Rośnie nam w Polsce kolejna superkasta: członkowie Prawa i Sprawiedliwości i ich akolici. Na ich czele stoi ludzki Pan Kaczyński, który za pomocą swoich wasali, przejął pełnię władzy w polskim folwarku.
Ogromną popularność zdobyło ostatnio hasło opisujące sędziów jako „nadzwyczajną kastę ludzi”. W tym stwierdzeniu zawiera się niemal cała argumentacja stojąca za wygaszeniem Sądu Najwyższego. „Kasta”, czyli zamknięta grupa, do której przynależność jest dziedziczna. Znamienne, że autorką tego zdania jest sędzia Najwyższego Sądu Administracyjnego Irena Kamińska, która podzieliła się tą, jakże mądrą refleksją, na Kongresie Prawników Polskich. Jej słowa momentalnie przejęła rządowa propaganda, wykorzystując je do ataku na sędziów. Taka retoryka trafia do ludzi, bo z kastami spotykają się na każdym kroku. Można czasem odnieść wrażenie, że nie jesteśmy wcale społeczeństwem klasowym, ale właśnie kastowym, w którym kwestie pozycji rodzinnej, wychowania i posiadanych znajomości są znacznie ważniejsze niż kwestie ekonomiczne.
czytaj także
Najczęściej mówiąc o klasach społecznych myślimy o klasie wyższej, średniej i niższej. Jest to klasyczny podział rozpropagowany przez amerykańską socjologię. Według Wiliama Wernera społeczeństwo można podzielić wedle wskaźników ekonomicznych i prestiżu społecznego. W Stanach Zjednoczonych sprawa jest jasna. To społeczeństwo oparte na protestanckiej doktrynie, która wiąże prestiż społeczny z pozycją ekonomiczną. Pieniądze są objawem łaski. Podział na klasy zaproponowany przez Maksa Webera, również opierał się na kryterium ekonomicznym. Posiadanie kapitału ekonomicznego i środków produkcji leży również u podstaw teorii Karola Marksa, który wprowadził pojęcie klas społecznych do publicznej świadomości. System kapitalistyczny wykształcił na Zachodzie podstawy do stworzenia społeczeństwa, którego model był zbliżony do merytokracji. Każdemu według zasług. Tymczasem w Polsce czynniki merytokratyczne przez ostatnie 500 lat schodziły na dalszy plan w formowaniu struktury społecznej.
Polskim sędziom zarzuca się, często słusznie, konformizm, wsobność, grupową lojalność, intelektualną gnuśność, kolesiostwo i pogardę wobec stojących niżej w drabinie społecznej. To wszystko prawda, ale są to także cechy polskiej inteligencji jako takiej. Równie dobrze można w ten sposób oceniać polskich naukowców, samorządowców, lekarzy i przede wszystkim całą naszą klasę polityczną. Każda z tych grup nie potrafi sobie poradzić z korupcją i czarnymi owcami w swoich szeregach. Wszystkie te grupy zioną pogardą do reszty, zwłaszcza do tych, którzy są słabsi i nie pochodzą z ich środowiska. Wreszcie wszystkie te grupy solidarnie milczą. Nie potrafią stworzyć żadnej kontrpropozycji dla pomysłów Prawa i Sprawiedliwości. Nie potrafią nazwać problemów i próbować znaleźć dla nich rozwiązań. Dzisiaj niemal wszyscy zgadzają się, że reforma wymiaru sprawiedliwości jest konieczna, ale na ten temat, z niewielkimi wyjątkami, milczą adwokaci, sędziowie i profesura. Chcą tylko utrzymania status quo, spokoju i stabilizacji. Dzisiaj widać jak na dłoni nędzę polskiej inteligencji, która po upadku komunizmu straciła swoją prometejską rolę, stając się dzisiaj karykaturalną formą drobnej burżuazji, ale ze wszystkimi postfeudalnymi naleciałościami.
Nie mam specjalnie ochoty bronić sędziów, bo sam widziałem jakiego spustoszenia dokonali przy dzikiej reprywatyzacji. Nie mogliby jednak tego robić, gdyby polskie państwo nie było zbudowane z kartonu. Gdyby urzędnicy pracowali dla dobra publicznego, a politycy uchwalali prawo, które nie tworzy możliwości korupcji i wyrządzania niesprawiedliwości. To, że państwo nie radzi sobie z mafią, nie jest winą sędziów, tylko winą rządzących, którzy działanie mafii umożliwiają. Czy z tego powodu, że część sędziów jest skorumpowana, mamy oddać w ręce ministra sprawiedliwości możliwość powoływania sędziów Sądu Najwyższego, prezesów sądów powszechnych, umożliwić mu wymianę kadr na wszystkich stanowiskach funkcyjnych i dać mu wpływ na sędziowskie awanse? Oczywiście, że nie. Tak ogromna władza w rękach jednego człowieka musi zawsze budzić sprzeciw. Nie trzeba być bardzo przenikliwym, żeby rozumieć, że „reforma sądownictwa” sprowadza się jedynie do wymiany „ich” sędziów na „swoich sędziów”, zawłaszczenie ostatniego niezależnego od woli Naczelnika obszaru funkcjonowania państwa. Polską chorobą jest brak silnych i niezależnych instytucji. Promowana przez polityków jest podległość, serwilizm wobec władzy i system dworsko-klientelistyczny. Reformy, które sprowadzają się do wielkiej czystki kadrowej, to żadne reformy, to wielkie Teraz K… My.
czytaj także
Rządom PiSu towarzyszy rozbudowa form feudalnych. Kwitną relacje pan-wasal. Wasal nie musi dostać polecenia, żeby wiedzieć czego chce Pan. W lot odgaduje jego myśli i życzenia. Organizują mu wielkie benefisy w Operze Narodowej. „Niezależni” dziennikarze wygłaszają długie laudacje. Nie ma pochlebstwa, które nie padłoby pod adresem Kaczyńskiego z ust członków Prawa i Sprawiedliwości. Wszystko to wydaje się strasznie żenujące, ale nie ma tutaj nic nowego w stosunku do tego, co już w historii naszego kraju przerabialiśmy. Czytając dziś opisy polski przedrozbiorowej uderzać nas musi ich aktualność. Tutaj próbka ze wspomnień francuskiego nauczyciela, który przebywał na dworze księcia Sapiehy:
Jeśli więzi społeczne między mieszkańcami jakiegoś kraju ograniczają się jedynie do stosunków zależności, władza jest z konieczności rozzuchwalona, a podległość służalcza. Władza rozciąga się nie tylko na czyny człowieka, ale i na jego myśli. Pan patrzy na poddanego tylko z jednego punktu widzenia: ciało, umysł i wola składają się na całość, której istotę stanowi uzależnienie. Stąd płynie pogarda do wszystkiego, co znajduje się na niższych szczeblach w hierarchii społecznej, butne zarozumialstwo w stosunku do własnej osoby, brutalność wobec wszelkich prób oporu. Przyzwyczajanie do zależności wdraża do uniżoności, pochlebstwa, podłości, szalbierstwa, władza wszczepia pychę, próżność, okrucieństwo. W charakterze Polaka, który zakosztował jednego i drugiego, skupiają się niekiedy wszystkie wady im właściwie. Butnie rządzi ten, kto umie ugiąć posłusznie kark. Ten, kogo spotkała krzywda, przenosi ją na niższych od siebie.
czytaj także
Rewolucja PiS to po prostu kolejny etap procesu refeudalizacji kraju. Na razie budowanie nowej narodowej klasy średniej słabo PiSowi idzie, więc tworzy własną kastę. Zamiast tworzyć nowe miejsca pracy, trzeba przejąć istniejące. Zamiast walczyć z polskimi folwarkami, stworzyć swój własny superfolwark. Niezależne sądownictwo sprawiało, że można czasem było z tym folwarkiem wygrać. Dzisiaj ma być w całości do niego inkorporowana. W ten sposób tworzy się nowa kasta. Odporna na krytykę, stojąca ponad prawem, w której przy awansie nie liczą się zdolności i zasługi, ale lojalność i konformizm. Przy pańskim stole kotłują się dworzanie, którzy liczą, że cos im z tego stołu spadnie. Skomlą po resztki w postaci etatów dla siebie i rodziny w spółkach skarbu państwa. Zapewniają co rusz o swojej nieograniczonej lojalności i wierności. Na naszych oczach rodzi się nowa kasta nadzwyczajnych ludzi z PiS. Służalczych wobec Pana i okrutnych wobec poddanych. Na ich czele stoi ludzki Pan Kaczyński. Pan czasem zgani, czasem pochwali. Przywoła do porządku swoich wasali, gdy będą chcieli podnieść cenę paliwa albo wyciąć wszystkie drzewa w kraju. Dobry Pan złagodzi też trochę ustawę o Sądzie Najwyższym i pozwoli swojemu głównemu ekonomowi od czasu do czasu zawetować jakąś ustawę. Cała kraina drży, chcąc odgadnąć jego myśli i wyprzedzić jego życzenie. Czytają z ruchu jego ust, wyczekując najmniejszego sygnału. Wszyscy w końcu jesteśmy tylko pionkami na wielkim dworze ludzkiego Pana.