Tomasz Piątek

Ruletka w Skarbie Państwa

Znajomi pytają mnie: „Dlaczego nie napiszesz czegoś o posłance Krystynie Pawłowicz?”. Szczerze odpowiadam: cholernie mi się nie chce. Jaś Kapela ostatnio napisał coś genialnego: „Jak wyśmiać posła PiS? Zacytować go”. Pisanie o Krystynie Pawłowicz to kopanie leżącego. Co prawda, jest to kopanie leżącego, który kopie leżącego, więc może warto, ale nadal cholernie mi się nie chce. Nie pisałbym więc w ogóle o posłance Pawłowicz, gdyby nie to, że zadzwoniła do mnie Mama i powiedziała mi, że chodziła z nią do szkoły. „Nie zawsze była taka straszna – powiedziała – Dziewczyna była ładna i mocno zabawowa. Pytanie, co się z nią po drodze stało?”. „Może ją przeszkolili?” – odpowiedziałem, bo nagle w mojej głowie pojawiła się straszliwa wizja. Różne partie mają swoich Mistewiczów, którzy uczą polityków, jak wyglądać sympatycznie, jak sprawiać wrażenie nowoczesnych, pewnych siebie itp. PiS najwyraźniej ma takiego eksperta, który mówi: „Nie, nie, pani profesor, Ta suknia jest nie dość workowata. Żeby pozyskać swój elektorat, musi się pani maksymalnie upodobnić do bezkształtnej bulwy. Mamy tu też natłuszczacz do włosów i doskonały, ziemisty podkład na twarz. Panie Antoni! Bródka dzisiaj nie dość dzierżyńska, trzeba ją trochę wystrzępić. A oczy zakropimy Werewolfixem (roztwór na bazie rtęci i fosforu), bo mają być czerwone i świecić – smoleński lud to lubi”.

Nie, nie, nie wyśmiewam się z biednego elektoratu PiS-owskiego. Wyśmiewam się z polityków, którzy zamiast zrobić coś dla tego biednego elektoratu, poprawić jego sytuację materialną i mentalną, oświecić go jakoś – udają głupszych i brzydszych niż są, żeby mu się przypochlebić. Jedyne, co mogę sobie tutaj zarzucić, to tyle, że – jak już wyżej napisałem – łatwo się śmiać z PiS-owca. Tak łatwo, że aż się nie chce. Dlatego dosyć o PiS-ie, dosyć o Pawłowicz.

Tak się składa, że mam znajomego, który jest przedsiębiorcą. Nie wiem, czy dobrze, że o tym piszę, skoro już i tak radykalne środowiska oskarżają KP, że niby jesteśmy socjal-zdrajcy, bo na przykład sprzeciwiamy się oblewaniu zabytków czerwoną farbą (ja akurat bardzo lubię drastyczne protesty na bakier z prawem, ale tego protestu nie rozumiem: po co oblewać marginalny butik marginalnego, nieudacznego projektanta? Czemu nie oblać hipermarketu, który truje ludzi plastikowym jedzeniem i nie puszcza pracowników na siusiu?). Jakby nie było, tak się składa, że kiedyś napisałem coś o branży taksówkarskiej i skontaktował się ze mną właściciel jednej z warszawskich korporacji taksówkowych (ale nie ten, o którym pisałem – i nie zdradzę kto). Od tego czasu parę razy rozmawialiśmy, a wczoraj spotkaliśmy się na lanczu. Przekazuję zapis tej rozmowy, trochę tylko – dla łatwiejszego czytania – obrobiony.

– Czytam, co ty tam wypisujesz w tej waszej Polityce Krytyce – zaczął przedsiębiorca – Oj, kochany, ty nic nie rozumiesz. Piszesz, że Tusk uprawia cwaną, ostrą grę. Tak było kiedyś, ale nie teraz. On planował zrobić tak: uchwalić równocześnie te tam związki partnerskie, a równocześnie przywrócić fundusz kościelny. Polityka środka: księdzu świeczkę, a gejom ogarek. Ale gówno z tego wyszło, bo w Polsce polityka środka polega na tym, że ksiądz bierze i świeczkę, i ogarek. Co potem z nimi robi, to inna sprawa, jak w tym dowcipie o zakonnicach: popatrz, siostro, na gwiazdy, one świecą i my też świecą. Ale pieprzyć zakonnice: niech już wreszcie podniosą te podatki.

– O, coś się zmieniło? – pytam – Przecież sam mówiłeś, że podatki to złodziejstwo, że państwo cię okrada.

– Wolę robić za okradanego niż za złodzieja.

– No, nie wiem, czy wielu twoich kolegów-przedsiębiorców by się z tobą zgodziło.

– Nie rozumiesz, o co chodzi. Ewidentne jest to, że państwo chce ściągnąć więcej pieniędzy od ludzi. Ale nie chce się przyznać, że podnosi podatki. Więc co robi? Urzędy Skarbowe dostają instrukcję, że mają maksymalnie przykręcić śrubę. Kontrole-srole, przypierdalanie się do wszystkiego, rozumiesz, super-kary za przecinek źle postawiony w dokumencie, żeby tylko ściągnąć jak najwięcej kasy. I na dzień dobry traktują cię jak złodzieja. No to ja już bym wolał spokojnie zapłacić dwa-trzy procent podatku więcej, ale żeby traktowali mnie jak człowieka i żeby nie wisiał nade mną ten bat, że mi wszystko zabiorą i firmę rozpierdolą.

– Mogę cię zacytować w felietonie? Z imienia i nazwiska? Podać nazwę firmy?

– Pojebało cię? Koledzy z branży mnie zajebią. Nagle przejedzie mnie jakaś taksówka. Oni tak jak wszyscy: powiedzieć im „podatki”, to jak dziecku „dentysta”, od razu wrzask. Akceptują ten układ, bo każdy myśli: mnie akurat nie trafi. Głupi naród. Dzięki temu to działa. To jest podatek-ruletka, na kogo wypadnie, na tego bęc. I każdy myśli: na mnie nie wypadnie. Barany, godzą się, że zamiast normalnego państwa mamy ruletkę. Rosyjską. Pomyśl sam, jak to działa na uczciwego przedsiębiorcę. Myśli: przyniosłem im wszystko w zębach, a i tak mnie zajebali. Następnym razem nie przyniosę – i tak uczciwy przedsiębiorca przestaje być uczciwy. I wpływy z podatków spadną zamiast rosnąć. Podobna sprawa: fotoradary. 

– No wiesz, kierowca nie jest panem świata, ma przestrzegać przepisów. 

– Pięknie, ale zobacz, jakie to jest chujowe myślenie ze strony tego rządu, że obywatel jest przestępcą, popełni w ciągu roku tyle, a tyle wykroczeń, a nawet powinien te wykroczenia popełnić, to jest jego patriotyczny obowiązek, bo z jego wykroczeń żyje państwo. Wy w tej Polityce Krytyce piszecie: państwo, państwo, jeszcze raz państwo i takie różne: solidarność, zaufanie, wspólnota. No jaką wspólnotę, jakie zaufanie, jakie państwo można budować na wykroczeniach? Prawda jest taka, że Tusk, jak już musi, to powinien podnieść te podatki. Tyle, że wtedy miałby raban: organizacje pracodawców, ekonomiści, Balcerowicz, giełdy, fundusze, rynki-srynki finansowe, agencje ratingowe. Jak one zareagują na wiadomość o podniesieniu podatków? Uhuuu, ojojoj, będzie źle, pogniewamy się, ucieczka kapitału. A jak one zareagują na wiadomość, że w Polsce zaostrzyły się kontrole skarbowe i drogowe? Nie zareagują, bo to w ogóle do nich nie dotrze, mają to w dupie. Więc mamy rosnące opodatkowanie, ale zamiast zrobić je uczciwie i otwarcie, robi się je w ukryciu i na zasadzie loterii. Samorządy też zaczynają wysysać, co się da z ludzi, na różne sposoby.

– Mówisz: wysysać. Ale te wyssane pieniądze wracają do mieszkańców w postaci inwestycji. I w mikroskali samorządowej nawet łatwiej jest to skontrolować, jak te pieniądze są wydawane.

– Dużo by o tym gadać. Fakt jest taki: władze bardzo często wydają pieniądze nieuczciwie albo nieefektywnie. Prawica mówi: nie dawać im pieniędzy. Lewica mówi: zreformować władze, żeby były uczciwe i efektywne. Ja czasem myślę, że i jedno, i drugie to pomysł księżycowy, przynajmniej w Polsce. Oczywiście, nie ma tak, żeby nic nie płacić – ale z drugiej strony, żeby zmienić władze, trzeba zmienić naród, który te władze wybiera i wytrzymuje, a ten naród jest niezmienialny. Pluje na każdą władzę, którą wybierze – ale każdej władzy, którą wybierze, pozwala na wszystko. No popatrz na HGW. Gdybym ja tak zarządzał swoją firmą, jak ona zarządza swoją…

– Warszawa to nie firma.

– Wiem, wiem, ale chyba nie chodzi ci o to, że Warszawa ma być zarządzana gorzej niż firma? Chyba powinna być zarządzana lepiej. Teraz patrz: szanowna pani podniosła ceny biletów drastycznie. Jeszcze niedawno bilet dwudziestominutowy kosztował dwa złote. Teraz trzy czterdzieści. To też jest podatek. Podatek to jest opłata dla monopolisty. Podatek to jest taka opłata za usługę, którą można dowolnie podnieść nie licząc się z konkurencją, bo konkurencji nie ma. A bilety – to jest taki podatek, który dotyczy więcej niż połowy warszawiaków i który można podnieść nie licząc się z reakcją sponsorów. Co by było – pofantazjujmy – gdyby HGW podniosła jakiś podatek lokalny, sprawiedliwie, dla ludzi i dla firm. Aj waj, zdrada, zamach na kwitnącą gospodarkę, warszawscy przedsiębiorcy masowo przenoszą się do Piaseczna, powstaje Piaseczno City, biznesowa stolica Polski, pod budowę business-parków zostają wycięte Lasy Chojnowskie i wytępione wszystkie łosie, budują tam nową giełdę, której maskotką nie jest byk ani niedźwiedź, tylko właśnie łoś. Giełda Łosi. HGW czegoś takiego zrobić nie może, więc zamiast rżnięcia łosi jest rżnięcie ludzi-łosi na biletach. Mówiono, że ta podwyżka pozwoli zachować dotychczasowe połączenia. Ale pani prezydent podnosi opłaty i likwiduje różne połączenia. No i jest jak jest. Mnie to oczywiście cieszy, jako taryfiarza. Mówiłeś, że pracujesz przy Dolnej?

– Zgadza się.

– A gdzie masz lekarza?

– W Centrum Damiana, na Służewie.

– No to teraz chcesz z pracy skoczyć do doktorka. Są godziny szczytu. Bierzesz autobus na Dolnej. To mały kawałek, kupujesz bilet dwudziestominutowy, zakładasz optymistycznie, że się zmieścisz w czasie i jesteś trzy czterdzieści w plecy. Gnieciesz się w tłoku, autobus gniecie się w korku, ale załóżmy, że masz szczęście i po sześciu-siedmiu minutach jesteś na Puławskiej. Wysiadasz, idziesz na przystanek – to już osiem minut. A tu na tramwaj trzeba poczekać kolejne siedem minut. To razem piętnaście. W tramwaju znowu gnieciesz się w tłoku, pocisz i denerwujesz: czy dojedziesz na Służew w pięć minut? Park Dreszera, Malczewskiego, Woronicza, Dworzec Południowy z długimi światłami, Niedźwiedzia, Wyścigi. Małe szanse. Jeśli chcesz być uczciwy, to musisz kupić drugi bilet. A lepiej być uczciwym, bo w czasach ostrego ściągania grzywno-podatków rośnie nie tylko cena biletów, także ilość kanarów. Jesteś sześć osiemdziesiąt w plecy. No chyba, że nie ryzykowałeś i kupiłeś czterdziestominutowy za cztery sześćdziesiąt. Ale jak już wiesz, żyjemy w czasach rosyjskiej ruletki i większość ludzi zaryzykuje: a nuż się uda za trzy czterdzieści. Więc ZTM oferuje ci przejazd w tłoku z przesiadką za prawie pięć złotych – albo przejazd w tłoku z dodatkowymi emocjami hazardowymi, za prawie trzy i pół złotego – albo za prawie siedem, jak przegrasz. No więc ja oferuję ci wygodny przejazd na siedząco, pachnącą taksówką, za dziesięć złotych. Założysz się, że dowiozę cię z Dolnej na Wałbrzyską za dychę, nawet w godzinach szczytu? Mój kierowca dostaje bieżące informacje o warunkach na trasie i ma kilka tras do wyboru.

– Nie rozwiążemy problemu komunikacji miejskiej w ten sposób, że wszyscy się przesiądą do twoich rewelacyjnych taksówek.

– Pewnie, że nie. Tyle że nie szukacie innych rozwiązań. Wszędzie na świecie, gdyby burmistrz zlikwidował część połączeń i podniósł ceny biletów, to by go mieszkańcy na taczkach wywieźli. Ale nie w Polsce. No dobrze, no to będziecie jeździć taksówkami albo dymać na piechotę, sami tego chcecie. Skromny przedsiębiorca, mając taką konkurencję ze strony miasta, może się tylko cieszyć. Ale wiesz, co jest najlepsze? Żeby wynagrodzić ludziom ceny biletów, władze miasta postanowiły, że kible w metrze będą bezpłatne. Dawniej to się nazywało: rzucić ludziom ochłap. Teraz: rzucić ludziom gówno. Drodzy Obywatele, w zamian za ukryty wzrost opodatkowania gówno od nas dostaniecie. Ale babcie klozetowe zostały na lodzie, bo babcia bufetowa płac im nie podniosła. Wy lubicie robić różne akcje społeczne, to zróbcie taką, żeby płacić babciom te dwa złote dobrowolnie. A najlepiej byście zrobili, jakbyście zaczęli wysyłać gówna do ratusza, w paczuszkach, z dopiskiem: „Łaski bez”. Kurwa, nie rób notatek. Albo przynajmniej zmień szczegóły tak, żeby nikt się nie domyślił, że to ja, bo ratusz mnie załatwi. 

www.tomaszpiatek.pl

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Tomasz Piątek
Tomasz Piątek
Pisarz, felietonista
Pisarz, felietonista. Ukończył lingwistykę na Universita’ degli Studi di Milano. Pracował w „Polityce”, RMF FM, „La Stampa”, Inforadiu, Radiostacji. Publikował w miesięczniku „Film” i w „Życiu Warszawy”. Autor wielu powieści. Nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej ukazała się jego książka "Antypapież" (2011) i "Podręcznik dla klasy pierwszej" (2011).
Zamknij