Niech już się potomkowie Hitlera martwią, co zrobić z obozami, które wybudowali ich dziadkowie na terenach, gdzie nikt ich nie chciał i nie chce. To nie są polskie obozy, więc my ich w Polsce nie potrzebujemy!
Przegłosowana dzień przed Międzynarodowym Dniem Pamięci o Ofiarach Holokaustu ustawa o IPN-ie sprawiła, że po raz kolejny zastanawiamy się, co ludzie pamiętają z tamtych czasów. Oczywiście niewiele. Generalnie wiadomo, że nie było fajnie, ale szczegóły się rozmywają.
Czy nie o to zatem chodziło ustawodawcy, żeby przypomnieć ten niechlubny okres historii całemu światu? No, może nie do końca, ale również. Ostatecznie stratedzy PiS-u (załóżmy, że jest ich więcej niż jeden) z pewnością wiedzą, że w czasach fake newsów i postprawdy, tradycyjna edukacja to za mało. Nie wystarczy mówić dzieciom w szkole na lekcjach religii, że Żydzi byli sami sobie winni, bo zabili Jezusa, ponieważ dziecko i tak zaraz sobie na smartfonie czy innym youtubie sprawdzi, że Jezus nie był postacią historyczną, a jeśli nawet, to zabili go Reptilianie. Nie ma się co oszukiwać. Trolling i gównoburze są znacznie lepszymi narzędziami edukacyjnymi niż nudne książki.
Ile osób na serio pamiętałoby o ofiarach Holokaustu w 73. rocznicę wyzwolenia Auschwitz, gdyby nie nasza ustawa, penalizująca używanie zwrotów w rodzaju „polskie obozy śmierci”? Oczywiście w obchodach na terenie byłego obozu Birkenau udział wzięło 60 byłych więźniów, a także przedstawiciele władz państwowych z premierem na czele, ale takie uroczystości rzadko wzbudzają zainteresowanie szerszej publiczności. Może trochę szkoda, bo czasem mówi się podczas nich coś sensownego. Tym razem dyrektor Muzeum Auschwitz, Piotr Cywiński, zauważył, że „cały nasz świat żyje coraz bardziej tak, jakby niewiele nauczył się z tragedii Szoa i obozów koncentracyjnych. Na kolejne odsłony ludobójczego szaleństwa nie potrafimy reagować skutecznie. Głód i śmierć wywoływane przez niekończące się walki nie mobilizują do skutecznych działań naszych instytucji i społeczeństw”. I dalej: „nasze demokracje chorują na wzrost populizmu, egotyzmu narodowego, nowych form skrajnej mowy nienawiści. Brunatne ugrupowania bezczeszczą nasze ulice i miasta. Czyżbyśmy się tak bardzo zmienili w ciągu zaledwie dwóch–trzech pokoleń?”. To niewątpliwie ważne pytanie, które niestety chyba zbyt rzadko sobie zadajemy.
Chcieliście polskich obozów koncentracyjnych, no to je macie
czytaj także
Na szczęście dziś znowu dużo rozmawiamy o mechanizmach, które umożliwiły zagładę Żydów. Wszystko to dzięki naszej władzy, która do ustawy o IPNie wprowadziła zapis: „każdy, kto publicznie i wbrew faktom przypisuje polskiemu narodowi lub państwu polskiemu odpowiedzialność lub współodpowiedzialność za zbrodnie popełnione przez III Rzeszę Niemiecką lub inne zbrodnie przeciwko ludzkości, pokojowi i zbrodnie wojenne — będzie podlegał karze grzywny lub pozbawienia wolności do lat trzech”.
Paragraf ten oczywiście jest absurdalny i wzbudza liczne kontrowersje. Co prawda nie słyszałem, żeby ktoś na poważnie, publicznie i wbrew faktom przypisywał polskiemu narodowi czy państwu polskiego odpowiedzialność za zbrodnie popełnione przez III Rzeszę. Jeśli używa się zwrotów w rodzaju „polskie obozy koncentracyjne”, to przeważnie chodzi o ich lokalizację geograficzną, a nie o to, że były one prowadzone przez państwo polskie, które zresztą faktycznie nie istniało, a z pewnością nie sprawowało władzy na terenach, gdzie funkcjonowały obozy śmierci. Być może są na świecie osoby, które nie wiedzą, kto był odpowiedzialny za Holokaust, ale grożenie im więzieniem, jeśli się tego nie dowiedzą, wydaje się dosyć drastycznym środkiem. Nie wiadomo też, czy będzie to środek skuteczny, bo osoby przekonane, że to Polacy rządzili w III Rzeszy, mogą mieszkać w miejscach często odległych od naszego kraju, więc trzeba by je tu jakoś sprowadzić, żeby je osądzić. Można też się zastanawiać, czy kraje, których obywatelstwo mają takie osoby, zgodzą się na ich ekstradycję. Raczej chyba nie można liczyć, że osoby wierzące, że to naród polski odpowiada za Holokaust, będą chciały przyjechać do Polski dobrowolnie, żeby dać się osądzić – niewykluczone, że przy takich brakach w wiedzy historycznej, mogą być przekonane, że naziści ciągle tu rządzą.
czytaj także
Nie pomaga nam oczywiście fakt, że ulicami stolicy maszerują tysiące ludzi z hasłami sugerującym wyższość białej rasy oraz, że obchodzi się u nas rocznicę urodziny Adolfa Hitlera (może niezbyt hucznie, ale zawsze). Nie możemy mieć pewności, czy opinię publiczną przekona mówienie, że to nie byli żadni faszyści, tylko rekonstruktorzy oraz rodziny z dziećmi. A raczej możemy mieć pewność, że nikogo to nie przekona.
Póki co widzimy, że wiele osób nie zrozumiało wprowadzonego przez nasz prawa. Cały świat zaczął pisać o „polskich obozach śmierci”. Jak ocenia serwis politykawsieci.pl, tylko 27 stycznia zasięg tematu #PolishDeathCamps wyniósł w zależności od narzędzia od 23 do 28 mln osób. Temat #PolishDeathCamps zaistniał na całym świecie i był publikowany przez wszystkie światowe agencje prasowe, a także małe media. Czy dzięki temu więcej osób dowiedziało się, że te obozy nie były polskie, tylko niemieckie? Nie można tego wykluczyć. Polscy internauci przecież chętnie tłumaczą ten fakt wszystkim zainteresowanym.
czytaj także
Niestety naszych starań na rzecz pamięci o Holocauście nie docenił Izrael. Większość deputowanych w Knesecie poparło uznanie ustawy o IPN za przejaw negowania Holokaustu. Oczywiście tam również, wbrew idiotycznym sugestiom wiceministra Jakiego, nikt nie twierdzi, że obozy zagłady były polskie, a jedynie, że część Polaków brała udział w Holocauście i mordowaniu Żydów, więc można im za to przypisywać odpowiedzialność. A przynajmniej powinno być można, bo takie są fakty. Nie wiem, czy w jakimś innym kraju było tu szmalcowników, co w Polsce, ale pewnie nie, bo też nigdzie indziej nie mieszkało tylu Żydów. Wiemy, że w kilkudziesięciu polskich miejscowościach doszło do podobnych pogromów jak w Jedwabnem. Oczywiście nie wiemy, ile dokładnie Żydów zabili Polacy, bo sprawcy tych mordów nie zawsze chętnie się do nich przyznają. Mimo wszystko na podstawie tego, co udało się odkryć i zbadać, wiemy, że członkowie narodu polskiego brali udział w zbrodniach, które generalnie słusznie przypisywane są III Rzeszy, ale były popełniane nie tylko przez obywateli tego państwa, ale również przez osoby innych narodowości.
Niestety tego oczywistego faktu najwyraźniej nie potrafią sobie przyswoić liczni Polacy, co widzimy dzięki lawinie krytyki, jaka spada na osoby mówiące o odpowiedzialności Polaków za zbrodnie, które były możliwie, dzięki powstaniu III Rzeszy. Pomimo starań IPN-u o wyjaśnienie prawdy, ciągle można spotkać Polaków twierdzących, że to Niemcy spalili Żydów w stodole w Jedwabnem. Może w sumie należałoby wprowadzić jakieś kary za negowanie faktu, że niektórzy Polacy również mordowali Żydów? Obawiam się jednak, że póki co nie ma ku temu odpowiedniego klimatu, więc mam inny pomysł, jak wprowadzić trochę porządku w tym historycznym bajzlu.
czytaj także
Powszechna edukacja najwyraźniej nie działa. Nowe prawo zostało skierowane przez prezydenta do Trybunału Konstytucyjnego, więc nie wiadomo, czy kiedykolwiek będzie działać. Mamy co prawda stronę internetową germandeathcamps.org oraz apkę na smartfony dla dziennikarzy, która ma ich poprawiać, gdy użyją niewłaściwego określenia. Udało się nawet zmusić ministra spraw zagranicznych Niemiec do zabrania głosu i przyznania, że obozy koncentracyjne były niemieckie (nie, żeby Niemcy kiedykolwiek się tego wypierały). Jednak wydaje się, że to wszystko za mało. Dopóki nazistowskie obozy śmierci będę na terenie Polski, dopóty każdego dnia ktoś będzie pisał „polish death camps”. Jedynym sposobem, żeby to zmienić, jest usunięcie obozów zagłady z polskiej ziemi i przeniesienie ich na ziemie prawowitych właścicieli, czyli do Niemiec. Można to zrobić na dwa sposoby. Przenieść wszystkie zabudowania razem z częścią gruntów i ulokować gdzieś za niemiecką granicą. Albo po prostu wyłączyć te ziemie z terenów Polski i oddać RFN. Oba sposoby mogą wydawać się skomplikowane, ale z nie takimi trudnościami Polacy sobie już radzili. Drugi wydaje się bardziej ryzykowny, bo trudno było odpowiednio oznaczyć miejsca obozów na mapach, żeby było wiadomo, że to teren Niemiec, a nie Polski. Do tego Polacy mogą niechętnie podchodzić do oddawania jakiegokolwiek terytorium Niemcom. Dlatego dużo lepszy wydaje się pomysł pierwszy. Po prostu spakujmy to wszystko i wywieźmy gdzieś za niemiecką granicę. Niech już się potomkowie Hitlera martwią, co zrobić z obozami, które wybudowali ich dziadkowie na terenach, gdzie nikt ich nie chciał i nie chce. To nie są polskie obozy, więc my ich w Polsce nie potrzebujemy.