Świat

Žižek: Serbowie protestują, a UE osiąga kolejne dno

Studenci masowo demonstrujący w Serbii nie próbują obalić władzy. To nie jest kolejna kolorowa rewolucja, nikt nie macha tu unijnymi flagami. Demonstranci domagają się tylko, by rząd przestrzegał prawa i porządku publicznego. Unia Europejska przezornie milczy.

Coś ważnego dzieje się właśnie w Chinach. Wśród młodych pojawił się nowy, powszechny trend, który wywołuje panikę u kierownictwa partii. Oto młodzież opanował duch bierności i rezygnacji, określany nowym pojęciem bailan („olać, niech zgnije”).

Zrodzona z rozczarowania i oporu wobec utrzymujących się od dawna norm kulturowych postawa bailan zachęca do minimalistycznego podejścia do pracy, do wykonywania obowiązków tylko w niezbędnym, minimalnym wymiarze godzin i stawiania na pierwszym miejscu własnego dobra zamiast rozwoju kariery.

Podobne podejście określane jest również jako tang ping („leżeć plackiem”). To slangowy neologizm, który oznacza „leżeć plackiem i przetrzymać ciosy”, czyli nie mieć żadnych pragnień i podchodzić bardziej obojętnie do życia. Oba pojęcia sugerują osobiste odrzucenie społecznej presji wymuszającej przepracowywanie się i przewyższanie oczekiwań kosztem zaniedbania relacji społecznych. Sygnalizują więc odmowę udziału w wyścigu szczurów, który oferuje w zamian coraz mniej.

Quiet quitting: Uroki niezapracowywania się na śmierć

To zjawisko nie ogranicza się wyłącznie do młodego pokolenia. Spójrzmy bowiem na inny fenomen: w lipcu 2024 roku media doniosły, że coraz więcej chińskich pracowników rezygnuje ze stresującej pracy w biurze i wybiera bardziej elastyczną pracę fizyczną. Mówi 27-latek z Wuhanu: „Lubię sprzątać. [W kraju] podnosi się stopa życiowa, dlatego zapotrzebowanie na usługi sprzątania gwałtownie wzrasta. Dzięki tej zmianie przestało mi się kręcić w głowie. Czuję mniejszą presję psychiczną. Codziennie mam mnóstwo energii”.

Takie podejście wydaje się całkowicie apolityczne: odrzuca aktywny opór wobec instytucji władzy i próby nawiązania dialogu z rządzącymi. Ale czy istnieje jeszcze jakaś inna droga?

Istotniejsze niż chińskie bailan wydają się masowe protesty w Serbii. Są wyjątkowe właśnie dlatego, że proponują trzecią opcję, dokładne przeciwieństwo postawy bailan. Demonstranci otwarcie przyznają, że w serbskim państwie panuje zgnilizna, ale im nadal zależy; nie chcą pozwolić mu zgnić do reszty.

Demonstracje zaczęły się w listopadzie 2024 roku w miejscowości Novi Sad – po tym, jak na dworcu kolejowym zawalił się dach, powodując śmierć 15 osób i poważne obrażenia u dwóch. Z czasem demonstracje rozlały się na 200 miast i miasteczek w całym kraju i trwają do dziś. Choć na ich czele stoją studenci szkół wyższych domagający się pociągnięcia do odpowiedzialności winnych zawalenia się dworca, w protestach często uczestniczą nawet setki tysięcy osób. Jest to największy ruch studencki w Europie od 1968 roku. Zawalenie się dachu dworcowej hali było jak wybuch wulkanu – moment, w którym wrzące w całej Serbii niezadowolenie osiągnęło w końcu swój punkt krytyczny.

Nie próbujcie tłumić społecznego gniewu. On powróci jeszcze silniejszy [fragment książki]

Demonstrantów oburza korupcja i dewastacja środowiska, na przykład rządowe plany otwarcia dużych kopalni litu, ale nie tylko. Sprzeciwiają się również temu, w jaki sposób serbski prezydent Vučić i jego rząd traktują mieszkańców kraju. To, co władze prezentują jako szybką modernizację kraju, który dołącza do globalnego rynku, okazało się przykrywką dla gęstej sieci korupcji, wyprzedawania zasobów narodowych zagranicznym inwestorom na szemranych warunkach, stopniowego eliminowania opozycyjnych mediów, a nawet podejrzanych zgonów znanych oponentów reżimu (często maskowanych jako wypadki drogowe). Wszystko to dzieje się na naszych oczach, w biały dzień, świadcząc o perfidnym braku najzwyklejszej przyzwoitości wśród rządzących.

Obecna sytuacja jest znacznie gorsza niż w najgorszych czasach rządów Miloševicia. Ale dlaczego te protesty są takie wyjątkowe?

Demonstranci powtarzają w kółko: „Nie mamy żadnych postulatów politycznych, dystansujemy się od partii opozycyjnych. Wzywamy jedynie serbskie instytucje do tego, by działały w interesie obywateli”. Sformułowali kilka żądań, których spełnienia domagają się bezwarunkowo. Chcą ujawnienia pełnej dokumentacji remontu dworca kolejowego Novi Sad, dostępu do wszystkich dokumentów, tak by rząd nie mógł niczego ukryć przed opinią publiczną, wycofania zarzutów wobec osób aresztowanych podczas pierwszej antyrządowej demonstracji w listopadzie oraz postawienia zarzutów tym, którzy zaatakowali studentów na demonstracji w Belgradzie (niektórzy z tych, którzy fizycznie atakowali demonstrantów, okazali się później członkami partii rządzącej).

Katastrofa, która poruszyła Serbię

czytaj także

Krótko mówiąc, demonstranci chcą przerwać zaczarowany krąg, w którym partia rządząca, sprawując kontrolę nad wszystkimi instytucjami, bierze państwo na zakładnika.

Vučić zareagował nie tylko różnej postaci przemocą, ale także pewnego rodzaju klinczem. Im bardziej Vučić panikuje, tym większa jego desperacja w zapraszaniu demonstrantów do dialogu, do negocjacji (co, jak z lubością podkreśla, stanowi praktykę przyjętą w cywilizowanych krajach). Jednak demonstranci odmawiają dialogu, domagają się jedynie spełnienia swoich żądań.

Protesty społeczne zwykle niosą co najmniej groźbę przemocy, gdy jednocześnie demonstranci domagają się prawdziwie otwartego dialogu, w którym będą traktowani poważnie przez rządzących. Tu jednak sytuacja jest odwrotna: nikt nie grozi przemocą, a dialog zostaje otwarcie odrzucony. Taki upór w domaganiu się spełnienia żądań w swojej prostocie wywołuje konsternację, stając się pożywką dla teorii spiskowych: kto za tym stoi? Konsternację i (fałszywe) poczucie chaosu pogłębia fakt, że jak dotąd nie wyłoniły się żadne postacie, które by tym protestom przewodziły (zapewne dlatego, że każda osoba, którą uznano by za przywódcę lub przywódczynię, stałaby się celem represji).

Dlatego protesty w Serbii są jakoś podobne do chińskiego bailan: brak w nich typowego zaangażowania politycznego, ducha opozycji. Oczywiście nadejdzie czas, kiedy do gry wkroczy zorganizowana polityka, jednak okazywana przez demonstrantów „apolityczność” służy temu, by nowa polityka nie była jedynie kolejną wersją starego rozdania. Mamy oto czyste pole, na którym może zacząć rodzić się autentyczne prawo i porządek publiczny.

Właśnie dlatego serbskie protesty zasługują na bezwarunkowe poparcie. Pokazują, że w pewnych sytuacjach zwykły apel o prawo i porządek publiczny może być bardziej wywrotowy niż przemoc, której celem jest obalenie władzy. Demonstranci domagają się prawa i porządku publicznego bez żadnych niepisanych zasad, które prowadzą do korupcji i władzy autorytarnej – daleko im więc do starej anarchistycznej lewicy, która dominowała w protestach studenckich w 1968 roku.

Pyrrusowe zwycięstwo prezydenta Serbii Aleksandara Vučicia

Po 24-godzinnej blokadzie mostu na Dunaju w Novim Sadzie demonstranci postanowili pozostać trzy godziny dłużej, by posprzątać teren, na którym odbył się wiec. Trudno chyba nawet wyobrazić sobie paryskich studentów, którzy obrzuciwszy policję kamieniami, uprzątnęliby potem owe kamienie z ulic Dzielnicy Łacińskiej.

Jednak bez względu na deklarowane intencje protestujących ich demonstracje mają charakter głęboko polityczny. Czy zatem nie można zarzucić im pewnej hipokryzji? Nie. I to właśnie dlatego, że są polityczne w znacznie bardziej radykalny sposób. Nie chcą robić polityki w istniejącej przestrzeni (głównie niepisanych) zasad, chcą zmienić od podstaw sposób działania instytucji państwowych w Serbii.

Hipokryzję można zarzucić wyłącznie Brukseli, bo Unia Europejska nie wywiera najmniejszej presji na Vučicia w obawie, że popchnęłaby go w objęcia Rosji. Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, choć wyraziła poparcie dla „narodu gruzińskiego walczącego o demokrację”, teraz znacząco milczy na temat buntu w Serbii – kraju, który od 2012 roku oficjalnie ubiega się o członkostwo w UE. Unia na razie pozwala, by Aleksandar Vučić robił, co chce, ponieważ, jak zauważa część komentatorów, obiecuje Europie stabilizację i lit.

Žižek: Narzucona wolność nie przynosi sprawiedliwości

Brak jakiejkolwiek krytyki ze strony Unii, nawet w obliczu oszustwa wyborczego na szeroką skalę, niejednokrotnie pozostawiał już serbskie społeczeństwo obywatelskie na lodzie. Dlatego serbskie demonstracje nie są kolejną kolorową rewolucją. To nie kolejny ruch pod hasłem „Ku zachodniej demokracji”, a demonstranci nie wymachują tu unijnymi flagami. Krótko mówiąc, UE osiągnęła kolejne po wojnie w Gazie etniczno-polityczne dno.

Z angielskiego przetłumaczyła Dorota Blabolil-Obrębska.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Slavoj Žižek
Slavoj Žižek
Filozof, marksista, krytyk kultury
Słoweński socjolog, filozof, marksista, psychoanalityk i krytyk kultury. Jest profesorem Instytutu Socjologii Uniwersytetu w Ljubljanie, wykłada także w European Graduate School i na uniwersytetach amerykańskich. Jego książka Revolution at the Gates (2002), której polskie wydanie pt. Rewolucja u bram ukazało się w Wydawnictwie Krytyki Politycznej w 2006 roku (drugie wydanie, 2007), wywołało najgłośniejszą w ostatnich latach debatę publiczną na temat zagranicznej książki wydanej w Polsce. Jest również autorem W obronie przegranych spraw (2009), Kruchego absolutu (2009) i Od tragedii do farsy (2011).
Zamknij