Grzegorz Hajdarowicz przedstawił właśnie w "Przekroju" swój biznesplan, wyrażając nadzieję, że pismo "pójdzie tą samą drogą, co "Uważam, Rze". Jeśli "Przekrój" będzie w ten sam sposób "wyrazisty" nigdy nie stanie się pismem lewicowym. Ani rzetelnym.
Niedawno jeden ze współpracowników „Krytyki Politycznej”, zarazem znany publicysta i doświadczony dziennikarz Roman Kurkiewicz, objął funkcję redaktora naczelnego „Przekroju”. Zadeklarował chęć stworzenia interesującego tygodnika, który o polityce, kulturze, gospodarce i innych sprawach społecznych prezentował będzie opinie szeroko pojętej lewicy. W sytuacji, gdy brakuje w Polsce dobrych masowych pism lewicowych, wyzwanie, którego postanowił podjąć się Kurkiewicz, wzbudziło zrozumiałe nadzieje na możliwość pisania lub czytania opinii rzadziej dostępnych w innych mediach.
Wzbudziło też zrozumiałe obawy. Nie tylko dlatego, że pismo jest w złej sytuacji finansowej, a wszyscy wiemy, jaka jest kondycja prasy. Przed „Przekrojem” stoi zatem trudne zadanie. O ile jednak osoba Kurkiewicza jest gwarancją dla autorów i czytelników, że pismo będzie redagowane na poziomie, o tyle jego właściciel Grzegorz Hajdarowicz w swojej ofercie wydawniczej ma bardzo różne periodyki. Poza podziałem na poglądy lewicowe i prawicowe, istnieją także inne różnice, w tym na media tabloidowe i rzetelne. I podziału tego nie unieważnia okoliczność, że poważnym mediom masowym coraz trudniej utrzymać się na rynku. Można tygodnik, który lekceważy etos dziennikarski, poziom merytoryczny i zasady honoru, prezentować jako „wyrazisty” i „opiniotwórczy” z przekonaniem, ale nie z sensem. Można cieszyć się, że jako taki znajduje czytelników, ale nie można twierdzić, że priorytet nadawany czytelnictwu, oglądalności czy popularności sam w sobie sprzyja rozwojowi debaty publicznej w Polsce lub gdziekolwiek indziej. Najczęściej jest niestety przeciwnie.
Grzegorz Hajdarowicz przedstawił w najnowszym „Przekroju” swój biznesplan, wyrażając nadzieje, że „Przekrój” „pójdzie tą samą drogą, co Uważam, rze” i stanie się „wyraziście lewicowy”, co na dodatek sprzyjać będzie pluralizmowi mediów. Jeśli „Przekrój” będzie wyrazisty w ten sam sposób, co pismo „Uważam, Rze”, nigdy nie stanie się pismem lewicowym. Ani rzetelnym. Nie jestem pewien, czy prawicowość polega właśnie na tym, co reprezentuje sobą tygodnik Pawła Lisickiego, ale jestem pewien, że rywalizacja w ten sposób redagowanych tygodników niewiele wspólnego miałaby z podziałem ideowym, a także z jakkolwiek sensownie rozumianym pluralizmem mediów. Nawet gdyby prawie nikt już nie wierzył, że takie podziały są w ogóle jeszcze możliwe. Lub że los mediów czy polityki nie został już przesądzony w kieszeniach biznesmenów.