne i po prostu nie akceptuje w sobie jakiegoś rodzaju pożądania. Najczęściej dotyczy to mężczyzn, dla których taka reakcja stanowi swoisty mechanizm obronny.

Pamiętajmy jednak, że to jedynie jakaś część homofobicznej grupy. Takich motywacji nie należy traktować jako stałej i powszechnej tendencji. Żadnych wątpliwości zaś nie ma co do tego, że hamowania i wygaszania homofobii nie ułatwia klimat społeczny, będący mieszanką postaw antynaukowych i specyficznie rozumianej religijności. Powiem więcej – właśnie to połączenie należy uznać za główną siłę napędzającą homofobię we współczesnym świecie i Polsce.

**
Dr hab. Wojciech Dragan, prof. UW,
jest psychologiem i biologiem. Kieruje Interdyscyplinarnym Centrum Genetyki Zachowania na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego, a także prowadzi badania w zakresie genetycznych i psychospołecznych uwarunkowań orientacji seksualnej u mężczyzn wraz z jej poznawczymi i neuronalnymi korelatami.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Januszewska
Paulina Januszewska
Dziennikarka KP
Dziennikarka KP, absolwentka rusycystyki i dokumentalistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka konkursu Dziennikarze dla klimatu, w którym otrzymała nagrodę specjalną w kategorii „Miasto innowacji” za artykuł „A po pandemii chodziliśmy na pączki. Amsterdam już wie, jak ugryźć kryzys”. Nominowana za reportaż „Już żadnej z nas nie zawstydzicie!” w konkursie im. Zygmunta Moszkowicza „Człowiek z pasją” skierowanym do młodych, utalentowanych dziennikarzy. Pisze o kulturze, prawach kobiet i ekologii.
Zamknij