Kraj

Tysiąc to dopiero początek

Pełne opinii, wywiadów i analiz, nieoglądające się za kasą – robimy takie media, jakie sami chcielibyśmy czytać.

Dzisiejsze wydanie jest tysięcznym w historii „Dziennika Opinii”. Wzruszenie odbiera nam siłę w palcach. A przecież zanim był „Dziennik Opinii”, była tylko niewiele mniej aktywna strona, którą rozwój internetu nakazał nam założyć przy kwartalniku „Krytyka Polityczna”. „Dziennik Opinii” stał się jednym z naszych największych przedsięwzięć, absorbującym sporą redakcję i całą sieć stałych autorów.

Założyliśmy go, choć nigdy nie mieliśmy problemów z publikowaniem w polskich mediach, które poziomem najszybciej dogoniły Zachód. „Gazeta Wyborcza” z przekraczającymi milion nakładu wydaniami i wielostronicowymi działami opinii, reportażu i „Magazynem Świątecznym” (oraz zupełnym odjazdem redaktorów, czyli „Gazetą Środkowo-Europejską”) była jedną z najlepszych w Europie, wywołując zazdrość w „Le Monde” czy „El Pais”. Goniło ją „Życie” i „Rzeczpospolita”, a były też robione na świetnym poziomie tygodniki z „Polityką” i „Tygodnikiem Powszechnym” na czele. Chyba najpoważniejszym rywalem „Świątecznej” była wtedy „Europa” Roberta Krasowskiego i Cezarego Michalskiego.

Od początku „Krytyki”, czyli od 2002 roku, wszędzie tam, włączając tytuły zagraniczne, pojawiały się i pojawiają często nasze teksty. Nie brak miejsca był nas był problemem. Wolny rynek okazał się tu problemem. Polskie media go pokochały, ale była to miłość bez wzajemności. Wolny rynek dramatycznie ograniczył ich nakłady, ale przede wszystkim stał się grabarzem wszystkich poważnych treści. Dziś w dalszym ciągu można je odnaleźć, ale złote czasy działów opinii zdecydowanie minęły. Teksty są krótsze, drogich tłumaczeń zamawia się mniej, wywiadów z zagranicznymi intelektualistami tak wielu jak kiedyś nie przeczytamy. A przecież te potrzeby nie zniknęły i media wciąż dla Polaków są głównym dostępem do kultury.

Zamiast narzekać, sami postanowiliśmy te treści, których jest coraz mniej, dać sobie i czytelnikom.

Wiedzieliśmy doskonale, że to nie działy opinii decydują o nakładach, a może i zawsze były dla gazet tylko obciążeniem, bo tylko niewielki procent czytelników poświęcał im uwagę. Nie miało i nie ma dla nas znaczenia, ilu ludzi nas czyta.

„Dziennik Opinii” finansowany jest fundraisingowo, a nie rynkowo, i właśnie dlatego stać nas na publikowanie obszernych tekstów i drogich tłumaczeń. Często, może najczęściej w Polsce, drukujemy wywiady z zagranicznymi intelektualistami. Ponieważ zapraszamy ich kilkudziesięciu rocznie do Polski, organizujemy także wywiady z nimi „Polityce” i „Gazecie Wyborczej”, bo wyłączność nie jest dla nas świętością. Liczą się czytelnicy, a nie pieniądze. Gdyby chodziło o pieniądze, toby nawet do głowy nam „Dziennik Opinii” nie przyszedł.

Jeśli „Gazeta Wyborcza” i inne media nie kochają już tak kapitalizmu jak wcześniej i jeśli nie lekceważą już wprost praw kobiet i mniejszości, to między innymi właśnie dlatego, że przez kilkanaście lat „Krytyka Polityczna” i inne instytucje robiły, co się tylko da, żeby zrównoważyć debatę publiczną w Polsce.

Gdyby Grzegorzowi Sroczyńskiemu, który masakruje dziś kapitalizm z łamów „Gazety Wyborczej”, albo Piotrowi Pacewiczowi, rycerce krucjat przeciwko szowinistom i homofobom, dać wydania ich pisma sprzed dziesięciu lat, toby im włosy dęba stanęły. To przed „Gazetą Wyborczą” Marcin Król spowiada się w imieniu elit transformacji ze swoich wcześniejszych głupich poglądów. Dokładnie tych samych zresztą, które obowiązywały w „Gazecie”, „Rzepie” itd. Gdy my dekadę temu polemizowaliśmy z Królem, porównywał nas do „Żołnierza Wolności” i uważał za zagrożenie dla Polski.

Nie piszę o tym z resentymentu, bo tego w nas nie ma, nigdy nie obrażaliśmy się na świat, nieprzerwanie drukując w „Gazecie”, „Rzepie” i „Polityce”, oraz przyjaźniąc się z redaktorami tych gazet, od których zresztą uczyliśmy i uczymy się zawodu. Warto pamiętać o tych podziałach z szacunku dla tych, którzy wtedy zamykani byli w „celi śmiechu”, jak choćby feministki. Niech będzie, jak rzekł kiedyś Michnik: amnestia tak, amnezja nie. Szkoda, że nie żyje Tadeusz Kowalik, któremu zwrócono by honor tak, jak zwrócono go Karolowi Modzelewskiemu. Ciężko też już dziś „jaskiniowy socjalizm” zarzucić Piketty’emu, Krugmanowi czy Stiglitzowi. „Zastępcze problemy” feminizmu i „jaskiniowy socjalizm” bije dziś z łam „Świątecznej” i głównego nurtu, a nie tylko „Dziennika Opinii”. I chwała Bogu i Marksowi.

Za pracą naszej gazety, tak jak pozostałych instytucji Krytyki Politycznej, stoi codzienna praca wielu anonimowych osób. Samą redakcją „Dziennika” dowodzi Magda Błędowska, a pracuje z nią Michał Sutowski, Jakub Dymek, Magda Majewska, Sławek Blichiewicz oraz Kinga Dunin. Felietonistów i stałych autorów można byłoby długo wymieniać, ale ich wysiłek nie już tak anonimowy, a czytelnicy znają ich z naszych łamów. Oczywiście nie byłoby „Dziennika”, gdyby nie dział projektów, administracja, promocja, a to już są dziesiątki kolejnych zatrudnionych w „Krytyce” i współpracujących osób.

A jest jeszcze ukraińska wersja „DO”, redagowana przez Ukraińską „Krytykę Polityczną” z jej Centrum Kultury w Kijowie i politicalcritique.org, wokół którego zaczynamy budować stałą redakcję i wiążemy przyszłość „Krytyki”.

Zamierzamy dalej trwać i rozwijać się, tysiąc to dopiero początek.

 

**Dziennik Opinii nr 216/2015 (1000)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Sławomir Sierakowski
Sławomir Sierakowski
Socjolog, publicysta, współzałożyciel Krytyki Politycznej
Współzałożyciel Krytyki Politycznej. Prezes Stowarzyszenia im. Stanisława Brzozowskiego. Socjolog, publicysta. Ukończył MISH na UW. Pracował pod kierunkiem Ulricha Becka na Uniwersytecie w Monachium. Był stypendystą German Marshall Fund, wiedeńskiego Instytutu Nauk o Człowieku, uniwersytetów Yale, Princeton i Harvarda oraz Robert Bosch Academy w Berlinie. Jest członkiem zespołu „Polityki", stałym felietonistą „Project Syndicate” i autorem w „New York Times”, „Foreign Policy” i „Die Zeit”. Wraz z prof. Przemysławem Sadurą napisał książkę „Społeczeństwo populistów”.
Zamknij