„Nie masz na czynsz? Wystarczy, że będziesz otwarta na moje propozycje” – piszą właściciele mieszkań na portalach nieruchomości.
Siedzę przy oknie swojego mieszkania na Vinohradach w Pradze i patrzę na kominy, które wznoszą się nad podwórkiem z ceglanym murem, tworząc poszczerbione kontury. Ile razy zobaczę jeszcze ten znajomy widok? Skończyła mi się umowa najmu i przechodzę przez piekło szukania przystępnego mieszkania w Pradze. Kiedy po raz ostatni byłam w takiej sytuacji, wystarczyło przeczytać parę ogłoszeń, pogodzić się z kilkoma niewielkimi niedogodnościami, a znalazło się mieszkanie za rozumną cenę. Trzy lata później wszystko wygląda inaczej – ceny najmu w Pradze wzrosły o dziesiątki procent. Jeśli więc chcę znaleźć mieszkanie, które nie zrujnuje mnie finansowo, chyba będę musiała przełknąć jeszcze więcej.
W ciągu kilku tygodni poszukiwań zdążyłam już zobaczyć mieszkania bez kuchni czy wręcz przeciwnie: kawalerki, które składały się tylko z kuchni i antresoli do spania nad zabudową kuchenną. Odbyłam rozmowy z właścicielami i pośrednikami nieruchomości, którzy nie chcą w mieszkaniach: obcokrajowców, zwierząt, cyganów, palaczy, współlokatorów i żadnych innych „niepożądanych elementów”. Czasami oferowali mi umowę tylko na pół roku. Na próbę, żeby sprawdzić, czy przypadkiem nie podpadam pod któryś z tych paragrafów. Inni po krótkiej rozmowie rzucali: „A gdzie ma pani męża?”.
czytaj także
Wolę oralne igraszki
Po przeczytaniu pewnego ogłoszenia na portalu nieruchomości uświadomiłam sobie, że może być jeszcze dużo gorzej. Nie szokowało ono wysoką ceną czy kuchnią w łazience, ale czymś zupełnie innym: „Tanio wynajmę umeblowane mieszkanie na Vinohradach, kobiecie 18–55 (też z małym dzieckiem), za ok. 7 000 CZK (około 1200 zł) i wspólny seks od czasu do czasu”.
Natrafiłam na pojedynczy przypadek perwersyjnego właściciela czy na dotkliwy symptom kryzysu wolnego rynku nieruchomości? Przeglądam kolejne portale z ofertami wynajmu i okazuje się, że zdecydowanie nie chodziło o wyjątek. Dwudziestodziewięcioletni mężczyzna szuka na przykład „studentki do wspólnego mieszkania”, gdzie wysokość czynszu jest do uzgodnienia, a „seks nie jest nawet konieczny, bo wolę oralne igraszki”. Natomiast inny mężczyzna chce wynająć mieszkanie „młodej, ładnej sexy dziewczynie” – bardzo tanio, nawet za 1000 CZK (mniej niż 200 zł), ale „zależy od tego, jak bardzo będziesz otwarta”.
Natrafiam też na ogłoszenia kobiet, które szukają mieszkania, prewencyjnie zaznaczając, że nie są zainteresowane ofertami z podtekstem seksualnym, z jakimi miały już niemiłe doświadczenia.
Oferty tego rodzaju padają w Pradze na podatny grunt. W ramach tzw. wolnego rynku mnożą się spekulacje finansowe na atrakcyjnych nieruchomościach, a rozmach Airbnb zupełnie zmienia charakter owych miejsc, w których można było wcześniej wykonywać czynność mającą nieprzypadkowo wspólną podstawę słowotwórczą z „mieszkaniem” – mieszkać.
Ze strony władz miasta bezkarnemu rozmnażaniu się ofert seksualnych „pomaga” niechęć do inwestowania w mieszkalnictwo socjalne i wspieranie powstawania przystępnych cenowo mieszkań. Efekt? Prawo popytu i podaży zatroszczy się o niego samo – wolnych mieszkań ubywa, a ceny rosną tak wysoko, że po uwzględnieniu tutejszych pensji Praga jest dziś jednym z najdroższych do mieszkania miast w Europie. A kiedy to tego już i tak ciężkostrawnego koktajlu dodamy jeszcze głęboko zakorzeniony w czeskim społeczeństwie szowinizm, to rynek mieszkaniowy staje się koktajlem toksycznym dla znajdujących się w trudnej sytuacji kobiet.
czytaj także
Destrukcyjne skutki takiej sytuacji dobrze znają już takie miasta jak Londyn, który od lat boryka się z astronomicznymi czynszami. Utarło się już określenie sex for rent – oznaczające seksualne wykorzystywanie słabszych, szczególnie narażonych osób, do których należą zazwyczaj młode kobiety, ale czasami także mężczyźni pozbawieni środków na zapłacenie czynszu. Według organizacji pozarządowej Shelter, która pomaga osobom bezdomnym i walczy o przystępne mieszkania, w ciągu ostatnich pięciu lat z ofertą mieszkania za seks spotkało się około ćwierć miliona kobiet.
Apetyt rośnie w miarę cen wynajmu
Reporterka śledcza BBC Ellie Flynn w dokumencie Rent for Sex: Ellie Undercover zamieściła ogłoszenie, w którym szuka mieszkania za przystępną cenę. Jej skrzynka mailowa szybko zaczęła zapełniać się wiadomościami od wynajmujących, którzy swoje „wspaniałomyślne” oferty uzależniali od chęci dzielenia z nimi nie tylko mieszkania, ale i łoża.
czytaj także
Redaktorka udając, że jest zainteresowana, chodziła z ukrytą kamerą na spotkania z mężczyznami w różnym wieku i o różnym sposobie bycia, których łączyło przeświadczenie, że oferują kobietom coś na kształt zwykłej transakcji handlowej, opartej na obustronnej umowie. Sprzeczne z tym były jednak wypowiedzi ich poprzednich lokatorek, z którymi udało się Flynn skontaktować. Była wśród nich na przykład młoda kobieta, która uciekła z domu przed molestowaniem przez ojca, żeby ostatecznie znaleźć się w mieszkaniu mężczyzny, który zamiast czynszu domagał się od niej kontaktu fizycznego. Jak mówi, była mu „właściwie wdzięczna, że jej nie zgwałcił”.
Mężczyźni w dokumencie uważali oferowanie mieszkania za seks nie tylko za uzasadnione, ale również za zupełnie legalne. Pewnie nie mieli pojęcia, że w rzeczywistości łamią prawo – takie zachowanie jest w Wielkiej Brytanii karalne. Ale podobnie w przypadku innych przestępstw seksualnych, ofiary często wstydzą się i boją zeznawać, zaś brak debaty publicznej o problemie prowadzi do tego, że serwisy ogłoszeniowe nie usuwają takich ofert ze swoich stron.
O problemie zaczęło się w końcu mówić nie tylko dzięki filmowi. Różne organizacje oraz niektórzy politycy domagają się bardziej surowego ścigana osób oferujących mieszkanie za seks, a także penalizacji samych ogłoszeń.
Wracając na moje podwórko, w Czechach rozpowszechnianie podobnych ofert nie wzbudziło na razie szerszego odzewu. W mediach znajduję tylko kilka artykułów o tabloidowym charakterze, ilustrowanych zdjęciami zajętej igraszkami pary. Większość ma jednak wydźwięk: „Skoro się dogadają, to wszystko jest przecież w porządku”.
Bynajmniej. Według prawniczki Věry Novákovej w Czechach, podobnie jak w Wielkiej Brytanii, oferowanie mieszkania za seks może być niezgodne z prawem, a wynajmujący może się dopuszczać przestępstwa stręczycielstwa. Samo opublikowanie takiego ogłoszenia zaś byłoby czynem przygotowawczym do popełnienia stręczycielstwa.
Dlatego tak zaskoczyła mnie odpowiedź policji na moje pytanie, jak często zajmują się przypadkami mieszkania za seks. Ani rejonowa komenda policji w Pradze, ani komenda główna nie zajmowały się do tej pory niczym podobnym.
Możemy więc tylko zgadywać, ile kobiet za podstawową ludzką potrzebę, jaką jest mieszkanie, płaci dziś zaspokajając żądze uprzywilejowanych ekonomicznie mężczyzn. Z doświadczeń Londynu i podobnych metropolii, ich liczba rośnie wprost proporcjonalnie do cen czynszu. A w Pradze niemało dziś kobiet, które mają problem z zarobieniem na przystępne mieszkanie – są to na przykład matki z małymi dziećmi, które zwabiał do swojego mieszkania na Vinohradach autor pierwszego ogłoszenia, na jakie natrafiłam.
czytaj także
Milczenie oznacza zgodę
Przypominam sobie, jak Pavel Bělobrádek (konserwatywny polityk, prezes partii Chrześcijańsko-Demokratycznej – przyp. red.) udzielił kiedyś złotej rady matkom zagrożonym ubóstwem: po prostu znajdźcie faceta, który się wami zaopiekuje. Nawet nie chcę myśleć o tym, ile kobiet pozostaje w nieodpowiednich i nieszczęśliwych związkach właśnie ze strachu, że gdyby odeszły, straciłyby dach nad głową – nie tylko dla siebie, ale i dla swoich dzieci. Te kobiety, które znalazły się już w podobnej sytuacji, nierzadko umieszczają potem na portalach z nieruchomościami ogłoszenia o treści: „Matka z małym dzieckiem szuka mieszkania maks. do …” – i tutaj następuje tak niska kwota, że w Pradze dziś niemal nierealna.
Jeżeli nie chcemy, aby te kobiety musiały wybierać, z którego fragmentu swojej godności zrezygnować najpierw – stracić dach nad głową czy płacić za mieszkanie seksem – musimy zawalczyć o to, żeby wszyscy mieli prawo do mieszkania za przystępną cenę, a równocześnie o to, żeby konsekwentnie karać osoby, które rozpowszechniają seksualne oferty w zamian za dach nad głową. Mężczyźni oferujący mieszkanie za seks muszą zrozumieć, że łamią prawo i mogą zostać za to ukarani. Policja musi zacząć aktywniej zajmować się ogłoszeniodawcami, zaś same serwisy ogłoszeniowe usuwać nielegalne oferty.
Mieszkanie za seks to nic innego jak wykorzystywanie trudnej sytuacji materialnej kobiet, stwarzające idealne warunki do gwałtu. Nawet jeśli mogą zaistnieć przypadki dobrowolnego przejścia od umowy najmu do związku miłosnego wynajmującej i wynajmującego, to nie możemy na tej podstawie ignorować społecznego ani prawnego wymiaru problemu, jakim jest mieszkanie za seks. Milcząc czy wzruszając ramionami wyrażamy zgodę na to, żeby niektórzy w swoich ogłoszeniach mówili w zasadzie wprost: „Nie masz gdzie mieszkać? To mogę sobie z tobą zrobić, co zechcę”.
**
Tekst ukazał się na portalu A2larm.cz. Z czeskiego przełożyła Olga Słowik. Skróty od redakcji.
„Getta? My tylko chronimy większość przed mniejszością” [reportaż]