Świat

W Maghrebie wybory prezydenckie od A do Z układają urzędujący prezydenci

W Tunezji i Algierii wybory zorganizowano według tego samego schematu: ubiegającym się o reelekcję prezydentom dobrano po dwóch raczej drugorzędnych kontrkandydatów, a w kampanii zadbano o nierówność szans. To prosty przepis na zwycięstwo wyborcze, ale też dolewanie oliwy do ognia

Na początku września do urn wyborczych ruszyli Algierczycy, a niecały miesiąc później to samo zrobią ich sąsiedzi z Tunezji, matecznika Arabskiej Wiosny. Głosowania w Maghrebie trudno jednak uznać za święto demokracji. Wynikami algierskich wyborów manipulowano na tyle nieudolnie, że komisję wyborczą skrytykował nawet nowy-stary prezydent Abd al-Madżid Tabbun. Niezagrożone powinno być również zwycięstwo jego tunezyjskiego odpowiednika, bowiem Kajs Su’ajjid zadbał o usunięcie z wyścigu głównych rywali.

Arabska Wiosna po 10 latach: ten bunt wybuchnie na nowo

Położone w Maghrebie, czyli na zachodzie świata arabskiego, Algieria i Tunezja, mają ze sobą wiele wspólnego. Poprzestając na dziejach najnowszych: mowa o dwóch byłych koloniach Francji, w których po wyzwoleniu ukonstytuowały się świeckie dyktatury, w okresie zimnej wojny mniej lub bardziej flirtujące z socjalizmem, porzuconym jednak przez oba państwa kilka dekad temu. Po Arabskiej Wiośnie mogło wydawać się, że ich historia zaczyna się rozjeżdżać, bowiem w Tunezji zwyciężyła demokratyczna rewolucja, a w Algierii obóz władzy trzymał się mocno po zwycięstwie w krwawej wojnie domowej z przełomu wieków. W ostatnim czasie sąsiedzi na nowo zbliżyli się do siebie w kwestiach ustrojowych.

Republika Tunezyjska stopniowo wraca do autorytaryzmu, tyle że w nowym wydaniu. Odpowiedzialny za to jest prezydent Kajs Su’ajjid, który wygrawszy wybory w 2019 roku, przystąpił do przebudowy państwa, rządząc wiele miesięcy bez rozwiązanego przez siebie samego parlamentu i narzucając Tunezji nową, bardziej konserwatywną konstytucję, z silniejszą pozycją głowy państwa. Pod wieloma względami są to rozwiązania dobrze znane w Algierii. Dla afrykańskich sąsiadów tegoroczne wybory prezydenckie, organizowane przez oba państwa w ciągu miesiąca, stanowią raczej okazję do przetestowania trwałości panujących reżimów niż realną szansę na zmianę władzy.

W Algierii zwycięstwo zbyt okazałe nawet dla zwycięzcy

Niewielu miało złudzenia co do otwartości algierskich wyborów. Komisja wyborcza wykreśliła 13 z 16 kandydatów, a dwóch pozostałych w wyścigu rywali urzędującego prezydenta często określano mianem „figurantów”. Według pierwszych przekazów Abd al-Madżid Tabbun miał uzyskać aż 95 proc. głosów. Natychmiast pojawiły się oskarżenia o fałszowanie rezultatów, wraz z licznymi doniesieniami o nieprawidłowościach w poszczególnych okręgach i komisjach. Opozycja i niezależne media sugerowały również, że prawdziwa frekwencja była o wiele niższa niż podawane przez władze 48 proc. Na podstawie własnych wyliczeń i oddolnie zbieranych danych, różne źródła algierskie mówiły o partycypacji wynoszącej 23 lub niecałe 18 proc. Francuskie instytucje rządowe nieoficjalnie stawiały poprzeczkę jeszcze niżej, szacując, że zaledwie co dziesiąty Algierczyk wziął udział w głosowaniu.

Skąd się wziął i dlaczego przegrał Mohammad Mursi: krótka historia władzy w Egipcie

W reakcji na falę krytyki, płynącą z kraju i zagranicy, głosy przeliczono ponownie, co tym razem dało wynik 84 proc. oddanych na zwycięskiego kandydata. Nie zmodyfikowano natomiast w znaczący sposób danych dotyczących frekwencji (finalnie partycypacja wyborcza miała osiągnąć poziom 46 proc.), podejrzanie wysokiej jak na wybory zbojkotowane przez niemal całą opozycję. Szczególnie zagadkowy był nagły skok liczby głosujących po godzinie siedemnastej, kontrastujący z raportowanymi wcześniej spadkami w stosunku do wyborów sprzed pięciu lat.

Dosyć niespodziewanie pierwsze oficjalne rezultaty zakwestionował sam prezydent, a zarazem prezydent elekt. Abd al-Madżid Tabbun wytknął algierskiej komisji wyborczej nieprecyzyjność i wezwał do „zweryfikowania danych”, prawdopodobnie będąc głównym odpowiedzialnym za wspomnianą korektę wyników, w praktyce redukującą rozmiary jego zwycięstwa. Sprawiła ona również, że dwaj pozostali kandydaci przekroczyli próg 5 proc. głosów, co zapewni im zwrot kosztów kampanii i prawdopodobnie złagodzi płynącą z ich strony krytykę władz. Być może Tabbun próbuje w ten sposób zminimalizować negatywne efekty własnych błędów, ale równie możliwe jest szczere niezadowolenie prezydenta z jego współpracowników. Spekuluje się, że niezdarna organizacja wyborów i ich skompromitowanie tak nierealistycznymi wynikami świadczy o napięciach wewnątrz obozu władzy, w którym znajdują się osoby gotowe podkopać pozycję algierskiego przywódcy dla osobistych korzyści.

Niezależnie od całego zamieszania, wybory udowodniły, że Front Wyzwolenia Narodowego (FLN) nie zamierza wypuścić władzy ze swoich rąk. Dzieży ją od momentu wypędzenia z Algierii francuskich kolonizatorów, choć nie bez okresowych kryzysów. Zdecydowanie najpoważniejszym z nich była wojna domowa na przełomie wieków, gdy po zwycięstwie wyborczym radykalnych islamistów (osłabiony FLN zezwolił na wolne wybory) wojsko przeprowadziło zamach stanu i zapobiegło przekazaniu władzy kosztem 150 tysięcy poległych w konflikcie Algierczyków. Chociaż na tym tle protesty z 2019 i 2020 roku były bardzo łagodne, to można odnieść wrażenie, że prezydent Tabbun wciąż siedzi na beczce prochu, a wyborcza wpadka wizerunkowa nie poprawiła jego pozycji.

Tunezję czekają nie wybory, ale plebiscyt

W Tunezji ponownie mamy do czynienia z trójstronnym pojedynkiem, w którym wśród kontrkandydatów urzędującego prezydenta raczej nie znajdziemy nikogo zdolnego rzeczywiście mu zagrozić. Rywalami Su’ajjida są Zouhair Maghzaoui, lider świeckiego i socjalistycznego Ruchu Ludowego, oraz bliższy liberalnemu centrum Ayachi Zammel. Kilkunastu innym politykom, w tym głównym liderom opozycji, uniemożliwiono udział w wyborach, uznając ich kandydatury za niespełniające wymogów formalnych.

Fiasko Arabskiej Wiosny? Prezydent Tunezji sam pisze konstytucję, ludzie nie wierzą w demokrację

Jakby tego było mało, niedługo przed oficjalnym rozpoczęciem kampanii Zammel został zatrzymany pod zarzutem sfałszowania dokumentacji wyborczej. Nie sprawi to, że jego nazwisko zniknie z kart głosowania, ale jego walka o głosy jest znacząco utrudniona. Oprócz coraz częstszych aresztowań opozycjonistów, na porządku dziennym w Tunezji jest naruszanie niezawisłości sądów i ograniczanie wolności prasy. Otoczenie Su’ajjida decyduje o tym, kto może kandydować wyborach, kto trafi do aresztu i komu uwagę poświęcą największe media.

To wszystko sprawia, że trudno mówić o demokratycznych wyborach prezydenckich – zwycięzca jest dobrze znany i pytaniem pozostaje jedynie, na ile głosów może liczyć Kajs Su’ajjid. Na pewno jego celem jest powstrzymanie tendencji spadkowej, widocznej w każdym kolejnym głosowaniu. O ile w wyborach w 2019 roku wzięła udział połowa Tunezyjczyków, o tyle w referendum konstytucyjnym w 2022 roku już tylko 30 proc. obywateli wyraziło opinię na temat prezydenckiego projektu.

Niedługo później kompletną farsą okazały się zorganizowane według nowych zasad wybory parlamentarne, w których głos oddał zaledwie co dziesiąty wyborca. Powtórzenie podobnego wyniku w mającym się odbyć 6 października głosowaniu stanowiłoby poważny cios dla stosunkowo nowego reżimu Su’ajjida. Mimo to zakończenie jego rządów drogą wyborczą nie wydaje się w tym momencie możliwe – obóz władzy zbyt wiele zainwestował w zagarnięcie dla siebie całego państwa.

Oznacza to, że długo stawiana jako wzór dla regionu Tunezja znajduje się na drodze do całkowitego pogrzebania zdobyczy Arabskiej Wiosny. Prezydent Su’ajjid zdążył zastąpić demokratyczną i postępową konstytucję projektem znacznie bardziej autorytarnym, a teraz z niego korzysta, układając pod siebie najbliższe wybory prezydenckie. Algieria pokazała jednak, że nawet ukartowane głosowanie może zakończyć się wpadką obozu rządzącego, dodatkowo osłabiając i tak niskie zaufanie obywateli do władz. Każda kolejna reelekcja będzie dla Tabbuna trudniejsza, jeśli zdecyduje się dążyć do pozostania na stanowisku, tak jak w 2019 roku jego ubiegający się o piątą kadencję poprzednik.

Syria po „Arabskiej Wiośnie”: 8 kluczowych faktów

czytaj także

W Tunezji już teraz trwają protesty przeciwko nieuczciwym wyborom, a ich wynik może wywołać jeszcze mocniejsze erupcje społecznego niezadowolenia. Maghreb wydaje się odliczać czas do kolejnej rewolucji, ale jak pokazała najnowsza historia regionu, trudniejsze od (i tak niełatwego) obalenia panującego reżimu może być zapobiegnięcie nadejściu kolejnego autokraty.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Artur Troost
Artur Troost
Student UW, publicysta Krytyki Politycznej
Student historii i socjologii na Uniwersytecie Warszawskim. Publicysta Krytyki Politycznej.
Zamknij