Jeśli jesteś artystą, to powinna ci wystarczyć symboliczna gratyfikacja – tak przynajmniej twierdzą przedstawiciele czeskich galerii. Ale nie wszyscy się na to zgadzają.
Agnieszka Muras: Jesteś jedną z autorek inicjatywy Zerowa Płaca. To protest przeciwko czeskim instytucjom publicznym, które nie płacą artystom wynagrodzenia.
Tereza Stejskalová: Dla mnie ta sprawa brzmi trochę jak science-fiction. Wyobraź sobie, że jesteś artystką, którą zaproszono do zrobienia wystawy w galerii sztuki. Ale nie ma żadnej umowy między tobą a tą instytucją. A jeśli nie ma umowy, to nie możesz się upomnieć o zapłatę. Czasem zdarza się też, że galeria coś płaci bez umowy, zwykle jednak te pieniądze nie pokrywają kosztów wytworzenia dzieła.
Wszystkie galerie sztuki w Czechach nie traktują artystów poważnie?
Wiem, że to generalizowanie, ale spośród tych, które znam, tylko Tranzitdisplay opłaca koszty ponoszone przez artystów i ludzi kultury.
Jak wyglądały początki waszej inicjatywy?
Wszystko zaczęło się od artykułu, który ja, Pavel Sterec i kurator Jiří Ptáček opublikowaliśmy w piśmie „Advojka”. Wywołał duże poruszenie w środowisku artystycznym. Zorganizowałam wtedy dyskusję z udziałem przedstawicieli dużych instytucji kultury, takich jak Galeria Narodowa w Pradze, Galeria Miejska w Brnie, Galeria Morawska. Przyszło pełno wkurzonych artystów…
Przedstawiciele instytucji twierdzili, że to, co mówimy, to nonsens. Jeśli jesteś artystą, to dostajesz zapłatę w sferze symbolicznej. Instytucje kultury dają ci przecież możliwość zaistnienia w polu sztuki, a to jest niewymierna wartość.
Pojawiły się jednak także głosy, że problem jest oczywisty, ale instytucje nie są w stanie go same rozwiązać. Inicjatywa zmiany powinna wyjść ze środowiska artystycznego, mówił jeden z panelistów. To jest interes artystów, więc to oni powinni naciskać. To oznaczało, że pojawiła się chęć dialogu. Zaczęliśmy się spotykać w gronie zainteresowanych i postanowiliśmy opublikować list otwarty podpisany przez ludzi kultury.
A podpisali się pod nim również ludzie niezwiązani ze środowiskiem artystycznym?
Tak. Były takie osoby, bo to nie jest tylko problem sztuk wizualnych. Ważne jest, żeby podkreślić, że inicjatywę poparły też osoby, które nie deklarują lewicowych poglądów.
Co udało się wam osiągnąć?
Zmianę języka. To, w jaki sposób ludzie myślą i mówią o sztuce, daje do myślenia: artysta „inwestuje”, a inwestując, ryzykuje – tak jak w biznesie, jego wynagrodzenie jest tylko potencjalne.
Tymczasem jeśli artysta pracuje dla instytucji publicznej, to jest jej prawowitym pracownikiem. Sztuka to praca.
Usłyszeliśmy wiele słów krytyki pod naszym adresem. Ludzie mówili, że nasze myślenie to komunizm. Podczas programu telewizyjnego, którego tematem był nasz list otwarty, Tomáš Pospiszyl, bardzo wpływowy czeski kurator, stwierdził, że nasze podejście jest słuszne, ale stoimy po złej stronie barykady, przez co możemy stracić poparcie. Miał na myśli to, że mamy lewicowe poglądy.
Ludzie czasem też komentują, że mamy rację, ale nie podoba się im, że zamiast „artysta” mówimy „wytwórca kultury”. Tymczasem my nie skupiamy się tylko na artystach, mówimy też o kuratorach, performerach i innych osobach działających w sztuce.
A co na to wszystko czeskie władze?
Nie mają żadnej wyraźnej strategii rozwoju kultury na najbliższe lata; politycy myślą w perspektywie roku czy dwóch. Ministrem kultury jest Alena Hanáková. Moim zdaniem jest niekompetentna – skończyła wydział pedagogiczny i pracowała wiele lat jako opiekunka w żłobkach. Wywodzi się z organizacji, która blisko współpracuje z TOP90, prawicową partią polityczną. Kiedy pojawia się w mediach lub wypowiada się publicznie, zwykle towarzyszy temu skandal. Zdymisjonowała na przykład dyrektora Teatru Narodowego, ale nie potrafiła w żaden sposób uargumentować swojej decyzji.
Jakiś czas temu okazało się, że tygodnik o sztuce „Atelier”, który wychodzi od dwudziestu lat, nie dostał dotacji z Ministerstwa Kultury i grozi mu zamknięcie. Nie twierdzę, że to rewelacyjna gazeta, ale obawiam się, że problem z brakiem środków będzie dotykał kolejne podmioty. W obronie „Atelier” odbyła się demonstracja. Minister kultury oddelegowała na nią swoją rzeczniczkę prasową, a ta kazała na siebie czekać czterdzieści minut. Gdy przyszła, powiedziała dziennikarzom i redaktorowi naczelnemu „Atelier”, że ministerstwo nie odpowiada ani za decyzje komisji przyznającej granty, ani za utrzymywanie „Atelier”. Redakcja powinna sama szukać niezależnych źródeł finansowania.
Chciałabym jakoś wytłumaczyć ludziom, że rząd jest odpowiedzialny za stan kultury i dlaczego jest ona ważna. Nie jestem naiwna, ale liczę, że uda się zmienić społeczne podejście do sztuki i kultury.
Chcemy pokazać, dlaczego przejrzyste finansowanie tego sektora jest ważne. Może znajdą się ludzie kompetentni, ekonomiści, politycy, którzy nas wesprą.
Tereza Stejskalová – dziennikarka, zajmuje się literaturą, sztuką, filozofią i polityką kulturalną. Współpracuje z wieloma specjalistycznymi czasopismami i kuratorami w Czechach.