Szanowna Redakcjo i Managemencie, Ladies and Gentlemen
Proszę wybaczyć, że zawracam Wam głowę czymś, czym już Wam wcześniej głowę zawracano. W życiu istnieją takie sprawy, które są – wybaczcie polską soczystą metaforę – jak elastyczne gówno. Brudzi, śmierdzi, a ile razy by go nie wyrzucać, odbija się i wraca. Tak jest zwykle z rzeczami, które są do tego stopnia paskudne, że chcemy je jak najszybciej odfajkować i zapomnieć. Niestety, takie brzydkie i brzydko pachnące rzeczy zazwyczaj wymagają właśnie, aby się nad nimi dłużej pochylić, rozwiązać problem, zoperować gnijący wrzód. Jeżeli teraz odrzucicie moją skromną prośbę, to spodziewam się, że za jakiś czas wróci ona do Was w jeszcze bardziej nieprzyjemnej postaci.
A jest tak dlatego, że są na tym świecie ludzie niereformowalni. Choćbyśmy przebaczali im w nieskończoność i zamykali oczy na ich wyskoki, oni tego nie docenią. Nie okażą, a przede wszystkim nie poczują skruchy ani wdzięczności. Nie zmienią się. A jeśli się zmienią, to na gorsze.
Chodzi mi oczywiście o Andrzeja Krauzego, który jest jednym z rysowników satyrycznych Waszego pisma. W Polsce też jest rysownikiem, chociaż to, co tutaj uprawia, satyrą już nie jest. Nie tylko dlatego, że nie jest to śmieszne (jest zgrzebno-popielno-smutne, ale to najmniejszy problem). Przede wszystkim dlatego, że mamy tu do czynienia nie ze złośliwością, ale ze złem.
Rysunki Andrzeja Krauzego, które produkuje on teraz dla polskiej prawicowej prasy, to monotonna, otępiająca, ale tym niemniej bolesna propaganda nienawiści i pogardy. Ubogie i czarno-białe nie tylko w formie, ale i w treści. Jakiś czas temu Krauze opublikował rysunek, w którym przyrównał gejów do zwierząt. O ile mi wiadomo, polskie środowiska gejowskie próbowały wywrzeć nacisk na „Guardiana”, aby ten przestał korzystać z usług Krauzego. „Guardian” uznał wtedy, że nie obchodzi go, co Krauze robi dla innych pism, skoro w tym, co rysuje dla „Guardiana”, nie ma homofobii, rasizmu i innej ksenofobii. Kiedy się o tym dowiedziałem, w mojej głowie od razu pojawiło się pytanie: a gdyby szef Ku-Klux-Klanu pisał ładne i neutralne politycznie felietony, powiedzmy o hodowli pszczół? Czy „Guardian” publikowałby je wtedy? Z pełną świadomością, że lansuje i utrzymuje człowieka, który głosi nienawiść do osób o ciemniejszej skórze? Czy „Guardian” chciałby sponsorować rasizm?
Jeśli przesadzam, stosując takie porównanie, to niewiele. Dzisiaj na łamach prawicowego dziennika „Rzeczpospolita” Andrzej Krauze opublikował rysunek komentujący wizytę polskiego premiera Donalda Tuska w Nigerii. W Polsce dość ważnym wydarzeniem medialnym było to, że premier Tusk nie wziął udziału w obchodach trzeciej rocznicy smoleńskiej katastrofy lotniczej (w której zginął polski prezydent Lech Kaczyński). Jak można się domyślać, Tusk wolał dyplomatycznie wyjechać do Afryki na czas obchodów i trudno się temu dziwić. Prawica i prawicowe media – z którymi współpracuje Andrzej Krauze – od trzech lat sugerują, że Tusk spowodował katastrofę we współpracy z rosyjskimi służbami specjalnymi. Wyżej wspomniana „Rzeczpospolita” opublikowała nawet kuriozalny artykuł o rzekomych śladach materiałów wybuchowych na wraku samolotu, z którego musiała się później wycofywać.
Jak skomentował nigeryjską wizytę Andrzej Krauze? Dwaj dzicy, czarni ludożercy, z których każdy ma nos ozdobnie przebity ludzkim piszczelem, niosą związanego premiera Tuska, a ten myśli z przerażeniem: „Trzeba było lecieć do Smoleńska”. Ale mniejsza o to, co on myśli. Każdy ma prawo krytykować rządzących, nawet jeśli jest to krytyka na pograniczu obłędu. Niedopuszczalne jest to, że przy tej okazji Krauze dał wyraz swojemu prymitywnemu rasizmowi, obrzydliwemu i obraźliwemu dla Nigeryjczyków oraz wszystkich czarnoskórych.
Można powiedzieć: głupi żart, niesmaczny, obraźliwy, ale tylko żart. Niestety, to nie tylko żart. To przestępstwo. To akt niedopuszczalny zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i w Polsce. Powiedziałbym nawet: szczególnie w Polsce, szczególnie w polskim kontekście kulturowym. W Polsce takie żarty są jeszcze bardziej nieakceptowalne ze względu na panujący tu bezwzględny i agresywny rasizm, z którym należy walczyć, a nie sprzedawać go w „żartach”. Mieszkający w Polsce Afrykanie są nieustannie narażeni na ataki, a ich krzywdziciele często są bezkarni. W Warszawie polski policjant zastrzelił bezbronnego Nigeryjczyka Maxwella Itoyę w obecności ponad trzydziestu świadków. Obecni na miejscu morderstwa stwierdzili, że Itoya zachowywał się spokojnie, a policjant przed strzałem krzyczał do niego: „Zabiję cię!”. Ale polska prokuratura umorzyła sprawę. Podobnie, bicie i opluwanie czarnych studentów uznawane jest za czyn „znikomo szkodliwy” lub zasługujący na lekką i zawieszoną karę. Przed prześladowaniami nie chroni ani fama sportowa, ani przynależność do duchowieństwa, ani inne zaszczyty. Ciemnoskórzy piłkarze są opluwani, obrzucani wyzwiskami i różnego rodzaju pociskami, często przez kibiców ich własnego klubu. Pastor John Godson, teraz poseł na Sejm Polski, został dwukrotnie pobity za swój kolor skóry. I tak się jakoś złożyło – przypadek, ale wiele mówi taki przypadek – że w tym samym momencie, w którym Krauze opublikował swój „żart”, polscy nacjonaliści publicznie domagali się uwolnienia z południowoafrykańskiego więzienia polskiego rasisty i mordercy, Janusza Walusia. Waluś zabił czarnoskórego antyrasistowskiego lidera politycznego, Chrisa Haniego, a nacjonaliści określili ten czyn jako bohaterski.
Oczywiście, prawną odpowiedzialność za swój wybryk musi ponieść Andrzej Krauze, a zaraz po nim dziennik „Rzeczpospolita” (kopia tego listu zostanie przesłana do prokuratury i do ambasady Nigerii). Pytam jednak, czy Wy nie czujecie się choć trochę moralnie odpowiedzialni za to, że hodujecie rasistę, homofoba i hejtera? Czy znowu zamkniecie oczy i zignorujecie ten list? Bądźcie pewni, że problem do Was wróci, kiedy Krauze uzna za stosowne narysować kobietę i napisać: „Najnowsze osiągnięcie techniki: robot kuchenny z inkubatorem” albo przedstawi nam złodzieja Roma, który razem z portfelem umie nawet kieszeń ukraść.
Jak łatwo można domyślić się z tego listu, jestem człowiekiem naiwnym. Ale nie aż tak, żeby spodziewać się, iż opublikujecie niniejszy tekst. Dotyczy on rzeczy dziejących się w kraju, który dla brytyjskiego czytelnika nie jest interesujący – chyba, że jako rezerwuar taniej i nieokrzesanej siły roboczej. Nieraz zresztą byłem świadkiem, jak Brytyjczycy narzekali na chamstwo, zacofanie i rasizm Polaków. Jakbyście się poczuli, gdyby ci sami Brytyjczycy dowiedzieli się, że oświecony „Guardian” przyczynia się do tego polskiego zacofania i chamstwa? Macie szczęście, że nie musicie się nad tym zastanawiać publicznie, bo jak już wyżej zauważyłem, mojego listu nie wydrukujecie. Co prawda, nie tylko wysyłam go do was w postaci angielskiej, ale publikuję także po polsku w Dzienniku Opinii Krytyki Politycznej. Nie sądzę jednak, żeby taka publikacja w obcym języku zainteresowała wielu Brytyjczyków.
Byłbym jednak wdzięczny za odpowiedź. Niekoniecznie publiczną i niekoniecznie po polsku. Adres mailowy Krytyki Politycznej jest dostępny w internecie, a po angielsku czytamy.
Z lewicowym pozdrowieniem
Tomasz Piątek