Monbiot: Zimni fanatycy wzrostu. Jedzą PKB, na co im woda i powietrze

W sprawach ochrony środowiska obecny brytyjski rząd Partii Pracy okazuje się gorszy nawet niż torysi.
George Monbiot
Fot. Jared Rodriguez/Truthout/flickr.com

Rzeki umierają, gleba niszczeje, powietrze jest zanieczyszczone i możemy się jedynie domyślać, jaki wpływ na ludzkie zdrowie ma nagromadzenie toksyn w naszym otoczeniu. Ale kto by się tym przejmował, skoro PKB musi rosnąć. Przetopmy ludzkie życie i przyrodę na pieniądze!

Wprost nie wierzę, że to piszę, ale to wnioski, których doprawdy trudno uniknąć. Po czternastu latach chuligańskiego traktowania środowiska naturalnego wydawałoby się, że nie ma siły, by labourzyści nie byli zmianą na lepsze. Jednak w sprawach ochrony środowiska obecny brytyjski rząd okazuje się gorszy nawet niż torysi.

Ostatnią osobą na urzędzie premiera, która twierdziła, że wzrost jest celem absolutnie nadrzędnym, była Liz Truss – i nie szczędziła przy tym połajanek każdemu, kto uważał inaczej. Nas, broniących żywego świata, nazywała „koalicją antywzrostu”, „głosami upadku” i „wrogami przedsiębiorczości”, którzy „nie rozumieją aspiracji”.

Teraz pałeczkę przejął od niej Keir Starmer. Polityka rządu ma doprowadzić do wzrostu PKB, a wszystkich, którzy ją kwestionują – choćby była niszczycielska i irracjonalna, jak planowana rozbudowa lotnisk w Heathrow, Gatwick, Luton czy Doncaster Sheffield – premier z Partii Pracy nazywa „marnującymi czas sobkami”, „fanatykami” i „hamulcowymi”, którzy „kreują się na jedynych sprawiedliwych”.

Bilety lotnicze zdrożeją? I bardzo dobrze!

Chodzi przecież o ludzi, którym zdarza się wysłać „gratulacje do aktywistów klimatycznych” po tym, jak ich pozew w sądzie apelacyjnym wstrzymał plan budowy trzeciego pasa na Heathrow. Albo o tych, którzy twierdzą, że rozbudowy Heathrow należy zaniechać, bo „największym wyzwaniem jest teraz pilne podjęcie działań na rzecz klimatu”. A nie – chwileczkę! – to przecież słowa samego Starmera, tyle że z 2020 roku. Tego Starmera, na którego ludzie naprawdę zagłosowali, a nie tego, który okazał się nowym wcieleniem najgorszej konserwatywnej premierki naszych czasów.

Kanclerka skarbu państwa Rachel Reeves twierdzi, że wzrost to „atut, który przebija wszystko”, w tym rządowe zobowiązania względem ochrony środowiska. Atut, po angielsku „trump”, to jednak niefortunny dobór słów. Nowa retoryka rządu w przerażającym stopniu przypomina tę, której z upodobaniem używał pewien skazany przestępca: monomania, slogany i obelgi zamiast niuansów i złożoności polityki.

Sensownie jest poprawić jakość połączeń kolejowych na linii wschód–zachód, zbudować więcej zbiorników retencyjnych i elektrowni wiatrowych na morzu, co Reeves obiecywała w swoim wystąpieniu. Pilnie potrzebujemy nowych, naprawdę przystępnych cenowo domów oraz systemowej reformy rynku mieszkaniowego. Nie ma jednak żadnego usprawiedliwienia, aby w dobie kryzysu klimatycznego rozbudowywać lotniska czy budować nowe przelotówki, jaką jest postulowana przez Reeves droga Lower Thames Crossing. „Zrównoważone paliwa lotnicze”, na których rząd chciałby polegać, nie istnieją ani nie wejdą do użycia na niezbędną skalę.

Reeves szydzi z obaw o środowisko w trumpowskim stylu. Twierdzi, że ludzie sprzeciwiają się dodaniu na Heathrow trzeciego pasa, którego budowę właśnie ogłosiła, tylko dlatego, że „to może podnieść emisje dwutlenku węgla za 20 lat”. No cóż – nie żadne tam „może”, tylko podniesie. Któż by się jednak przejmował tym, co będzie za dwa dziesięciolecia?

Oczywiście oznacza to także, że tego typu projekty przez 20 lat nie przyniosą obiecanego wzrostu gospodarczego. Istnieją wręcz dowody na to, że rozbudowa lotnisk w ogóle nie przyczynia się do wzrostu. A choćby się nawet przyczyniała, a ów wzrost miałby posłużyć finansowaniu nowych szpitali (co stoi pod wielkim znakiem zapytania), to na ten zysk i tak musielibyśmy czekać ponad 20 lat. Czy taka jest intencja tej polityki?

Monbiot: Władcy pustyni

czytaj także

Monbiot: Władcy pustyni

George Monbiot

A przecież można by wybudować szpitale już teraz. To po pierwsze wielkie zakłady pracy, po drugie wspierają ludzi w powrocie do aktywności zawodowej, a po trzecie szpitale zapewne bardziej przyczyniłyby się do wzrostu gospodarczego niż lotniska, przy okazji zaspokajając pilne potrzeby ludności. A jednak wszechstronny plan budowy szpitali ma teraz dla rządu mniejszy priorytet niż rozbudowa jednego lotniska.

Trudno nie odnieść wrażenia, że podobnie jak Truss, gdy Reeves i Starmer mówią o „wzroście”, tak naprawdę chodzi im o spełnienie żądań drapieżnych lobbystów.

Przez chwilę jednak uwierzmy im na słowo. Wyobraźmy sobie, że wzrost gospodarczy będziemy traktować jako nadrzędny cel polityki państwa. Pomińmy ekonomistę Simona Kuznetsa, który ustandaryzował PKB, i jego rady, aby przypadkiem „nie mierzyć dobrostanu narodu miarą dochodu narodowego”. Jeśli plany rządu rzeczywiście mają przynieść wzrost, Starmer i Reeves powinni przeczytać raport opublikowany w styczniu – nie przez Extinction Rebellion, ale przez Instytut Aktuariuszy (Institute and Faculty of Actuaries) – w którym aktuariusze ostrzegają, że bez podjęcia natychmiastowych i zdecydowanych działań zapaść klimatyczna może w latach 2070–2090 doprowadzić do skurczenia się światowej gospodarki o połowę.

PKB: wygodny i zawodny [wyjaśniamy]

Innymi słowy, jeśli trzeci pas na Heathrow zostanie wybudowany – może do 2040 roku, a może nie – spowoduje w jakimś mikroskopijnym stopniu przyrost PKB. Jeśli jednak ostrzeżenie aktuariuszy jest słuszne, z pewnością przyczyni się także do całościowej zapaści gospodarczej niedługo potem. Tych, którzy sprzeciwiają się projektowi, Starmer oskarża o „spowalnianie postępu naszego narodu”. Gdy jednak ów „postęp” polega na wyścigu głupców do przepaści, być może spowalnianie – i zmiana priorytetów – dobrze nam zrobi.

Ale nie! Dla bożka PKB należy poświęcić wszystko. Na przykład, mimo że wielkie zakłady drobiarskie (ogromne stalowe szopy, w których tłoczy się tysiące ptaków) zabijają rzekę Wye i wiele innych rzek, minister ds. środowiska Steve Reed uważa, że powinno się ułatwić udzielanie licencji na ich budowę.

Wydawanie licencji stanowi tymczasem jedyny skuteczny punkt, w którym można jeszcze coś zaradzić: po wybudowaniu zakładów wytwarzane w nich azotany i fosforany w nieunikniony sposób powodują zniszczenie pobliskich rzek. Pewnie one też zmiotą z planszy więcej wartości gospodarczej, niż jej wytworzą, bo rujnują przecież miejscową gospodarkę opartą na turystyce i blokują rozwój mniej niszczycielskich form życia w wyniku nadmiernego nagromadzenia składników odżywczych.

Pod tym, ale i innymi względami, rząd rzuca kłody pod nogi własnej Komisji Wód, która jest jedną z niewielu oznak jakiegokolwiek postępu w sprawach ochrony środowiska od czasów konserwatystów.

Niedawno, w spektakularnym akcie chuligaństwa Starmer posłał do kosza ustawę w sprawie klimatu i przyrody, która miała dostosować politykę rządu do podjętych przez rząd międzynarodowych zobowiązań. Partia Pracy nakazała swoim posłankom i posłom maksymalnie przedłużać procedurę, a każdemu, kto ustawę poprze, zagroziła sankcjami.

Nawet Liz Truss nie przypuściła takiego ataku na organy regulacyjne państwa. Instytucje takie jak brytyjska Agencja ds. Środowiska, Natural England, Organ ds. Bezpieczeństwa i Higieny oraz agencja UK Reach, sprawująca nadzór nad wykorzystaniem chemikaliów, borykają się z zabójczą mieszanką niewystarczających środków budżetowych i politycznej wrogości, a Reeves twierdzi, że zadaniem organów regulacyjnych jest „napędzanie wzrostu”.

Nie na tym jednak polega ich rola. Istnieją po to, by nas chronić, niezależnie od żądań wysuwanych przez kapitał. Po piętnastoletnim okresie deregulacji drogą cięć budżetowych i ministerialnych nacisków skutki są takie, że nasze rzeki umierają, gleba niszczeje, następuje katastrofalna utrata dzikiej przyrody, powietrze jest zanieczyszczone, poziom hałasu przekracza normy bezpieczeństwa i możemy się jedynie domyślać, jaki wpływ na ludzkie zdrowie będzie miało nagromadzenie toksyn w naszym otoczeniu. Jak niby poprawia to nasze życie?

„Metod Ostatniego Pokolenia nie popieram, ale…” Trzy porady dla osób publicznych

Kto by się jednak przejmował, przetopmy ludzkie życie i przyrodę na pieniądze. PKB, który oprócz korzyści kryje w sobie ogromne szkody, bije wszystko inne na głowę. Bo rząd ma się czym pochwalić, nawet jeśli liczby, które przedstawia, oznaczają spadek naszego dobrostanu, będącego wyznacznikiem naszego rzeczywistego dobrobytu.

Może i członkowie gabinetu Starmera przewyższają rząd Truss kompetencjami, ale po zaledwie pół roku sprawowania rządów dorównują jej zimnym fanatyzmem i nietolerancją wobec sprzeciwu. Tylko czy aby na pewno za tym głosowali Brytyjczycy, wybierając Partię Pracy?

**
George Monbiot – dziennikarz i działacz ekologiczny. Publikuje w „Guardianie”. W ubiegłym roku nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej ukazała się jego książka Regenesis. Jak wyżywić świat, nie pożerając planety.

Artykuł ukazał się na blogu autora. Z angielskiego przełożyła Katarzyna Byłów.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij