Między nadzieją a lękiem. Polska wobec nadchodzącej prezydentury Trumpa
Wśród sympatyków rządzącej koalicji perspektywa powrotu republikanina do władzy budzi w najlepszym wypadku niepewność, w najgorszym przerażenie.
Imperium wolności i nierówności.
Wśród sympatyków rządzącej koalicji perspektywa powrotu republikanina do władzy budzi w najlepszym wypadku niepewność, w najgorszym przerażenie.
Jak wąż, który zrzuca własną skórę, Zachód pozbywa się systemu wartości, który podtrzymywał jego dominację w XX wieku, a w nowym stuleciu już temu celowi nie służy.
„Zaczniemy od przestępców, a potem się zobaczy” – mówi Donald Trump.
Na całym świecie u władzy są ludzie gotowi unicestwić wszystko, byle tylko mogli panować nad ruinami.
Fiesta na cześć mordercy, choć widowiskowa, nie powinna przysłonić nam źródeł tej jednoczącej radości ze śmierci. Przyjrzyjmy się więc okolicznościom społeczno-politycznym, w jakich do niej doszło.
Jak to się stało, że wszystkie obietnice demokracji zostały w oczach wielu Amerykanów złamane?
Rysuje się już bezpośrednia oś porozumienia między autorytarną władzą państwową Chin a nowymi feudałami Ameryki.
Droga do ciemnego Oświecenia wiodła przez nieograniczone finansowanie kampanii politycznych z głębokich kieszeni cyfrowych miliarderów.
Trump potrzebuje kogoś, kto mu przypomni, że najbardziej mściwe bóstwo to to, które spełnia najszczersze życzenia.
Co jak co, ale ponuro grozić i nakładać bezwzględne sankcje to Trump potrafi.