Ani Putin, ani Poroszenko żadnej wojny sobie nie wypowiadali (na razie), a rozejm jednak podpisują.
Wypowiedzenie wojny jest czymś znacznie ciekawszym niż ogłoszenie rozejmu. Choćby dlatego, że wypowiedzenie wojny do czegoś zobowiązuje, a ogłoszenie rozejmu – już nie. Tak przynajmniej wynika ze skutków piątkowej umowy pomiędzy Poroszenką a Putinem.
Jak widzimy, ani Putin, ani Poroszenko żadnej wojny sobie nie wypowiadali (na razie), a rozejm jednak podpisują. Hybrydowy rozejm w hybrydowej wojnie prowadzi do hybrydowego pokoju w hybrydowej Ukrainie. Czyli – w Ukrainie skrajnie antyrosyjskiej, nacjonalistycznej, proeuropejskiej i pro-NATO-wskiej, która w praktyce od Rosji będzie różnić się głównie kolorem flagi narodowej. Bo każdy, kto tylko zamierza protestować przeciwko rządowej polityce cięć, już został ogłoszony przez premiera Jaceniuka agentem Moskwy, a milicja ukraińska już teraz ma prawo strzelać bez ostrzeżenia – w strefie operacji antyterrorystycznej, której granice nie są określeni żadnym aktem prawnym. No, może propagandy gejowskiej nam na razie nie zakażą.
Tyle na temat rozejmu, bo możemy przegapić kolejne wypowiedzenie wojny. Otóż Państwo Islamskie grozi wojną Federacji Rosyjskiej. Islamiści zapowiadają wyzwolenie Czeczenii i Kaukazu oraz zemstę na Putinie za wsparcie Baszara Assada. Prezydent Czeczenii Ramzan Kadyrow natychmiast odparł zwolennikom Islamskiego Państwa, że oni nie mają pojęcia, czym tak naprawdę jest Koran i Sunna. Zapowiada się więc jeśli nie wojna, to przynajmniej niezły spór teologiczny. Bo Koran i Sunna nie przeszkodzili Kadyrowu wysłać swoich bojowników do Doniecka, gdzie wzięli bezpośredni udział w samostanowieniu tamtejszej „republiki ludowej”. Co gorsza, wojna w Donbasie została szybko ogłoszona „wojną religijną” – chociaż okazało się, że jest to wojna prawosławnych przeciwko faszystowskim żydobanderowcom z Ukrainy, jak to świetnie ujął jeden z przywódców rebeliantów.
Prawdziwym wojownikom islamu zostaje więc przeczekać, aż niewierni z różnych opcji pozabijają się nawzajem, a zachodnie sankcje sprawią, że Rosji nie będzie stać na utrzymanie bojowników Kadyrowa.
I wtedy lider Czeczenii poprowadzi spór teologiczny już nie z przywódcą Państwa Islamskiego Abu Bakrem al-Baghdadim, tylko z Władimirem Putinem. Będą mieli o czym porozmawiać, mimo rozbieżności w poglądach religijnych. Przecież wynik wojny rosyjsko-czeczeńskiej, jak się okazało po latach „pokoju”, był, łagodnie mówiąc, dialektyczny.
Wszyscy zauważyliśmy, że w wyniku tej wojny Czeczenia pozostała rosyjska. Ale nie od razu zdaliśmy sobie sprawę, że Rosja również stała się czeczeńska. Nie tylko dlatego, że musi teraz spłacać Kadyrowu swoisty hołd w postaci gigantycznych dotacji na utrzymanie jego królestewka, a wczorajsi „czeczeńscy terroryści” robią grube interesy w Moskwie. Przede wszystkim dlatego, że koszmar wojny czeczeńskiej rozprzestrzenił się na całą Rosję, stając się podłożem i usprawiedliwieniem reżimu Putina. Wspomniane bojówki Kadyrowa wciąż pozostają jego awangardą – nie przypadkiem były wśród pierwszych de facto rosyjskich wojskowych, których pojawienie się w Doniecku wyprzedziło najazd rosyjskich ochotników, a potem – wojska regularnego. Wojska, które sprawi, że Donbas nie pozostanie ukraiński – chyba że Ukraina zdecyduje stać się donbaska.
Zostawmy spekulacje na temat możliwości uwolnienia Czeczenii z Putinowskiej opresji. Dużo ciekawsze wydaje się pytanie, czy Rosja uwolni się z opresji Kadyrowskiej. Szczególnie gdy w wyniku sankcji upadnie gospodarczo, a w wyniku wojskowej propagandy – umysłowo. Gdy dostanie powód, by walczyć nie tylko z „kijowską juntą” czy z NATO, co nie bardzo się opłaca, ale na przykład z Państwem Islamskim. Wojna w Rosji, która po zakończeniu kampanii czeczeńskiej nigdy się tak naprawdę nie skończyła, dostanie kolejne usprawiedliwienie.
Tysiące ochotników z całej Rosji już teraz oferuje swoje życie, by pomóc w przekształceniu Ukrainy w coś w rodzaju europejskiego Bliskiego Wschodu – terytorium będące splotem nierozwiązywalnych krwawych konfliktów, sekciarskiej przemocy i napędzającej się nienawiści.
Nie będziemy musieli już toczyć długich sporów o to, gdzie kończy się Europa Środkowa, Wschodnia, Środkowo-Wschodnia czy Wschodnio-Środkowa. Skończy się tam, gdzie zacznie się Bliski Wschód Europy.
***
Serwis >>WYBORY EUROPY jest współfinansowany ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych