„Rzeczpospolita” po raz kolejny opublikowała niesamowity tekst, świadczący o, nazwijmy to delikatnie, autorskim stosunku do rzeczywistości. Znamy, znamy – powiedzą Państwo. Ile razy można się dziwić, że „Rzepa” oderwała się od ziemi i pożeglowała w swoją ukochaną błękitną krainę fantazji (no, czasami błękitno-brunatną). „Rzepa” przecież robi to ciągle. Ale jednak tym razem granice science-fiction zostały przekroczone w sposób tak poważny, że trudno tego nie odnotować.
Tekst pod wymownym tytułem Mumia Europejska napisał nie kto inny, jak tylko Jarosław Mulewicz, były główny negocjator Układu o Stowarzyszeniu Polski z Unią Europejską. Niezłych mamy negocjatorów, jak widać. Ciekawe jak te negocjacje wyglądały. Pewnie tak: „Cześć, Mumia! Chcesz się stowarzyszyć? My tak, bo my, Polacy, chętnie obcujemy z trupami, w ogóle nekrofile jesteśmy. Sorki, Mumia, to taki żarcik. Poczucie humoru też mamy cmentarne”.
Jeśli Unia jest Mumią, to po co nas z nią stowarzyszałeś? – rodzi się nieuniknione pytanie. Jarosław Mulewicz jednak na nie nie odpowiada. Zamiast tego opowiada nam baśń z kosmosu: „Europa chce socjalizmu, monopolu państwa, sztucznego pełnego zatrudnienia, a w końcu kartek na wszystko”. To są jego słowa. W swoim tekście Mulewicz tradycyjnie pomstuje na finansowanie przez państwo celów społecznych i dziwi się bardzo, kiedy ktoś mu mówi, że kryzys spowodowały banki. Te wątki to oczywiście nic nowego, można by je skwitować ziewnięciem i ewentualnie owinięciem ryby w „Rzepę” (swoją drogą, ciekawa operacja kulinarna). Ale najwyraźniej Mulewicz nie umie się zatrzymać na poziomie zwykłego prawicowego banałszu (banałsz – fałsz tak często powtarzany, że staje się banałem). Pisze tak: „Trwa pogoń za uregulowaniem wszystkiego. Przestrzegania nowych regulacji i w Unii, i w państwach członkowskich mają pilnować nowi urzędnicy, tym razem od nadzoru bankowego, a najlepiej od nadzoru wszystkiego. Wystarczy dzień lub dwa w tej atmosferze, aby miało się wrażenie, że znowu żyjemy w socjalistycznej rzeczywistości. Nikt nie chce pamiętać, czym się ona skończyła. Tam też biurokraci decydowali, ile mięsa, cukru czy innych produktów na kartkę mają dostać obywatele. Jako adiunkt na uczelni zasługiwałem na mniej niż niewykwalifikowany robotnik. Dobrze, że nie było kartek na majtki, bo na drabinie nie pracowałem i nie mógłbym przynieść stosownego zaświadczenia. W Unii też niedługo będą kartki na «f» – fszystko”. W innym fragmencie swojego tekstu Mulewicz najpoważniej w świecie twierdzi, że państwa lub instytucje unijne będą zatwierdzać szefów prywatnych firm! Ale nie tylko z rzeczywistością ma problem. Także z logiką. W jednym akapicie pisze, że Unia „coraz mniej działa na rzecz wzrostu”, w innym wini za to… politykę stymulowania wzrostu.
A najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że Mulewicz nie może się nadziwić, czemu ta straszna Mumia Europejska nie chce wziąć Polski za wzór. „Nikt nie chce pamiętać niedawnej historii, gdy uwolnienie rynku w Polsce w 1989 roku wywołało lawinę przedsiębiorczości. […] Unii i jej państwom członkowskim potrzebne są zasadnicze reformy na kształt tego, co stało się w Polsce w 1989 roku – uwolnienie działalności gospodarczej i jasne powiedzenie społeczeństwu, że jego własny los zależy od ciężkiej pracy, a nie od łaski czy niełaski armii urzędników”. Panie Mulewicz! Gdyby społeczeństwu zachodniej Europy ktoś zapowiedział, że od tej pory wzorem dla nich będzie Polska i że ich energia zostanie po Balcerowiczowsku „uwolniona”, jak u nas w ‘89, to wywołałoby to powszechny zachodnioeuropejski exodus, paniczną ucieczkę. Im dalej od Odry, tym lepiej.
Nie sposób nie zadać sobie pytania: kto tu bardziej jest mumią? Unia Europejska, czy zabalsamowany-zamacerowany (zabalcerowany) w skompromitowanym i przestarzałym balcerowiczyzmie Mulewicz?